Dlaczego w Krakowie jest tyle pryszczatych?

Opowiem Wam dziś historię, która mi się przytrafiła i wlecze się za mną od paru miesięcy. Potraktujcie to jako ciekawostkę, która być może komuś z Was się przyda i pomoże w zwalczeniu problemów skórnych.

Otóż ja zostałam pobłogosławiona świetną skórą, co zawsze było dla mnie powodem do radości. W okresie dojrzewania ominął mnie ten cały armageddon trądzikowy a obecnie mam skórę mieszaną, ale nie przesuszoną w partiach, które to najczęściej spotyka - czyli w obszarze wokół oczu, nosa, czy na policzkach. Owszem, mam przebarwienia i zdarzają się nieprzyjaciele - ale zwykle muszę bardzo się postarać, aby stan mojej skóry się pogorszył. Zwykle moja cera wygląda na tyle dobrze, że wystarczy jej odrobina pudru bambusowego na nos, abym mogła ją pokazać światu. Jestem szczęściarą i bardzo jestem za to wdzięczna temu, kto losował dla mnie geny ;)

Po lewej: zero makijażu.
Po prawej: makijaż codzienny.



Ale dlaczego się tak przechwalam? Otóż zauważyłam, że od kilku miesięcy, stopniowo mój stan skóry się pogarszał. Początkowo to bagatelizowałam - wszelkie problemy skórne znikały u mnie same z siebie po dość krótkim czasie. Ale problem zamiast znikać - narastał. 
Minęło parę miesięcy. Któregoś dnia, spojrzawszy w lustro, musiałam obiektywnie ocenić, że problem jest poważny. Na brodzie, czole, na kościach policzkowych i na szyi miałam pełno nowych wykwitów przeróżnego rodzaju, do wyboru do koloru - od białych, ropnych po podskórne gule, do tego wągry i czerwonawe plamki po zanikających już syfkach. Cały dekolt miałam wysypany drobnymi krostkami, potem to się rozrosło na ramiona i plecy.
Wszystko rozdrażnione, wybuchające niemalże na moich oczach kolejnymi wulkanami. Dodatkowo, pojawiły się syfki także na linii włosów oraz kilka na skórze głowy! Koniec świata. Nigdy nie przypuszczałam, że mogą się pojawiać w takich miejscach.
Wybaczcie, ale oszczędzę Wam tego widoku, nie robiłam zresztą wtedy zdjęć - a jeśli już, to w makijażu :)

W pierwszym odruchu uznałam, że winowajcą jest moja dieta i przyjrzałam się jej. Wywaliłam wszystko, co mogło uczulać, a więc: sklepowe słodycze i przekąski, ostre przyprawy i na wszelki wypadek ograniczyłam cukier - co w moim przypadku oznaczało po prostu rzadsze patrzenie jak mężczyzna słodzi, bo ja generalnie cukru nie używam. Ale postarałam się i jadłam mniej wypieków własnej produkcji, dodawałam też do nich mniej cukru.
Zmiana w diecie była nieznaczna, bo i tak na co dzień jem zdrowo i chipsy mnie nie kręcą. Zmiany w wyglądzie cery nie było, wręcz wyglądała gorzej z dnia na dzień.

Następnie przyjrzałam się swojej pielęgnacji i wyeliminowałam wszystkie drogeryjne kremy, próbki, sera, itp. Przerzuciłam się całkowicie na kosmetyki naturalne. Wciąż nie chciałam wytaczać działa w postaci antybiotyków, uważam to za ostateczność w bardzo szczególnych przypadkach. Zwykle przyczyny gorszego stanu skóry znajdują się wokół nas i ich wyeliminowanie przywraca równowagę.


Zostawiłam sobie olej khadi, hydrolat i żel hialuronowy oraz tonik z glukonolaktonem, o którym pisałam tutaj. 

Robiłam sobie częściej maseczkę ze spiruliną na bazie jogurtu i zdezynfekowałam porządnie wszystkie pędzle, kosmetyki, pacynki, nawet szczoteczkę do zębów i szczotki do włosów. 
Po algach moja skóra przez chwilę wyglądała na trochę bardziej zagojoną, ale potem problem wracał.


Naprawdę byłam już zdesperowana, bo doszło do tego, że miałam otwarte ropiejące wykwity na twarzy. Bałam się nakładać na twarz cokolwiek, ograniczyłam więc pielęgnację do minimum - rano i wieczorem mycie wodą z odrobiną Facelle, potem hydrolat prosto na twarz, bez użycia wacika, potem odrobina oleju z żelem hialuronowym i tyle. 
Nawet kawę przestałam pić z rozpaczy, wiecie co to oznaczało dla mnie? 

Na wakacje pojechałam z zasyfioną twarzą myśląc: "co ma być, to będzie". Smarowałam się tam niestabilnymi filtrami z Bielendy, powodującymi powstawanie wolnych rodników, jadłam śmieciowe jedzenie, zapominałam zmyć tusz do rzęs wieczorem... 


Po powrocie moja skóra wyglądała dokładnie tak, jak zawsze - czysta, blada, z czerwonymi sińcami wokół oczu, ale bez ani jednego pryszcza. Była sucha i gładka. Ani jednego wyprysku na dekolcie. 

I wtedy zaczęłam podejrzewać naszą piekielną, krakowską wodę z wodociągów. Nie uwierzycie, jakie błoto nam leci z kranów. Herbata parzona na tej wodzie bez filtra, wygląda jakby miała kożuch. 
A ja w tej wodzie się myję przecież, bo ciężko kąpać się w mineralnej... 

W momencie, gdy postanowiłam zrobić eksperyment i przez ok. dwa tygodnie myć twarz i włosy tylko w wodzie z filtra, a jeszcze lepiej - własnie w mineralnej, na drzwiach wejściowych do naszego bloku wywieszono kartkę, że administracja wyłączyła nam ciepłą wodę na 5 dni (WTF!!!), bo czyszczą kotły czy rury sobie czyszczą, czy cokolwiek.
Cóż za zbieg okoliczności!

Słuchajcie, mija właśnie czwarty dzień od czasu, gdy nie myję twarzy wodą z kranu. Radzę sobie jak mogę - myję przegotowaną i przefiltrowaną, czasem mineralną. Niestety, potrzebuję uczucia czystości, jakie daje mi umycie twarzy wodą. Nie potrafię przetrzeć twarzy po prostu wacikiem czy chusteczką nawilżaną i czuć się komfortowo. 
Czwarty dzień i moja skóra wraca do normy. Nie jest już rozogniona i rozdrażniona. Są jeszcze pojedyncze wypryski, ale przysychają już same. Na dekolcie jest ich już znacznie mniej. 

Liczę na to, że panowie z administracji przeczyszczą sobie te rury gruntownie i skutecznie, bo cokolwiek w nich zdechło - bardzo zaszkodziło mojej skórze. 

Spartańskie warunki, jakie nam urządzili, są małą ceną za to odkrycie. Jeśli więc borykacie się z podobnymi problemami - oporny trądzik, łuszczyca, przesuszenie, czy jakiekolwiek inne oporne, wracające problemy ze skórą, sprawdźcie czy to nie jest kwestią jakości wody. I pamiętajcie, że nie tylko mycie taką wodą szkodzi - zupka na kranówce z rur, które wymagają aż 5 dni czyszczenia też nie sprawi, że cera będzie promienna. Co najwyżej będzie promieniować w ciemnościach.


Nie mogę zrozumieć, czym różni się Kraków pod tym względem od innych miast. W wielkiej, brudnej Warszawie moja cera zawsze wyglądała pięknie, podobnie w zapyziałym Lublinie. Ba! Ona wyglądała cudnie nawet, jeśli co 3 dni zmieniałam miejsce zamieszkania a co za tym idzie - wodociąg.  

Mam nadzieję, że ten artykuł pomoże którejś z Was. Pamiętajcie jednak, że kluczowe znaczenie ma dieta - efekty po zjedzeniu syfu pokazują się później i są bardziej długotrwałe, niż potraktowanie skóry syfem. Skóra doskonale broni się sama, no chyba że się ją dwa razy na dzień uszczęśliwia syfem z wodociągów.

Tyle mojego, dajcie znać czy miałyście podobne przygody? Jakie są Wasze sposoby na bezpieczne mycie twarzy?





Trzymajcie się ciepło!
Arsenic

31 komentarzy:

  1. Mi bieszczady cerę zaleczyły wysoka wilgotność powietrza czyste bez spalin powrót dojeżdżamy do Łodzi wyskoczył mi 1 syf w trakcie drogi yeah powietrze też dużo robi teraz paskudztwo wszędzie lata są osoby odporne na to i takie sierotki jak ja którym wszystko szkodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, trzeba się chronić i radzić sobie jakoś.

      Usuń
    2. Albo przywyknąć ja to już wiesz ręką machłam na to jak np dziś 3 mi wyskoczyły dziady

      Usuń
  2. U mnie historia była podobna, jak się przeprowadziłam do Wrocławia;) Z czasem cera się przyzwyczaiła i było ok, teraz znów się przeprowadziłam i znów koszmar:( Moja cera (skora tez) nie lubi zmiany wody i chyba tez przerzucę się na filtrowaną;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Krk mieszkam od paru lat i dopiero teraz zaczęły się takie historie. Teraz wolę chuchać na zimne i po prostu boję się myć twarzy w kranówce :/

      Usuń
  3. Jesteś przepiękna :). Ja mieszkam w Krk tylko podczas studiowania, tak to cieszę się wodą i wiejskim powietrzem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci! Ja ostatnio nie mam okazji ani czasu uciec gdzieś w dzicz...

      Usuń
  4. Wiem coś o tym! W Krakowie miałam problemy z cerą, po przeprowadzce - nie mam. Ale kiedy powracam - znowu je mam. Teraz nawet nie chodzi o wypryski, ale o wysuszenie, które powoduje chyba właśnie woda.

    Ale to nie tylko to! W Krakowie jest bardzo zanieczyszczone powietrze (kiedyś było jeszcze gorzej), no i mało zieleni w porównaniu do większości dużych miast w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym powietrzem masz rację! Wjeżdżając do Krakowa, widać przepiękną łunę pyłu i smogu nad miastem ;)

      Usuń
  5. Zazdroszczę
    piękna cera, super makijaż

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale ta piękna cera to niestety przeszłość :/ Teraz pomału wraca do normy, ale daleko jej do ideału ;P

      Usuń
  6. jaka brudna Warszawa!? wypraszam sobie!! zapraszam Cię do siebie na Bródno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha dzięki, skorzystam przy najbliższej okazji.
      Ja wiem, że W-wa potrafi urzekać - w Ursusie jest cudowne powietrze i cisza. Niemniej po całym dniu łażenia po centrum, miałam chrypę jak po solidnej libacji :)

      Usuń
  7. Zauważam podobną prawidłowość, jeśli chodzi o stan włosów. W moim rodzinnym Wrocławiu włosy po umyciu mam wzorowo sypkie, miękkie, lśniące. W Przemyślu, gdzie mieszkam od kilku lat, muszę zastosować co najmniej kilka różnych kosmetyków, żeby osiągnąć podobny efekt. Kwestia jakości i miękkości / twardości wody, jak nic.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja właśnie ostatnio zauważyłam, że szkodzi mi warszawska woda o.O
    Tj. jak umyję buzię wodą z kranu i przetrę twarz chociażby przegotowaną czy butelkowaną czy tonikiem to już jest ok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ciekawe kiedyś miałam problemy ze strefą T, a obecnie po "tej wodzie" strefa T była bardziej odporna, za to policzki tragedia! :(

      Usuń
    2. O, widzisz. Każdemu co innego szkodzi. Z naszą wodą jest odrobinę lepiej, ale i tak wolę dmuchać na zimne i myję twarz przegotowaną wodą.

      Usuń
  9. Arsenic, bardzo dziękuję za wcześniejszą odpowiedź na moje pytania dotyczące mycia twarzy w wodzie z krakowskich kranów (z braku mojej wiedzy pytanie zamieściłam wtedy pod nieodpowiednim postem). Mam też pytanie, a właściwie prośbę - czy jeśli znalazłabyś chwilkę, mogłabyś wspomnieć w jakimś poście coś więcej o swojej obecnej pielęgnacji twarzy - tym, czy nadal stosujesz tonik z glukonolaktonem oraz rozwinąć temat kwasu alfa liponowego, w jakiej wodzie myjesz włosy i czy całkowicie wyeliminowałaś kranówkę w pielęgnacji twarzy?
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, noszę się właśnie z zamiarem nakręcenia filmu o mojej aktualnej pielęgnacji cery i włosów - bo zebrało się dużo wiadomości do przekazania :) Tak więc spodziewaj się go w najbliższym czasie, niech no tylko się zmobilizuję i znajdę chwilę na to :)

      Usuń
    2. Super! Bardzo dziękuję i będę wypatrywać filmu z niecierpliwością :)

      Usuń
  10. Ha, no prosze! U mnie sytuacja wlasnie tak wyglada,ze od momentu przeprowadzenia sie do Poznania zaczely sie moje mega problemy z wlosami i cera. Nigdy nie mialam idealnej buzki, ale to,co tu zaczelam przezywac, to czysty horror. Po myciu twarzy woda z kranu- za chwile mam ja sciagnieta, wyschnieta a na drugi dzien moge byc pewna wysypu syfkow na twarzy. Wlosy mi na poczatku wypadaly garsciami, teraz jest lepiej. Odkad przestalam kompletnie myc twarz woda z kranu (niestety, wiecznie musze nalewac do miski mineralke i dopiero sie tak chlapac)- problem cery sie zmniejszyl. Oczywiscie czasami mam jazdy hormonalne, lub po wypiciu mleka, ale to juz nie to, co mialam po kranowce.. Tak wiec niestety. Poznanska woda to ZŁO! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Od paru tygodniu również walczę z dość wrednymi niespodziankami na twarzy. Sprawdziłam już wszystko odnośnie diety, kosmetyków, więc może faktycznie czas zrobić eksperyment i spróbować myć twarz przefiltrowaną wodą.
    Najlepiej pod tym względem mają się mieszkańcy krajów w których z kranów płynie woda pitna. Na wakacjach dzięki temu miałam świetną cerę nawet bez większego dbania o nią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, przekonałam się - na własnej skórze - że jakość wody i powietrza ma kolosalne znaczenie dla naszego organizmu. Nachodzą mnie niewesołe myśli o tym, jak wygląda nasz organizm od środka gdy go nawadniamy taką wodą i oddychamy tym powietrzem - skoro skóra jest usiana syfkami po umyciu jej...?

      Usuń
  12. Warszawa brudna, ale do teatru to się chodzi? :P Na czym byliście?
    A tak serio to aż sama myślę, czy nie myć sobie twarzy taką wodą... Woda 5l z Tesco droga nie jest...

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, jaki zapyziały? Jaki zapyziały? Wypraszam sobie, Lublin pięknie dziś wygląda w śniegowym puchu i słońcu. ;P

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie, dlaczego uważasz, że jest zapyziały? :P u nas też z wodą jest różnie, zależy to nawet od tego, w jakiej dzielnicy mieszkasz. u mnie akurat z wodą jest całkiem ok, tak mi się wydaje.

      Usuń
  14. Mnie wrocławska woda niestety nie służy. Na ramionach pełno krostek, których przed wyjazdem na studnia nie miałam. To samo z plecami.
    Nie widzę sposobu by wyeliminować wodę z kranu z codziennej pielęgnacji. Bo jak brać prysznic z użyciem przegotowanej lub mineralnej wody? W akademiku wanien niestety nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  15. Po krakowskiej wodzie moja skóra była straszna, warszawską zniosła nieźle, ale były drobne problemy, częstochowska przesuszała, a moja wiejsko-śląsko-głębinowa jest najlepsza :) Woda wodzie nierówna :/

    OdpowiedzUsuń
  16. Przez pół roku mieszkałam w Londynie i dopiero tam przestały mi wyskakiwać pryszcze (co dziwne, bo woda wcale tam do dobrych nie należy). I taki stan utrzymuje się do dziś, obojętnie gdzie jestem - w Krakowie, w Poznaniu czy na wsi. Nie wiem, czy to na pewno od wody, być może też dlatego, że po prostu nie miałam czasu gmerać przy cerze i jej maltretować dziabaniem/wyciskaniem :) A moja pielęgnacja ograniczała się do żelu do mycia buzi Garniera i kremu Nivea Soft :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Piszę troche późno względem daty dodania notki, ale chciałam napisać właśnie o różnicy w wodzie w różnych miastach.
    Otóż, każde miasto czerpie wodę z innej stacji uzdatniania wody. Ja mieszkam w Wodzisławiu Śl. (między Rybnikiem a Jastrzębiem) i moje miasto dostaje wodę z Goczałkowic. Nie jest to jakoś wybitnie daleko, godzinka drogi. Tak więc woda ma mało czasu, by się zanieczyścić. Gorzej mają jakieś dalsze miasta, które również z tej stacji czerpią wodę - ona ma już więcej czasu, by się zanieczyścić więc jakoś wody jest do d...
    Radzę sprawdzić skąd Kraków czerpie wodę. Bo jeśli stacja jest daleko od miasta no to.. choć tak na prawdę rurociągi też robią swoje. Mała dziurka w rurze a woda jest masakryczna..
    [Nie sądziłam, że kiedyś wiedza szkolna (technikum ochrony środowiska) mi się przyda..]

    OdpowiedzUsuń
  18. na codzien mieszkam w Zamościu ( woj.lubelskie) tutaj woda tez jest okropna.. Ale jeżdżac do brata do Wrocławia gdzie mają system wody z zamontowanymi filtrami ( dom jednorodzinny) moja cera wyglada wtedy pieknie a wlosy !! To zupełnie inne wlosy , miękkie , puszyste , oczyszczone i jakby dotlenione.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger