Mój niegroźny bzik: peelingi domowej roboty.

Mój niegroźny bzik: peelingi domowej roboty.


Twoja skóra sprawia wrażenie szarej i szorstkiej? To efekt nagromadzenia się na niej martwych komórek naskórka, które czas najwyższy usunąć.

     Peelingów ci u nas w sklepach dostatek, a właściwie nadmiar i ciężko wybrać coś odpowiedniego nie wydając fortuny na spróbowanie choćby połowy z nich. Te tanie, drogeryjne często zawodzą – mają mało drobinek lub formułę (o zgrozo) wysuszającą skórę, oraz oczywiście masę konserwantów. Pomijam już ich małą objętość w stosunku do ceny – producenci kosmetyków są cwani i swoje zarobić muszą.

     Te droższe peelingi są często lepszej jakości, oferują ekstrakty z bajeranckich, egzotycznych roślin i dodatki modnych maseł czy olejów oraz sprzedają obietnicę luksusu i przemiany w Cleopatrę po zastosowaniu tego właśnie a nie innego kosmetyku.

Jak czyszczę i dbam o swoje pędzle?

Jak czyszczę i dbam o swoje pędzle?


Kolejnym po pielęgnacji skóry twarzy częstym pytaniem jest to o pielęgnację pędzli.

     Pielęgnacja – być może zabrzmi to jak truizm, ale naprawdę bardzo ważna jest HIGIENA pędzli i aplikatorów. Oczywiście dotyczy to również wszelakich gąbek i puszków. Niewiele jest bardziej obrzydliwych rzeczy niż elegantka, pudrująca sobie nos zaskorupiałym z mieszaniny potu, tłuszczu i pudru puszkiem, że nie wspomnę o tragicznych skutkach, jakie to ma dla cery!

     Jest  taka masa sprzecznych informacji na ten temat, że można naprawdę zgłupieć. Wydaje mi się że opcji jest tyle, ilu ludzi używających pędzli :)

Recenzja i porównanie - Relaksujący peeling solny z olejkami aromatycznymi vs. peeling domowej roboty

Recenzja i porównanie - Relaksujący peeling solny z olejkami aromatycznymi vs. peeling domowej roboty



Nadarzyła mi się okazja by wypróbować produkt ekskluzywny, drogi, z dalekich krajów, do których pewnie chętnie bym pojechała. Otóż jakiś czas temu wygrałam rozdanie u MissHeledore zorganizowane dzięki uprzejmości www.wyspakosmetykow.pl – nagrodą był Relaksujący peeling solny z olejkami aromatycznymi o zapachu waniliowo-kokosowym.

Trochę czasu minęło od kiedy się nim maziam i chciałabym Wam teraz napisać, co też sobie myślę w tej mojej główce o tym produkcie.

Jest to peeling z minerałami z Morza Martwego, zawierający oprócz wspomnianej soli, także mieszankę olejków – i tyle, tak przynajmniej zapewnia dystrybutor na stronie. Ja oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyszperała dokładnego składu

Houston, mamy... Zaschnięty żelowy eyeliner!

Houston, mamy... Zaschnięty żelowy eyeliner!


Jakiś czas temu zamówiłam sobie żelowy eyeliner w kolorze ciemnozielonym w Oriflame, chcąc wypróbować jakość kosmetyków z serii Giordani Gold, promowanych jako linia ekskluzywna i odpowienio droższa od pozostałych kosmetyków z katalogu.

Eyeliner przyszedł do mnie już zaschnięty do tego stopnia, że nie dało się go nabrać na pędzelek. Rozsmarowany palcem na dłoni robił nierównomierną smugę; linia była poszarpana, kosmetyk się kruszył i był tępy w konsystencji. Zdecydowanie nie nadawał się do stosowania na ultracienką skórę powiek.

Wymieniłam go więc i dostałam produkt świeży, który jednak po ok. dwóch miesiącach również zasechł. Byłam i jestem nadal rozczarowana jakością tego produktu.

Udało mi się go użyć jeden, jedyny raz, co czyni go rzeczywiście ekskluzywnym kosmetykiem z najwyższej półki, jeśli weźmiemy pod uwagę cenę tego jednorazowego użycia. Ok. 30 zł za dwie kreski tym eyelinerem to cena nie dla mnie.

Dla porównania, eyeliner z firmy Elf kosztuje ok. 20 zł, mam go od roku i dopiero teraz zaczął robić problemy przy aplikacji. Jego również zreanimowałam tym sposobem tydzień temu i ma się świetnie.


Być może w przypadku eyelinera z Oriflame trafiłam na ostatnie sztuki z partii, lub przechowywane w niewłaściwych warunkach – ale czy to jest w ogóle usprawiedliwieniem dla firmy?

A zatem do dzieła, co można zrobić?



Mój niegroźny bzik: Bitwa balsamów do ust!

Mój niegroźny bzik: Bitwa balsamów do ust!

Czego używasz do pielęgnacji swoich ust? Zwracasz w ogóle na to uwagę, czy raczej zaczynasz rozglądać się za balsamem, gdy usta są już spierzchnięte?

Dla mnie pamiętanie o pielęgnacji ust zawsze stanowiło problem, po prostu zapominałam posmarować ;)

Parę lat temu postanowiłam wziąć się w garść i wzięłam się na sposób – w kieszeni każdego płaszcza zimowego czy kurtki jesiennej, w każdej torebce i przy komputerze miałam jakieś balsamy do ust. Wypróbowałam ich mnóstwo – od Nivea, poprzez Neutrogenę, Carmex po przeróżne no name.... i kurczę, w każdym coś mi nie pasowało.

A to zapach zwalał z nóg, albo konsystencja nie nadawała się kompletnie do delikatnej skóry ust, albo cena wydawała mi się idiotycznie wysoka ale skusiłam się, bo ktoś kiedyś polecał...
A na końcu okazywało się, że te balsamy wcale nie nawilżają. I wtedy zaczęłam się interesować ich składami.


Sleek i-Divine Ultra Mattes: V1 Brights vs. V2 Darks

Sleek i-Divine Ultra Mattes: V1 Brights vs. V2 Darks


Ok, to już naprawdę ostatnie dwie.

Sleek Ultra Mattes w dwóch wersjach kolorystycznych: V2 Darks oraz V1 Brights. Obie palety bardzo „sleekowe”, jeśli mowa o nasyceniu kolorów, pigmentacji i pudrowości cieni. I nareszcie matowe, na moje nieszczęście.

Po PPQ Me, Myself & Eye powiedziałam sobie, że już mi wystarczy Sleeka. Choć paleta jest piękna i do dziś często z niej korzystam, to jednak wiecie... ileż można mieć perłowych cieni w kolekcji?

W niemal każdej paletce Sleeka znajduje się czerń, której nie zużyję nigdy, wiem to na pewno. W wielu są różowości, które staram się zużyć jako róże do policzków bo słodkie, różowe makijaże nie goszczą u mnie zbyt często.

A poza tym uważam, że perłowe cienie są śliczne i potrafią znakomicie dodać uroku, ale tylko jeśli są używane oszczędnie. Rozcieranie perłowych cieni aż pod brwi czy używanie kilku odcieni perły do blendowania to kompletnie nie moja bajka.

Tak więc kolejnej palety Sleeka, naładowanej perłami nie miałam zamiaru kupować.

No i masz, dwie palety matowe, niech to szlag.

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger