Jak powszechnie wiadomo (i z pewnością wszystkich to obchodzi), lubię peelingi enzymatyczne. Pisałam wielokrotnie o działaniu samej bromelainy, jak i o różnych produktach z bromelainą i papainą w składzie. A to w formie kremowych maseczek, a to tłuszczowych, a to w żelu. Czystej bromelainy też używałam, kombinując ją w mlekiem w proszku na początku moich przygód z nią, a teraz często po prostu dodając ją do porcji żelu do mycia twarzy, myśląc o tym, że genialnie byłoby móc ją po prostu do takiego żelu myjącego dodać raz na zawsze by nie musieć tego robić za każdym razem... No i Sylveco to zrobiło. Znów mi przeczytało myśli i zrobiło dobry, konkretny produkt z moją ulubioną bromelainą.
Od kiedy rok temu dowiedziałam się, że liście pomidorów również są jadalne - a nie tylko pomidory, w tym także te zielone - postanowiłam, że i w tym roku je zasieję. I choć miejsca na nie mam znacznie mniej niż ostatnio - raptem dwie skrzynki na balkonie - to już zacieram rączki, bo wyrosły mi już bardzo ładne krzaczki. Ze stoickim spokojem też podchodzę do kwestii bruklowania i przecinania ich - co się urwie, to się zje. A póki co, niech rosną :)
Poznajcie Iwonę i Krzysztofa - mega pozytywnych ludzi, których nosi ;) Nie usiedzą na tyłkach w mieście i tym razem wymyślili sobie spływ kajakowy - ot, takie tam 700 km Wisłą, Notecią, Wartą, Odrą aż do Berlina... wraz z Shakirą na pokładzie.
Moda na naturalne pasty pozbawione fluoru i "różnych dziwnych", "chemicznych" składników ma się u nas bardzo dobrze. Nadal wiele osób preferuje taki sposób dbania o jamę ustną, zwracają uwagę na składy swoich past i płynów do płukania - co jest zupełnie naturalne, gdy się już zaczęło czytać składy wszystkiego, co się ma w swojej łazience. Po wielkiej miłości mojej do płynu do płukania ust od Sylveco, przyszedł czas na ich naturalną pastę do zębów.
Swego czasu na znanej grupie dotyczącej kosmetyków naturalnych na Facebooku rozgorzała dyskusja na temat książki napisanej przez niejaką Skin Coach. Dyskusja dotyczyła kontrowersji wokół stosowania olejów w pielęgnacji, których ww odradza stosować. W ogóle. No i się zaczęło: "a ja stosuję i dobrze mi z tym", "a ja właśnie wyrzuciłam do kosza wszystkie moje oleje bo babeczka powiedziała, że oleje złe", "a ja stosuję OCM, czy to też szkodzi?", "a ja mam trądzik różowaty, czy też mam przestać stosować oleje?", "a ja używam olejów do włosów, też źle?", "a ja to nawet mineral oil lubię", "a ja...", "a ja..."
Aż do teraz, do tej chwili gdy piszę te słowa, nie wiedziałam kim jest Marcelina Zawadzka - ot, szczęśliwe życie bez telewizora. Ale wiem jedno: gdy Bell wypuszcza nową kolekcję matowych pomadek, jest to wydarzenie godne wpisu i swatchy aż po pachy.
Ja za bardzo gadżetów do pielęgnacji/mycia twarzy nie lubię i nie poszukuję. I w związku z tym ostatnio przybyły mi aż trzy, o których Wam dzisiaj opowiem ;)
Wszystkie trzy są marki Dermo Future Precision i służą do masażu skóry. Każdy z nich jednak ma jakiś bonusik wyróżniający.