Perfumy Swiss Arabian od perfumerii Zapach Orientu: Karima, Azza i Mukhalat Barq


O nowej perfumerii oferującej nieznane mi do tej pory perfumy marki Swiss Arabian dowiedziałam się od Kuny Domowej. Jest ona przeze mnie regularnie zarażana miłością do perfum w olejku już od lat i choć nadal zatyka nos czując ode mnie hardkorowe mieszanki oudowe, to widzę, że lżejsze, bardziej kobiece zapachy bardzo przypadły jej do gustu i - tak jak ja - ceni sobie bardzo ich trwałość. 
Ową nową perfumerią na rynku jest Zapach Orientu, w której już teraz kupić można największe szlagiery Al Haramain i Rasasi oraz spróbować nowości właśnie od Swiss Arabian. Nigdzie indziej w Polsce tej marki jeszcze nie ma. Czyż mogłam przejść obok tych olejków obojętnie? Ja? 




No więc mam trzy: Karima, Azza Silver i Mukhallat Barq. Wybierałam je opierając się na liście nut zapachowych, wiedząc wszakże jak często jest to zawodna metoda. W perfumach arabskich można łatwo zakochać się niezależnie od tego czy dane nuty wydawałyby się nam odpowiadać czy nie. Jeśli nie potraficie się zdecydować, Pani Magda z perfumerii świetnie doradza i potrafi sama wyczuć jakie perfumy podobałyby się danej osobie najbardziej na podstawie jej wcześniejszych wyborów czy listy ulubionych zapachów. Warto więc ją poprosić o pomoc.

Dodatkowo, wartym wspomnienia ułatwiaczem życia są pomysłowe próbki arabskich zapachów, którymi właścicielka nasącza płatki tkanin i wizytówki, a wszystko zamknięte w strunowym woreczku. Próbki te kosztują symboliczny grosz a pozwalają zapoznać się z zapachem przed decyzją o kupnie roll-ona. Ja wiem, że takie roll-ony drogie nie są i kupowanie zapachów arabskich w ciemno to cała frajda, ale... w istocie jest to filozofia dorobiona do faktu, że w Polsce nie ma gdzie stacjonarnie i na spokojnie sobie tych olejków powąchać.




Mam garść tych próbek i potwierdzam, że przechowują zapach wystarczająco długo aby rozgryźć jego charakter a nawet - w ograniczonym stopniu, rzecz jasna - poczuć jego magię przemiany. Zapachu jest dość, aby po pierwszym otwarciu przetransferować go na skórę pocierając ją płatkiem tkaniny. Nie jest to więc li jedynie wąchaniem tekturki nieustannie kojarzące mi się z przyklejaniem nosa do szyby cukierni - zapach naprawdę można poczuć.
Świetny, autorski pomysł, brawa za niego!


Swiss Arabian Karima
Podlinkowałam Wam ten zapach do polskiego portalu Fragrantica, abyście mogli sobie zerknąć na piramidę zapachową. W moim odczuciu jest to klasyczny, kobiecy Orient - dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażamy, taka średnia wyciągnięta ze wszystkich wyobrażeń. Kwiatowy, dość krzykliwy ale jednocześnie ciepły i słodki, podbity miękkim piżmem. 
Noszę go najrzadziej spośród tych trzech, bo to jednak nie moja kategoria, ale potrafił zaskoczyć nawet mnie: któregoś razu po kilku godzinach noszenia zagrał na nutę bardzo dziką i zieloną, co mi się okrutnie spodobało... Ale nieczęsto mu się to zdarza. Zwykle jest to po prostu klasyczny, do bólu kwiecisty Orient wygasający po jakimś czasie kremowym, lekko zwierzęcym piżmem. 
Gdyby jednak dodać do niego trochę pieprzu i neroli... hmmm...

Swiss Arabian Azza
Bardzo zależało mi na tym zapachu po zapoznaniu się z piramidą nut (podlinkowałam do Fragry). Jest to kategoria męska i czytając o kminku, szafranie, oudzie i skórze wyobrażałam sobie potężny zapach, którego kropla obezwładnia cały autobus w godzinach szczytu... A tymczasem to jest przepiękna, spokojna choć dość mocna dla początkujących nosów kompozycja przede wszystkim szafranu, oudu i skóry. Rozwija się bardzo powoli, cały czas lekko poskrzypując nową, świeżą skórą. Kminku nie stwierdzam na mojej skórze (szkoda!), ale szafran delikatnie podbity nutami drewna - jak najbardziej. Stanowczo polecam go każdemu ceniącemu sobie klasyczne, mało inwazyjne, ale świetnej jakości zapachy o niezbyt zadziornym charakterze, mające jednak to hipnotyzujące "coś" nakazujące wracać do nadgarstków i zagłębień łokci wciąż i wciąż. I nie ma tutaj znaczenia płeć - w moim odczuciu jest to doskonały uniseks.
Jak na "araba" przystało, jest to zapach ekstremalnie trwały i dość mocny, ale również bliskoskórny. Udało mi się zwiększyć jego "pole rażenia" dając kroplę tego zapachu na końcówki włosów - po rozpuszczeniu same tworzyły naturalną kurtynę zapachu przy każdym poruszeniu.




Swiss Arabian Mukhalat Barq
Mój absolutny faworyt w tym zestawieniu, jeden z tych zapachów, które od razu w całości pochłaniają moją uwagę. Po otrzymaniu olejków od perfumerii, przez pierwszy tydzień nosiłam i wąchałam w zasadzie tylko ten jeden zapach nie mogąc skupić uwagi na jakimkolwiek innym. Uwiódł mnie niesamowicie ciepłym otwarciem w postaci świeżo rąbanego drewna wymieszanego z palonym cukrem - karmelem. Nie mlecznym karmelkiem, ale spalonym na brąz, wciąż słodkim, ale drażniącym i pobudzającym cukrem. Gdzieś tam w tym wszystkim dodatkowo plącze się kardamon z cynamonem, a całość odświeżona jest nutami cytrusowymi - choć tych ostatnich naprawdę jest zaledwie szczypta, ot, tyle żeby zapach musował, nie był jednostajny. 
Róży - na szczęście - nie stwierdzam, choć to pewnie ona właśnie nadaje zapachowi charakterystyczną, jabłkowo-kremową gładkość i definiuje zapach jako jednoznacznie orientalny. Ale nie dominuje i bardzo się z tego cieszę - orientalnych kombinacji różano-oudowych mam już powyżej uszu. Jak słusznie stwierdziła Pani Magda, jest to zapach dla osób, które już znają możliwości olejków arabskich i nie straszna jest im ich moc. Bo tutaj moc jest wielka, choć piękna. 
Ale, jak się okazało, najlepsze było dopiero przede mną. Mężczyzna, zainteresowany moją pozą (nos wetknięty w zagłębienie łokcia przez pół dnia, oczy przymrużone), podchodzi, zagaduje i w tej chwili wpada mi do głowy ta myśl jedna na milion - wysmarujemy tym zapachem Mężczyznę! Pomijam cyrki jakie odstawił podczas rzeczonego smyrania, ale efekt... na mnie ten zapach jest piękny, ale dopiero męska skóra go dopełnia prawdziwie. 
Nie oddałam mu tego roll-ona tylko dlatego, aby nadal mieć tę błogą frajdę z ubierania go w ten zapach a potem, po jakimś czasie, sprawdzania jak się rozwinął. Za każdym razem zaskoczona jestem tym oczywistym i niemożliwie doskonałym dopasowaniem. A zawsze wydawało mi się, że mojemu Mężczyźnie pasują wyłącznie nuty lekkie i zielone...




Olejki przychodzą do nas w uroczych i poręcznych, aksamitnych woreczkach zaciąganych na sznurek - super sprawa gdy roll-on ma towarzyszyć nam w torebce i przetrwać takie życie w całości. Poza tym, same buteleczki jest bardzo przyjemnie wziąć do ręki. Są wykonane z matowego szkła co wraz z aksamitnym woreczkiem daje poczucie obcowania z czymś lepszej kategorii. I tak jest, same zapachy są naprawdę dobrej jakości. Nie ma tutaj mowy o sztucznych czy słabych zapachach, pięknie grają, pięknie się rozwijają, są bardzo trwałe i intensywne, a do tego bardzo ciekawe, niesztampowe, warto dać im szansę.

Miłego dnia
Arsenic


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger