Perfumy, attar i bakhur. Przewodnik po świecie arabskich wonności
Dzięki uprzejmości perfumerii orientalnej Zapach Orientu oraz wydawnictwa Dialog trafiła w moje ręce lektura, która powinna być omówiona na tym blogu już ładnych kilka lat temu. Wydana w 2021 roku książka Jolanty Mikołajczyk to kompendium wiedzy o arabskich wonnościach. Wszystko, co chciałabym wiedzieć o surowcach, perfumeryjnym rękodziele, o historii, jak również o markach tych wszystkich pięknych olejków, którymi was kuszę od lat. To lektura obowiązkowa, jeśli i wy daliście się wciągnąć w ten świat arabskich olejków.
Te wszystkie tajemnicze olejki, których opisami raczę was tutaj od lat, dostały nareszcie godną "instrukcję obsługi" oraz opis, wraz z rysem historycznym - coś, czego zawsze tak bardzo brakowało. Czyż nie było zawsze tak, że te perfumy były raczej zdobywane niż kupowane? W dodatku - zazwyczaj - w ciemno, nie mając pojęcia o marce stojącej za danym zapachem, rzadko też wiedząc cokolwiek więcej o składnikach.
Piramida nut bywała mocno okrojona, więc cały zachwyt musiał oprzeć się na własnych doznaniach. I często to właśnie powodowało najbarwniejsze opisy i skojarzenia - a mimo to, tak bardzo zawsze paliła mnie ciekawość: kto stoi za tymi zapachami? Czy te nazwy firm na flakonach to coś więcej niż lokalni wytwórcy "garażowi"?
Otóż okazuje się, że mój zachwyt zapachem Ghroob marki Arabian Oud poprzedzający wielkie do niej zaufanie i wiarę w to, że muszą używać dobrej jakości składników, oraz wiedzą, co robią, były niezwykle trafnym przeczuciem. Przeczuciem, które było jedyną wiedzą, jaką miałam na temat Arabian Oud, a które teraz zostało potwierdzone.
A pamiętacie Rasasi i wspaniałą Rashę? Do dzisiaj zdarza mi się używać tego zapachu, mam też wciąż flakon wspaniałego Orchid Prairie z serii La Yuqawam. Uwierzcie, czytałam te opisy z wypiekami na policzkach. To by było na tyle, jeśli chodzi o pogardliwe komentarze o olejkach arabskich sugerujące ich garażowe pochodzenie, podejrzane składniki z ropy i azbestu i marną jakość.
Ogromnie się cieszę, że mogłam dowiedzieć się o tych wszystkich markach więcej, poznać je lepiej. Zdecydowaną większość z wymienionych w książce mam w swojej kolekcji w postaci wielu fikuśnych flakonów - już nie tylko perfum w postaci olejku. Z czasem naturalnym etapem jest sięganie po kolejne formuły i chęć poznawania wypustów ulubionej marki z tej wyższej nieco półki.
Ale przybliżanie historii popularnych marek perfumeryjnych to tylko część historii zawartej w książce Jolanty Mikołajczyk. Mamy tutaj znacznie więcej, w tym i to, co tygryski lubią najbardziej, czyli opisy poszczególnych składników (wraz z historią i ciekawostkami) oraz bardzo obszerny dział DIY dla pragnących tworzyć własne mieszanki zapachowe.
Od zawsze wydawało mi się to naturalnie i nierozerwalnie związane ze sobą: arabskie perfumy w olejku i pewien poziom świadomości, przechodzący wręcz w umiejętność tworzenia pięknych zapachów. A przynamniej - umiejętność rozpoznawania absolutów użytych w danych perfumach. Ta książka nam ułatwia zrozumienie tematu, otworzenie się na zapachy i pobudza chęć stworzenia czegoś własnego. To jak z czytaniem przepisów w książce kucharskiej, czy z oglądaniem programów kulinarnych: potrafią tak rozbudzić wyobraźnię i ślinianki, że chwytamy za składniki, żeby przynajmniej odtworzyć przepis. I o to chodzi!
A jeśli - jakimś cudem - jeszcze nie wiecie, to perfumeria Yasmeen (partnerska perfumeria Zapachu Orientu) dorobiła się własnej kolekcji arabskich perfum! Są cztery: Jannah, Farid, Taif i Nasma. Każdy z nich jest wyjątkowy i ma tę "arabską moc" - a jednak wybrzmiewają niezwykle europejsko. Myślę, że mogłyby stać na półce w znanych perfumeriach pomiędzy sezonowymi hitami.
Sprawdźcie, próbki zamówić można tutaj: KLIK!
Uściski
Aleksandra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz