Byłam fanką pudru modelującego Inglot nr 505... ;) Mam lepszy: Bell Chillout No 01!
Czyż nie są podobne? Znam ten odcień na pamięć, ponieważ puder modelujący z Inglota, o numerze 505 polecam bardzo często jako najlepszą opcję dla chłodniejszych i przygaszonych kolorystyk. Często też po prostu robię sobie sama takie pudry mineralne i już z zamkniętymi oczami jestem w stanie dobrać tlenki w takich proporcjach, aby uzyskać właściwy odcień szarawego brązu. Dlatego gdy tylko zobaczyłam Face Modeller z nowej kolekcji Chillout od Bell, od razu rozpoznałam w nim przyjaciela :) Drodzy państwo, przedstawiam drogeryjny, tani puder brązujący i modelujący w chłodnym odcieniu. Jak się za chwilę przekonacie, jest to niemalże kolor 1:1 identyczny z tym z Inglota.
Na zdjęciu powyżej udało mi się uchwycić jedyną istotną różnicę pomiędzy obydwoma produktami: Inglot 505 jest odrobinę ciemniejszy od Bell Chillout 01. Biorę jednak poprawkę na to, że puder z Inglot ma już swój wiek i mógł zwyczajnie ściemnieć, podczas gdy puder z Bell jest świeżutki. Otwierałam go i macałam po raz pierwszy przy Was, na tym filmie:
Na swatchach na dłoni i przedramieniu, a co najważniejsze: na twarzy, oba kolory są właściwie identyczne. Bardzo podobnie też się zachowują, jeśli chodzi o pracę z nimi. Mają podobną konsystencję (choć Inglot wydaje mi się bardziej pylisty, podczas gdy Bell jest nieco bardziej zwarty) i oba mają w zasadzie identyczną pigmentację.
Wybaczcie moją suchą skórę na dłoni. Nie przyjmuje ona żadnych produktów pudrowych, przez co wydaje się, że są bledsze i o słabszej pigmentacji niż w rzeczywistości. Niemniej, nawet w tych warunkach kolory obu produktów są podobne! Poniżej zdjęcie na przedramieniu:
Tak, dobrze się Wam wydaje - to nadal są odcienie dla mnie nieco zbyt ciepłe, ale jednak używam ich w makijażu. Są o niebo lepsze niż zwykłe, pomarańczowe pudry do modelowania, które wyglądają ekstremalnie abstrakcyjnie na mnie. Na mojej skórze, w zasadzie pozbawionej pigmentów w ciepłych odcieniach, zawsze będzie wybijała rudość z nakładanych na nią produktów. Weźcie na to poprawkę - na przeciętnej, naszej polskiej kolorystyce oba te pudry będą idealnie chłodne. Na takiej, dajmy na to, Czarszce czy innej Maxineczce z kolei będą się wydawały zbyt szare.
Dla tych wszystkich więc, którzy twierdzą, że w Biedronce i wśród produktów tanich marek nie znajdą niczego dla siebie, krótkie info: matowe pomadki Bell za dziewięć złotych biją na głowę pomadki Kat Von D, a ich pudru modelującego w odcieniu takim samym jak Inglot 505 jest jakieś... prawie dwukrotnie więcej w opakowaniu (10 g), a kosztuje 12,99 zł.
Inglot 505 - 5,5 grama za 32,00 zł.
Jestem mega zadowolona z tego produktu i cieszę się, że wśród polskich, tanich marek wreszcie znalazł się ktoś, kto ruszył głową tworząc coś naprawdę użytecznego i wartościowego. Chłodniejszych kolorystyk w naszym kraju nie brakuje, a może dzięki temu pudrowi od Bell, to narzekanie na pomarańczowe pudry brązujące będzie nieco rzadsze :) Czekam nadal na błękitną farbkę do ochładzania zbyt ciepłych podkładów, albo... może... na dobrze kryjący podkład w bardzo jasnym i bardzo chłodnym odcieniu?
Poniżej jeszcze wrzutka z mojego Insta - swatche najnowszych pomadek matowych Bell Chillout. Noszę je od wczoraj i stwierdzam, że jakością, mocą, trwałością i pigmentacją nie odstają od pozostałych matów z Bell - jest świetnie!
Dobrego dnia! :*
Arsenic
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz