Nowe matowe pomadki Bell by Marcelina Zawadzka - swatche aż po pachy!
Aż do teraz, do tej chwili gdy piszę te słowa, nie wiedziałam kim jest Marcelina Zawadzka - ot, szczęśliwe życie bez telewizora. Ale wiem jedno: gdy Bell wypuszcza nową kolekcję matowych pomadek, jest to wydarzenie godne wpisu i swatchy aż po pachy.
Dlaczego? Ponieważ - w moim odczuciu - marka Bell jest numerem jeden, jeśli chodzi o pomadki matowe. Mają je opanowane do perfekcji. Znamy to już z poprzednich matów, też z linii HYPOallergenic: idealna, superlekka formuła, której na ustach praktycznie nie czuć, doskonała pigmentacja dająca pełne krycie po jednym maźnięciu i niezwykły komfort nakładania i noszenia to znaki firmowe matów z Bell.
Dodatkowo, spójrzcie na te kolory. Odważne, przemyślane i w stu procentach "noszalne".
W kolekcji mamy dziesięć odcieni - pięć przygaszonych, stonowanych i pięć mocnych, wibrujących petard. Naturalne, moje łapy od razu powędrowały w kierunku czerwieni i fioletów, tak jakbym miała jeszcze za mało przeróżnych czerwieni wśród pomadek... Ale doceniam też te odcienie przygaszone - brązy, brudne róże i beże, w których wielu kobietom jest po prostu ładnie na co dzień.
To co? Lecimy po kolei! :)
Pomadki ułożyłam na zdjęciach według swojej fanaberii, nie patrzyłam wówczas na numery kolorów.
Poniżej jest zdjęcie swatchy wykonane przy oknie, w zimnym świetle. Kolory są nieco chłodniejsze niż w rzeczywistości.
06 Sydney
To najjaśniejszy kolor z kolekcji. W opakowaniu wygląda jak korektor, na skórze jednak odrobinę ciemnieje. NIE rudzieje - tylko ciemnieje i to zaledwie odrobinę. Szacun! To dość jasny, neutralno-różany beż. Dla mnie - kolor bardzo trudny do noszenia, gdyż moje usta zupełnie znikają w białej plamie twarzy. Dla fanek dramatycznego looku bez ust, z czarną gęstwiną na oczach. Nie polecam osobom o mocno opalonej skórze - usta jaśniejsze od skóry... No, można, można, tylko po co? ;)
05 Berlin
To przede wszystkim bardzo brudny, szarawy, przytłumiony i dość ciemny, a na końcu - fiolet. Ten kolor powinien nosić nazwę Kraków. Smog, mgła, wieczór, dekadencja, te sprawy. Ale, w sumie, Berlin też się kojarzy. Kolor absolutnie do noszenia na co dzień, szczególnie dla kolorystyk przygaszonych. U mnie wygląda dość szaro i ciemno, ale wiem - bo widziałam - że potrafi błysnąć ładnym, stonowanym fioletem u subtelniejszych typów kolorystycznych.
101 Sopot
To pierwszy spośród odcieni przygaszonych, na który zwróciłam uwagę gdy już nasyciłam się czerwieniami. W opakowaniu obiecywał ładny, stonowany róż do noszenia na co dzień i taki rzeczywiście jest, choć na skórze delikatnie ciemnieje. U mnie - jak zwykle - wybijają tony szarawe, brudne, ale ileż można nosić czyste czerwienie?
01 Florence
Brudny, dość ciemny, nieokreślony beż, który jednak zaskakująco dobrze potrafi się nosić na ustach. Codzienniak dla zgaszonego lata, dla innych - ciekawostka.
02 Warsaw
Rudawa Warszawa to też taki brudny, dość ciemny i nieokreślony beż, ale w cieplejszym odcieniu niż Florence. Wpada wyraźnie w tony różowe, na mojej skórze w fazie zasychania nawet wybijały lekkie rudości, których chyba jednak aż tak nie widać u normalnych ludzi. Zdecydowanie polecam zgaszonym jesieniom jako pewniak na co dzień. Innym też polecam, bo po co się ograniczać!
Poniżej zdjęcie porównawcze tych samych swatchy, ale wykonane w pełnym słońcu. Naturalne, cieplejsze oświetlenie dało całkiem niezłe odzwierciedlenie barw pomadek. Choć wydaje mi się, że Sydney na tym zdjęciu jest jeszcze jaśniejszy niż w rzeczywistości.
104 Seville
Ostry, bezkompromisowy oranż. Genialny odcień na lato, pięknie się nosi, zwraca uwagę i poprawia nastrój. Do wielkich okularów przeciwsłonecznych i kolorowego drinka, na wieczór i na dzień cały. Znając siebie, przemyciłabym drania nawet do biura :P
103 Paris
Mój faworyt, zdecydowanie. Czysta, klasyczna czerwień - odpowiednio gorąca ale z błękitnawymi jęzorami. Wibrujący, jednoznaczny i mocny kolor, który noszę bardzo chętnie nawet na co dzień. Produktów do ust w podobnych odcieniach mam od groma i ciut, ciut, ale maty z Bell zdecydowanie wykosiły konkurencję. Nie ma nic bardziej komfortowego niż nasycona czerwień o supertrwałości i niewyczuwalnej na ustach formule.
03 Las Vegas
Intensywnie buraczkowy czerwieniofiolet, dość już ciemny, ale nie przybrudzony. Ciepły, mocny, fajny. Bardzo naturalnie wygląda na typach ciemnych - ciemnej zimie i ciemnej jesieni. U pozostałych daje efekt dość dramatyczny. Trudno mi pisać źle o tego typu odcieniach, są tak energetyczne!
102 London
Londyn raczy nas sokiem z (gumi)jagód - czarnych, pachnących, farbujących skórę na ciemnofioletowo. Ciepławy, ale przede wszystkim bardzo ciemny i intensywny fiolet. Jest to odcień baaaardzo, naprawdę bardzo zbliżony do pomadki z Golden Rose w odcieniu nr 05 (KLIK!), jednak Londyn z Bell ma odcień żywszy, intensywniejszy. W Bellu przebłyskuje róż i fiolet, podczas gdy Golden Rose nieco brązowieje. Nadal mówimy o odcieniach jagodowych, wskazuję na niuanse, których w istocie aż tak nie widać na ustach.
04 San Francisco
To już bardzo ciemny, a do tego silnie przygaszony, przybrudzony odcień fioletu wpadającego już w brąz... owawe tony. Na ustach, po wyschnięciu, prezentuje się niemalże jak czerń. Kolor bardzo nietypowy, kontrowersyjny i unikatowy. Genialny do kombinacji wszelakich z błyszczykami z mniejszymi lub większymi drobinami.
W porównaniu z matowymi pomadkami z Golden Rose (skoro już ten wątek napoczęłam), maty z Bell mają zdecydowanie lżejszą formułę, nie tak "grubą", ani kremową jak GR. Co za tym idzie, pomadki matowe z Bell są trwalsze i bardziej komfortowe w noszeniu - są dosłownie niewyczuwalne na ustach. Zachowują się trochę jak krzyżówka matowej pomadki i tintu do ust - nie podkreślają załamań na wargach i są naprawdę lekkie, i trwałe.
W obu przypadkach jednak środek dolnej wargi lubi się "wyjadać" w trakcie dnia. Odkryłam na to jednak niezawodny sposób - zamiast dokładać pomadkę, co zawsze skutkuje powstaniem smug, rozprowadzam w tym miejscu palcem odrobinę pomadki ochronnej, ew. wazeliny czy innego masełka do ust. Naprawdę odrobinę - to wystarczy, żeby pigment znów wrócił na swoje miejsce i nie wyjadał się już tak szybko.
Bardzo mi się podoba ta kolekcja, kolory są udane, formuła trzyma poziom. Czekam z niecierpliwością na kolejne wersje kolorystyczne matowych pomadek w wydaniu Bell.
Kupić je można w Hebe i niektórych Rossmannach w cenie ok. 19 zł.
Buziaki
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz