Moja trzoda. Uwaga, kociary!

Trochę mnie już poznaliście i wiecie, że nagrywam swoje "gadane" filmiki na tle akwarium.

Mamy je od 7 miesięcy i nie bardzo wiemy czy dobrze robimy naszym rybkom, ale póki co mają się dobrze, więc nie eksperymentujemy ;)
Nie znamy się na akwarystyce kompletnie.

Oprócz tego mój mężczyzna ma dwa psy w swoim rodzinnym domu, które też już widzieliście na filmie, choćby TUTAJ.
Bernardynka zwie się Tora, a ten mniejszy głupol to Gabor.

A ja, tak naprawdę, jestem przecież kociarą!



Od urodzenia są przy mnie jakieś koty. Było ich już tyle, że chcąc choćby wspomnieć parę słów o nich, wyszłaby epopeja...
Teraz nie mam warunków na to, aby posiadać kotka, bo chcę żeby był szczęśliwy i nie mieszkał w ograniczonej przestrzeni, tylko mógł sobie chodzić po okolicy sam, kiedy zechce.

Na czwartym piętrze w centrum Krakowa jest to niestety niemożliwe. W dodatku oboje pracujemy i wracamy dość późno, a weekendy zwykle spędzamy poza miastem.

Mam już sąsiada, który trzyma jakiegoś biednego psa w mieszkaniu. W wolne dni serce mi się kraje, bo słyszę jak ten biedak wyje przez cały bity dzień.
Niestety, nie wiem dokładnie, które jest to mieszkanie, bowiem zgłosiłabym idiotę do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.


Mam za to w moim rodzinnym domu dwa koty - Miśka i Mariankę.
Oba przywędrowały do nas z ulicy i zaaklimatyzowały się prędko.

Miśka wzięłam do domu któregoś zimowego wieczoru. Miauczał tak głośno i przejmująco, że słychać go było na całym osiedlu. Od razu było widać, że to nie jest dziki kot, lecz domowy pieszczoch, którego jakiś ćwierćinteligent wyrzucił z domu.
Sam podszedł do mnie, prawie mi sam wlazł na ręce i poszedł za mną prosto do domu, a tam prosto do miski z jedzeniem. A potem spać.
No i tak już zostało - jedzenie i spanie na zmianę.


Misiek, jak się okazało, jest kastratem, czyli moje domysły się potwierdziły.
Prawdopodobnie jakieś dziecko dostało "pieszczoszka" w prezencie, gdy był jeszcze kociakiem, a potem, gdy podrósł i po kastracji zrobił się ospały i leniwy, a dziecko się nim znudziło - został wyproszony z domu.

Nie poradziłby sobie na wolności, bo niestety to jest właśnie Misiek, taka trochę cipka.
Jak ma upolować muchę, to najpierw sprawdza przez pół dnia, czy nie dałoby się jej zabić wzrokiem.
A gdy się przekona, że jednak nie - przewraca się na drugi boczek, aby ten problem już go nie stresował :)


Misiek jest bardzo eleganckim kotem. Bardzo dba o swoje futerko i nie znosi gdy jakiś kołtunek gdzieś mu odstaje.
Sam przychodzi i oznajmia, że to czas na wyczesywanie sierści, co jest prawdziwym, codziennym jego rytuałem. Człowiek jest ciągnięty do łazienki, tam leży jego prywatny grzebyk i człowiek ma tym grzebykiem Miśka wyczesać.

Nie wiem, skąd mu się bierze tyle tej sierści zresztą, bo z tej ilości, którą już z niego wyczesałam, można pleść dywaniki, a jest to przecież zwykły dachowiec krótkowłosy.

Misiek ma też swój wieczorny rytuał. Obchodzi całe mieszkanie i każdemu człowiekowi z osobna mówi "dobranoc" dając się chwilę każdemu pogłaskać i poprzytulać.
A potem idzie spać na swoje ulubione miejsce na pralce, przy kaloryferze.


Z tym kaloryferem to też jest historia.
Zimą grzeją tak mocno, że są dosłownie gorące. Nie wiem jak to Wam zobrazować - ja nie jestem w stanie dotknąć tych rurek, bo mnie parzy.
Miśkowi to nie przeszkadza, potrafi przespać smacznie cały dzień z głową pomiędzy tymi gorącymi rurkami.

Nie rozumiem tego, ale skoro mu się tak podoba, to niech mu będzie. Chyba wie, co robi.

 Drugi mój kot zwie się Marianka, jest rudawa na brzuszku, szybka, złośliwa, nie daje się głaskać każdemu i chyba czasem zamęcza Miśka, ceniącego spokój i gorący kaloryfer.

Marianka jest jak żywe srebro, mogłaby cały dzień hasać, a potem w nocy brykać jeszcze więcej.

Znalazła ją moja ciocia na ulicy, gdy Marianka była jeszcze nastroszonym kociakiem pełnym pcheł, który uwieeeelbiał być głaskany po brzuszku.



Rozwalała się na kolanach, każda kończyna w inną stronę tak aby brzuch tworzył jak największą powierzchnię do głaskania i można ją było głaskać godzinami. 

Mama Marianki chyba nie przeżyła mrozów i głodu na ulicy, i tak ją znalazła moja ciocia.

Ponieważ sama miała już w domu niekastrowanego kocura, oddała ją nam. 
Marianka jest kocią wariatką, która wiecznie na coś poluje, choć czasem ma chwile zadumy, przychodzi się poprzytulać i pomruczeć.
Wydaje mi się, że od Miśka nauczyła się bardzo wiele - od czyszczenia futerka po zachowanie "przy stole".
I choć początkowo oba koty syczały na siebie, a Misiek był strasznie zestresowany i chował się przed nią po kątach, teraz się uwielbiają i wszędzie chodzą razem. 

Uwielbiam koty i to, że każdy ma kompletnie inny charakter, i ich niezależność.
Gdy przychodzą się poprzytulać to dlatego, że mają na to ochotę, a nie dla przysmaku. Są też bardzo wierne wobec swoich ludzkich przyjaciół, miałam kiedyś kotkę, która bardzo za mną tęskniła gdy wyjeżdżałam.
Po moim powrocie od razu wskakiwała mi na ręce i lizała po nosie - nie wiem czemu akurat po nim, ale im dłużej mnie nie było, tym intensywniej i zamaszyściej mi potem ten biedny nos lizała, cała rozmruczana. 

Koty doskonale też wiedzą, jaki mamy nastrój i potrafią przyjść pocieszyć, gdy jest źle.
Podobno potrafią też leczyć - nie wiem czy to prawda, ale ich mruczenie zawsze mnie uspokajało. A spokój to przecież podstawia zdrowia.


Kociary i miłośniczki innych zwierząt - pochwalcie się swoimi pupilami, bardzo bym je chciała zobaczyć! :)










Do następnego, miłego dnia!
Arsenic

10 komentarzy:

  1. jakie cudeńka :)
    ja kociarą zostałam ponad rok temu, ale teraz jestem wkręcona do granic możliwości. Kocham koty, w domu mam jednego i gdyby nie jego stan zdrowia, zdecydowalibyśmy się z Lubym na kolejnego. W pracy też mamy kilka kociaków, tych "swoich" i dzikich, które na szczęście szybko się oswajają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahaaaaaaaaa :) "taka trochę cipka" mnie ubawiła do łez :) no jak możesz tak o dostojnym kocięciu powiedzieć :) wstyd ;P
    Trzodę masz boską :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misio się nie obraża, on wie że ja w pełni akceptuję jego jestestwo, jakie by nie było.
      A miałam kiedyś kotkę, która miała fochy straszne. Nie można było złego słowa na nią powiedzieć, bo nosek do góry, ogon do góry i na sztywnych łapach wychodziła ostentacyjnie z pomieszczenia. Czasem kilka dni trwało zanim hrabina się łaskawie uśmiechnęła znów.

      Usuń
  3. Kotów ci u mnie dostatek :) Trzy. Dużo by pisać. Jestem 100 % kociarą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie też mam trzy, jeśli uwzględnić moją biedną głowę ;P hehe

      Usuń
  4. u mnie tylko jeden kot psot, za to jaki - 10 kg żywej wagi!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham koty, mam ich...8! 3 rude, 2 czarno-rudo-białe i jedną czarną kotkę z białym krawatem:) Mogłabym je cały dzień tulić;) Serce mi pęka, bo TŻ jest alergikiem, więc kiedy zamieszkamy razem to o kocie mogę tylko pomarzyć, bo mi się chłop zasmarka i zakicha na śmierć;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju jakie słodziutkie! ja osobiście mam jednego rudzielca, pieszczoch jak nie wiem! :)
    kocham koty i mogłabym mieć ich cały dom :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój kiziu przyszedł do nas zeszłej zimy. W sumie to poprzedni kotek go przyprowadzil. ( poprzednika autto przejechało) kocurek ma coś około 10 lat i z tego co wiem kilkakrotnie już mu dziękowano za gościne :( nie mam pojęcia dlaczego! Jest miły, czysty same ach och ech :) Kiziu przeszedł swoje i jest jeszcze troche nieufny ale my to rozumiemy i u nas już zostanie :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger