W zasadzie miałam pisać jedynie o tych podkładach w sztyfcie, bo bardzo mnie zaskoczyły, czemu dałam wyraz na swoim Facebooku, ale pomyślałam, że możecie być zainteresowani też i ich kremami BB i CC. A skoro już wyciągnęłam sztyfty i kremy, to korektory też Wam pokażę. Tym bardziej, że jeden z nich za chwilę mi się skończy i rozpocznę już jego drugie opakowanie!
W grupie facebookowej dotyczącej kosmetyków naturalnych jestem od jakiegoś czasu, choć udzielam się w niej znacznie mniej, niż początkowo zakładałam. Dołączyłam tam z myślą, że dowiem się czegoś nowego i będzie z kim podyskutować o naturalnych składach. A też trochę po to, żeby "być na czasie". No to jestem na czasie tak bardzo, że codziennie walczę z ochotą by z tej grupy wyjść i nie marnować sobie zdrowia na bzdury. Dlaczego?
Tandetna nazwa, opakowanie roll-ona jakie jest, każdy widzi, a do tego niewiele mówiące opisy na Fragrze stworzyły w moim umyśle małego, nieciekawego śmierdziuszka, którego miałam ochotę poznać dokładnie tak samo jak pana z kolejki, który kupował przede mną ćwiartkę wódki o godzinie 8:02 rano. Superman jednak uparł się jak osioł, że do mnie trafi, i że wciągnę w płuca jego woń, czy tego chcę, czy nie. Nie chciałam w ogóle do niego startować, ale drań się rozlał trochę w kopercie i potem siedziałam jeszcze z godzinę na zmianę wąchając umazane nim dłonie i list, oraz czytając o nim w sieci.
Udało mi się dzisiaj złapać trochę światła w naszym zadymionym Krakowie, więc spieszę do Was ze świeżutkimi zdjęciami cacuszek do ust od Bell. A jest co pokazywać, te matowe pomadki w płynie to mistrzostwo świata.
Odnoszę wrażenie, że stosowanie kremów wybielających nie jest jeszcze w naszym kraju tak bardzo popularne, jak choćby używanie filtrów przeciwsłonecznych, o których funkcji świadomość konsumentów wzrosła znacząco. A szkoda, bo walcząc z przebarwieniami wszelkiej maści trzeba uzmysłowić sobie, że nie istnieje jeden magiczny składnik, którego zastosowanie na jedną noc - czy nawet na 1001 nocy - wybieli nam skórę na zawsze, amen.
W grudniu ruszyła szybka akcja z portalem Face&Look oraz Laboratorium Kosmetycznym Floslek, w której uczestniczyć mogły mama z córką lub dwie przyjaciółki. Otrzymały one do testów zestawy kosmetyków Floslek z nowej serii Skin Care Expert All Day: bazę wygładzającą, serum rozświetlające i krem upiększający. Dziś nadszedł czas na podsumowanie akcji.
A konkretniej, chodzi o odkryty przeze mnie niedawno cień w kremie z serii Wanted, w kolorze 01, który jest - lekko licząc - trzykrotnie tańszy od Color Tattoo z Maybelline. Kosztuje 7,99 i jest dostępny w Biedronkach. A co z jakością?
Na ostatnim spotkaniu Secrets of Beauty otrzymaliśmy od marki Naturativ wśród prezentów m.in. tę maskę. Była jednym z pierwszych produktów, który od razu rozpieczętowałam i użyłam, zachęcona naprawdę porządnym składem oraz niecodzienną formułą maski - ma ona bowiem postać żelu, który mnie się raczej nie kojarzy z dobrym nawilżeniem. Okazuje się jednak, że mam Wam o czym opowiedzieć.