Serum z gwoździa
Znacie przepis na zupę z gwoździa? ;) Inaczej zwana studencką, ma dwie odmiany. Pierwsza polega na postawieniu garnka z wodą na ogniu i wizycie u sąsiadki w celu pożyczenia gwoździa i przy okazji składników do zupy - stąd nazwa "zupa z gwoździa".
Druga odmiana, którą często sama praktykuję to wersja wzięta rodem z restauracji i barów polegająca na zrobieniu zupy bądź gulaszu z tego, co jest :)
Tajemnicą sukcesu jest umiejętność opanowania mieszadełka w tak małej zlewce przy jednoczesnej próbie fotografowania. Nie róbcie tego, strugi serum doleciały aż do okna.
Najczęściej robi się to wyśmienite danie pod koniec tygodnia.
No, ale dość śmichów, do rzeczy.
Serum ukręciłam sobie z tego, co akurat miałam w magazynku, metodą iście lamerską i w ogóle tego nie powinniście widzieć. Ale wiem, że takie sposoby cieszą się największą popularnością i są chętniej powielane niż profesjonalne receptury.
Dodatkowo, pomysł na ten specyfik wpadł mi do głowy po zorientowaniu się, że hypoalergiczny żel borowinowy marki Sulphur, o którym pisałam Wam tutaj KLIK zmieszany na dłoni z kilkoma kroplami wybitnie tłustego serum sprawia, że wchłania się to wszystko o niebo lepiej niż stosowane solo. Ba, ten żel zmieszany z olejem nawet sprawia że twarz się w ogóle nie świeci.
Postanowiłam wykorzystać tę jego cechę i dodać go do swojej "zupy z gwoździa" razem z olejem jojoba, żelem hialuronowym i takimi tam :)
Składniki na serum z gwoździa:
- olej jojoba (tak z 5 ml, może 7 :P )
- 3 lub 7 kropli olejku z drzewa herbacianego
- 3 ml kolagenu. A może to było 2 ml?
- dużo żelu hialuronowego 2,5%, tak na oko z 5 ml
- 5-10 ml hypoalergicznego żelu borowinowego (ile wlezie do zlewki, no)
- 5 kropli FEOG
Tajemnicą sukcesu jest umiejętność opanowania mieszadełka w tak małej zlewce przy jednoczesnej próbie fotografowania. Nie róbcie tego, strugi serum doleciały aż do okna.
Gdy już opanowałam sytuację i zmieszałam wszystko ładnie, powstał mi taki lejący glut. Dalej przepis mówi, aby spróbować, czy odpowiada nam jego konsystencja, więc rozsmarowuję go na dłoni i patrzę jak się zachowuje.
Mój glut wchłonął się błyskawicznie nie zostawiając powłoczki - co przy tej ilości oleju jest dla mnie czymś z pogranicza czarów. Ale to dobrze, dolewam więc sobie solidnie oleju jojoba - nie wiem ile, tyle ile się zmieści w zlewce, i mieszam znów mieszadełkiem z triumfem podziwiając swój nabyty spryt umiejętnego wykorzystania kciuków przeciwstawnych, dzięki czemu serum nie bryzgnęło mi po oczach, lecz pozostało w zlewce.
Dziewczyny, wiele z nas w ten sam sposób gotuje w kuchni. Tak naprawdę prawie nikt nie trzyma się ściśle przepisów - wiedząc do jakiego mniej więcej efektu dążymy robiąc zupę ogórkową, potrafimy ją zrobić "na czuja" sprawdzając smak i wygląd. I tak samo w istocie robi się kosmetyki naturalne na własny użytek, tym bardziej jeśli nie zawierają skomplikowanych składników jak np. kwasy PHA wymagające stabilizowania aby nie doszło do hydrolizy.
Są dwie zasady, których trzeba się trzymać: konserwowanie i sprawdzanie pH. To wszystko.
W moim przypadku, mimo że użyłam żelu borowinowego, który sam w sobie był konserwowany, mimo wszystko dodaję swój konserwant do gotowego produktu, bo żel był tylko jednym z wielu dodanych składników, wśród których był też i kolagen, surowiec białkowy, który w bardzo łatwy sposób ulega zakażeniom wtórnym.
Co do sprawdzania pH, małpa też to umie zrobić (też ma przeciwstawne kciuki) - a całość jest szczegółowo opisana TUTAJ.
Glutek będzie mi służył jako serum pod krem zarówno na dzień jak i na wieczór. Do tej pory stosowałam żel borowinowy zmieszany z innym serum, które już mi się skończyło - mieszałam je na dłoni. Ułatwiłam więc sobie sprawę mieszając z żelem co fajniejsze składniki, dzięki czemu codzienna pielęgnacja nieco się skróci.
Działanie glutka? Przeciwbakteryjne, wygładzające, intensywnie nawilżające i natłuszczające, wymiatające wolne rodniki i wspomagające procesy syntezy kolagenu w skórze. Dodatkowo, przyspiesza regenerację komórek skóry i działa przeciwzapalnie. Cud, miód i orzeszki.
Miłego dnia!
Arsenic
ja teraz nie na temat:) - widzialam tam w pasku slowo yerba- kiedys slyszalam wywiad o tym ze jest lepsza od kawy i zdrowsza powiedz mi pilas juz taka yerbe jak ja sie przyrzadza.
OdpowiedzUsuń... o serum ja wole gotowce chocby z wygody i wlasnie koncze jedne z Loreala, sama nie lubie bawic sie alchemicznie juz dosc ze 4 lata studiow z chemia przezylam i mowie passs:) podziwiam Cie
Nad bannerkiem z rabatem na yerbę, tuż pod menu głównym jest wyszukiwarka. Po wpisaniu tam słowa "yerba" i kliknięciu "wyszukaj" odnajdzie Ci na tym blogu ten oto post: http://arsenicmakeup.blogspot.com/2013/01/yerba-amigos.html
Usuń:)
Zupa z gwoździa, pierwsze słyszę to określenie :D Fakt faktem gotuje się czasem na podobnej zasadzie czyli "potrawka z tego za akurat jest jeszcze w lodówce" ale nie próbowałam tego z kosmetykami, ciekawy pomysł :D
OdpowiedzUsuńPrzy następnych zakupach w DOZ dodam sobie ten żel borowinowy do koszyka, w dozie kosztuje tylko 13 zł a jak widać właściwości przeboskie :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie on jest polecany na ciało, ale przecież nie byłabym sobą... ;) Twarz może lekko ściągać, jeśli się go stosuje solo, dlatego zawsze polecam go najpierw wymieszać z odrobiną jakiegoś kremu czy serum - rewelacja. A na ciało mieszam go z odrobiną oliwki, lepiej się to wszystko wchłania.
UsuńPodobnie jak ja ;) więc cieszę się, że jesteśmy sobą :D
Usuńaaaa, u nas się nie mówi zupa na gwoździu tylko zupa na winie...
wrzucasz do gara co Ci się nawinie ;)
Znam, znam ;D Ale krem na winie już był :P
Usuńhahah u mnie na kujawach (choc obecnie mieszkam na Dolnym Sląsku) z kolei mówiło się "zupa z trupa i z siekanych glist" :) no cóz, zawsze się człowiek podszkoli leksykalnie:)
UsuńJa tam często gotuję na winie. Czyli otwieram lodówkę i wrzucam do gara co się nawinie:)
OdpowiedzUsuńWiem jednak, że krem na winie ukręciłaś, więc ten gwóźdź może bezpieczniej tu brzmi.
A swoją drogą podziwiam Cię za te eksperymenty!!!
A Johnniego Walkera ile? :p
OdpowiedzUsuńHa! Na obie nóżki ;)
UsuńŻartuję, nadal nie wróciłam do alkoholu, butelka jak stała rok temu tak stoi nadal... ech, emeryturo, emeryturo ;P
no ten żel to jakieś cudo, muszę go zakupić
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam nagłówek i aż postukałam się w czoło... czego to kobiety nie zrobią :D Oczywiście myślałam, że zanurzysz gwoździa w jakimś roztworze i tym podobne :D
OdpowiedzUsuńAle nie powiem, ciekawy przepis na ciekawe serum :)
haha
UsuńNo powiem Ci, że mało jest takich rzeczy w kosmetyczno-blogerskim światku, które są już w stanie mnie zdziwić, nawet ekstrakt z gwoździa przyjęłabym ze stoickim spokojem :P