Al Haramain Twin Flower w Yasmeen



Wiem, uznacie mnie za wariatkę, ale nawet mając Yasmeen w swoim mieście, te wszystkie zapachy dostępne stacjonarnie, tylko czekające na mnie i mój nos, ja wciąż kupuję w ciemno – patrząc na nuty i opisy. A czasem zdając się na podpowiedzi Pani Justyny, która zna te zapachy jak nikt inny.
I, kurczę, zdecydowanie częściej trafiam na zapachy piękne, niż na denerwujące smrodki. To znaczy – wyjaśnię jedno: każdy zapach arabski jest na swój sposób drażniący, denerwujący, każący wciąż i wciąż wracać do flakonu aby go odkorkować i powąchać, albo znów posmarować sobie nim nadgarstki. I choć każdy z tych zapachów jest unikatowy, wszystkie kuszą tak samo. Nawet te, których nie lubię.


W ten sposób odkryłam piękny zapach Hanah, który jest lepszą wersją Bottega Veneta (KLIK!), tak samo odkryłam również Twin Flower gdy szukałam arabskiego odpowiednika Palomy Picasso. Moc kwiatowa tej samej klasy, innej jednak niż Paloma barwy – powiedziałabym, że fioletowej, przeplatanej złotem. I dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że zapach ten ma wiele wspólnego z Alien, którego serdecznie nie lubię za ten chłód, za dystans i jakieś niezbyt przyjemne wspomnienie z dzieciństwa, które kołacze mi się niewyraźnie gdy czuję tę woń.




A tymczasem Twin Flower pachną podobnie, lecz bez tych wszystkich negatywnych dodatków – są ciepłe, pięknie kobiece, bardzo „swojskie” i niosą skojarzenie jedynie z kwitnącym ogrodem skąpanym w słońcu. Same przyjemne sprawy.

Wyczuwamy w nim: nuty kwiatowe, jaśmin, różę, wanilię, drzewo sandałowe, mirrę, ambrę, białe piżmo i fiołek. I to właśnie o ten fiołek skąpany w wanilii chodzi. Zdecydowanie dominuje on nad pozostałymi kwiatami, nadając całemu zapachowi określony charakter. Można jednoznacznie ten zapach nazwać fioletowym. A to, że wyczuć tam można również królewską różę w dwóch wydaniach, sprawia że dostajemy zapach szalenie bogaty, pełny, a przy tym w zupełnie magiczny sposób możliwy do noszenia również w całkiem mglisty poniedziałek w pracy.

Oczywiście, że czuć w nim Orient, ale jak już to kiedyś zgrabnie podsumowałam – nie jest to zapach sułtana zmielonego wraz z całym pałacem, a raczej pewna konkretna konwencja, której ten zapach się trzyma. Otóż on nie jest unisexowy, ani nie udaje, że go nie ma. On jest bardzo zdecydowanie ultrakobiecy, dość ekspansyjny ale w uroczy sposób. No i jest ciepły.
Noszony blisko ciała, a więc muśnięty na nadgarstkach czy karku, sprawia że stajemy się całością wraz z nim.


Uwielbiam i niebawem kupię sobie cały piękny flakon po wykończonej próbeczce. Ostatnio mam wielką słabość do „fioletowych” zapachów- Mikołaj sprezentował mi absolutnie, boleśnie wręcz piękny Orchid Prairie, którego boję się nosić częściej nie chcąc utracić, oswoić tych emocji, które mi towarzyszą gdy go czuję. Niestety, czy też stety raczej, trawię fiolet podany wyłącznie w orientalny sposób – chłodnego Obcego nie znoszę nadal.

Jeśli macie możliwość, podejdźcie na Karmelicką 3 aby powąchać Twin Flower i Orchid Prairie – są do siebie w pewien sposób podobne, ale tylko z racji odcienia jednej z nut. A nuż się Wam spodobają tak bardzo jak mnie. Albo po prostu kupcie je w ciemno, jak ja i cieszcie się nimi na wiosnę! :)

Ściskam
Arsenic

2 komentarze:

  1. i znowu kusisz zapachami... jak żyć? przecież jeszcze obecnych zasobów nawet w połowie nie wykończyłam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście na blogu opisuję tylko te zapachy, które zrobiły na mnie największe wrażenie... gdybym chciała opisać wszystkie posiadane, ten blog zmieniłby tematykę :P
    A ja pomalutku wykańczam zapachy - zmieniam je często, dawkuję ostrożnie, a jak mi zbrzydną to leżą w szafce aż znów do nich wrócę. W ten sposób ostatnia reszteczka Rashy czeka aż Yasmeen uzupełni zapasy i będę mogła kupić cały flakon ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger