DIY: Rozświetlający "olejek" do ciała w kilku wersjach kolorystycznych. Łapiemy pierwsze iskry!


Robimy dzisiaj kosmetyk, który wspaniale nadaje się na tę porę roku, a którego nikt nie lubi używać. No dobrze, prawie nikt :) Bo jeśli chodzi o olejki rozświetlające do ciała, to idea stojąca za tymi produktami jest świetna, gorzej jednak z wykonaniem, stosowaniem tłustego w upały i kolorem zatopionych w nich rozświetlających drobin. Prawda?

U mnie złote rozświetlacze nie mają racji bytu, ponieważ jestem biała. Moja skóra jest bardzo jasna, z szarawym odcieniem i każdy odcień żółtego wygląda na mnie jak doklejony z innego obrazka.
Dlatego tak trudno jest mi się "dogadać" z podkładami drogeryjnymi, które zazwyczaj są na mnie zbyt żółte lub zbyt pomarańczowe, poza tym, że są też zwykle zbyt ciemne po prostu. Stąd tyle na moim blogu zmagań z błękitem ultramarynowym dodawanym do tych wszystkich żółtych i pomarańczowych podkładów, aby trochę ochłodzić ich odcień. 

Z tego samego powodu raczej nie biorę na poważnie pod uwagę kupienia sobie w drogerii olejku rozświetlającego. Jestem świadoma tego, że są to produkty stworzone do podkreślania naturalnej opalenizny nabytej w wakacje.
A co z osobami, które są tak blade, że producentom kosmetyków się to nie śniło, a też chciałyby wiosną i latem błyszczeć? Cóż, pigmenty Diamond Dust i Starluster polecają się do usług! :)


Jakie pigmenty wybrać do swojego olejku rozświetlającego?



Pomyślałam więc, że czas podjąć ten temat bez uprzedzeń i wybrałam z przebogatej oferty sklepu Kolorowka.com kilka takich pigmentów, które będą wyglądały ładnie i - przede wszystkim - naturalnie na niemal każdym kolorze skóry.
(Kliknij w nazwę pigmentu, aby znaleźć go w sklepie)


  • Starluster - to srebrzysty pyłek dający na skórze efekt iskrzącej tafli. Bez żółtych tonów i bez nachalnego brokatu, dość przejrzysty, więc w niewielkich ilościach wygląda bardzo naturalnie na skórach jasnych i bardzo jasnych. Można nim rozjaśniać i ochładzać inne kolory pigmentów, mieszając je ze sobą.
  • Diamond Dust - to intensywnie iskrzący pigment o sporych, lekkich drobinkach w kolorze śniegu i srebra. Można powiedzieć, że jest to taki 24 Karat Gold w wersji dla kolorystyk o chłodnej tonacji. Idealnie nadaje się jako dodatek do olejków rozświetlających, ponieważ nie jest kryjący. Na skórze uwidocznią się tylko błyszczące diamentowo drobiny.
  • Aurora - piękny, subtelny, łososiowy róż, mieniący się w zależności od kąta padania światła. Czasami pigment wydaje się zupełnie różowy, podczas gdy lekki ruch niemal całkowicie zmienia jego odcień w złoto. Jako dodatek do olejku rozświetlającego pięknie podkreśli lekką, wiosenną jeszcze, opaleniznę nielicznymi, złotymi drobinami - ale bez nachalnego efektu. Różowy poblask na skórze nie będzie prawie w ogóle widoczny, a sprawi jedynie, że całość będzie wyglądała bardzo naturalnie.
  • Apricot - złocisty, półtransparentny pigment z dyskretnym błyskiem. Coś dla osób, które chciałyby delikatnie rozświetlić skórę na wiosnę, ale bez przerysowanego efektu. Odcień pomarańczowy nie będzie bardzo widoczny na skórze - sprawi jedynie, że olejek z dodatkiem tego pigmentu wtopi się w naturalnie jasną i ciepłą kolorystykę podkreślając jej walory.
  • 24 Karat Gold - to kolejny, intensywnie iskrzący pigment dla lubiących mocne efekty - ale w ciepłej, złotej wersji. Drobinki o wielu różnych rozmiarach, duża przejrzystość i czysty, złoty odcień to gotowy przepis na podkręcenie mocniejszej opalenizny. Bez obaw, olejek z tym pigmentem nie sprawi, że będziesz wyglądać jak brokatowa bombka choinkowa. Pojedyncze drobiny będą igrały ze światłem na tle opalonej skóry.
  • Golden Peach - to z kolei jest "złota opcja" dla osób preferujących naturalniejszy efekt i mniejsze, błyszczące drobinki. Beżowo-złoty odcień tego pigmentu pięknie stopi się z niemal każdym odcieniem skóry - od tej jasnej, poprzez piegowatą, opaloną, aż po całkiem ciemną. 
Nie przerażajcie się perspektywą wysmarowania ciała na kredowobiało, żółto czy różowo z pomocą wybranych przeze mnie pigmentów. Jako dodatek w moim "olejku" będą dawały bardzo subtelny efekt. Do tego stopnia, że nawet Golden Peach wygląda niegłupio na mojej skórze - rzecz jasna, wszystko zależy od ilości dodanych pigmentów, ale o tym za chwilę.

Czemu "olejek" jest w cudzysłowie? Co ma w składzie?


Ha! Nie myśleliście chyba, że tak po prostu wsypię pigment do oliwki do ciała, zamieszam i voila!
Przede wszystkim: serdecznie nie lubię produktów, które należy wstrząsnąć przed użyciem, ponieważ każdą recepturę można zrobić tak, aby była jak najbardziej wygodna w użyciu dla konsumenta. Skoro więc już robię sobie kosmetyk, który ma mi dawać radość, dopieszczam go tak, żeby się nim cieszyć, a nie frustrować przy każdym użyciu. Wierzę, że i Wy to docenicie. Pigmenty w oliwce zawsze będą opadały na dno, po wstrząśnięciu też niekoniecznie da się je równo zaaplikować na skórę, a poza tym oliwki są tłuste, ble i często stosuję je zupełnie niezgodnie z przeznaczeniem, więc nie chcę mieć rozświetlających drobin w mojej oliwce.
Po wtóre: skoro już robię sobie kosmetyk, który ma mnie cieszyć i będę go nakładać na skórę, to niechże ją pielęgnuje możliwie najlepiej. W moim przypadku chodzi nie tyle o nabłyszczenie skóry oliwą, ale o porządne nawilżenie jej. Nie pogardziłabym też jakimś ładnym zapachem, bo, umówmy się, naturalny zapach masła shea nie dla wszystkich jest przyjemny.
A jeśli walczycie z podrażnieniami, to też nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie przy okazji pomóc.

Tworzymy więc dość tłustą emulsję z dodatkiem nawilżającej skórę fazy wodnej, ale o zastygającej konsystencji, dzięki której pigmenty pozostaną w niej rozproszone równomiernie.
Bazowy przepis zawiera jedynie dwa składniki, ale - jak to zawsze u mnie jest - można go sobie niemal dowolnie i pod własne preferencje, modyfikować. Ale o tym dalej.

Podstawowy przepis na rozświetlający "olejek" do ciała:
  1. masło shea - 20 g = ok. 45%
  2. żel aloesowy - 20 g = ok. 45%
  3. wybrany pigment rozświetlający - ok. 4,5 g = ok. 10%
Uprzedzam lojalnie, że są to mocno orientacyjne liczby i należy trzymać się dwóch stałych: oleju i żelu jest po równo, natomiast pigmentów (w mojej wersji) jest tyle, co trzy - cztery takie kopiaste łyżeczki miarowe (łyżeczka pewnie ma pojemność 0,5 ml, jeśli to komuś pomoże):


Jak wykonać?

Najprościej będzie więc włączyć myślenie i zmieszać na początek roztopiony olej z żelem w równych proporcjach, a następnie dosypywać wybranego pigmentu tyle, żeby uzyskać pożądany efekt na skórze. 
Oczywiście, mieszamy używając mieszadełka, tzw. spieniacza do mleka.
Uprzedzam też, że nie warto dodawać zbyt dużych ilości pigmentu, ponieważ wówczas emulsja może się zacząć rozwarstwiać. Przy ok. 10% nie powinno być tego problemu.

Krok po kroku:
  1. Do kąpieli wodnej (garnek z wrzącą wodą) wstawiam odmierzoną ilość masła shea w zlewce. W moim przypadku jest to 20 gramów.
  2. Masło shea topi się dość łatwo, więc już po kilku minutach do kąpieli dołącza druga zlewka z identyczną ilością żelu aloesowego. Wiem, żelu nie trzeba topić, ale robiąc emulsję warto zadbać o to, aby obie fazy miały choć podobną temperaturę.
  3. W tym momencie można do obu tych zlewek dodawać surowce, które wzbogacą nasz kosmetyk. Do żelu aloesowego dodajemy wszystko, co rozpuszcza się w wodzie (a więc np.: alantoinę, pantenol, glicerynę, niacynamid, żel hialuronowy, wyciągi roślinne...), a do masła shea dodajemy wszystko, co rozpuszcza się w tłuszczach (zatem: inne, dowolne oleje, witaminy A, E, a także C rozpuszczalną w olejach, czy maceraty ziołowe wykonane na olejach). Ważne jest, żeby łącznie w obu zlewkach pozostało wszystkiego mniej-więcej po równo, jeśli chodzi o wagę.
  4. Gdy wszystko będzie roztopione i klarowne, wlewamy zawartość jednej zlewki do drugiej i miksujemy dokładnie. Po wyjęciu z kąpieli wodnej emulsja będzie dość szybko tężała, więc z dodawaniem pigmentów również trzeba działać sprawnie. 
  5. W tym momencie dodajemy zapach, jeśli to planowaliśmy. Polecam zrezygnować z olejków eterycznych (olejek będzie stosowany na skórę wystawioną na słońce!) na rzecz zapachów kosmetycznych (polecam np. sklep Zielony Klub) lub nawet perfum w olejku. Ja, rzecz jasna, dodałam do swojego kosmetyku hojną porcję perfum Rasha od Rasasi.
  6. Polecam dodawać pigmenty stopniowo, tj. zacząć od niewielkich ilości (np. jedna łyżeczka miarowa, lub połowa ilości z przepisu) i po zmiksowaniu mieszadełkiem od razu rozsmarować "olejek" na skórze aby ocenić czy efekt nam odpowiada. Zawsze można dosypać więcej pigmentu. 
  7. Zawsze też można mieszać dwa lub więcej pigmentów ze sobą, tworząc unikatowe efekty. Ja zrobiłam trzy wersje kolorystyczne... Ale o tym za chwilę.
  8. Gdy kolor jest odpowiedni, ilość pigmentu w olejku nas zadowala, a emulsja zaczyna tężeć - wstawiamy wszystko jeszcze raz do gorącej wody, miksujemy ponownie i przelewamy do końcowego opakowania. Polecam słoiczki, ale i w tubce, na siłę, da radę.
Gorąco rekomenduję trzymać się złotych rad od profesjonalisty. Szczególnie, gdy jest się tym profesjonalistą, dającym dobre rady. NAJPIERW wkładamy mieszadełko do cieczy, a POTEM włączamy miksowanie. PRZED WYJĘCIEM z cieczy, wyłączamy mieszadełko.
A w ogóle to NIE MIKSUJEMY W MIEJSCU, W KTÓRYM FOTOGRAFUJEMY. Oraz: miksujemy w WYSOKICH naczyniach. A także: jeśli już miksujemy w miejscu, w którym robimy zdjęcia, to chociaż, na Bogów, PODKŁADAMY FOLIĘ pod miejsce pracy. Dżizas.


Nie dziękujcie.

Zrobiłam trzy wersje kolorystyczne...

Wybrałam dla siebie trzy pigmenty: Aurorę, Apricot i Golden Peach. A potem do każdego z nich, poza Golden Peach, dodałam Diamond Dust. "Kolorowe" pigmenty użyte w tej ilości, dadzą na skórze zaledwie bardzo delikatny efekt różowawej lub złotawo-beżowej poświaty, za to Diamond Dust w każdej opcji będzie się wybijał i będzie na skórze widoczny. To są duże, diamentowe drobiny, jednoznacznie dające znak, że tu się świeci, i to mocno.
A w słońcu to będzie prawie efekt wampira Edwarda. :)



W mojej wersji użyłam tylko podstawowych składników, tj. masła shea, żelu aloesowego i pigmentów. No... czterech składników, bo przecież jeszcze zapach.
Już teraz jednak wiem, że następnym razem do fazy wodnej dodam sobie trochę pantenolu i gliceryny - bo lubię to ekstra nawilżenie i łagodzenie podrażnień. A zamiast masła shea użyję masła kakaowego. Myślę sobie, że połączenie tego czekoladowego zapachu z perfumami Rasha to będzie istna orgia.

Wracając na Ziemię jednak...

Jak używać "olejku" rozświetlającego?

Swój kosmetyk tworzyłam z myślą o moich wiecznie suchych nogach i ramionach, oraz dekolcie (stąd żel aloesowy w składzie!). Prawda, że te miejsca aż się proszą o nawilżanie, a nie tylko o olej? A przy okazji - to właśnie tam najpiękniej wyglądają wszelkie rozświetlacze, zwłaszcza gdy wiosną i latem zaczynamy odsłaniać coraz więcej tego i owego. 
W wersji z większą ilością pigmentów o bardzo dużych drobinach (Diamond Dust i 24 Karat Gold) będzie to kosmetyk "na wieczór", lub na plażę, czyli do puszczania zajączków po wszystkich zgromadzonych ;) Sugeruję wówczas nie stosować tego kosmetyku w dużych ilościach, a ograniczyć się do rozświetlania nim strategicznych miejsc, tj. obojczyków, ramion, nóg i stóp. Pięknie wyglądają też pierścionki na dłoniach posmarowanych takim rozświetlaczem.
Do wielkich zalet tego kosmetyku należy też fakt, że pigmenty są w nim porządnie osadzone, a więc nie pylą podczas aplikacji i nie ścierają się też tak łatwo ze skóry z czasem. No i nie opadają na dno, ponieważ emulsja ta jest bardzo gęsta i zastygająca w temperaturze pokojowej, tak jak masło shea. Oczywiście, zastyga jeśli użyliśmy masła shea i nie "rozcieńczyliśmy" go zbytnio płynnymi dodatkami. 

Pod wpływem temperatury ciała kosmetyk topi się i zamienia w dość tłusty olejek, który wyjątkowo łatwo nakłada się na skórę i koi ją, gdy jest nadmiernie wysuszona.
Co więcej, jest to "olejek", który nie zostawia na skórze tej wkurzającej, tłustej warstwy. Przeciwnie - po chwili od aplikacji na skórę nóg mogłam spokojnie i bez przeszkód wciągnąć spodnie, bez ryzyka ich poplamienia.
Pamiętajcie, że jeśli dodacie do swojego kosmetyku perfumy w olejku, to po pierwsze: będziecie nim pachnieć wszędzie tam, gdzie się posmarujecie, aż do zmycia; oraz: podkreślam, że aż do zmycia. Wybierzcie więc rodzaj i ilość z głową.

Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger