Zdarza mi się wkładać kij w mrowisko — szczególnie wtedy, gdy ktoś próbuje opisać złożone zjawisko w kilku prostych kategoriach. W antropologii fizycznej i medycynie takim skrótem jest skala Fitzpatricka, którą wiele osób błędnie uznaje za „skalę koloru skóry”. Tymczasem nie jest to wcale skala koloru, lecz reakcji na promieniowanie UV. Innymi słowy — nie mówi, jaki masz kolor skóry, tylko jak bardzo się opalasz lub oparzasz.
I właśnie ten temat na nowo podjęli naukowcy w przeglądzie opublikowanym w Journal of the American Academy of Dermatology (Harvey i wsp., 2024). I wreszcie powiedzieli wprost to, co wielu z nas od dawna podejrzewało: skale używane w medycynie do opisu koloru skóry są przestarzałe i zbyt subiektywne.
Co zbadali Harvey i współautorzy
Zespół kierowany przez Valerie M. Harvey przeanalizował aż siedemnaście różnych systemów klasyfikowania skóry stosowanych w badaniach i praktyce klinicznej. Wśród nich znalazły się m.in. Fitzpatrick, Von Luschan i inne lokalne warianty.
Ich wspólny problem? Wszystkie w większym lub mniejszym stopniu opierają się na ocenie wizualnej — czyli na tym, co człowiek widzi (albo wydaje mu się, że widzi).
Autorzy zwracają uwagę, że:
– skale te często mieszają kolor skóry z pochodzeniem etnicznym, co nie ma sensu, bo barwa skóry różni się znacznie nawet w obrębie jednej grupy;
– wiele z nich nie było nigdy naukowo zwalidowanych w populacjach o ciemniejszej karnacji;
– i co najważniejsze — żadne z tych narzędzi nie pozwala ilościowo zmierzyć barwy skóry.
Spektrofotometr zamiast oka
Dlatego Harvey i jej zespół postulują, by wreszcie przejść na metody pomiarowe oparte na fizyce koloru.
Zamiast opisywać skórę jako „jasną”, „oliwkową” czy „ciemną”, proponują użycie spektrofotometrii, która rejestruje odbicie światła w zakresie widma widzialnego. Wynik zapisuje się w przestrzeni CIE Lab – tej samej, w której pracują koloryści, graficy i producenci farb.
To nie jest już ocena „na oko”, ale twardy pomiar: wartości L*, a*, b* opisują jasność, nasycenie i kierunek barwy, a dodatkowe wskaźniki pozwalają wyliczyć zawartość melaniny w skórze.
To właśnie melaninowy indeks staje się realnym parametrem — czymś, co można porównać, zmierzyć i odtworzyć.
Dlaczego to ma znaczenie dla analizy kolorystycznej
W analizie kolorystycznej też często korzystamy z uproszczeń. Mówimy o „ciepłych” i „chłodnych” tonach skóry, o jasnych i ciemnych typach. Ale jeśli spojrzeć na to z perspektywy nauki o barwie, te kategorie są bardzo umowne.
Badanie Harvey i wsp. przypomina, że kolor skóry to nie etykieta, tylko zjawisko optyczne wynikające z ilości i rodzaju pigmentów (głównie melaniny) oraz sposobu, w jaki skóra rozprasza światło.
Dwie osoby o podobnym odcieniu wizualnym mogą mieć zupełnie inny skład pigmentacyjny — i zupełnie inaczej reagować na kolory ubrań.
Dlatego precyzyjny, pomiarowy sposób myślenia o barwie skóry jest bliski temu, co w analizie kolorystycznej nazywam rozumieniem fenotypu: nie tylko „jak ktoś wygląda”, ale dlaczego wygląda właśnie tak.
Stare skale vs. nowe podejście
Skala Fitzpatricka miała sens, gdy służyła dermatologom do oceny ryzyka oparzeń słonecznych. Ale w kontekście estetyki, kosmetologii czy koloru – zupełnie się nie sprawdza.
To trochę tak, jakby próbować określić barwę włosów na podstawie tego, jak szybko schną po deszczu.
Nauka idzie w kierunku ilościowych modeli pigmentacji: nie „typów”, tylko zakresów, które można zmierzyć i porównać. To właśnie w tym kierunku zmierza dziś nie tylko dermatologia, ale i szeroko pojęta analiza koloru człowieka — od fenotypu po wizualne dopasowanie barw.
Co z tego wynika
To badanie pokazuje coś bardzo prostego, ale przełomowego: że kolor skóry można i należy mierzyć, a nie klasyfikować opisowo. I że czas przestać traktować przestarzałe skale jako naukowe wyrocznie.
Dla mnie — i dla każdej osoby zajmującej się analizą kolorystyczną — to ważny sygnał: kierunek, w którym warto iść, to fizyka koloru, nie folklor kategorii.
Zobacz to na własne oczy
O tym właśnie rozmawiamy podczas stacjonarnych konsultacji kolorystycznych – o realnym, biologicznym kolorze skóry, a nie o tym, co widać na zdjęciu czy w filtrze.
Jeśli chcesz sprawdzić, jak Twoja pigmentacja przekłada się na to, które kolory naprawdę działają z Twoim fenotypem, zapraszam na spotkanie w Warszawie lub Krakowie. To dwie godziny bardzo konkretnej pracy – z nauką, z kolorami i lustrem, nie ze schematami, ani kategoriami, w które jakoś trzeba się wcisnąć.
Pięknego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz