Rakotwórcze, karcynogenne, mutagenne, teratogenne składniki kosmetyków
Douczyłam się i dojrzałam wreszcie do pewnej wiedzy, którą chcę się niniejszym z Wami podzielić, ponieważ dzielenie się jest fajne a najfajniej jest to zrobić w internecie, wespół z setkami innych oświeconych tworzących prywatne rankingi karcynogenności kosmetyków, którymi to osobistymi przemyśleniami łaskawie obdarzają każdego szukającego prawdy w internetach. To było długie zdanie, ale dzisiaj łatwo nie będzie.
Dobra, skoro mamy już kreskę przełamującą i musieliście w to kliknąć, żeby przeczytać dalej, to już Was mam i mogę już jechać normalnie. Przede wszystkim: gratuluję odwagi. Ja w takie rzeczy z frazami "rak w kosmetykach" nie klikam ze zwykłego tchórzostwa. Boję się, że dostanę piany i zmarnuję kolejne dwie godziny na klepanie komentarzy w internecie, które niczego nie zmienią. Może ja sama nauczę się czegoś nowego, bo zwykle mocno "riserczuję" w trakcie tego typu debat i ta wiedza jednak w głowie zostaje, ale sama dyskusja... internet to otchłań, która połknie wszystko i niczego nie odda.
Durna ja. Powinnam była, wzorem dr Różańskiego, opisać wszystkie składniki w mojej Bazie INCI jako rakotwórcze, promieniotwórcze i wywołujące pypcia na nosie, wówczas osiągnęłabym przynajmniej wymierny efekt: wejścia na moją stronę by się zgadzały ;) Czyż nie jest tak? Nie na tym polegają te wszystkie straszliwe artykuły i listy składników, mające rzekomo nas uchronić od śmierci w męczarniach? Ile razy link do takiego badziewia pojawiał się w grupach fejsbukowych wszelakich, w wiadomościach prywatnych, czy w kolejnych wpisach na blogach tylko dlatego, że tytuł i treść wywoływały emocje?
A ile razy widzieliście jakiś składnik opisany w internetach jako szkodliwy, wręcz rakotwórczy a w innych zakamarkach internetu zaledwie jako potencjalnie zapychający? A w bardziej wiarygodnych źródłach się okazywało, że takiego składnika w kosmetykach w ogóle się nie używa, bo ktoś popierdzielił przecinek z ukośnikiem podczas kopiowania składu i zamiast Styrene/Acrylates Copolymer wyszedł sam styren? Rakotwórczy, szkodliwy, wytwór szatana, wyrzućmy natychmiast wszystko do kosza? Znajduję tu analogię z silnie reaktywnym, wybuchającym w kontakcie z wodą czy tlenem, sodem i spożywanym codziennie chlorkiem sodu, który większej krzywdy nikomu nie robi a wręcz jest potrzebny do życia. Chyba, że ktoś postanowi sól kuchenną jeść garściami aby udowodnić, że się mylę. To jest mniej-więcej tak samo jak ze styrenem i kopolimerem akrylowo-styrenowym. Czy laurylosiarczanem sodu i siarką piekielną.
Tego kosza też się czepię, uwaga, trzy, cztery: widziałam nie raz i nie dwa razy takie akcje gdy dziewczę naczytało się mondrości w internetach o składnikach w jej ukochanym szamponie, po których to zacznie świecić w ciemnościach i w ogóle zgon natychmiast. I wtedy taka panna co robi? Uwaga, mocne: bierze to wszystko, czyta skład i wywala do kosza zdając fotorelację na Facebooku, rzecz jasna. A dla pewności wylewa zawartość do toalety, jakby w obawie, że w nocy diabeł ją podkusi, pójdzie w transie do kosza i powyciąga, nasmaruje się i - wiadomo - umrze w konwulsjach. Nie chodzi mi nawet o to, że jej hobby polega na płaceniu pieniędzy za coś, co sobie za chwilę wyleje do toalety, bo każdy bawi się jak lubi. Ale jeśli mam w mieszkaniu coś potencjalnie szkodliwego to główkuję mocno jak to zutylizować bez szkody dla innych organizmów, a nie wylewam beztrosko do kibla. Tak czy nie? (Ukłony dla czytelniczki, która ostatnio zapytała mnie jak właśnie zutylizować przeterminowany konserwant.)
Ale wracając do tytułu wpisu. Rankingu nie będzie, listy takich składników nie będzie, zostaliście strollowani na primaaprilis. Siedzę teraz i patrzę w statystyki Google Analytics, ciesząc się jak dziecko z większej ilości wejść na bloga tylko z powodu użycia frazy: RAK. A jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek jeszcze do mnie napisze z pytaniem czy jakiś składnik kosmetyków powoduje raka, dostanie w odpowiedzi to:
...A następnie to:
Dziękuję, miłego trollowania dzisiaj! :)
Arsenic
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz