Jest to wpis dla osób o bardzo suchej skórze. Jakie surowce pomogą, gdzie ich szukać i krok po kroku wykonanie kremu do skóry przesuszonej


Proszę o uwagę osoby, których skóra - z różnych przyczyn - jest wciąż sucha, a może nawet się łuszczy, łatwo niszczy i pęka. Nie mówię tylko o skórze na twarzy - wszak często widzimy takie objawy na skórze dłoni, które wiele muszą w ciągu dnia znieść. A także i na ciele - kto z Was ma białawą, łuszczącą się, przesuszoną rękę na nogach, ręka do góry! 
No więc dzisiaj mam dla Was remedium w postaci kremu ze sklepu Kolorowka, który rzeczywiście działa. Opowiem o tym, z czego się składa, jak te składniki działają oraz, na koniec, pokażę krok po kroku jak się taki krem wykonuje.
I nie będzie to trudniejsze od zrobienia kanapki. :)

A nawet łatwiejsze, ponieważ kupując zestaw do wykonania kremu do cery przesuszonej, dostajemy wszystkie surowce już poporcjowane i zapakowane osobno. Niczego nie trzeba ważyć, odmierzać ani podgrzewać, ponieważ całość wykonuje się na zimno.
Mamy w zestawie nawet kubeczek do mieszania olejów z zagęstnikiem oraz bagietkę - słowem, odbieramy przesyłkę z Paczkomatu dzień po złożeniu zamówienia, rozpakowujemy, myjemy ręce i od razu możemy przystąpić do wykonania kremu.

Powiem więcej, wszelkie tutoriale są w zasadzie zbędne, ponieważ ten krem zawsze się udaje. Nawet jeśli po prostu ulegniecie chęci zmieszania wszystkiego ze sobą jak popadnie i będziecie wystarczająco cierpliwi w mieszaniu - to się i tak uda, i krem też będzie działał!

A co w sobie zawiera ten krem? Co w nim działa tak silnie nawilżająco? Dlaczego tak go polecam skórze przesuszonej, zniszczonej? 
  • olej z kiełków pszenicy - to jedno z najbogatszych źródeł witaminy E. Dzięki niej skóra pozostaje elastyczna, zapobiega więc jej pękaniu gdy jest mocno wysuszona. 
  • olej z pestek arbuza - bardzo lekki i delikatny, świetny do pielęgnacji skóry dziecięcej! Ma właściwości nawilżające, a w połączeniu z olejem z kiełków pszenicy pozwala na wykonanie odmładzającego i kondycjonującego skórę masażu.
  • hydromanil - jest zbudowany z galaktomannanowych cząsteczek nawilżających występujących w postaci trójwymiarowej matrycy, uwalniającej stopniowo oligosacharydy. W związku z tym, że galaktomannany, z powodu dużych rozmiarów cząsteczek, nie mogą penetrować skóry, pozostają one na powierzchni warstwy rogowej, przyczyniają się do uzyskania efektu natychmiastowego nawilżenia, nadającego skórze bardziej jednorodny wygląd. Ograniczają transepidermalna utratę wody. Oligosacharydy dzięki małym rozmiarom cząsteczek penetrują warstwę rogową nawilżając głębsze partie skóry, stając się integralną częścią naskórka, gdzie wzmacniają efekt nawilżenia. Regularna aplikacja hydromanilu zachowuje na skórze trójwymiarową matrycę przez dłuższy czas, pozwalając na stopniowe uwalnianie z niej cząsteczek, w zależności od ich wielkości. Taka magia, proszę państwa. Ale to dopiero początek!
  • liposomowy ekstrakt nawilżający - INCI: Aqua, Herb extracts: Aralia Nudicaulis, Linum Usitatissimum, Tropaeolum Majus; Propylene Glycol, Lecithin, D-panthenol, Sorbitol, Glucose, Silkaminoacids, Trilaureth-4-phosphate, Citric acid, Sodium Hyaluronate, Phenoxyethanol, Magnesium PCA, Ethylhexylglycerin. Zawarte tutaj wyciągi roślinne - z arali bezbronnej, lnu zwyczajnego oraz nasturcji większej w połączeniu ze składnikami naturalnego czynnika nawilżającego zapewniają działanie głęboko nawilżające. Wyciąg z aralii jest składnikiem preparatów regenerujących, rewitalizujących i odmładzających skórę. Przywraca skórze równowagę fizjologiczną. Stosowany w kosmetykach opóźniających procesy starzenia się skóry oraz zapobiega powstawaniu zmarszczek. Śluz zawarty w wyciągu z nasion lnu zmiękcza skórę oraz łagodzi stany zapalne i podrażnienia. Leczy trądzik, wypryski, łuszczycę, rogowacenie skóry i jej szorstkości. Wyciągi z nasturcji zawierają miedzy innymi mirozynazę. Jest to enzym o silnych właściwościach bakterio-, wiruso- i grzybobójczych. Pomocna przy leczeniu opryszczki, trądziku, wyprysków, liszaji i innych dermatoz. Ekstrakty z nasturcji stosowane są w kosmetykach łagodzących podrażnienia oraz w preparatach przyśpieszających gojenie się skóry. Glukoza to cukier, jeden ze składników naturalnego czynnika nawilżającego NMF. Cukry (węglowodany) często wchodzą w skład kosmetyków ze względu na właściwości odżywcze i nawilżające. Sorbitol jest również substancja nawilżająca. Proteiny jedwabiu wpływają na utrzymywanie i przywracanie sprężystości oraz elastyczności skóry. Przeciwdziałają zmianą degeneracyjnym towarzyszącym procesowi starzenia się skóry. Ważną cechą jedwabiu jest także zdolność zatrzymywania wody w naskórku. Zhydrolizowane białko jedwabiu tworzy na powierzchni włosów i skóry film ochronny zmniejszający szorstkość naskórka i włosów oraz chroniąc przed niekorzystnymi warunkami środowiskowymi. Stymulują także procesy metaboliczne w tkankach podskórnych.
    Hialuronian sodu ma doskonałe właściwości łagodzące, skutecznie nawilża przesuszoną skórę ze skłonnościami do pierzchnięcia, nadmiernie wysuszoną. Wygładza, poprawia elastyczność, ujędrnia. Dobrze nawilżona warstwa rogowa naskórka staje się bardziej przepuszczalna dla substancji czynnych. Pirolidynokarboksylan magnezu – magnez jest pierwiastkiem śladowym. Dostarcza energii komórkom, regeneruje skórę, stanowi skuteczną barierę przed atakiem wolnych rodników. Połączenie ze składnikiem naturalnego czynnika nawilżającego zwiększa biodostępność i aktywność.
  • D-pantenol -  jest prowitaminą, gromadzi się w skórze właściwej i ulega przemianie w witaminę B5 (kwas pantotenowy). Działa łagodząco na podrażnioną i zaczerwienioną skórę. Ma właściwości higroskopijne (gromadzi wodę) przez co nawilża skórę powodując, że staje się miękka i jędrna.
  • kolagen i elastyna - rozpisywałam się na temat tych składników w tym wpisie: Kolagen w kosmetykach - dlaczego nie wiąże krawatów, ale i tak warto go mieć w swoim kremie? (KLIK!)
  • woda demineralizowana jakości farmaceutycznej - rozpuszczalnik dla składników hydrofilowych.
  • zagęstnik - dzięki niemu można zrobić ten krem w trzy minuty bez konieczności podgrzewania składników. Jest cruelty free, wegański i bez mikroplastiku.
  • konserwant - FEOG jest konserwantem nowej generacji o szerokim zakresie działania zarówno w stosunku do bakterii (grammadodatnich i grammaujemnych) jaki i drożdży czy grzybów. Żaden ze składników mieszaniny FEOG nie jest tematem dyskusji ze względu na działanie uczulające, rakotwórcze, tworzenie nitrozoamin, efekt estrogeniczny lub androgeniczny i wywoływanie alergii.
Mamy tutaj więc przemyślany zestaw składników, z których żaden nie znalazł się tutaj przypadkiem, wycelowany w pozbycie się problemu suchości. Czasami bardzo drażniącej i upierdliwej - do tego stopnia, że niemożliwe staje się zwykłe mycie naczyń, bo kontakt zarówno z detergentem, jak i z lateksem rękawiczki kończy się katorgą, pieczeniem, bólem, swędzeniem, łuszczeniem się skóry.

Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele - od niedbałej pielęgnacji i styl życia, poprzez choroby i brane leki, po stany zapalne czy... zwykłą starość. Nie czas się nad tym rozczulać, trzeba działać!

Jeśli powiększycie sobie powyższe zdjęcia, można zauważyć, że stan skóry na moich dłoniach pozostawia wiele do życzenia. Uprzedzam doradców internetowych - moja pielęgnacja jest niezła, na pograniczu z wyśmienitą. Dłonie myję i smaruję kremami, serami i olejami kilka razy dziennie. Mimo wszystko, po kilku chwilach wracają do takiego wyglądu. 

Ma na to wpływ bez wątpienia fakt, że nie tylko leżę i pachnę. Zużywam sporo magnezji na siłowni, tyram te dłonie dużymi ciężarami, nie boję się ich moczyć, brudzić - używać po prostu. 

Skóra mojej twarzy wygląda nieco lepiej, choć też wdrażam jej zaawansowaną pielęgnację nawilżającą od dłuższego czasu. Ale chciałam na przykładzie moich dłoni pokazać Wam różnicę, jaką robi ten krem. Na twarzy tego aż tak nie widać, bo nigdy nie dopuszczam do aż tak dużego jej przesuszenia.
Poniżej efekt po zastosowaniu kremu. Pomiędzy zdjęciami przed i po jest kilka godzin różnicy - odczekałam uczciwie, bo zwykle po tym czasie moje dłonie są już suche. Tym razem przetrwały domowe porządki bez większych szkód.



No, dobrze. A jak się robi taki krem?

Obiecałam tutorial krok po kroku i obietnicy dotrzymam. Receptura jest prosta i poradzi sobie z nią każde dziecko. Na moim Instagramie ten temat już był omawiany - ale zrobiłam to w relacjach. Wprawdzie są zapisane w wyróżnionych (#DIYcosmetics), ale wiem dobrze, że nie każdemu jest tam po drodze.
Poza tym, dobrze jest mieć taki poradnik pod ręką i móc udostępnić wygodnie link do niego, zamiast poszukiwać w dziesiątkach relacji, jak też ten Arszenik zrobiła ten krem. :)

A zrobić jest łatwo. Zaczynamy!



Przede wszystkim, kupując jakikolwiek zestaw do wykonania jakiegokolwiek kosmetyku do pielęgnacji w sklepie Kolorowka.com, dostajemy do ręki również fantastycznie opisaną instrukcję obsługi. 

Ta kartka w zestawie to nie jest tylko dąb ścięty po to, aby przekazać jakąś grzecznościową formułkę, ale konkret:
skład danego produktu z całym opisem jego działania a także sposób jego wykonania krok po kroku z kilkoma bardzo cennymi poradami. 

Warto więc po prostu zacząć od lektury instrukcji obsługi, a dalej już pójdzie z górki.

Myjemy ręce, rozkładamy papierowy ręcznik, można włożyć jednorazowe rękawiczki, następnie na ręczniku rozkładamy sobie wszystkie surowce.

 

W zestawie znajduje się mały kubeczek z miarką. Nie trzeba z niego korzystać, ponieważ można z powodzeniem wszystko od razu zmieszać w docelowym pudełku na krem, ale już nie cuduję, robię jak należy. :)

A więc wlewamy do kubeczka oba znalezione w zestawie oleje: z pestek arbuza oraz z kiełków pszenicy. 

Warto poświęcić temu chwilę i poczekać aż wszystkie oleje spłyną co do kropli. Gdy buteleczki są już niemal puste, lubię jeszcze postukać nimi o dłonie, żeby wydobyć ostatnie krople, które następnie wmasowuję w skórę.

Złota rada - te buteleczki są wielorazowego użytku. Można do nich przelać np. olejek hydrofilowy albo mleczko do demakijażu i w ten sposób odchudzić sobie kosmetyczkę na wyjeździe, czy siłowni.




Do olejów dodajemy teraz cały zagęstnik. Znajduje się on w małej fiolce, z której może nie być tak łatwo go wydobyć. Zalecam cierpliwość oraz wspomaganie się bagietką aby drania po prostu wydłubać.

Ważne jest, aby wydłubać go jak najwięcej. Jeśli zrobimy to niechlujnie i do olejów wpadnie zbyt mało zagęstnika, nasz krem będzie się rozwarstwiał i może okazać się zbyt rzadki. 

Ten krok jest najważniejszy w całym procesie tworzenia tego kremu. Tutaj trzeba się przyłożyć, jeśli zależy nam na aksamitnej, gładkiej strukturze kremu. 







Zaczyna się mieszanie - jeśli przebrnęliście do tego punktu, to w zasadzie jest już z górki. Teraz całość będzie polegała na stopniowym dodawaniu kolejnych składników i mieszaniu, mieszaniu, mieszaniu...

Po dodaniu zagęstnika do olejów, powinny lekko zmętnieć. Nie mieszamy przesadnie długo - wystarczy, jeśli całość będzie mętna i można jechać dalej.









Odstawiamy teraz na chwilę oleje z zagęstnikiem i chwytamy za docelowe pudełko na krem, które znajdziemy w zestawie.
Wlewamy do niego całą wodę demineralizowaną z dużej butelki. 

Jak wspomniałam wcześniej - można od samego początku mieszać wszystko od razu w tym pudełku, ale... no, już milknę. :)

Jeśli masz swój ulubiony hydrolat, możesz nim zastąpić wodę. Ważne jest tylko to, aby ilości się zgadzały. 







I ponownie - wszystkie buteleczki z zestawów w Kolorówkce są wielorazowego użytku. Oznacza to, że nie trzeba ich wyrzucać, a można kreatywnie wykorzystać.

Ja do tej butelki po wodzie demineralizowanej wlałam sobie trochę płynu micelarnego i w ten sposób moja kosmetyczka podróżna znacznie się odchudziła.  Butla płynu z Eveline ma chyba 500 ml i musiałabym ją targać ze sobą po górach. Porcja w tej buteleczce wystarczyła mi na ponad tydzień codziennego zmywania makijażu.

Można sobie w ten sposób też transportować np. toniki czy zmywacz do paznokci, jeśli jest taka potrzeba.





Teraz do wody w pudełku na krem dodajemy zmieszane wcześniej oleje z zagęstnikiem.
Ponownie - pomagając sobie bagietką zeskrobujemy ze ścianek kubeczka całą mieszaninę olejów, aby nic się nie zmarnowało i proporcje się zgadzały. 












To oczywiste, że po dodaniu olejów do wody, powstaną farfocle i nasz "krem" będzie w tej fazie wyglądał nieciekawie. Nie ma się czym przejmować, po prostu cierpliwie mieszamy, aż wszystko się wyklaruje.
Zawsze się udaje.










Jeśli mimo wszystko po kilku minutach cierpliwego mieszania nadal widzisz farfocle i rozwarstwienie, jest to tylko winą niedoboru zagęstnika. 

Wróć do fiolki z zagęstnikiem i wyskrob z niego jeszcze kilka kropli. To był najważniejszy krok w całym procesie tworzenia tego kremu. Całą resztę można zrobić niedbale, ale ilość zagęstnika musi się w kremie zgadzać.









Gdy uda nam się już osiągnąć ładną, spójną konsystencję, dodajemy teraz kolejne składniki: hydromanil, liposomy, pantenol, kolagen z elastyną i konserwant.

Po każdym dodatku dokładnie mieszamy krem i nie zrażamy się tym, że znowu zacznie się rozwarstwiać. Jest to normalne i będzie się powtarzało przy każdym kolejnym dodanym składniku. 









Mieszamy cierpliwie aż konsystencja znów osiągnie zen, a my wraz z nią. 

Można nie używać konserwantu, jeśli w 2020 roku ktoś nadal ich unika. Jednak polecam nie ryzykować zakażenia kremu, który nakładamy na skórę, nie kombinować, zakonserwować. 

Jeśli mimo wszystko konserwant zostanie pominięty, przypominam, że trwałość takiego kremu radykalnie spada i wynosi ok. 2 tygodnie, a krem należy bezwzględnie trzymać w lodówce i nabierać go nie palcami, a czystą szpatułką. 




Krem jest na tyle stabilny, że można go niemal dowolnie urozmaicać ulubionymi półproduktami. W ramach jakiegoś zdrowego rozsądku, rzecz jasna.

W moim przypadku to zawsze jest kwestią zapachu - lubię kosmetyki albo zupełnie bezwonne, albo pachnące "po mojemu" i tym razem wybrałam tę drugą opcję.

Sięgnęłam po absolut kwiatów kawy - bardzo ciekawy zapach, trochę kwiatowy, trochę kawowy, słodkawy i upojny. Przyjemny.
Można dodać dowolne ulubione olejki eteryczne czy zapachy kosmetyczne, ale polecam nie przesadzać z ilością. Krem może być stosowany w okolice oczu - ale z nadmierną ilością olejków eterycznych w składzie staje się to trochę bardziej problematyczne.



Gdy po zmieszaniu wszystkich składników uzyskaliśmy zadowalającą nas konsystencję i zapach, nie pozostaje nam nic innego jak opisać opakowanie i dać odpocząć kremowi przez kilka godzin. 
Po tym czasie krem jest gotowy do użycia.

Po co opisywać krem, skoro przecież wiadomo, co jest w tym pudełku? 
Otóż teraz wiadomo, ale za jakiś czas może się zapomnieć, kiedy mija mu termin, albo jaki olejek eteryczny został użyty. To się zdarza nawet tęgim umysłom, naprawdę. 

Ja zwykle nie używam dołączonej etykiety, lecz naklejam na pudełko naklejkę z woreczka, w którym przychodzi zestaw. Czasami dodaję do tego własne notatki, jak właśnie nazwę użytego zapachu czy inne ekstra dodatki, które tam wpadły w twórczym szale.






Krem stosuję rano i wieczorem, łączę go aktualnie z tonikiem z glukonolaktonem. Wieczorem dodaję do niego jeszcze kilka kropli skwalanu, żeby skóra przetrwała komfortowo noc. 
Krem jest dość tłusty, zostawia lekki film na skórze i ma niezły poślizg, więc można z jego pomocą komfortowo wykonać masaż twarzy i nie trzeba ratować się dodatkiem olejów ani gadżetami, wystarczą własne dłonie.

Za każdym razem gdy już wysmaruję sobie twarz, szyję i dekolt, resztki kremu wmasowuję także w dłonie. To dzięki temu kondycja skóry na nich bardzo się ostatnio poprawiła. Do tego stopnia, że nie musicie patrzeć na zdartą i nawet czasem lekko krwawiącą skórę - bo i tak bywało. 
Ciekawostką jest fakt, że nawet odciski na dłoniach, które mam od drążka i sztangi, są mniej widoczne odkąd stosuję ten krem. Jasne, że nie zniknęły - i nie znikną! - ale strzępią się znacznie mniej i wygląda to po prostu lepiej. Nie oczekiwałam takiego efektu, a tu proszę.

A co z osobami, które mają suchą skórę na ciele? Cóż, warto rozważyć albo stosowanie tego kremu na wysuszone partie skóry na ciele, albo dodanie sobie tego kremu (w całości) do aktualnie używanego balsamu do ciała. To znacznie poprawi jego właściwości nawilżające, a jednocześnie nie będziecie skazani na zużywanie tego kremu w ilościach hurtowych.
Polecam też zapoznać się z produktami marki Sulphur Busko Zdrój, a w szczególności z ich żelami, siarczkowym i borowinowym. Praktykuję od pewnego czasu łączenie żelu borowinowego z tym kremem, szczególnie na dzień i podoba mi się takie rozwiązanie. 
Skóra bardzo sucha, a nawet atopowa bardzo polubi żel siarczkowy, polecam więc po prostu zmieszać sobie ten krem z żelem i taką mieszankę stosować na ciało i na twarz, czy dłonie - wszędzie tam, gdzie skóra potrzebuje tego ekstra nawilżenia.

Krem do cery przesuszonej kupić można tutaj:

Ściskam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger