Recenzja i porównanie - Relaksujący peeling solny z olejkami aromatycznymi vs. peeling domowej roboty



Nadarzyła mi się okazja by wypróbować produkt ekskluzywny, drogi, z dalekich krajów, do których pewnie chętnie bym pojechała. Otóż jakiś czas temu wygrałam rozdanie u MissHeledore zorganizowane dzięki uprzejmości www.wyspakosmetykow.pl – nagrodą był Relaksujący peeling solny z olejkami aromatycznymi o zapachu waniliowo-kokosowym.

Trochę czasu minęło od kiedy się nim maziam i chciałabym Wam teraz napisać, co też sobie myślę w tej mojej główce o tym produkcie.

Jest to peeling z minerałami z Morza Martwego, zawierający oprócz wspomnianej soli, także mieszankę olejków – i tyle, tak przynajmniej zapewnia dystrybutor na stronie. Ja oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyszperała dokładnego składu
tego kosmetyku, ponieważ w cuda nie wierzę i jedyny peeling z dwoma składnikami – czyli sól i olej – jaki znam, to ten wyprodukowany przeze mnie własnoręcznie.






No i co się okazuje – miałam rację i niestety zrobiło mi się z tego powodu nieco przykro. Na stronie wymieniony skład peelingu nie pokrywa się choćby z tym, co widnieje na opakowaniu. Nie miało to wielkiego wpływu na mój odbiór tego kosmetyku, i oczywiście wiem, że można to zrzucic na niedociągnięcia organizacyjne, ale jednak... lekki niesmak pozostał.

W składzie mamy co następuje (naprawdę):

  • Dead Sea Salt;
  • Sweet Almond (Prunus Amygdalus Dulcis) Oil;
  • Isopropyl Palmitate;
  • Propylparaben;
  • Sandalwood Oil;
  • May Contain Lavender or Coconut Vanilla Oil.


Na stronie sklepu propylparaben został pominięty, zamiast niego w składzie magicznym sposobem znalazł się olej z kiełków pszenicy którego rzeczywiście w produkcie nie ma. Chyba, bo z dwoma czy trzeba różnymi składami ja, biedny, niedouczony konsument zgłupiałam a organoleptycznie jestem w stanie w peelingu stwierdzić obecność jedynie soli i oleju, ewentualnie jeszcze aromatu... I producent może sobie w zasadzie pisać co chce, ja tego nie docieknę... ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?

Ja rozumiem, że jest boom na rzeczy naturalne, a parabeny, parafiny i inne typy spod ciemnej gwiazdy są linczowane na blogach, vlogach i gdzie popadnie... ale wyżej od braku parabenów w produkcie cenię sobie jednak szczerość producentów ORAZ dystrybutorów. Jest zjawiskiem rzadszym, niż kosmetyk w 100% naturalny.


I to by było na tyle, jeśli chodzi o minusy danego produktu... Przejdźmy więc czym prędzej do przyjemniejszej części.

Opakowanie zawiera 300 gram peelingu, a więc całkiem przyzwoita ilość. Od miesiąca smaruję się nim regularnie (2-3 razy w tygodniu) i zużyłam mniej-więcej połowę.


Jeśli chodzi o zapach – cóż, wanilia po prostu nie jest mom ulubionym. Kokosa tam nie czuję w ogóle i gdy po raz pierwszy go powąchałam, uderzył mnie nieprzyjemny petro-zapach, nie potrafię go inaczej nazwać, coś jak daleki ślad rozpuszczalnika. Jednak po chwili ten niemilec się utlenił i została wszechogarniająca wszystko wanilia... której szczerze nie cierpię. ;)


Jestem jednak przekonana, że fanki tego zapachu będą zachwycone, bo utrzymuje się on bardzo długo na skórze. Ja lubię sobie tym peelingiem wysmarować dłonie rano i jeszcze wieczorem czuć lekką woń wanilii na skórze. Jeśli więc chodzi o trwałośc – rewelacja.

Konsystencja jest ok, jest „przepisowa” :) Jest wystarczająca ilość olejów, aby peeling tworzył błotko, które łatwo wziąć do ręki i rozsmarować na ciele. Odnoszę wrażenie, że po wsmarowaniu peelingu, oleje szybko się wchłaniają, natomiast sól jeszcze szybciej odpada, co mi uniemożliwiało dłuższy masaż. Ale jest to tylko moje odczucie.

Peelingi, które robię samodzielnie aż ociekają olejami, ponieważ uwielbiam efekt nawilżenia jaki daje mi oliwa, pozwala to też na długi masaż, bo cukier czy sól nie wykruszają się zbyt szybko.

Na zdjęciu dla porównania macie peeling, który zrobiłam sobie wczoraj – jest to peeling cukrowy, tym razem o składzie:

  • cukier;
  • oliwa z oliwek;
  • miód;
  • olej pichtowy.


Żaden ze skladników nie ma w sobie konserwantów, a i gotowy peeling ich nie potrzebuje, bo zwykle zużywam je w ciągu tygodnia.

Skład takiego robionego własnoręcznie peelingu zmienia się w zależności od mojego humoru, dostępności składników, pory roku, kaprysu... Zwykle jednak są to proste przepisy, wychodzę bowiem z założenia, że proste rzeczy są skuteczniejsze.

Tym razem dodałam kilka kropli oleju pichtowego, który ma działanie wzmacniające, przeciwreumatyczne i przeciwbólowe, odprężające. Wspaniale pachnie lasem, którego bardzo mi brakuje.


Obu peelingów używam zamiennie. Mój cukrowy jest nieco mocniejszy, nadaje się więc jako peeling do stóp oraz do całego ciała – przynajmniej dla mnie, natomiast posiadaczki wrażliwej czy bardzo delikatnej skóry powinny najpierw zrobić próbę, zanim się wysmarują całe i wyjdą piekące spod prysznica.

Solnego używam chętnie do dłoni, są po nim cudownie miękkie i gładkie, i nie potrzebuję już kremu do rąk po jego zastosowaniu. Używam go też na całe ciało, ale nie daje takich efektów, jakich oczekuję od peelingu.

Ogólnie peeling solny z minerałami z Morza Martwego jest dobrym produktem, który powinny wypróbować szczególnie fanki zapachu wanilii i delikatniejszych peelingów niż cukrowy. Cieszę się, że miałam okazję go wypróbować.

A tak na marginesie – nie używajcie go na twarz, wg mnie żaden peeling mechaniczny nie działa zbawiennie na skórę twarzy. Dużo lepiej oczyszczają same oleje – serio. Ale o tym pisałam już w innej notatce.


Czy kupiłabym ten produkt? Zdecydowanie nie. 50 zł mogę wydać na dużo różnych sposobów, ale na pewno nie na peeling dla siebie, skoro robię je własnoręcznie za grosze – oliwa i cukier to koszt ok. 20 zł za ponad kilogram peelingu :)

Jest to jednak świetny pomysł na prezent dla osoby lubiącej w miarę naturalne kosmetyki czy maniaczki peelingów.




Dziękuję za poświęcony mi czas i zapraszam do następnych artukułów.




Arsenic

5 komentarzy:

  1. Ale nieładnie zrobili, jakie szmaciarstwo ech...

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie chyba bardziej sobie zaszkodzili taką akcją. Pójdzie fama i zapaszek oszustwa przy nich zostanie, podczas gdy wiele kosmetoholiczek byłoby w stanie przymknąć oko na paraben w składzie i wypróbować ten peeling.
    Bardzo nie lubię takich niskich zagrań.

    OdpowiedzUsuń
  3. NATURALNIE zawsze trzeba się pilnować, no wiesz co... męczące to jest

    OdpowiedzUsuń
  4. Olej i maslo kokosowe nie pachna kokosem, to tak na marginesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tego świadoma, po zużyciu paru kg oleju kokosowego już się zorientowałam ;)
      W składzie mamy: "May Contain Lavender or Coconut Vanilla Oil." - stąd moje oczekiwania co do zapachu.

      Usuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger