Moje ulubione żele kosmetyczne



Dziś post troszkę z cyklu "ulubieńcy", bo zorientowałam się, że w mojej pielęgnacji żele są bardzo ważnym punktem i choć mam ich sporo, wracam wiernie do zaledwie kilku. I nie roszczę sobie prawa do uważania ich za najlepsze na świecie - ot, są to moi prywatni ulubieńcy, którzy być może i Wam się przysłużą.

W kosmetyce najczęściej spotykamy się z hydrożelami, tj. opartymi na wodzie - i o takich żelach właśnie dzisiaj Wam opowiem. Dlaczego hydrożele? Z wielu powodów, ale dwa są najważniejsze:

  1. Piekielnie łatwo jest je zrobić samemu
  2. Fantastycznie znoszą tłustość kremów a nawet oliwek

O punkcie nr 2 mówiłam już wielokrotnie, podkreślając magiczną wręcz moc żelu borowinowego (ale i siarczkowego również!) od Sulphur Busko-Zdrój, dzięki której najbardziej tłuste kosmetyki można doprowadzić do stanu używalności, mieszając je po prostu z ww żelem, tworząc tym samym lekką emulsję.



Ta właściwość dotyczy wszystkich żeli, ale z borowinowym mam dodatkowo po drodze dlatego, że fantastycznie pielęgnuje moją cerę. Widzę zawsze dobre efekty po jego stosowaniu - wygładzenie, wykasowanie "zachciewajek", dobre nawilżenie. 

Bardzo dobrze sprawdza się również jako baza do maseczek - wystarczy dosypać spiruliny lub innych dobroci i gotowe. Niekiedy stosowałam go również jako bazę do peelingu enzymatycznego - trochę żelu na dłoń, szczypta bromelainy do tego, zamieszać, nałożyć na twarz, przemasować, zostawić na 10 minut, spłukać. To jest tak proste :)

Bardzo często moja wieczorna pielęgnacja polega na zmieszaniu na dłoni jakiegoś mojego serum olejowego z kroplą tego żelu i wklepaniu tej emulsji w skórę twarzy i dekoltu. Rewelacja.

Nie jestem w stanie powiedzieć, która to już u mnie butelka, ale z pewnością nie ostatnia. Chętnie go używam również do ciała - mieszam na dłoni oliwkę lub tłusty balsam i dodaję tego żelu, dzięki czemu wszystko wchłania się fantastycznie, a dodatkowo nie zanotowałam ani razu podrażnień po goleniu gdy go używam.
Zerknijcie, co jeszcze zrobiłam z tym żelem borowinowym: KLIK!



Drugim, ulubionym żelem, do którego wracam zawsze, jest stary, dobry żel hialuronowy. Dostawca? Przeważnie ZSK lub Mazidla czy inne sklepy z półproduktami - tutaj nie mam sentymentów, kupuję tam, gdzie jest aktualnie promocja :)
Niemniej, bardzo sobie chwalę żele hialuronowe z Kolorowki - bo mają kilka ekstra składników, których sama nie muszę tam dodawać, a działają świetnie na skórę: KLIK!

Żel hialuronowy najchętniej stosuję jako dodatek do moich własnych receptur - i to do absolutnie wszystkich. Czy mówimy o pielęgnacji ciała, twarzy, włosów czy paznokci, ten składnik zawsze się sprawdzi. 
Można go również dodawać do gotowych kosmetyków, żeby sobie podpimpować nawilżenie. Nieraz zdarzyło mi się dodać kroplę żelu hialuronowego do maski na włosy lub do indygo podczas farbowania. 
I podobnie jak w przypadku żelu borowinowego, nieraz zdarza mi się zamiast kremu wklepać w skórę emulsję wykonaną "na szybciora" z żelu hialuronowego i jakiegoś oleju lub serum olejowego. Trudno jest ten składnik przecenić.



Trzeci żel jest już nieco bardziej zaawansowanym kosmetykiem i pewnie go znacie dobrze, bo kosmetyki "syberyjskie" są już paru ładnych lat rozchwytywane w naszym kraju. 
Natura Siberica spray do ciała i włosów "Vivid Vitamins" - no, dobra, z tym "sprayem" trochę przesadzili, bo dozownik nie rozpyla mgiełki ale strumień (prosto w oko), niemniej nadal jest to najwygodniejszy sposób dozowania żelu. Dwie pompki dodaję do oleju/kremu na dłoni i jest idealnie. 

Skład tego kosmetyku jest imponujący:

Aqua, Glycerin, Schizandra Chinensis Fruit Extract, Pulmonaria Officinalis Extract, Achillea Asiatica ExtractWH, Rhodiola Rosea Root ExtractWH, Hesperis Sibirica Flower ExtractWH, Pinus Sibirica Oil Polyglyceryl-6 EstersPS, Rosa Canina Fruit Oil*, Vaccinium Myrtillus Seed Oil, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Sophora Japonica Flower Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Anthemis Nobilis Flower Extract*, Artemisia Vulgaris Extract,Tocopheryl Acetate, Panthenol, Retinyl Palmitate, Niacinamide, Xanthan Gum, Gellan Gum, Caprylyl/Capryl Wheat Bran/Straw Glycosides, Fusel Wheat Bran/Straw Glycosides, Polyglyceryl-5 Oleate, Sodium Cocoyl Glutamate, Glyceryl Caprylate, Lactose, Cellulose, Iron Oxides, Hydroxypropyl Methylcellulose, Mica, Titanium Dioxide, Citric Acid, Sodium Hydroxide, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Alpha Isomethyl Ionone



Co ważne dla mnie, nie mamy tutaj "infusions of..." czyli "kotek napłakał..." ekstraktem z tego czy owego. Są ekstrakty i to od samego początku składu. Mamy tutaj cytryniec chiński, miodunkę plamistą, krwawnik, różeniec górski, wieczornik syberyjski... a także garść olejów, witaminy A, E, B3, prowitaminę B5... 

W zasadzie wszystko, co potrzebne do pielęgnacji skóry i włosów. Niechętnie stosuję hydrożele w czystej postaci na włosy, ale z uwagi na zawartość odrobiny olejów ten konkretny kosmetyk się sprawdza dobrze. W moim przypadku włosy są gładsze i jędrniejsze. Rozcieram odrobinę (1-2 pompki) w dłoniach i wgniatam we włosy po umyciu. Z uwagi na dużo dobroci w składzie, warto jest zastosować ten kosmetyk również jako wcierkę do skóry głowy przed myciem.

Najchętniej jednak stosuję go w połączeniu z kremem na noc. Miesza się dobrze - jak to mają w zwyczaju wszystkie żele - z praktycznie każdym kremem/olejem/maską. Mam go z drogerii Prawo Natury, łapcie bo akurat jest promocja: KLIK!



Czwartym ulubieńcem jest najzwyklejszy w świecie liść aloesu, świeżo ucięty, umyty i przepołowiony ;) Można nim sobie posmarować skórę twarzy, dłoni przed nałożeniem kremu, ale można też drania wyfiletować i zmiksować ten żel blenderem, po czym dodać go do maski do włosów. 

Italiana swego czasu napisała bardzo dobry post na temat żelu aloesowego - ale takiego, który można łatwo sobie zrobić samemu: KLIK!
Jestem wielką fanką takich prostych receptur, bo można z nimi wszystko. I dostarczają skórze/włosom konkretny składnik, w tym przypadku taki, który pomaga skórze się szybko zagoić, zregenerować, a dodatkowo ją nawilża. Tego typu żele możecie zrobić z wielu różnych składników, dobranych w zależności od potrzeb Waszej skóry - np. z soku z ogórka czy z zielonej herbaty.

Jak stosować taki żel? Jak wszystkie inne - dodając kroplę do kropli serum olejowego/oliwki/kremu, albo do maski do włosów, lub jako bazę do własnych maseczek, np. dodając do niego spirulinę czy co tam lubicie.

Tak, żele to zdecydowanie dobra opcja, nie tylko dla skóry tłustej, która musi mieć kosmetyki z lekką formułą... każda cera potrzebuje nawilżenia. Robicie sobie żele? Jeśli macie jakieś fajne, proste przepisy to podrzućcie. Ja do swoich ulubieńców i tak wracam, ale chętnie sobie wypróbuję coś nowego, ciekawego.

Pozdrawiam serdecznie
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger