Z chaosu do harmonii – Kasi droga po analizie kolorystycznej



    Z Kasią spotkałyśmy się na konsultacjach w Krakowie... cztery lata temu. Włosy już urosły nam obu, obie też pewnie patrzymy na tamto wydarzenie już z większą wiedzą i świadomością. Kasia od tamtej pory konsekwentnie buduje swoją ulubioną garderobę w kolorach zgaszonej jesieni. A dziś oddaję jej mikrofon - przeczytajcie, jak ten proces wyglądał u niej, jej słowami (tekst jest oryginalny, nie zmieniłam w nim ani jednej litery, choć dostałam od Kasi pozwolenie na dowolną edycję):

    "Na spotkanie z Olą ponad 4 lata temu udałam się z nastawieniem, że nie mam swojego stylu i najbardziej kusiła mnie obietnica ciągłego kontaktu ze strony Oli – liczyłam, że będę z niego korzystać często, bo przecież czegoś takiego jak swój styl to ja nie mam. Ot kupuje to co wyjdzie i tyle. 


    O atrybutach koloru nie wiedziałam nic – wiedziałam tylko, że jestem ZGASZONA, ale czy ciepła czy zimna to już niekoniecznie. Do dzisiaj z resztą temperatura barwy stanowi dla mnie największe wyzwanie. O ile jestem w stanie określić na oko czy coś jest ciemne i zgaszone to w trzecim atrybucie zawsze używam próbnika barw lub jakiegoś pewniaczka z mojej szafy dla porównania.



    Gdybym miała opisać ‘swoją drogę’ to w sumie wpisuje się w standard opisywany przez Olę
na jej kontach:
  1. Wyparcie. Bliżej mi było do zgaszonego lata, jakoś ładniej te kolory dla mnie wyglądają. No i usilnie próbowałam przekonać Olę, że w fuksji to ja wyglądam świetnie ^^
  2. Akceptacja. No cóż, kupujemy. Wszystko po kolei co jest w dobrym kolorze.
  3. Akcja farbowanie. Sterty ubrań i barwników i jedziemy. Część się zniszczyła, część nie chwyciła na szwach. Nosiłam w domu, ostatecznie wyrzuciłam. Z około 8 serii farbowań został jeden brązowy sweter.
  4. Dystans. Ok, mamy to co mamy to niech będzie.
  5. Zakochanie. Tu obecnie jestem. Kocham moje kolory i każde z moich ubrań. Zachwycam się każdym z nich.
    Jeżeli miałabym odpowiedzieć, co dała mi analiza kolorystyczna to są oczywistości jak spójny wygląd, bardziej trafione zakupy itd. Itp. Ale dla mnie są jeszcze ważniejsze sprawy:
  1. Moja pewność siebie wzrosła. Znacie to uczucie kiedy wchodzicie do pomieszczenia gdzie wszyscy wyglądają świetnie a Wy owszem, w nowych ciuchach ale jakoś tak nie bardzo? Ja tak. Ciągle porównywałam te ciuchy z innymi. I siebie w nich. Korzystałam przecież z ‘dobrych rad modowych’ takich jak inni, wiec podglądałam jak im to wyszło. Niestety zwykle dla mnie niekorzystnie. Teraz tak nie mam. Można przypuszczać, że dojrzałam. Ale bez wiedzy z analizy kolorów raczej nie poszłoby mi tak dobrze. Teraz wchodzę do takiego pomieszczenia i wiem, że wyglądam dobrze, nie robiąc zakupów na ostatnią chwilę. W mojej szafie jest na tyle dobrych ubrań, że ten stres odpadł. Oczywiście zachwycam się wyglądem i stylizacjami innych. Ale odpadł mi kompleks złego ubioru.
  2. Swój styl. Totalnie nie wierzyłam w siebie w tym temacie. Teraz, gdy widzę jak dobrze moje ubrania do siebie pasują, jak dobrze sama w nich wyglądam to mam przestrzeń na to, żeby sobie czegoś odmówić. Nawet jeśli ma dobry skład i jest w MOIM KOLORZE. Jednocześnie w mojej szafie jest teraz sporo fasonów na które w innym świecie pewnie bym się nie porwała, bo nie byłabym aż tak pewna ich trafności.
  3. Przyjemność z kupowania i noszenia. Ubrania stały się swego rodzaju moim hobby - mega sprawia mi to frajdę, przeglądam sobie teraz oferty czy najnowsze trendy nie z przymusu, ale dla inspiracji, piękna. Wcześniej robiłam to samo, ale w niedosycie. Ciągle kupowałam i ciągle brakowało. Psioczyłam na wszystko – producentów, mój kobiecy los, figurę, zmieniającą się błyskawicznie modę, społeczeństwo czy ekologię. Teraz czuję się w tym świecie wolna i niezwykle wdzięczna za czasy i możliwości, jakie świat mody ma dla mnie.
  4. Chętniej inwestuję w droższe ubrania. Kiedyś kluczem była cena. Jeśli promocja to kupuję. Teraz promocje i wyprzedaże mnie nie ruszają. Owszem zniżka na ciuch, który kupiłabym i tak bez promocji to super sprawa. Chodzi mi o to ‘kupowanie bo tanie’. Nie wiem realnie czy wydaje mniej czy więcej na ubrania (inflacja!), jednak zmieniło się moje podejście do wartości tych rzeczy. Kupuje ubrania z pewnością, że będę w nich chodzić. Wcześniej wiele kupowałam ‘bo tak się teraz nosi’ nigdy nie wiedząc, czy kiedykolwiek to założę ani czy dopasuję to do reszty. Teraz z nowych trendów biorę to, co mi pasuje i tłumaczę to na język swoich kolorów.
 


   Wydaje mi się, że obecnie jestem w sporym stanie dojrzałości jeśli chodzi o ubrania. Widzę to po tym też, że zaczęłam sprzedawać już ubrania w dobrej kolorystyce. Czy nie popełniłam błędów? A i owszem. I nie chodzi tutaj o zły odcień koloru. Najgorszym błędem który długo mnie trzymał to próba dopasowania jakiejś stylizacji do mojej kolorystyki. Kilka lat próbowałam stworzyć odwzorowania białej koszulki + jeansy + białe sneakersy dla kolorów zgaszonych, ciemnych i ciepłych. Konia z rzędem temu, komu to wyszło i było spoko :D Mnie nie. Trochę uratowała mnie zmiana w trendach. God bless GenZ i ich zupełnie inne podejście do mody niż poprzedniej generacji. To ile teraz jest świetnych sneakersów w moich kolorach to WOW! !!!

    Odradzam kopiuj wklej + zmień kolor. A jak sobie ostatecznie poradziłam z białymi sneakersami? Kupiłam białe w cieplejszym odcieniu. I biała skarpetki. I noszę do brązów i wszystkich innych kolorów. Taki mam styl.
    Druga rzecz, która utrudniła mi życia na początku po analizie to były utrwalone zasady z domu czyli trzeba mieć wszystkie kolory w szafie. Więc pędziłam za kolekcjonowaniem wszystkich kolorów w mojego breloczka. Ola oczywiście powtarzała wielokrotnie, żeby znaleźć jeden kolor i od niego zacząć. Ale wiadomo jak to jest w życiu. Odradzam. Tym bardziej, że sezonowość też ma swoje zasady. Jednego sezonu jest zatrzęsienie zielonej oliwki i brak jakiegokolwiek fioletu, dwa sezony dalej jest zupełnie odwrotnie.


    Dla mnie najtrudniejszym kolorem był właśnie fioletowy. Nie miałam nic w tym kolorze aż do momentu otrzymania daru (^^) od Oli – fioletowej jedwabnej koszuli. Jak się okazało i to nie pomogło, bo nie wiedziałam jak grać z tym kolorem. Uznałam, że jestem gotowa rozszerzyć paletę swojej szafy o ten kolor i na szczęście obecny sezon mi w tym sprzyja. Wiedzcie, że spodni do tej koszuli szukałam dosłownie 18 miesięcy...

    Czy mam w swojej szafie coś innego, spoza palety? A mam. Mam jeansy. Niebieskie. W kolorze, który w palecie zgaszonej zieleni nie istnieje. Mam tego świadomość i nie oczekuje od takiej stylizacji efektu wow. Po prostu korzystam ze wskazówek w mojej osobistej analizie i wiem jak całość zbudować. Ja lubię łączyć ciemny jeans z zieloną górą. Gra mi to fajnie. I uwaga. Nie pytam o to Oli - wiem czego mnie uczy, znam odpowiedź (niebieski nie ma atrybutów koloru, który pasuje do mnie). Ola doradzi, zainspiruje, podpowie, ale nie wyda zgody czy rozgrzeszenia. I bardzo dobrze, wtedy chyba bym się zgubiła w tym co już tak, a tym, co jeszcze nie. A ja potrzebowałam logicznego uzasadnienia, wytycznych do kierowania się. Ta mapa się u mnie sprawdza i daje mi mega stabilizację. I mega mnie cieszy."


Pięknego dnia!



Postaw mi kawę na buycoffee.to


Zapraszam na stacjonarne konsultacje kolorystyczne:

---

Arsenic.pl Aleksandra Galiszkiewicz

SKLEP




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger