W sobotę przyjechał do mnie przyjaciel, fan i ekspert w dziedzinie jazzu. Przecholera człowiek tak poza wszystkim, bo zawsze potrafi poprawić mi humor i wykolejone myśli nakierować znów na coś sensownego i pozytywnego.
Tym razem przyjechał z wielkim, żółtym słonecznikiem, większym od niego samego zresztą. Przypomniał mi tym kwiatkiem o zbliżającym się wielkimi krokami Przystanku Woodstock, na który jak co roku się wybieramy - tylko, że tym razem zabieramy ze sobą także i naszego dżezmena ;)
Wreszcie udało mi się go namówić po wielu latach podchodów i próśb. Szykuję dla niego cały szereg atrakcji, z kąpielą błotną na czele.
Ale, ale, cóż to za atrakcje na Przystanku Woodstock?
Zdaję sobie sprawę z tego, że czytają mnie także osoby, które o Przystanku być może słyszały niewiele i kojarzą go jedynie z bydłem leżącym całymi dniami przed namiotami, z brudem i wątpliwymi atrakcjami.
Kurde, jak bardzo się mylicie!