Arsenic w kuchni: pasztet z soczewicy
Pamiętacie mój post pt. "Jak ugryźć soczewicę"? (KLIK)
W jednym z komentarzy przypomnieliście mi o pasztecie z soczewicy, którego już dawno, dawno nie robiłam. Przypomniałam sobie jego smak, zapach i postanowiłam go zrobić.
Odsyłam Was do tamtego postu na temat soczewicy, w którym pisałam nieco na temat jej właściwości odżywczych, zawartości mikroelementów i sposobu przyrządzania metodą na lenia.
Przygotowanie takiego pasztetu wymaga trochę więcej pracy, ale w gruncie rzeczy... nie jest to nic ponad siły żadnej z Was.
Składniki dobierzcie sobie do wielkości swojej bryftanny bądź keksówki - ja "niestety" miałam do dyspozycji jedynie wielką, prostokątną blachę na ciasto, więc i składników potrzebowałam więcej.
Można przygotować pasztet tylko z jednego rodzaju soczewicy, jednak lepiej się on "sklei" jeśli użyjemy zielonej i czerwonej.
Składniki na pasztet z soczewicy:
- 400 gram czerwonej soczewicy
- 200 gram zielonej soczewicy
- 1 szklanka otrębów pszennych
- pół szklanki siemienia lnianego
- 4 jajka
- 2 duże marchwie
- 2 duże cebule
- łyżka przecieru pomidorowego
- olej
- curry, sól, pieprz
- dowolne zioła do smaku
- garść płatków owsianych "górskich"
Soczewicę gotuję przez 20-25 minut pod przykryciem aż się zrobi kompletna ciapa. Soczewica jest fajna do robienia ciapy - nie trzeba nic ugniatać, robi się samo.
Gdy się już rozgotuje, nie odlewam wody, lecz dodaję otręby i siemię lniane do jeszcze gorącej papki, mieszam i przykrywam przykrywką aby "paproszki" nasiąkły. Otręby wraz z siemieniem "wypiją" resztkę wilgoci, a dodatkowo siemię lniane pod wpływem temperatury i wilgoci wytworzy śluz, czy też galaretkę, która jeszcze lepiej sklei pasztet.
Odstawiam miskę na bok, a w międzyczasie zabieram się za resztę dodatków.
Cebule kroję w kostkę i podsmażam na patelni na złoty kolor, pod koniec smażenia dodaję moje ulubione przyprawy - curry, pieprz, odrobinę oregano i ostrej papryki.
Gdy wszystko się ładnie połączy i uwolni zapachy, dodaję starte na grubej tarce dwie marchewy i duszę wszystko pod przykryciem jeszcze przez ok. 10-15 minut, aż będzie bardzo miękkie.
W trakcie duszenia trzeba marchewkę podlewać, żeby nie była sucha. Ja podlewałam przecierem pomidorowym rozrobionym z wodą.
Żałuję, że nie miałam akurat świeżych ziół, na pewno świetnie by się zgrała kolendra, lubczyk, a ostatecznie nawet zielona pietruszka.
Marchewkę z cebulą przekładam do miski z soczewicą, która w międzyczasie już wraz z siemieniem lnianym stworzyła całkiem zbitą masę. Odstawiam, czekam aż wystygnie i idę w tym czasie pociąć w counter strike, albo coś równie kreatywnego.
Gdy masa wystygnie, próbuję czy jest pyszne, czy zaledwie dobre i ewentualnie dodaję soli do smaku, czy czego jej tam brakuje.
Gdy już jest pyszne, wbijam cztery jajka (bez skorupki!) i wszystko ląduje w formie wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch posypuję płatkami owsianymi.
Mój pasztet piekłam w temp. 200 stopni Celsjusza przez ok. 45-55 minut. Po tym czasie wyjmuję i wszyscy mdleją z rozkoszy. Gdy wystygnie jest gotowy do jedzenia.
Pasztet z soczewicy polecam nie tylko wegetarianom, czy osobom na diecie ale głównie smakoszom. Można go przyrządzić na wiele sposobów, np. dodając pieczarki czy paprykę, albo ser feta - jeśli lubicie - pokrojony w grubą kostkę.
Można też, co planuję zrobić następnym razem, wlać do formy połowę masy, na nią ułożyć plastry żółtego sera, a na żółty ser wylać resztę soczewicy. Pomysłów jest tyle, ile może udźwignąć Wasza wyobraźnia :)
Czy muszę mówić, że jest pyszny?
Smacznego!
Arsenic