Złote rady dla robiących własne kosmetyki kolorowe


Pierwotnie miał to być wpis na moim Instagramie - ot, zbiór kilku złotych porad, bez których nie warto nawet włączać młynka do kontaktu. Ale wpis się rozrósł tak, że Instagram go nie zmieścił, więc pomyślałam, że dodam tę garść "pro tipów" do mojego postu z przepisem na puder robiący Photoshopa i inne cuda. Jednak gdy zaczęłam tam się rozpisywać o właściwościach surowców, nie miałam już serca na koniec wykładu jeszcze Wam dowalać dziesięciu przykazów, których i tak nikt nie zapamięta, stąd ten dzisiejszy wpis. Bo temat ten zasługuje na osobny wpis i na zapamiętanie.

Mówię serio - przez lata kręcenia swoich kosmetyków i pracy w laboratorium przy produkcji kolorówki uzbierało mi się trochę takich złotych rad, o których... zawsze się zapomina. Albo prawie zawsze. Po jakimś czasie rutyna robi swoje i pewne rzeczy robi się mechanicznie, wbijając otoczenie w stan zdumienia, ale do tego czasu naprawdę serdecznie polecam sobie te wszystkie poniższe punkty wziąć do serca, a najlepiej wydrukować i powiesić na drzwiach szafki z surowcami. 
Nie rozwlekając tematu, lecimy:

  1. Najważniejszą radą, jaką mogę dać każdemu, kto planuje (albo już to robi!) tworzyć własne kosmetyki z surowców sypkich jest: NOŚ MASECZKĘ!!! Surowce takie jak mika, tlenki żelaza, krzemionki, talk i cała ta reszta ferajny nie są rozpuszczalne w środowisku wodnym. Oznacza to, że po dostaniu się do płuc nie ulegną tam rozpuszczeniu i usunięciu przez organizm. Po latach pracy w warunkach, gdzie łatwo jest się nawdychać przeróżnych surowców, może się to odbić na zdrowiu. Poczytajcie o pylicy, nic wesołego. I zastrzelcie każdego pracodawcę, który mówi: "Nooo, maseczki, tak. Zamówimy. Ale ogólnie to tu nikt nie używa." Wy używajcie. Jeśli nie przemawia do Was argument "noś, bo ja tak mówię", zaobserwujcie "dymek" unoszący się nad młynkiem po zdjęciu pokrywy, tuż po zmieleniu jakiegoś składnika. Wiedzcie, że mój telefon, leżący przy monitorze na biurku z dala od blatu, przy którym się pracuje z kolorowymi pigmentami, po całym dniu w laboratorium, był pokryty kolorową, cienką warstewką. Te pyły unoszą się w całym pomieszczeniu niezależnie od wentylacji - i nie macie na to większego wpływu. Zakładajcie maseczkę jeszcze przed wyjęciem surowców z szafki i noście ją przez cały czas. To jest niewygodne i wkurzające, ale alternatywą jest pylica. I - TAK! - noście też maseczkę, jeśli nie pracujecie w laboratorium ale tylko czasami sobie coś tam zmieszacie w domu. Wtedy też się pyli wprost na Was. Z tym nie ma żartów i nie widzę sensownego powodu aby się nie chronić.
  2. Zanim rozłożysz się z surowcami i utensyliami do kręcenia "czegoś nowego" upewnij się, że masz recepturę, albo chociaż "plan z grubsza" na to, co chcesz zrobić. W przeciwnym wypadku po paru godzinach mielenia skończysz z małym wiaderkiem pudru, który w zasadzie jest ok, ale to nie to i w sumie to do niczego go nigdy nie wykorzystasz. Skitrasz to w szafie i po dwóch latach wyrzucisz. Tak będzie. Zaplanuj co chcesz zrobić, pomyśl nad składnikami, jakimi najprościej uzyskasz zaplanowany efekt i pracuj na bardzo małych, idiotycznie wręcz małych ilościach. Jeszcze mniejszych, niż teraz Ci stanęły przed oczami ;) Dzięki temu nie zmarnujesz surowców i w razie potrzeby szybko i dość łatwo naprawisz ewentualne błędy, a na koniec nie będziesz miał trudności z poprzeliczaniem tego wszystkiego.
  3. Przeliczanie receptury z gramów na procenty ma sens i polecam serdecznie, jeśli kiedyś planujesz odtworzyć dany przepis, ale żeby to się dało zrobić, najpierw trzeba te wszystkie gramy sobie zapisać. Mam na myśli dokładnie: wszystkie. Każdy kolejny dodawany surowiec, nieraz wielokrotnie, w idiotycznie małych porcyjkach, każde: 0,04 g + 0,04 g + 0,1 g + 0,016 g trzeba zapisać, aby na koniec móc to zsumować i policzyć. W praktyce tworzysz listę, surowiec pod surowcem, z całym ciągiem takich ilości obok. Zsumujesz wszystko później, nie dodawaj w trakcie odważania surowców, bo się pogubisz, sfrustrujesz i wyrzucisz surowce wraz z młynkiem przez zamknięte okno. Najpierw zapisz, potem sumuj i przeliczaj. 
  4. Jak przeliczać? Zsumuj ilość wszystkich użytych w danej recepturze surowców. Załóżmy, że wyszło 13, 46 g wszystkiego - jest to Twoje 100%. Nie zaokrąglaj na tym etapie, bo wynik wyjdzie niewiarygodny, zwłaszcza gdy pracujesz na naprawdę małych ilościach surowców. Teraz zsumuj wszystkie porcje każdego składnika osobno, np. masz zapisane, że mikrosfer silikonowych jest w recepturze: 5,0 g + 0,61 g + 0,5 g. Razem: 6,11 g. Nie zaokrąglaj na tym etapie, bo wynik wyjdzie niewiarygodny, zwłaszcza że pracujesz na naprawdę małych ilościach. I teraz te 6,11 grama to jest jakiś procent z 13,46 g całości. Liczymy: 6,11/13,46 * 100% i voila. Zapisz wynik, możesz dla wygody zaokrąglić do dziesiętnych. Czyli nie 45,39375928677563150074294205052, tylko 45,4 %. Postępuj tak po kolei z każdym użytym i zapisanym składnikiem.
  5. A skoro o zapisywaniu mowa: jeśli robisz sporo własnych kosmetyków, polecam założyć zeszyt, w którym na osobnych stronach będziesz zapisywać swoje receptury. Dobrze radzę - nazwij jakoś swój nowy produkt (nawet, jeśli jest dopiero w planie), żebyś za pół roku, patrząc na nabazgrane naprędce nazwy surowców z liczbami obok, nie musiał dedukować, co to miało być - puder, cienie czy peeling enzymatyczny. Gdzieś na stronie z recepturą umieść datę jej stworzenia. Ponieważ czasami będziesz szukać swojego tworu pamiętając, że to był maj i pachniała Saska Kępa. I że ten twór z maja był lepszy pod jakimś względem od tego tworu z listopada. 
  6. Najłatwiej jest odważać składniki sypkie na brązowym papierze do pieczenia, ponieważ jest lekki i śliski, więc surowce zwiększające przyczepność do skóry... nie czepiają się tego papieru. Ale sprawdzi się każdy inny papier o podobnych właściwościach. Biorę jego niewielki kawałek i zaginam brzegi tworząc "korytko", które mieści się na szalce wagi. Łatwo jest wówczas sypać surowce na wagę aby je odważyć i równie łatwo jest się ich potem z tej wagi pozbyć, ponieważ z takiego korytka ześlizgują się wprost do woreczka strunowego lub młynka. Zważ swoje korytko ze śliskiego papieru, zapisz jego wagę gdzieś obok receptury w zeszycie. W razie draki, zawsze możesz odjąć tę wartość od wartości na wadze i uzyskać w ten sposób odpowiedź na wszystkie nieparlamentarne pytania rojące się w głowie, gdy zapomnisz ile właśnie odważyłeś miki.
  7. Taruj wagę. Bądź cierpliwy - waga reaguje nieraz na każdy ruch powietrza, więc warto sobie przy niej usiąść i zamknąć drzwi, okna. Nie oddychać. Waga musi stać na stabilnym, twardym podłożu, aby pokazywała prawdziwy, wiarygodny wynik. Nie stawiaj wagi na papierowym ręczniku, a jeśli kręcisz kosmetyki w domu i akurat na łóżku masz najlepsze światło do zdjęć - rób te zdjęcia, ale odważaj składniki w brzydszym miejscu ale z twardym podłożem. Postaw wagę, włącz, odczekaj aż się wyzeruje. Jeśli się nie zeruje, staruj. Połóż na niej swoje korytko ze śliskiego papieru, odczekaj chwilę, staruj wagę. Możesz sypać swoje składniki. Zapisz wagę składnika w zeszycie obok jego nazwy na liście, zsyp go do młynka lub woreczka strunowego, połóż na wadze swoje korytko ze śliskiego papieru i powtórz czynności. Jeśli sypiesz surowiec na surowiec, bez zsypywania ich każdorazowo z wagi, prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której czegoś nie zapiszesz, czegoś nie starujesz, życie. Można z tego wybrnąć i wtedy właśnie poczujesz czym naprawdę jest tworzenie receptury: garbieniem się na wdechu nad dwumilimetrową kulką błękitu ultramarynowego wrzuconego w kupkę miki na wadze, której to kupki sobie nie zapisałeś, wagi nie starowałeś, nie wiesz ile waży Twoje "korytko ze śliskiego papieru" i próbujesz tę kulkę ultramaryny wyciągnąć z miki za pomocą telekinezy oraz trzęsącej się ręki uzbrojonej w plastikową łyżkę, której krawędzie są tak grube!
  8. Mielenie w młynku do kawy niszczy wszystkie półprodukty, które nie są bezpostaciowe, czyli z powierzchnią cząsteczek modyfikowaną w jakikolwiek sposób: krzemionki sferyczne, jedwabie (prawdopodobieństwo termicznego uszkodzenia!) nylon-12 a nawet mika ulega zmianom, dlatego zalecam miksować w młynku pigmenty (dwutlenek tytanu, tlenki itp.) z małą ilością miki, a resztę dodawać na końcu i krótko ucierać w woreczku strunowym. Młynek do kawy czy moździerz nieco inaczej miksuje niż profesjonalne mieszalniki a i tam się niektóre rzeczy dodaje na końcu. Do dzisiaj śnią mi się po nocach te wszystkie pudry brązujące, róże i cienie, które z każdym kolejnym mieleniem wracały do labo coraz ciemniejsze. Do tego stopnia, że - aby zachować spójność kolorystyczną z poprzednimi partiami tego produktu - konieczne było modyfikowanie receptury dodatkami rozjaśniającymi... Horror. Dlatego jeśli w swojej recepturze nie używasz tlenków żelaza czy dwutlenku tytanu, które się zbrylają i potrzebują porządnego zmiksowania, mieszaj swoje kosmetyki w woreczkach strunowych, delikatnie je przesypując i "miętoląc". 
  9. Miętoląc swoje składniki w woreczku strunowym upewnij się, że nie robisz tego nad klawiaturą. Jeśli robisz - nie rób tego. Rozłóż pod maltretowanym woreczkiem strunowym papierowy ręcznik, a jeszcze lepiej: arkusz śliskiego papieru. Woreczki strunowe czasami pękają w szwach gdy są maltretowane, czasami nawet nie trzeba się do tego przykładać i kończymy obsypani swoimi proszkami jak w święto Holi. Wówczas jesteśmy oazą spokoju i kwiatem lotosu na tafli jeziora, zatem wysypujemy ostrożnie resztę surowców na arkusz śliskiego papieru, który mieliśmy podłożony, odkładamy na bok pęknięty woreczek i bierzemy nowy. Wsypujemy do niego rozsypane surowce z arkusza śliskiego papieru, który mieliśmy - przewidująco - rozłożony pod strefą pracy i ze spokojem wracamy do swoich czynności. Nie wykonujemy gwałtownych ruchów, ponieważ surowce sypkie są lekkie i łatwo je rozsypać tak, że już będą nie do odzyskania, pokrywając blaty, szafki, włosy, ubrania, kota, filiżanki, laptopa... Na szczęście mając na twarzy maseczkę nic się nie przedostanie: ani pyły do naszych płuc, ani klątwy do uszu współtowarzyszy czy sąsiadów. Woreczek strunowy w trakcie pracy prawdopodobnie będzie pokryty tymi wszystkimi proszkami również z zewnątrz, przez co trudno go będzie porządnie chwycić aby rozetrzeć zawartość. Polecam lekko zwilżyć dłonie chuchając na nie, albo posmarować je niewielką ilością kremu do rąk i poczekać aż się wchłonie.
  10. W procesie tworzenia kosmetyków kolorowych mniej znaczy więcej. Jeśli więc czujesz, że zagalopowałeś się z recepturą i dodajesz już piętnasty składnik aby ratować się z tego, co popsuły trzynasty i dziesiąty... odpuść. I zacznij od nowa. 
  11. Gdy kosmetyk jest gotowy, zapakuj go w dowolny sposób i podpisz opakowanie: nazwą lub rodzajem/kolorem oraz datą. A najlepiej jeszcze dodaj skład, bo zeszyty z recepturami najwyraźniej po jakimś czasie dostają nóg i idą sobie gdzieś, w świat. Wiem, że teraz pomyślałeś: "Przecież będę pamiętał co robiłem!". Nie będziesz, nikt nie pamięta. To znaczy - owszem, mam dokładnie przed oczami niektóre niuanse pracy nad danym kosmetykiem, o których trudno zapomnieć, ale czy to jest wersja pudru z Airy Finish czy z Sebum Balance? A może jeszcze ze starą Sphericą? Czy ten kolor to była zieleń chromowa + extender czy color blend green? A co to w ogóle jest, bo, ups, nie pamiętam? Wiem, że podkład, ale z czego ja go robiłam? Serio, tak będzie. 
  12. Robiąc podkład, korektor, róż, cienie, czy cokolwiek, co musi mieć określony kolor, rozpocznij pracę o takiej godzinie, abyś miał pod dostatkiem światła dziennego aż do zakończenia pracy. W przeciwnym razie rozciągnie Ci się to na dzień kolejny, podczas którego zorientujesz się, że wczoraj jednak już się światło zmieniło i Twój kosmetyk jednak ma inny kolor niż myślałeś. Robienie koloru w świetle sztucznym kompletnie mija się z celem. Rób to wyłącznie jeśli kręci Cię sam proces tworzenia, lubisz szum młynka, relaksuje Cię pył na ubraniu a ostateczny kolor kosmetyku jest Ci w zasadzie obojętny.
  13. Po skończonej pracy umyj młynek. Tak, wodą. Nie, chusteczki nawilżane nie wystarczą, ponieważ są nasączone m. in. składnikami zawierającymi detergent, które po wyschnięciu pozostają na powierzchni młynka, wpływając następnie na właściwości i kolor miksowanych w nim surowców. Umyj go tak, jak każdy inny drobny sprzęt AGD - nie zamocz mechanizmu, czyli dbaj o to, aby woda nie zamoczyła spodu młynka. Po umyciu wytrzyj go do sucha. Gdy jest suchy weź młynek w dłonie, odwróć go do góry nogami nad blatem i postukaj nim o blat delikatnie. Umyj go ponownie. A jeśli wypadło dużo - rozkręć i wyczyść w środku. Pomyśl ponownie o swoich płucach. Młynek czyść po każdym mieleniu, ponieważ nagromadzone w nim pyły dość istotnie wpływają na kolor i właściwości kolejnych mielonych w nim składników. 
Mam nadzieję, że te porady przydadzą się Wam i znacząco zmniejszą ilość frustracji w Waszych zbiornikach w trakcie tworzenia własnych kosmetyków. Trzymam kciuki za Wasze receptury i oby kolor zawsze wychodził!
A jeśli interesuje Was temat kosmetyków naturalnych i pielęgnacji, zajrzyjcie do Skin Heroes!

Skin Heroes to duet- Patrycja i Karolina, które z miłości do naturalnych kosmetyków, postanowiły się podzielić swoją pasją i pokazać ludziom, że da się pielęgnować ciało naturalnie- bez szkody dla nas i środowiska naturalnego
Chciałybyśmy w formie spotkań i prezentacji uświadomić ludziom jakie niebezpieczeństwo niesie stosowanie szkodliwych kosmetyków, a także- jak czytać skład, pielęgnować skórę, kupować kosmetyki naturalne i być świadomym konsumentem!

Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger