Zielone oczy – rzadkość czy codzienność? Prezentacja tęczówek "mieszanych jasnych" wg skali Martina


    Globalne statystyki mówią: zielone oczy ma raptem 2% populacji. Brzmi niemal jak gatunek zagrożony wyginięciem. Tymczasem ja przez ostatnie tygodnie, miesiące fotografując i analizując tęczówki moich klientek widzę całą mozaikę szaro-zielonych, zielonkawych, bursztynowo-przetykanych tęczówek. Wrażenie jest takie, że to żadna rzadkość, a raczej codzienność.

    I tutaj zaczyna się ciekawa historia o tym, jak łatwo zaburzyć percepcję. Jeśli codziennie pracujesz z osobami o takich oczach, świat zaczyna wyglądać na zielonkawy. A przecież na poziomie planety najczęstszy kolor oczu to ciemny brąz – w setkach odcieni, od orzecha po niemal czarny heban. To on stanowi normę, a nie nasze północno-wschodnioeuropejskie wariacje melanin.

Ewolucja, melaniny i słońce

    Dlaczego brązowe oczy są najczęstsze? Nie dlatego, że „ciemnoocy ludzie” okazali się historycznie silniejsi czy liczniejsi. To prosty mechanizm ewolucyjny: eumelanina – pigment odpowiadający za brązowo-czarne barwy – jest dla nas korzystna. Chroni przed promieniowaniem UV, zabezpiecza tkanki oka przed uszkodzeniem, bierze udział w procesach biochemicznych, także w funkcjonowaniu ucha wewnętrznego. Inaczej mówiąc, chroni wzrok i słuch, czyli kluczowe zmysły przetrwania, oraz skórę - nasz największy narząd.

    Tam, gdzie słońca było dużo, eumelanina dawała przewagę ewolucyjną. Dlatego Afryka, Azja Południowa czy Ameryka Południowa to w większości populacje ciemnookie. Jasne oczy mogły przetrwać i rozwinąć się głównie na północy, gdzie promieniowanie UV było słabsze. Tyle naukowcy, nie wyjaśnia to oczywiście ciemnych tęczówek u ludów północnych, ani jasnych - u równikowych. Ale my nie o tym tutaj.

Nasza lokalna perspektywa (nie jest całym światem)

    Europa Środkowa i Wschodnia to jednak osobny rozdział. Nasze populacje od wieków były mieszanką: wpływy słowiańskie, nordyckie, bałtyjskie, bliskowschodnie, a nawet śródziemnomorskie spotykały się tutaj i zostawiały swój ślad w genach. Efekt? Oczy „ani zielone, ani niebieskie, ani szare” – czyli wszystkie naraz. Mozaikowe, jasn(aw)e, z bursztynowym promieniem wokół źrenicy albo szarym pierścieniem limbalnym.

    Co druga Słowianka ma takie właśnie oczy. To jest nasza norma. Coś, co globalnie kwalifikowałoby się jako rzadkość, u nas jest powszechne. I kiedy zestawiam te wszystkie zdjęcia, zaczynam widzieć, jak złudne bywają statystyki.

    To, że w naszej rodzinie, w pracy czy na ulicy co druga osoba ma szaro-zielone oczy, nie oznacza, że tak wygląda cały świat. To tylko wycinek – nasza lokalna specyfika. Ale nasz gatunek dysponuje znacznie szerszą paletą. Wystarczy włączyć kanał podróżniczy na YouTube, żeby zobaczyć, że w Dubaju przeciętne, najzupełniej zwyczajne tęczówki to głębokie brązy. W Tajlandii – tak samo. Dla tamtych populacji to norma, tak jak dla nas normą są oczy zielonkawo-szare. 

Między rzadkością a codziennością

    "Rzadkość” i „pospolitość” są kategoriami względnymi, zależą od tego, gdzie się stoi i z kim się rozmawia. A to, co ja widzę na co dzień w swojej pracy, jest dowodem na to, że kolor oczu to nie tylko estetyczny detal. To zapis historii populacji, efekt geopolityki, mieszania się kultur i mechanizmów biologicznych, które działały przez tysiące lat.

    I właśnie dlatego, że kolor oczu – podobnie jak kolor skóry czy włosów – jest częścią szerokiej, globalnej mozaiki, doświadczony specjalista pracujący z kolorem człowieka nie może zatrzymywać się tylko na swoim podwórku. Musi brać pod uwagę całą skalę możliwości naszego gatunku, rozumieć, jak wygląda przeciętna tęczówka w Polsce, ale też w Dubaju, w Tajlandii czy w Irlandii. Tylko wtedy analiza kolorystyczna ma sens – kiedy nie jest lokalnym lustrem tego, co znamy z codzienności, ale narzędziem osadzonym w pełnym obrazie ludzkiej różnorodności.

Zielone czy nie?

        Pod postem rozgorzała dyskusja, że te tęczówki ze zdjęcia wcale nie są zielone — że to szarości, błękity, a nawet piwno-brązy. I wiecie co? Macie rację. Widzimy w nich wszystkie te barwy. Paradoksalnie te komentarze doskonale uzupełniają mój wpis — pokazują, jak brak skali porównawczej prowadzi do chaotycznych wrażeń i pewności, że własne oczy są zupełnie inne, niż widać w obiektywnej analizie.

        To świetny przykład tego, jak łatwo zgubić się bez właściwej skali odniesienia. Kolor oczu nie jest prostym pikselem — to mozaika pigmentów i rozproszonego światła. Dlatego stworzyłam grafikę z próbkami Pantone pobranymi z dominujących partii tęczówek. Nie ze źrenicy, nie z ciemnego pierścienia limbalnego, nie z pojedynczych piwnych plamek — bo one nie dominują w tym pejzażu.

    Dominują tu odcienie zieleni w rozmaitych wariantach: przygaszonych, szarawych, podszytych błękitem czy bursztynem, ale wciąż zieleni. Gdyby to były oczy brązowe czy piwne, próbki Pantone byłyby brązowe. Prosta rzecz, tylko wymaga odpowiedniego porównania i odrobiny doświadczenia, a nie wrażeń z pamięci czy przyzwyczajeń.


    Właśnie tym się zajmuję od kilkunastu lat — tłumaczę, że te „bure oczy” wcale nie są bure. Tęczówka ma barwę i strukturę. Pigmenty to jedno, ale i sama budowa kolagenowa włókien wpływa na to, jak światło się w niej rozprasza i odbija. To przekłada się bezpośrednio na to, jaki kolor widzimy, czy tęczówka jest jednolita, czy z "kraterami" i niejednorościami barwnymi. Nic dziwnego, że kiedy pokazuję tęczówki w powiększeniu i z analizą barwy, pojawia się zdziwienie i konsternacja — dla wielu osób to pierwszy raz, kiedy ktoś patrzy na kolor oczu naukowo, a nie na podstawie domowych legend.

    To, co rodzina przez lata nazywała „niebieskim”, w szerszej skali porównawczej okazuje się zielonkawe, szaro-zielone, mozaikowe. W antropometrii - zielonawe. Język potoczny nie jest precyzyjnym narzędziem pomiaru barwy. Dlatego analiza oparta na realnych próbkach, a nie wspomnieniach z dzieciństwa, tak często kłóci się z tym, czego nas nauczono przy kuchennym stole.

    Warto też zauważyć, że wszystkie te tęczówki były fotografowane z bliska i w neutralnym, naturalnym świetle. Każde mieszane jasne i mieszane ciemne oko z komponentem piwnym — tym, który daje tę zielonkawą iluzję — można sfotografować tak, żeby wyglądało na jednolicie złoto-zielone. Nawet te najbardziej szarobure, które zielonkawe są jedynie w rozproszonych pikselach. Dlatego wrzucanie w komentarzach zdjęcia własnej tęczówki podświetlonej pod kątem nie jest żadnym argumentem w dyskusji. Artykuł dotyczył czegoś zupełnie innego: skali porównawczej i tego, jak naukowo opisuje się tęczówki mieszane jasne, inne niż niebieskie, w antropometrii jako szaro-zielone. Tymczasem pod postem zamiast rozmowy o treści mamy wysyp zdjęć własnych oczu i burzliwe komentarze w stylu „ja całe życie słyszałam, że mam niebieskie”. W porządku. :) A przecież porównanie z prawdziwie niebieskimi tęczówkami nie stanowi dużego wyzwania.



    Czy prezentowane tutaj tęczówki są jedynymi "zielonawymi"? Skądże! Mamy jeszcze mieszane ciemne, zwane hazel, czy piwnymi - także z tym piwnym komponentem, lecz w większej ilości. Mamy wreszcie oczy jasnozielone, bez wyraźnej szarości, jak tu. Ale o tym - kiedy indziej.




    Warszawa i Kraków – tu możesz spotkać się ze mną na stacjonarnej analizie kolorystycznej i zobaczyć, jak wygląda Twoja indywidualna paleta. Rezerwacje: sklep.Arsenic.pl.


Pięknego dnia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger