Paletki do modelowania twarzy My Lovely Set z nowej kolekcji Bell: Girl, Love&City. Swatche i porównanie ze słynnym pudrem brązującym Chillout.
Z tego typu produktami do modelowania twarzy, zawierającymi w opakowaniu zestaw mający mi ułatwić życie, zwykle mam bardzo nie po drodze, z uwagi na ich nietrafioną kolorystykę. Nie chodzi tylko o zbyt pomarańczowy puder brązujący (czy też: modelujący, jak kto woli), ale też o fakt, że często w takich zestawach nic do siebie nie pasuje. Ja nie wiem jak to się dzieje, z tego powodu jednak omijam gotowe paletki, świadomie rezygnując z tej niesamowitej wygody, jaką mogą dawać, jeśli zarówno róż, bronzer jak i rozświetlacz wpasują się w naszą kolorystykę, gust i preferowany styl makijażu idealnie.
A tymczasem Bell po stworzeniu (według mnie) świetnego pudru modelującego Chillout w znośnym, twarzowym odcieniu, poszedł za ciosem i stworzył dwie paletki do modelowania twarzy. Nowa kolekcja Girl, Love&City w sposób oczywisty nawiązuje do zbliżającego się święta wariat... yyy... zakochanych: sześć nowych pomadek ma sztyfty w kształcie serduszek, serduszka też można dopatrzyć się i w tych paletkach.
Byłam fanką pudru modelującego Inglot nr 505 ;) Mam lepszy: Bell Chillout No. 01!
Ale wracając: paletki mamy dwie: no. 01 (chłodniejsza) i no. 02 (w cieplejszej tonacji). Jak widać, kolory w wypraskach różnią się od siebie dość wyraźnie, choć nie można powiedzieć, że same w sobie są przesadzone. Wielką nadzieję rozbudził we mnie bronzer w paletce no. 01 - ten odcień wygląda znajomo, czyż nie? ;)
Na zdjęciu powyżej widzicie swatche obu paletek: wersję chłodniejszą po lewej stronie, zaś cieplejszą po prawej. Widać od razu, że w kwestii rozświetlacza można się dogadać z obiema paletkami, bowiem różnice w ich odcieniach są bardzo subtelne. Nawet na mojej biało-szarej skórze cieplejsza wersja rozświetlacza nie wygląda zbyt żółto.
W ogóle, kolory z tych paletek są dość subtelne i zarówno różami, jak i bronzerami trudno jest sobie zrobić krzywdę. Nie ma mowy o plamach, chyba że zaczniemy te bronzery nakładać na mokry podkład - wówczas nie ma przebacz i giń. Kolory można budować, choć nie polecam przesadzać z ilością, bo nie są to płaskie maty, mają wykończenie lekko satynowe, co przy większej ilości produktu może spowodować niechciane błyszczenie i zmiany koloru.
Tak, bronzer z tej chłodniejszej paletki jest rzeczywiście bardzo podobny do słynnego już pudru modelującego z kolekcji Chillout, jednak to nie jest dokładnie ten sam odcień. Puder Chillout jest delikatnie ciemniejszy, jakby przełamany szarością.
Ale ogólnie rzecz biorąc, przy zachowaniu umiaru w makijażu, na skórze praktycznie nie widać różnicy pomiędzy Chillout no. 01, a bronzerem z My Lovely Set no. 01. Natomiast bronzer z cieplejszej paletki no. 02 jest, oczywiście, bardziej słoneczny. Nie tyle bardziej pomarańczowy, co - mam wrażenie - bez dodatku czerni w składzie, przez co kolor wydaje się też bardziej czysty.
Miałam tego dnia ciężką walkę ze światłem, dlatego wykonałam dla Was zdjęcia w różnych opcjach pogodowych ;) Wszystkie zdjęcia są wykonane w naturalnym oświetleniu, jednak tamto było w (niemal) pełnym słońcu, a to powyższe - przy oknie, ale od drugiej, niesłonecznej, strony.
Podoba mi się w tych paletkach to, że kolory są przemyślane, bronzery dopasowane do odcieni różu, a pigmentacja tych kosmetyków nie jest przesadzona. Dzięki temu nic się nie osypie, nie porobią się plamy a efekt na skórze jest po prostu ładny, subtelny. Całkiem udane produkty, a ja nareszcie mogę korzystać z tej niesamowitej wygody: mam trzy kosmetyki w jednej paletce, którą mogę sobie zabrać w kosmetyczce gdzie chcę i zawsze mieć pod ręką. Śmiejcie się, ale do tej pory rozświetlacz (będę szczera: ze trzy lub cztery różne), róż (a najczęściej ze dwa) i bronzer wypełniały mi pół kosmetyczki.
Paletki, jak i cała reszta kolekcji Girl, Love&City, są dostępne w sklepach Biedronka do końca lutego. Kosztują ok. 12-13 zł i moim zdaniem warto je przynajmniej pomacać osobiście, aby wyrobić sobie opinię.
Ściskam
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz