Recenzja Sleek i-Divine Primer Palette 600




Jest to jeden z moich nowszych zakupów. Niestety, kompletnie nietrafiony. 
Cieszyłam się na myśl o dobrej jakości kremowych cieniach, które - sugerując się nazwą - będą także sprawdzały się w roli primerów, czyli baz pod cienie prasowane i pigmenty. 
O, naiwności!

Nie będę Wam opowiadała o opakowaniu, lusterku, ilości cieni - to się nie zmienia. 




Jedyną zmienną jest fakt, iż zamiast gąbkowego aplikatora do cieni dostajemy dwustronny pędzelek.
 I tak go nie używam, więc znów jest to tylko ładny gest ze strony producenta. 

Cienie na palcach, jako swatche, prezentują się przyzwoicie. 

Mają ładne kolory i nawet wybaczyłabym im tę perłowość - wszak w bardzo gorące dni miały być jedynymi produktami tworzącymi makijaż, więc niechaj przyciągają wzrok. 

Dobór kolorów znów wskazuje na gruntowne przemyślenie sprawy, bowiem jako bazy pod najczęściej używane cienie, dostajemy tu kolory, które kompletnie zaspokajają nasze potrzeby. 

Kolory nie powtarzają się i zaspokoją najdziksze fantazje makijażowe.

Niestety, nałożone czy na bazę, czy na gołą powiekę - rolują się już podczas robienia makijażu. 
Nie zarejestrowałam, aby produkt "zastygał", jak to robią kremowe cienie innych firm, więc przesuwa się, wałkuje i roluje do woli aż go wreszcie zmyjemy w cholerę z oczu.

Dodatkowo, co dla mnie jest zagadką, te cienie kompletnie nie współpracują z cieniami prasowanymi Sleeka. 

Nie mogą być używane jako bazy pod cienie - do czego zostały stworzone - ponieważ cienie prasowane "wsiąkają" w ten kremowy cień, po czym rolują się i wałkują już oba - zarówno kremowy, jak i prasowany cień nałożony na wierzch. 
A idźta z czymś takim.


Wkurzona jestem, bo nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto, nawet tych marnych 30 zł. Nie wymyśliłam jeszcze alternatywnego zastosowania dla nich. 
Widzę tylko jedno wyjście - wykorzystać je w pracach konkursowych i makijażach artystycznych, aby je zużyć aplikując na większą powierzchnię niż li tylko powieki. 

Wciąż niepokonanymi dla mnie bazami pod cienie są kredki Jumbo z firmy NYX. Fakt, wychodzi drożej, ale za to pewnie na 100% w moim przypadku.

Zobaczcie, jak prezentują się poszczególne kolory z bliska:
MOONSHINE
CALYPSO
ULTRAVIOLET
DAREDEVIL
PINK FROST
SILVER LINING
NOIR

PEACH

MONEY TREE

TRUFFLE

MONEY HONEY

HOT WIRED!

To jest chyba ta paletka, która wreszcie otworzyła mi oczy na jakość produktów firmy Sleek. 
Udały im się cienie prasowane, to bez wątpienia fenomen. 

Ale z całą resztą leżą, bo zarówno ich szminki, tusze, podkłady jak i te nieszczęsne cienie w kremie, są niskiej jakości z wiecznie rosnącą ceną, niestety.

Macie te kremowe cienie w swojej kolekcji? Jak je odbieracie, może u Was się sprawdziły?


Buziaki, do następnego!
Arsenic







3 komentarze:

  1. Niestety mam ją. Kupiłam na szczęście bardzo tanio. Ale te pseudo bazy są koszmarne, jest dokładnie tak jak piszesz!!
    Co do Sleeka jako takiego, miałam przyjemność tylko jeszcze ze szminkami - ale one są nawet nawet. Podkłady i cała reszta jak dla mnie za drogie, a jak piszesz, że kiepskie, to tym bardziej nie kupię. W reszcie paletek jednak jestem dalej zakochana, nic nie poradzę, nawet ta primerowa bestia mnie nie zraziła ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - mnie też nie zraziła ;P
      Cienie nadal uwielbiam, bo im się udały. Na resztę póki co patrzę nieufnie.

      Usuń
  2. Mam to samo zdanie na temat tej palety. Beznadzieja, jakich mało na rynku kosmetycznym. Ja moją oddałam po prostu, z nadzieją, że może to tylko moje powieki z nią nie chcą współpracować... http://kolorowewariacje.blogspot.com/2012/03/sleek-makeup-i-divine-primer-palette.html
    Aż przed chwilą wysłałam maila do tej dziewczyny, czy u niej się te bazy sprawdziły...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger