TAG: Moja muzyka - TOP TEN

Pamiętacie ten tag? Jesienią zeszłego roku cały jutiub kołysał się do melodii, które puszczały nam vlogerki przez okienka naszych monitorów.
A była to muzyka przeróżniasta, choć - ku mojemu miłemu zaskoczeniu - zdecydowanie dominował ROCK.

I od tamtego czasu męczyło mnie strasznie, że nie spełniłam prośby Angel i nie zrobiłam tego taga.
Najpierw sprzęt odmówił posłuszeństwa, potem nie było czasu, a na koniec sensu bo wszyscy już taga zrobili i o nim zapomnieli, więc głupio tak wyskoczyć nagle jak kto opóźniony...
No ale jasne, wyskakuję teraz, prawie po roku i w dodatku w formie nie filmowej, lecz takiej właśnie pisanej.


Rozmyślając bowiem o tym, w jaki sposób mogłabym Wam nakręcić film, aby był ciekawy pomimo mojej gadaniny o zespołach, których prawdopodobnie nie znacie i nie chcecie znać... doszłam do wniosku, że nie ma sensu się gimnastykować.
A post będzie wygodniejszy zarówno dla mnie, jak i dla Was, i absolutnie nie potraktuję sprawy po macoszemu, gdyż muzyka jest bardzo ważnym elementem towarzyszącym mi każdego dnia.

Nie przedłużając, od razu zapowiadam, że to nie będzie żadne TOP TEN, nie ma mowy. Nie jestem w stanie zawrzeć w zaledwie dziesięciu zespołach całej historii mojej muzyki, która kształtowała mnie od wczesnego dzieciństwa.
Każdy z wymienionych wykonawców odcisnął swoje bardzo wyraźne piętno na mnie a i tak jest ta lista tylko ułamkiem, pewnym przekrojem przez to, co mnie fascynuje i pociąga.
Gwoli ścisłości - układ listy jest ukłonem w stronę osób nie trawiących ekstremalnie ciężkiej muzyki.
Jeśli to Ty - odpuść sobie słuchanie siedmiu ostatnich pozycji z listy, spadniesz z krzesła.

Kolejność ta absolutnie nie wartościuje w żaden sposób moich ulubieńców muzycznych, bo gdybym musiała ich uszeregować wg wykonawców ulubionych, prawdopodobnie spróbowałabym wymienić wszystkich jednym tchem na pierwszym miejscu.

I lecimy. W nawiasach podałam nazwę albumu, z którego pochodzi dana piosenka.

1. Tori Amos, (Under the Pink)  Cornflake Girl
Na początek pewna niegrzeczna, rudowłosa pani, hipnotyzująca swoim czystym, wysokim głosem. Wokal ten nie zrobiłby na mnie prawdopodobnie żadnego wrażenia, gdyby jego właścicielka nie była piękną, zboczoną wariatką śpiewającą o chęci zamordowania kelnerki w jednej ze swoich piosenek.
Trochę jej zresztą nienawidzę też za to, że jej Keenan śpiewa mruczanki na dobranoc, a mnie nie. Ale o tym panu później.




2. Bjork, (Debut)  Play Dead
Z Bjork i jej odrębnym światem oswajałam się dość długo, aż pewnego razu chemia między nami wybuchła i zostałam tak ze szczęką na ziemi, porażona. Jest to muzyka, którą właściwie powinnam umieścić dużo dalej, gdyż jest znacznie cięższa niż się powszechnie uważa. 





3. Beastie Boys, (Ill Communication)  Sabotage,  Shambala
Znacie ich pewnie z tego:


Ale ja Wam chcę ich pokazać dziś od tej bardziej transowej strony:


To zespół teoretycznie hip-hopowy, który jednak gra muzykę ciężką do zdefiniowania. Miał na mnie ogromny wpływ równolegle z zespołami metalowymi w latach '90 zeszłego wieku. Lol, nie mogłam się powstrzymać.
W maju tego roku zmarł jeden z założycieli tego legendarnego już zespołu, MCA. Byłam zaskoczona i wstrząśnięta - bo to trochę tak, jakby zmarła Myszka Miki lub Statua Wolności.


4. Massive Attack, (Blue Lines)  Unfinished Sympathy
I znów zespół, którego słuchałam z rozdziawioną paszczą siedząc z nosem oddalonym o 3 centymetry od naszego starego Trinitrona. To były czasy, gdy na MTV leciało coś więcej niż reklamy przeplatane żenującymi programami. To były czasy, kiedy gałka (!) głośności skręcona na maksa w prawo a nie lajk na fejsie były wyrazem najwyższego uznania dla artysty puszczanego na antenie.
To były też dziwne czasy, gdy równie mocno uwielbiałam pokręcone, transowe dźwięki, co bezkompromisowe nawalanie i grę na basie jednym palcem.




5. Rob Dougan (Furious Angels)  Furious Angels ,  Clubbed to Death
Romans z tym panem rozwijał się bardzo długo. Zaczęło się od tego, że grając w counter strike przy logowaniu na pewien konkretny serwer, rozbrzmiewała ta muzyka:

Nikt nie potrafił mi powiedzieć kim jest wykonawca, albo chociażby jaki tytuł nosi ten utwór - ot, muzyczka pociągnięta z sieci. I tak mijały lata, rozpoczął opowieść Kłapouchy...
Niesamowicie niosły mnie emocje zawarte w tych dźwiękach, potrafiłam tego słuchać przez kilka godzin w kółko, aż wreszcie mój znajomy z Torunia się zlitował i podpowiedział, że jest to niejaki Rob Dougan.
Po szturmie na YT odkryłam, że tę nutkę stworzył pan o bardzo mile brzmiącym głosie, robiący przepiękne teledyski do swoich utworów:


I straszny z niego patałach, bo wydał tylko jedną, jedyną płytę!


6. Nils Petter Molvaer (Khmer)  Song of Sand II
Ten sam znajomy, który wyjawił przede mną autora Clubbed to death, podsunął mi też płytę pewnego norweskiego trębacza. Doskonale on zna moje preferencje muzyczne i wiedział, że zanim zarazi mnie miłością do jazzu, musi trafić najpierw z czymś mroczniejszym, transowym, zimnym...


Uwiebiam barwę tej trąbki i potrafię ją rozpoznać w każdym, nawet gościnnym występie u innego artysty. Niektórzy jednym tchem wymieniąją Molvaera z Garbarkiem - dla mnie fakt, że obaj panowie pochodzą z północy jest jedyną styczną ich światów.

7. Contemporary Noise Quintet (Pig Inside Ihe Gentleman)  Sophie ,  Walking Sin ,  P.I.G.
No i potem już poleciało z tym jazzem, choć nadal w klimatach mniej skocznych, wesołych i klasycznych. Tutaj jeden z niewielu polskich bandów jazzowych, które zyskały sobie moją sympatię:

SOPHIE

Waking Sin
P.I.G.

W sumie jest to takie dżezo-polo, dżez radiowy, dla gawiedzi, niemniej ujmuje mnie lekkość, z jaką tworzą chwytliwe, dobre kawałki przemycając w nich coś ciekawszego. Męczę tym znajomego perkusistę z zespołu metalowego zmuszając go do ćwiczenia czegoś trudniejszego niż zwykła nawalanka.

8. The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble,  Lobby,   Pearls for Swine
O ile Molvaer był dla mnie przełomem, po którym zaczęłam słyszeć jazz, to ten zespół był jak zajrzenie jazzowi pod spódnicę i odkrycie, że także i on ma swoje sekrety gorące, dziwne, ciemne.


 Odkrycie to sprawiło, że byłam na długi czas stracona dla jazzu klasycznego i jakiejkolwiek innej muzyki w ogóle. Wsiąkłam w ten trans ocierający się intensywnie o jazz i nie byłam w stanie znieść rocka czy metalu, wypadającego bardzo blado, płasko przy tych emocjach.


Muszę przy tej okazji wspomnieć o innym zespole, którego słuchałam w tym samym czasie i namieszał mi mocno jednym kawałkiem. Uprzedzam jednak, że choć nie jest to ostry metal, to zdecydowanie jest to utwór plasujący się pod względem intensywności doznań na końcu tej listy. Jeśli więc jesteście strachliwi i przyzwyczajeni do Gosi Andrzejewicz - może lepiej nie słuchajcie...
Mowa o Dale Cooper Quartet and the Dictaphones, z płyty Parole de Navarre. Kawałek o tytule Mon Bibliotheque:



Muzyka kwartetu spełnia wszystkie warunki ścieżki dźwiękowej Davida Lyncha (również klasycznego kina noir): jest gęsta, dostojna, oniryczna, spowita całunem papierosowego dymu, a chwilami całkiem przerażająca.
Szeleszczące bębny, psychodeliczne gitary, miarowy kontrabas, na przemian dyskretne i rozkrzyczane dęciaki, eteryczne wokalizy i upiorne wrzaski kobiety… Na poły akustyczny, na poły elektroniczny eksperymentalny „dark jazz” został dodatkowo zabarwiony ambientowymi pasażami i przytłaczającymi szumami.
Całość sączy się niczym syrop, pogrążając w nieprzeniknionych głębiach. „Parole De Navarre” jest w pewnym sensie alternatywą dla soundtracków Badalamentiego, ale wychodzi poza ramy kinematografii. Prosto z kina przenosi do dusznego, szemranego baru, w którym widmowa kapela gra dla samotnej pary snującej się po parkiecie. Kiedy lokal zostaje zamknięty w środku nocy, dalszy kierunek podróży stają się indywidualną kwestią.


9. Portishead (Dummy)  Sour Times
Czy są na sali osoby nie znające Beth Gibbons? I jej niesamowitego, chłodnego wokalu?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że zespół ten gra muzykę bardziej depresyjną niż jakikolwiek doom kiedykolwiek zagra. Fakt, choć gdy usłyszałam to po raz pierwszy  w 1994 roku, już po tym jak Kurt odstrzelił sobie głowę niemalże w moje urodziny, nie bardzo rozumiałam co mnie tak hipnotyzuje w tej muzyce.


Usłyszałam to w jakimś programie radiowym i od razu wychwyciłam z tego bagna badziewia. Był to kolejny w moim dzieciństwie zespół, który kierował mnie na tory dużo mroczniejsze, równolegle z nieskomplikowaną nawalanką metalową.


Dwie pierwsze ich płyty uwielbiam, trzeciej nie potrafiłam już przegryźć. Jest inna, zbyt niezrozumiała dla mnie. Spodobał mi się z niej tylko jeden utwór, w którym Beth na chwilę wraca do dawnych, dobrych czasów i śpiewa trochę wiedźmowato co też mnie kręci mocno. Jeśli jeszcze nie zdążyliście się zorientować.



10. Amon Tobin (Splinter Cell: Chaos Theory; Supermodified; Bricolage),  Ruthless,   Deo,   New York Editor
Pochodzący z Rio de Janeiro muzyk, znany również jako Cujo. Pomyślicie pewnie, że nareszcie jakieś cieplejsze dźwięki w moim zestawieniu. Faktycznie, ta muzyka ma nieco inną energię, ale daleko jej do wesołopierdołowatości.


Żeby było śmieszniej, tę muzykę poznałam szukając jazzu. O Amonie mówi się, że jest prekursorem tzw. paste jazzu ponieważ znany jest z twórczego użycia sampli. Ich zakres jest bardzo szeroki – od starych nagrań do dźwięków motocykli (Supermodified) a nawet akustyki budynków (Out From Out Where). Sample są często przez niego modyfikowane tak, że trudno rozpoznać ich źródło.
Te dźwięki na pewno poznacie od razu:


Tak, uwielbiam jego twórczość. Jest niesamowicie kreatywnym muzykiem, który spokojnie i z uwagą podchodzi do tworzenia dźwięków. Każdy jest przemyślany i ma sens. No i buja ;)
A czy to jest w ogóle jazz? W jednym ze swoich utworów Tobin odpowiedział na to pytanie swoim sposobem:



11. The Prodigy (Music for the Jilted Generation; The Fat of the Land),  Poison,   Climbatize
No ja wiem, wiem, prodiże. A zastanawialiście się kiedyś, jak brzmiała muzyka metalowa w wersji elektro przed powstaniem tego zespołu? Nie brzmiała, ponieważ jej nie było. I choć teraz brzmią ciulowo, nie zmienia to niczego.
Poison wryło mnie w dywan. Byłam dzieckiem generalnie bardzo mocno przeżywającym muzykę, a to po prostu nosiło mnie po ścianach. Szczególnie mocno do wyobraźni przemawiał mi teledysk nawiązujący do voodoo.


Climbatize z kolei do dziś jest moim ulubionym kawałkiem do biegania:


Tym bardziej więc jest mi przykro, że musiałam uczestniczyć w tym żenującym ich występie na zeszłorocznym Woodstocku, po którym tak z 90% dawnej fascynacji uleciało... 

12. Jane's Addiction (Nothing's Shocking),  Mountain Song, Jane Says
Uchodzę za osobę słuchającą ostrego metalu i - rzadziej - rocka. A tu jak do tej pory rocka nie było ;)
Myśląc o Jane's Addiction, które Wam chciałam przedstawić miałam nadzieję, że YouTube nie usunął tego video, które pokazuje zespół od jego najlepszej strony:


Prawda, że uroczo? A zespół poznałam trafiając gdzieś kiedyś na ten kawałek. Niby takie nic, a wracało do mnie. 1988 rok, hippisowskie klimaty, wariat przy mikrofonie. Swoją drogą, Flea na basie, szaleństwo.



13. Pink Floyd(The Division Bell),  High Hopes
Pink Floyd nie będę Wam przedstawiać.Po prostu High Hopes, które jest rzadko grane, a piękne tak, że serce ściska.


Dżwięki są aktualne w roku 2012 i będą brzmiały równie dobrze także za 50 lat. Znam od urodzenia.

14. Red Hot Chili Peppers (Blood Sugar Sex Magic),  Blood Sugar Sex Magic
Anthony Kiedis z włosami po pas. Nic więcej nie powiem.


...a wokół niego nie lata motylek, tylko stado sukkubów.

15. Pearl Jam (Ten),  Jeremy,   Crazy mary
Wydaje mi się, że tę pierwszą piosenkę kojarzy każdy, no chyba, że się urodził w 1991 roku i był więziony w piwnicy, abo wyemigrował do Timbuktu. Tak czy owak, słyszał i kojarzy chyba każdy.


Ale ja ostatnio zasłuchałam się w ich innym kawałku, bardzo smutnym i pięknym:


Take a bottle, drink it down... pass it around!
Take a bottle...

16. Nirvana (In Utero),  Rape me
 No tak, jestem dzieckiem dorastającym w epoce grunge. Nosiłam kraciaste koszule i nie przyznawałam się nikomu, że oprócz tego nieskomplikowanego rocka, niosącego jakieś straszne emocje, potajemnie słucham też i triphopu...
Rozwaliło mnie zdjęcie Kurta z ciemnymi włosami haha siok!


A widzieliście jego córkę? Z tego pomarszczonego brzdąca ziewającego wraz z tatą na zdjęciu, wyrosła na piękną dziewczynę..




17. Tool (Aenima; Lateralus),  Jimmy,   Lateralus
Z Toolem była dziwna sprawa. Poznałam ten zespół na początku wieku (lol, znów nie mogłam się powstrzymać) za sprawą znajomego taksówkarza, zwanego przez znajomych Jimmym. Gdy zapytałam go, skąd ksywa, włączył mi na cały regulator to:


I zrozumiałam, dlaczego, oj zrozumiałam.
Potem przyszły te wszystkie schizowe teledyski i fascynacja zespołem i wokalistą, tymże właśnie Maynardem Keenanem, któy mruczy Tori Amos na dobranoc. On się nie drze, on śpiewa, kontroluje dźwięki i jest absolutnym fachowcem w swojej dziedzinie. I robi wino.



18. Skoro Tool to i Puscifer: (V is for Vagina),  Trekka
Sagi o Maynardzie ciąg dalszy. Puscifer jest innym zespołem, w którym on śpiewa, lecz robi to zupełnie inaczej niż w Toolu i też nie wszystkie ich kawałki do mnie przemawiają. Ten jednak mnie sponiewierał:



19. Skoro Tool i Puscifer, to i A Perfect Circle: (Thirteenth Step),  Pet,   The Noose
Inną wersję Pet, w kołysankowej wersji, mam ustawioną jako budzik. Uwielbiam budzić się i słyszeć jak mi Keenan szepcze: "Go back to sleep" :D


Okazuje się że wszystkie te trzy zespoły Maynarda są ulubieńcami zarówno moimi, jak i mojego mężczyzny - choć lubimy najbardziej trochę inne kawałki.



20. Sepultura (Roots),  Ratamahatta
Moja mama uwielbia Sepulturę. Zwariowała, gdy jej puściłam Ratamahattę! Ustawiła ją sobie na dzwonek w telefonie i wymiata w tych zapyziałych, lubelskich trolejbusach, gdy córeczka do niej dzwoni ;)


Plemienne rytmy, mocne, zdecydowane bębenki, porządne gitary - pierwsze bezkompromisowe nawalanie w moim życiu.

21. System of a Down (Toxicity),  Aerials
Z SOAD miałam krótką i intensywną historię. Był to u mnie czas słuchania rzeczy bardzo nieskomplikowanych, ale niosących mocnym rytmem. Cała płyta jest świetna, pozostałych słucham znacznie rzadziej.



22. Apocalyptica (Reflections; Cult),  Cohkka,   Kaamos, Hyperventilation  
W 1996 roku poszłam do sklepu muzycznego i zaczęłam marudzić. Sprzedawca wyciągnął mi więc kasetę tego zespołu i w ten sposób usłyszałam jak Apocalyptica gra Metallicę.
Nie od razu mnie to zafascynowało, było ok. Fajerwerki przyszły, gdy usłyszałam ich autorskie kawałki. Kolesie mają moc!


Nie mówiąc już o tym, że czterech długowłosych Finów grających kawał dobrego metalu na scenie, to aż nadto ścieńścia.




23. Marilyn Manson (Mechanical Animals; High End of Low),  Fundamentally Loathsome,   I want to kill you like they do in the movies
No tak, ten Manson.
W 1996 słuchałam w lubelskim radiu Centrum listy rockowej, puszczanej co czwartek wieczorem. Z nazwy rockowa, w rzeczywistości leciał tam ciężki metal. I przez to radio właśnie poleciały któregoś czwartkowego wieczoru dźwięki Beautiful People Mansona, z płyty Antichrist Superstar. Było po mnie. Cała płyta była doskonała wtedy, choć dziś jak tego słucham to w sumie nie ma czym się jarać ;)
Jego Mechanical Animals uznałam za zdradę ideałów i tak właściwie dopiero wiele lat później usłyszałam tę płytę na nowo i zupełnie inaczej ją odebrałam. Jest dojrzalsza, pełna naprawdę pięknych piosenek, które nie zdezaktualizowały się do dziś. Posłuchajcie piosenki miłosnej po rozstaniu z Ditą, w której Manson śpiewa iż musiałby się zastrzelić aby móc ją kochać:


Postać może i dziwaczna, kontrowersyjna, ale nagrał kawał dobrej muzyki, którą warto znać.



24. Korn (Life Is Peachy),  Twist
Ok, krótki przerywnik z czasów, gdy takie granie było czymś nowatorskim i świeżym:



25. Faith no More (Angel Dust; King for a Day, Fool for a Lifetime)
- Jizzlobber
- Land of Sunshine
- Digging the grave
- Ugly in the morning
I przejdźmy do zespołu, który najwięcej namieszał w moim życiu. Co możecie wywnioskować po ilości teledysków, na jakie pragnę Wam zwrócić uwagę.

Usłyszałam ich po raz pierwszy w 1992 roku w MTV. Znów ta stacja, ale co by o niej nie mówić dziś, wtedy zrobiła dla mnie dużo dobrego.
I usłyszalam w MTV kawałek o nazwie Jizzlobber:


Gdy ten kawałek poleciał drugi raz, Trinitron buczał już na cały regulator. Wtedy, jako dziecko, nie miałam pojęcia i nie potrafiłam ocenić świadomie kunsztu muzyków, to przyszło z czasem. FNM towarzyszy mi od 20 lat, niezależnie od tego co i jak zagrali - uwielbiam ich const.


Uciułałam pieniądze z kieszonkowego na kasetę. Poszłam sama do sklepu z karteczką, na której wypisałam sobie nazwę zespołu, bo nie byłam pewna czy umiem to przeczytać, o zrozumieniu nie mówiąc. Weszłam jak Clint Eastwood do saloonu, położyłam na blacie przed sprzedawcą karteczkę i mówię: "czy jest...?". Okazało się, że nie ma, bowiem był to sklepik osiedlowy, w którym zaopatrzyć się można było w diskopolo i Michaela Jacksona ewentualnie, a nie, do diabła, w Faith No More!


Moja determinacja była wielka wtedy - musiałam mieć tę kasetę. Na MTV urywali kawałki i nie puszczali wszystkich. Mówię więc osobnikowi zza lady, żeby mi więc tę kasetę zamówił skądś, a ja wrócę za kilka dni.
Po kilku dniach kaseta czekała na mnie w sklepie. Kaseta, kapujecie, jest nadal w moim rodzinnym domu, w stanie idealnym, choć słuchałam jej w kółko przez wiele następnych lat. Pokażę ją wnukom.


Gdybym miała na bezludną wyspę zabrać jedną, jedyną płytę... na pewno wzięłabym Angel Dust i nie znudziłaby mnie. Od 20 lat jej słucham!

27. Ministry (Filth Pig),  Lava,   Lay Lady Lay
Ministry było moim pierwszym zetknięciem z metalem industrialnym. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę miała okazję iść na koncert Ministry, a już na pewno nie za darmo.
Gdy więc rok temu dowiedziałam się, że na XVIII Przystanku Woodstock zagra Ministry, oszalałam. Liczę, że zagrają coś ze starszych płyt, jak Filth Pig właśnie.

Lava

Lay Lady Lay


28. Acid Drinkers (Verses of Steel),  Swallow the Needle
No i gdzieś w tym całym mroku, doomie, pokręconym jazzie i transie znalazło się miejsce na wesołych kwasożłopów. Zaczęłam ich słuchać stosunkowo późno, nie doceniając ich warsztatu muzycznego. Ani trochę nie kręciła mnie taka wesoła napierdzielanka w czasach, gdy zasłuchiwałam się w doom i black metalu. A jest to kawał świetnej muzyki. I Ślimak na perkusji! Widzieliście kiedyś, jak Ślimak gra na perkusji? Chryste... założę się, że na koncertach część lasek tam jest tylko dla orgazmu na widok jego gry.


A słyszeliście francuski numerek w wykonaniu Ślimaka? Co zresztą samo w sobie jest doskonałym dowcipem, świetnie ilustrującym poczucie humoru Acidów...

 

I za to poczucie humoru, za świetną jakość i genialne koncerty - uwielbiam ich.

29. Enslaved (Below the lights; Vikingligr Veldi)
- Havenless
- As fire swept clean the Earth
- Norvegr
Pierwszy blackmetalowy zespół, z jakim miałam do czynienia. Również usłyszałam go w lubelskim radiu na wiele, wiele lat przed wypromowaniem go w filmie "300" ich kawałkiem Havenless...


W porównaniu z ich całym repertuarem, Havenless brzmi jak dobry pop.


Zimne, północne brzmienie połączone z ostrym metalem z mocnymi wpływami rocka progresywnego.
Teksty utworów są pod silnym wpływem mitologii nordyckiej, z wyjątkiem środkowego okresu twórczości grupy. Początkowo pisane były w języku islandzkim i staronordyckim aż do czasu Monumension, odkąd pisane są głównie po angielsku.



30. My Dying Bride (Trinity)
- The Sexuality od Bereavement
Takie rzeczy też były puszczane na tej "rockowej" liście przebojów w lubelskim radiu. Ciekawa jestem, czy jeszcze ta lista jest grana. Poznałam masę muzyki dzięki tej audycji. 

Kasetę "Trinity" zespołu My Dying Bride wygrałam w jakimś konkursie organizowanym właśnie przez twórców tej listy.


Był to mój pierwszy kontakt z doomem. Gdzieś dookoła świat szalał na punkcie Whitney Houston, koleżanki wyciskały pryszcze i zastanawiały się czy loczki są modne, a ja tu odkrywałam kolejne światy, poukrywane sprytnie. W tych dźwiękach zakochałam się bardzo mocno, MDB słucham do dziś choć trzeba mieć odpowiedni nastrój na tego typu doznania.

31. Nadja (Desire in Uneasiness)
- Deterritorialization
Dalekim echem fascynacji My Dying Bride zmiksowanej z uwielbieniem do porąbanych transów, jest gwałtowna miłość do Nadji. Dość świeża sprawa u mnie. Katuję tym mojego mężczyznę, który nie słyszy w tym niczego poza szumem ;)


Założycielem tej ambient / drone doom metalowej kapeli jest Aidan Baker, niezwykle płodny artysta, którzy tworzy też pod własnym nazwiskiem. Nagrał już tyle płyt, że nawet nie próbuję ich spamiętać. Nie wszystkie jego dźwięki przypadły mi do gustu, ale Desire in Uneasiness wraca jak bumerang, szczególnie gdy jestem sama.

32. Negura Bunget (Om)
-Tesarul de Lumini
Na koniec zaprezentuję Wam trzy różne spojrzenia na black metal. Tu w wersji rumuńskiej, z tekstem w ich ojczystym języku.


Negură Bunget oznacza ciemny, zamglony las. Grają muzykę bardzo przestrzenną, zimną i absolutnie nie surową.

33. Cobalt (Eater of birds; Gin)
- Witherer
- Pregnant insect
Cobalt natomiast jest zespołem amerykańskim (i, tak, też śpiewają w ojczystym języku ;P) i ich wersja black metalu jest kompletnie różna od tego, co proponuje Negura Bunget. Niektórzy w ogóle nie uznają tego za black metal, cóż. Jest piekielnie dobre.



Ostatnio słucham tego najczęściej, po kolei obu ich płyt i od nowa... Ich druga płyta, Gin, brzmi bardzo... jak by to nazwać...  Czuć klimat starej Ameryki, z czasów niewolnictwa jeszcze.



34. Behemoth (Satanica; the Apostasy)
- Chant For Eschaton 2000
- Be without fear
I na koniec polski black, który także nie jest w zasadzie tylko black metalem... ani tylko polską kapelą. Tym, którzy nie interesują się tego typu muzyką, a kojarzą zespół z powodu Nergala puszczającego się z Dodą pragnę oznajmić, że Behemoth zrobił międzynarodową karierę gdy Doda jeszcze nie wszystkie zęby miała stałe.



Odnoszę wrażenie, że ostatnio kapela jest bardzo wtórna i te ich nowsze rzeczy jakoś mi nie wchodzą. A te starsze, czemu nie, chętnie.

Nie kręci mnie specjalnie ta cała otoczka, makijaże, diabełki itd - to rozrywka dla dzieci, żeby miały na co rozdziawiać buzie. Skupiam się na muzyce i emocjach, jakie ze sobą niesie.





Witam Was więc w moim świecie muzycznym, który nie jest jeszcze zamknięty. Wciąż poznaję nowe dźwięki, które mnie zachwycają... To, co mnie jednak kształtowało jest dla mnie najważniejsze i często wracam do tej muzyki. Zwykle okazuje się bogatsza, niż na pierwszy rzut ucha mi się wydawało. 
Dojrzewam też do innych, trudniejszych rzeczy.
Ale chyba nigdy nie będę już typem słuchacza radiowego, ponieważ łatwo jest mnie zanudzić a bardzo ciężko odzyskać moją uwagę. 
Nie lubię też po prostu radosnego pierdzielenia, nieskomplikowanych dźwięków, tła muzycznego - mam tego od groma w gierkach komputerowych. I też wyłączam.

Jeśli jeszcze nie zrobiliście tego taga, a macie chęć - zróbcie, chętnie posłucham Waszych ukochanych dźwięków. W formie posta na blogu, czy filmu na YT - jak Wam wygodniej.

Miłego dnia i do następnego.
Arsenic



8 komentarzy:

  1. Przypomniałaś mi o moim ukochanym Furious Angels:) Dzięki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mi też się poprzypominało mnóstwo dźwięków, które mnie zachwycały. Spędziłam weekend na przesłuchiwaniu tego wszystkiego na nowo :)
      Rob Dougan wymiata, dziś cały wieczór u mnie leci ;)

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o PORTISHEAD to dla mnie ich trzecia płyta mogłaby być nagrana choćby tylko dla samego numeru THREADS :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie marudzę trochę, jeśli chodzi o nich, bo słyszałam jak grają na żywo i jest to o niebo lepsze niż to, co prezentują na płytach. Być może więc materiał z trzeciej płyty obroniłby się na koncercie.
      A może po prostu nie dorosłam do takiej muzyki jeszcze.

      Usuń
  3. Kochana!!! Czyżbyś L-Rock Top 30 słuchała??? Toż ja też na tym wyrosłam:) Stacja już nie istnieje od dawna, a ja usiłuję przypominać sobie kawałki, które tam puszczali.Przypadkiem tu trafiłam i .......powrócę na pewno.
    Gorąco pozdrawiam z Lublina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe tak, dokładnie ;) Co czwartek w moim pokoju grzmiało i buczało ;) Pamiętam nawet, że gdy wyjechałam z Lublina, prowadzący przysyłał mi cotygodniową listę, żebym była na bieżąco nawet nie mogąc jej słuchać :D Oj, to były czasy. Szkoda, że już tego nie ma i dzieciaki nie wiedzą co tracą jarając się dziamdziam style ;)

      Usuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger