Szampon bez SLS i silikonów z Kolorówka.com
To nie ja jestem nawiedzona, tylko w Krakowie-Mordorze jest nawiedzona woda i powietrze,
"dzięki" którym moja skóra w pewnym momencie nie miała już siły się bronić.
Najgorzej było to widać na twarzy, ale i na skórze głowy, która była podrażniona, swędziała, pojawiły się na niej jakieś strupki wręcz. Bo o ile twarz mogę i myję wodą mineralną, tak kurde nie stać mnie na kąpanie się w niej - w związku z czym włosy muszę myć w tym jarzącym się radioaktywnie koszmarku lecącym z kranu.
Gdy kilka miesięcy temu włosy dodatkowo zaczęły mi wypadać na potęgę, postanowiłam rozejrzeć się za szamponem nie mającym w składzie siarczanów sodu, które szkodziły mi najmocniej.
Mówię tu nie tylko o popularnych SLS, które fantastycznie nadają się do mycia otłuszczonej kuchenki wraz z zatwardziałym tłuszczem w piekarniku, ale i o tych wszystkich związkach mających nazwy brzmiące nieco bardziej naturalnie, a w istocie będącymi równie silnymi i drażniącymi detergentami jak SLS:
- Sodium Lauryl Sulfate = SLS
- Sodium Laureth Sulfate = SLES
- Ammonium Lauryl Sulfate
- Sodium Myreth Sulfate
- Laurylosiarczany sodu
- Sodium dodecyl sulfate
- Sodium monododecyl sulfate
- Sodium lauryl sulfate
- Sodium monolauryl sulfate
- Sodium dodecanesulfate
- Sodium coco-sulfate
- dodecyl alcohol
- hydrogen sulfate
- sodium salt
- n-dodecyl sulfate sodium
- Sulfuric acid monododecyl ester sodium salt
W straszliwej większości przypadków jest to jeden i ten sam związek, o tym samym numerze CAS (więcej o numerach CAS tutaj: KLIK).
Producenci po prostu mają nas za takie kury - często słusznie - nie wnikające głębiej w składy swoich kosmetyków. Przyznam, że z powodu moich problemów skórnych przebyłam intensywny kurs nauki nazewnictwa INCI i choć przedtem wiedziałam sporo, teraz mam wytrzeszcz i ochotę kupić broń.
Bardziej od robienia kosmetyków z siarczanami sodu w składzie wkurza mnie bowiem ta śliska nieszczerość, jaką producenci u samych siebie nazywają "słuchaniem potrzeb konsumentek". Ostatnio jeden z producentów kosmetyków rzekomo naturalnych zrobił taką akcję - ogłosił całemu światu, iż pod wpływem naszych opinii zmienili skład na przyjaźniejszy i naturalniejszy.
Patrzę więc ci ja w ten nowy skład, a tam... zmieniły się nazwy tych samych związków, psia mać!
O ile więc skusiłabym się na takie kosmetyki w innych warunkach (inna woda, inne powietrze, skóra podleczona), albo na inne kosmetyki tego producenta - nie zrobię tego ze względu na ich niehonorowe, nieszczere i nieuczciwe podejście do sprawy.
Tyle mojego uzewnętrznienia i bulwersu - musiałam. Od dziś istnienie tej firmy i działających w podobnym do niej stylu będę pomijała cierpliwym, stanowczym milczeniem.
Na moim blogu mówię bowiem li tylko o zjawiskach pozytywnych.
Szukając szamponu idealnego, no... powiedzmy przynajmniej niezbyt szkodzącego, przerobiłam ich dosłownie dziesiątki na przestrzeni ostatnich miesięcy. Niektórych nie wykończyłam i mam je do dziś, bo walka była nierówna - to one wykończyłyby mnie.
Używam ich do mycia naczyń, czyszczenia szczotek do włosów, do mycia okien, blatów, klawiatur... Fajnie też czyszczą gumowe części trampek czy klapki basenowe. Polecam. Ale na głowę tego sobie nie kładźcie.
Wśród nich był także szampon Babydream z Rossmanna i nie był zły jak na tani detergent, ale ma w składzie substancje filmotwórcze, czyli działające podobnie do silikonów - a to też chciałam przy okazji wyeliminować ze swojej pielęnacji włosów. Czas najwyższy zadbać o ich odżywienie i nawilżenie, a nie tylko zakrywać problem...
Po kilku nieporozumieniach szamponowych zdecydowałam się wreszcie pod wpływem filmu Megi na spróbowanie żelu Facelle. O swoich wrażeniach napisałam więcej tutaj: KLIK! Nie będę się więc powtarzać, bo już teraz ten post robi się rozwlekły. Zajrzyjcie tam, zanalizowałam jego skład i napisałam co nieco ze swoich przemyśleń na jego temat.
Facelle też nie był zły, i też ma w składzie środek filmotwórczy. Sorry gregory.
Postanowiłam więc spróbować szamponu z Kolorówki:
Skład ma bardzo prosty, ale przy okazji silnie odżywiający i nawilżający włosy, nie jest więc jedynie detergentem, ale przy okazji robi dobrze skórze głowy :)
Skład INCI:
- Aqua - Woda deminealizowana jakości farmaceutycznej spełniająca warunki określone w Farmakopei Polskiej VI (2002) dla wody oczyszczonej oraz w PN-EN ISO 3696:1999 (Stopień czystości 3 - nie stosować do zastrzyków)
- Lauryl Glucoside - Glukozyd laurylowy to podstawowy środek powierzchniowo czynny, należący do najdelikatniejszych, niejonowych tenzydów. W pełni naturalny, zgodny z ekologicznymi normami, zaaprobowany przez BDIH do stosowania w kosmetykach ekologicznych. Bardzo dobrze tolerowany przez skórę oraz błony śluzowe. Przeznaczony jest do produkcji środków pielęgnujących skórę dzieci.
- Caprylyl / Capryl Glucoside - Glukozyd kaprylowo kaprynowy to środek powierzchniowo czynny należący do najnowocześniejszej klasy niejonowych tenzydów, delikatnych i skutecznych. Stosowany jako drugi surfaktant. W pełni naturalny, zgodny z ekologicznymi normami, polecany do stosowania w kosmetykach ekologicznych. Bardzo dobrze tolerowany przez skórę oraz błony śluzowe. Przeznaczony jest do produkcji środków pielęgnujących skórę dzieci.
- Hydrolyzed Keratin - Hydrolizat keratyny zawiera aminokwasy, oligopeptydy i białka budujące strukturę włosów. Nadaje im zdrowy wygląd, przywraca połysk, utrzymuje nawilżenie. Składniki hydrolizatu wnikają w strukturę włosa, wbudowują się w uszkodzone miejsca osłonek włosów - dzięki temu zwiększają ich sprężystość i objętość. Na powierzchni włosów surowiec ten wytwarza koloidy o działaniu ochronnym - zabezpiecza przed szkodliwym działaniem farb do włosów czy produktów do trwałej ondulacji.
- Aloe vera - Wyciąg z aloesu zatężony 10-krotnie nawilża, uelastycznia i wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu a także likwiduje łupież.
- Coco Glucoside - RE - FAT środek kondycjonujący - pozostawia na skórze delikatną warstwę lipidową, zabezpiecza przed nadmiernym przesuszeniem w wyniku działania detergentów. Surowiec jest dopuszczony przez BDIH do stosowania w kosmetykach ekologicznych. Ułatwia rozczesywanie włosów, nawilża je, zmiękcza.
- Glyceryl Oleate - RE - FAT środek kondycjonujący - pozostawia na skórze delikatną warstwę lipidową, zabezpiecza przed nadmiernym przesuszeniem w wyniku działania detergentów. Surowiec jest dopuszczony przez BDIH do stosowania w kosmetykach ekologicznych. Ułatwia rozczesywanie włosów, nawilża je, zmiękcza.
- Xanthan Gum - Guma ksantanowa jest substancją zagęszczającą i nadającą odpowiednią konsystencję kosmetykom. Dodana w odpowiedniej ilości nie powoduje odczucia lepkości.
- Citric Acid - Kwas cytrynowy został zastosowany jako naturalny regulator pH szamponu.
- Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin - FEOG jest konserwantem nowej generacji o szerokim zakresie działania zarówno w stosunku do bakterii (grammadodatnich i grammaujemnych) jaki i drożdży czy grzybów. Żaden ze składników mieszaniny FEOG nie jest tematem dyskusji ze względu na działanie uczulające, rakotwórcze, tworzenie nitrozoamin, efekt estrogeniczny lub androgeniczny i wywoływanie alergii.
Najbardziej mnie wzruszył ten kwas cytrynowy dodany jako regulator pH - nie jakiś zakichany triethanoloamine, nie kwas adypinowy, nie wodorotlenek potasu.
Szampon ma konsystencję przejrzystego żelu, jest bardzo gęsty. Słabo się pieni, co było wielkim zaskoczeniem dla mojego Mężczyzny, który kręcił nosem że to, że tamto. Doradziłam mu, aby sobie tak z łyżeczkę szamponu rozrobił z odrobiną wody i spienił w dłoniach zanim nawali tego na głowę, ale wiecie jak to z nimi jest. Chłopy są jakieś inne.
Do mojego szamponu dodałam kilkanaście kropli olejku eterycznego z drzewa herbacianego, bo chciałam aby zadziałał dodatkowo przeciwłupieżowo. No i dla zapachu, który uwielbiam.
Szampon zmył mi dzisiaj maskę olejowo-żółtkową z włosów, które są czyste ale nie skrzypią. Dla mnie taka skuteczność jest wystarczająca, nie potrzebuję detergentów typu Domestos Zero Kamienia aby domyć swoje włosy.
Używaliśmy go oboje przez ok. 5 tygodni i niestety pomału się już denkuje - wielka szkoda, bo uwielbiam ten szampon i nie chcę już wracać do żadnego innego.
Przede wszystkim zniknął spory problem z łupieżem, jaki miał mój Mężczyzna z powodu skóry głowy wysuszonej taką a nie inną wodą, jaką mamy w kranach. Od razu widzę, kiedy łajza sięga po inny szampon, bo prawie od razu problem powraca ;)
U mnie zmienił się charakter włosów. Stały się, no... bardziej dzikie. Nie chodzi o to, że splątane czy coś w tym stylu, ale ja przez całe życie miałam włosy bardzo śliskie, nie dało się zapleść warkocza, bo sam się rozplatał. Pozostawały też zawsze niewzruszone na próby kręcenia ich lokówką - loki rozprostowywały się już w trakcie kręcenia ;)
Z czasem robiły się coraz cieńsze, końcówki zamieniają się w piórka, włosy nie są już tak śliskie...
A teraz jakby je cholera trafiła, są ciężkie i grubsze. Zrobiły się niepokorne - nie są tak gładkie i ulizane jak zawsze były i kurde! Odpowiada mi to! Jest ich wyraźnie więcej i układają się nadal jak chcą, ale teraz lepiej im to wychodzi ;)
Widzę różnicę po odstawieniu silikonów i teraz pojmuję na czym dokładnie to polega. To była dobra decyzja.
Końcówki nadal zabezpieczam olejami - zmaltretowałam wreszcie kokosowy i teraz na tapetę idzie arganowy. Dam znać, który bardziej mi przypada do gustu :)
A póki co - trzymajcie się ciepło!
Arsenic