Norel Dr Wilsz - Whitening - krem na przebarwienia z kompleksem wybielającym + wykład o sensie stosowania kuracji rozjaśniających
Odnoszę wrażenie, że stosowanie kremów wybielających nie jest jeszcze w naszym kraju tak bardzo popularne, jak choćby używanie filtrów przeciwsłonecznych, o których funkcji świadomość konsumentów wzrosła znacząco. A szkoda, bo walcząc z przebarwieniami wszelkiej maści trzeba uzmysłowić sobie, że nie istnieje jeden magiczny składnik, którego zastosowanie na jedną noc - czy nawet na 1001 nocy - wybieli nam skórę na zawsze, amen.
Nie wynika to zresztą z mojego uporu, ale z budowy i funkcji skóry oraz samego charakteru zmian barwnikowych. Gdyby faktycznie było tak łatwo, kosmetyczki już dawno dałyby sobie spokój z oferowaniem drogich, długotrwałych kuracji kwasami i po prostu zaproponowały pielęgnację domową opartą o ten magiczny składnik.
Dlatego aby mówić o kompleksowej pielęgnacji przeciw przebarwieniom, albo - częściej - rozjaśniającej, trzeba uzmysłowić sobie, że bez tych trzech, nazwijmy to, filarów, taka kuracja nie ma prawa się udać i przebarwienia, prędzej czy później, wrócą. Jakie to filary?
- Konsekwencja, systematyczność, cierpliwość i CZAS. Skóra się odnawia i chwała jej za to, w przeciwnym razie nic byśmy już nie zdziałali ze skórą, na której raz pojawiło się przebarwienie. Dzięki temu, że cały czas mamy szansę na nowy, świeży naskórek, możemy podziałać tak, aby pozostał on bez skazy, a stare przebarwienia przeminęły wraz z wiatrem zabierającym łuszczące się, najstarsze, warstwy naskórka.
- Ochrona przeciwsłoneczna. UWAGA! Upraszczam sprawy tak, że już bardziej się nie da: przebarwienia powstają na słońcu. Chrońmy skórę przed słońcem.
- Kuracje rozjaśniające. Mam na myśli wszelkie środki i metody zarówno aktywnie pozbywające się przebarwionego naskórka, jak i blokujące aktywność tyrozynazy, czyli enzymu odpowiedzialnego za powstawanie zmian barwnikowych, tudzież w inny sposób wpływające na cały proces melanogenezy tak, aby prawdopodobieństwo wystąpienia tych zmian zniwelować.
Od siebie chętnie dodałabym jeszcze czwarty filar: WIEDZĘ o tym, co składnikiem wpływającym hamująco na powstawanie przebarwień jest, a co, kurna, nim nie jest i nie będzie nawet jeśli dopłacimy 1000$. Wybaczcie, po prostu aktywność wszelkiej burej maści przedstawicieli handlowo-MLMowych na grupach fb poświęconych pielęgnacji ostatnio mnie mocno zirytowała i wdałam się w zupełnie niepotrzebną dyskusję o magicznym kolagenie, który często i gęsto reklamowany tam jest na absolutnie każdy problem skórny. Tak, na przebarwienia też. W istocie na wszystko, łącznie z łuszczycą i trądzikiem różowatym. Lekarze dermatolodzy go nienawidzą, zobacz memy.
Wracając do tematu postu: taki, na ten przykład, krem z kompleksem wybielającym od Norel Dr Wilsz to całkiem niegłupi wybór jest, jeśli myślimy o zimowym ataku na przebarwienia. Dlaczego?
Dlatego, że oni tam wiedzą, które składniki coś faktycznie pomogą w tej walce i zrobili krem wypełniony różnymi substancjami rozjaśniającymi, a nie oparty li jedynie na działaniu jednej.
Co tam mamy konkretnie?
Witaminę C, może nie w mojej ulubionej czy szczególnie superskutecznej formie - czytaj więcej: KLIK!, ale połączoną z niacynamidem o znanym działaniu rozjaśniającym. Zresztą, pod koniec składu znajdziemy również witaminę C w innej formie. A to dopiero początek przecież. Dalej mamy wyciąg z korzenia morwy białej, której właściwości wybielające zauważono ponoć już w starożytnych Chinach. Z kolei wyciąg z liści mącznicy lekarskiej, który znajdziemy dalej w składzie, bogaty jest w arbutynę o działaniu - uwaga! - rozjaśniającym :) Mało? No, to mamy w składzie także tetrapeptyd-30 (więcej info: KLIK!) blokujący aktywację melanocytów i redukujący nadmiar tyrozynazy. Na ludzki tłumacząc: zapobiega powstawaniu kolejnych przebarwień i, a jakże, rozjaśnia już istniejące. Dalej: wyciąg z korzenia gahapurany (Boerhavia Diffusa), której nazwa oznacza "roślinę odmładzającą organizm". Jest to substancja aktywna w tajemniczo brzmiącym Melavoid™, o której info znalazłam na portalu Biotechnologia: "Dzięki wpływowi na receptory PPAR, zmniejsza ekspresję genów odpowiedzialnych za proces melanogenezy, redukując ilość oraz aktywność tyrozynazy. Zmniejsza ilość melaniny wydzielanej w melanocytach, wyrównuje koloryt skóry, wpływa na różne rodzaje przebarwień skórnych (powierzchniowe, słoneczne, głębokie). Inteligentny mechanizm działania i aktywność, wyróżniona 1 nagrodą podczas targów In-Cosmetics 2013."
Całość składu zamykają olej z pestek winogron, olej makadamia, masło shea, słynny z właściwości zmiękczających oraz nawilżających olej z nasion bawełny a także superlekki, o właściwościach gojących i antyoksydacyjnych, skwalan.
Jeszcze kilka słów na temat samej konstrukcji tego składu, bo doskonale widzę, jakie kontrowersje może budzić obecność gliceryny już na drugim miejscu w składzie. Po pierwsze fakt, że ona tam jest nie oznacza, że jest jej w składzie dużo. Wg ZSK sugerowane stężenie gliceryny, zapewniające dobre nawilżenie skóry, zamyka się w widełkach 5-15% i ja nie widzę dobrego powodu, aby producent chciał zwiększać ilość tego składnika w swoim składzie. Ba, stawiam whisky przeciw Waszej deszczówce, że w istocie tej gliceryny jest tam minimalna sugerowana ilość.
Po drugie: kolejnych składników w tym składzie może być - i raczej na pewno jest - razem znacznie więcej niż tych pięciu procent gliceryny. Prościej? Proszę bardzo. Dalej jest stabilizator emulsji - załóżmy, że jest go 4%. Po nim propanediol, który znalazł się tam zapewne z powodu dodatku Melavoid™. Z tego, co się zorientowałam, sugerowanym stężeniem tego składnika jest 1-3%. No, więc załóżmy, że samego propanediolu jest tam 1%. Dodając kolejne emolienty i stabilizatory emulsji, następnie oleje, ekstrakty, emulgatory, konserwanty, itd., przekraczamy już te 5% reprezentowane przez glicerynę.
Powtarzam do znudzenia: lista INCI jest ułożona wg ilości wagowej malejąco. Nie mówi prawie nic na temat samej konstrukcji składu czy jego niektórych właściwości, jeśli się nie potrafimy bardziej w temat wgryźć. Sama się łapię na błędnych interpretacjach, a przecież nowicjuszem tematu nazwać mnie nie można.
I wreszcie po trzecie: Norel wie, co robi. Wolę taki skład niż piłowane na siłę szkaradne listy z setką ziołowych "infusions" na początku i wielkim zerem dalej, które w istocie ani niczego mi nie mówią, ani nie robią dla skóry. Czasami trzeba umieć sobie pozwolić na luz, zaufać marce i nie szukać wszędzie spisków.
Ale, ale, czy faktycznie można tym razem zaufać produktowi? Czy krem robi, co producent obiecał? Czy w tej milutkiej, kremowej, nietłustej formule napakowanej ekstraktami rozjaśniającymi i inhibitorami tyrozynazy znajdziemy naszego rycerza na białym koniu? :D
Cóż, wszystko wskazuje na to, że krem faktycznie ma szansę coś na naszej skórze zdziałać. U mnie przebarwienia pod oczami zdecydowanie się rozjaśniły, choć wolałabym aby zniknęły na dobre, co jest oczywiste i jednocześnie niemożliwe do osiągnięcia zużywając zaledwie jedno opakowanie tego kremu. Filar nr 1 się kłania.
Bardzo dobrym pomysłem jest stosowanie tego kremu (w połączeniu z kremami z filtrem stosowanymi na dzień!) na dłonie dotknięte przebarwieniami. Pamiętać należy o tym, że krem ten stosujemy wyłącznie na noc. Nawiasem mówiąc, zdarzyło mi się próbować nałożyć makijaż na wieczorną imprezę, na ten krem zaaplikowany po wieczornym oczyszczaniu twarzy. Nie da rady, roluje się, warzy i spływa. Musiałam wszystko zmywać i wybrać inny krem pod makijaż.
Krem można dostać choćby w sklepie producenta: KLIK! 50 ml tego kremu kosztuje 86 zł. Krem jest dość wydajny, choć zauważam u siebie tendencję do pakowania idiotycznie hojnych porcji preparatu na skórę. Może podświadomie chcę wierzyć, że to przyspieszy rozjaśnianie przebarwień ;) Mimo wszystko, nie zauważyłam aby krem skończył się zaskakująco szybko, raczej standardowo - trzy, cztery tygodnie używania solidnych porcji to dobry wynik.
Pozdrawiam
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz