Hmmm... joga?



Ja nie jestem zbyt mocno nawiedzona w kwestii noszenia spodni sindbadek czy indyjskich ozdób aby podkreślić fakt bycia wegetarianką i fanką jogi. Fajne to i kolorowe, przyjemne dla oka, ale zwykle przecież i tak kończy się na tym, że rano, wydłubawszy śpiochy, ćwiczę w dresie z wypchanymi kolanami i spranej koszulce z nazwą blackmetalowego zespołu, której nikt nie potrafi odczytać.


Do napisania tego posta natchnęło mnie kilka spraw - główną było spotkanie krakowskich blogerek, które odbyło się w Meli Melo na ul. Krowoderskiej 68 w Krakowie
Na co dzień miejsce to jest przybytkiem wygibasów różniastych, w tym także jogi i pilatesu, których wielką fanką jestem.



Chciałam Wam też przy okazji opowiedzieć o moim sposobie na zachowanie sprawności jako takiej, bo a nuż komuś takie podejście wyda się również bliskie i zmotywuje go do porannego robienia z siebie pajaca w zaciszu domu, gdy patrzą na to tylko rybki (jeśli masz rybki).

Chcę Wam też opowiedzieć o pewnym panu, sąsiedzie z naprzeciwka, który - gdyby mu codziennie robić zdjęcie - byłby świetnym, animowanym gifem. Codziennie bowiem wychodzi rano, ok. 7 na trawnik przed blokiem i ćwiczy. Proste rzeczy - skłony, pajacyki, pompki, rozciąganie, takie tam. Ale ćwiczy codziennie, przez 365 dni w roku i nieważne czy jest śnieg, czy błoto, czy kupy na trawniku, czy sąsiadki z papilotami w oknach.

Człowiek jest niezłomny jak Rambo, ale co znamienne - on nie ćwiczy trudnych rzeczy, naprawdę nic zaawansowanego. Jego siła tkwi wyłącznie w piekielnej systematyczności.

Swego czasu wykupiliśmy sobie z Mężczyzną karty Multisport i szaleliśmy jak dzieci bujając się po klubach, siłowniach i pływalniach. Nawet chyba zaliczyliśmy dwie lekcje kursu tańca, ale, mówiąc oględnie, trzymanie ramy przez godzinę w obskurnej sali gimnastycznej przy świetle jarzeniówek po 9 godzinach w pracy to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.

http://www.yoga.krakow.pl


Któregoś dnia trafiliśmy do Sivananda Yoga na ul. ul.Friedleina 20/6 w Krakowie. Pamiętam do dziś, jak wspinając się po wąskich schodach w kamienicy komentowaliśmy, że kadzidełka czuć coraz mocniej, więc to nie może być daleko.
Polecam to miejsce. Panuje tam atmosfera spokoju i przyjaźni, jest czysto i przyjemnie. Kadzidełka dają czadu, ale nawet jak ktoś nie lubi to i tak przywyknie po pewnym czasie.

http://www.miastokobiet.pl/warsztaty-rozwoju-osobistego

Niektóre zajęcia jogi prowadzi tam pani Apolonia Rdzanek, osoba niezwykła. Bije od niej taki spokój, że samą swoją obecnością koi nerwy. 

Po pierwszych i każdych kolejnych zajęciach jogi, na których tam byłam wychodziłam tak zrelaksowana i spokojna, jakby mi ktoś zrobił porządny masaż umysłu.

W przeciwieństwie do wszelkich modnych, "lajfstajlowych" miejsc, w których ćwiczy się jogę, tam kładą bardzo duży nacisk na ćwiczenia oddechowe, czyli pranayama.

Pranayama, praktyki oddechowe, uczą świadomego wykorzystania prany – siły życiowej. Dzięki temu mogą stać się przydatnym sposobem na radzenie sobie ze stresem, kryzysami emocjonalnymi, zmęczeniem i wieloma dolegliwościami dręczącymi współczesnego człowieka. Podobnie jak asany, praktyki oddechowe rozwijają koncentrację, wpływają na poprawę zdolności intelektualnych.

I tak zaczęła się moja przygoda z jogą. Ćwiczę do dziś, ale już w domu, i niestety muszę przyznać, że to nie to samo. Nie potrafię się sama tak zrelaksować jak w Centrum jogi, ale może też i nie zabiegam o to zbytnio?

Ćwiczę zwykle rano. Jest to, po umyciu twarzy i zębów oraz wypiciu szklanki wody, pierwsza moja czynność każdego dnia. Nie wychodzę wprawdzie na trawnik przed blokiem, ale trudno. Nie będę najwyżej niczyim Rambo.

Co ćwiczę? Zawsze zaczynam od Powitania Słońca. Jest to podstawowe ćwiczenie, dość proste aby mógł je wykonać każdy, najbardziej zaawansowany "kanapowiec".


W tym filmie zostało to wszystko bardzo dokładnie wytłumaczone:



Ale zwykle, na co dzień te ćwiczenia są oczywiście znacznie płynniejsze i wykonuje się je o wiele szybciej, mniej więcej tak jak robi to ten pan:




Więcej i dokładniejsze informacje na temat tego konkretnego ćwiczenia znajdziecie tutaj: KLIK!

Ćwiczenie tylko pozornie jest dziecinnie łatwe. Zwykle pierwsze dwa powtórzenia dają mi w kość, bo rozgrzewają i rozruszają w ogóle zastałe mięśnie i stawy. Kolejne 6-8 powtórzeń robię już płynnie, nie stękając (zbyt głośno).
Powtórzenia robię zmieniając strony, czyli raz na lewą, raz na prawą nogę.

Dwa, trzy razy w tygodniu oprócz Powitania Słońca ćwiczę porządniej, aby się zmęczyć i spocić; na różne partie ciała.

Omijam ćwiczenia typu 6 Weidera, bo są po prostu jednostajne, nudne i rozwijają tylko mięśnie brzucha. Wszystko inne wisi, oklapnięte i mikre, ale sześciopak na brzuchu jest. Eeeeee... to nie dla mnie. Staram się dobierać ćwiczenia tak, żeby pracowały wszystkie mięśnie, ale też  - żeby miały czas sobie odpocząć i zregenerować gdy tego potrzebują. Oznacza to więc, że nie mam ścisłego planu ćwiczeń, nie ćwiczę z dvd. Oznacza to także, że nie cisnę treningu na siłę - jeśli czuję, że bierze mnie przeziębienie, albo zwyczajnie nie dam rady, nie zmuszam się. Robię wtedy tylko kilka-kilkanaście powtórzeń Powitania Słońca.


Mam ciągle w pamięci sąsiada z naprzeciwka. Z wyglądu każdy daje mu tak z 46-50 lat a podobno dobiega siedemdziesiątki. Skubaniec ćwiczy pajacyki codziennie, nie ciśnie hardkorowych treningów. 


Rzecz jasna, poza tymi ćwiczeniami zdarza mi się też a to wyjść z kijkami aby gdzieś połazić, a to przebiec się tak z siedem razy na czwarte i z powrotem bo gdy człowiek nie ma w głowie, to musi mieć w nogach ;) ... 

Myślę sobie, że takie podejście pozwoliło mi uniknąć momentu utraty motywacji do tego stopnia by wrócić na kanapę z miską czipsów. Zamiast wbijać sobie w głowę bzdurne, wykańczające treningi czy jakieś cele często niemożliwe do osiągnięcia, budzę się codziennie rano z myślą: "CHCĘ już wstać i poćwiczyć trochę!".
Dzięki temu, niezależnie od tego, co się dzieje, od humoru czy poziomu motywacji - de facto ćwiczę codziennie. I powiem Wam, że czuć różnicę po tych kilku wygibasach - mam więcej energii i humor lepszy.

A zresztą wiecie to, znacie te hasła z reklam. Dopóki się czegoś nie spróbuje samemu i nie zrozumie, nie poczuje na własnej skórze - to hasła pozostaną hasłami.

http://www.yoga.krakow.pl/index.php/yoga-wedlug-sivanandy.html


Ćwiczycie coś? Pozostajecie w ruchu? Jakie są Wasze ulubione ćwiczenia, o ile takie w ogóle macie? A może biegacie? Ja nie znoszę biegania - a w każdym razie nie w mieście. Chętnie biegałam po lesie, gdzie było czyste powietrze i miękkie podłoże, cisza. W mieście, na krzywych, twardych chodnikach, klucząc między ludźmi i wdychając głębiej smog nie sprawia mi to żadnej przyjemności. 

Trzymajcie się ciepło!
Arsenic

22 komentarze:

  1. Akurat joga i pilates do mnie nie przemawiają. Preferuję dynamiczniejszą aktywność bo szybko się nudzę ;). Lubię się namachać i spocić, dziś rozpoczynam stałą przygodę z siłownią i pole dance. Bardzo żałuję, że na aikido mnie w tej chwili nie stać bo brakuje mi :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem typem kanapowca. Całe życie zwolniona byłam z lekcji w-f ze względu na astmę. Teraz lekarz neurochirurg powiedział, że nie mogę uprawiać żadnych sportów, biegać, jeździć na rowerze, łyżwach, nartach, rolkach, pływać tylko z głowa pod wodą (nie umiem) i gimnastykować się tylko ostrożnie i umiarkowanie.
    W zasadzie wolno mi spacerować.
    No więc bywam na basenie, lubię łyżwy, nordic walking a kocham do obłędu jazdę na nartach. Nieważne, ze jestem leniem, śpiochem i mam awersję do zimna i lęk wysokości. Śpie po 3 godziny, wstaje o 4 rano, byle dojechać na stok:)))
    Do jogi nie mam przekonania, ćwiczenia w domu mnie nudzą. Siódme poty z uśmiechem na ustach tylko narty mi dają. Szkoda, że tylko zimą i że tak daleko mam do gór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, widziałam jak pomykasz po stoku na nartach :) Ja jestem kompletną łamagą, jeśli chodzi o narty, deskę, nawet pływanie (ognisty znak - woda to zło :P ) ale generalnie pozostaję w ruchu, który nie ogranicza się tylko do ćwiczeń.
      I co, lekarze nie zawsze wiedzą najlepiej, prawda?

      Usuń
  3. Lubię jogę, byłam kiedyś na kilku sesjach, ale niestety później samej już mi się nie chciało ćwiczyć :/
    Pan Rambo - świetny :D Zazdroszczę mu systematyczności, bo właśnie u mnie z tym bardzo krucho :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Też nie lubię biegać ;)

      Usuń
    2. Bieganie bardzo mi obciąża stawy, co szczególnie czuć na twardych chodnikach - zdecydowanie nie dla mnie. Ale nordic, czemu nie :)

      Usuń
  4. lubię, cenię...ale zdecydowanie wolę pilates:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno i drugie jest dość podobne i opiera się na kontroli oddechu i dokładnym, precyzyjnym wręcz rozciąganiu i ćwiczeniu poszczególnych partii ciała. Ktoś kiedyś do jogi dorobił niepotrzebnie filozofię i przez to może się wydawać rozrywką dla nawiedzonych, ale bez niej nie wyobrażam sobie codziennego funkcjonowania, po prostu.

      Usuń
  5. Lubie joge. Uwielbialam chodzic na hot joge - cwiczenia w sali nagrzanej do 40 stopni :) NIesety mieszkajac poza cywilizacja jestem zdana na cwiczenia w domu z dvd. Joga dwa razy w tygodniu a raz also skalpel Ewy Chodakowskiej albo rozciaganie z serii p90x.
    Nie biegam i nie wykonuje cwizen kardio bo po nich serce wyskakuje mi uszami.
    KIedys chodzilam na pilates i moze raz, dwa razy w miesiacu do niego wracam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie mogę przekonać do Chodakowskiej - krótkie, intensywne treningi zawsze jedynie pobudzają mój apetyt i powodują, że przez resztę dnia ziewam i jestem zmęczona. Mój TŻ mi podpowiada, żeby ćwiczyć wieczorem i iść spać, to się nie będzie czuło głodu :P No, kochany jest :)

      Usuń
  6. No no ten pan sąsiad to na prawdę niezły, tylko pozazdrościć samozaparcia i systematyczności. Mi tego najbardziej właśnie brakuje. Czasem się wkręcę w jakiś trening z płyty i ćwiczę dość regularnie, ale potem mi się nudzi i znowu zaczynam życie kanapowca... Do czasu aż znajdę coś ciekawego i znowu się wkręcę ;)
    hmm... Może czas to zmienić i codziennie chociaż jakieś pajacyki jak ten twój sąsiad? Tylko na pewno nie na trawniku pod moim blokiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, ja też się na trawnik pod blokiem nie piszę. Ale właśnie zauważyłam, że u mnie spadek motywacji następuje tym prędzej, im intensywniejszy trening sobie zapodam. A jogę czy proste ćwiczenia na rozgrzewkę ćwiczę codziennie od wielu lat i nic się nie zmienia.

      Usuń
  7. Chodziłam na jogę ale Pani prowadząca mówiła, żeby się uśmiechać do swojej wątroby i spuszczać skórę z czoła na plecy. Niestety skupiona i wyciszona grupa słabo reagowała na moje (tłumione, przysięgam!) wybuchy śmiechu i musiałam zrezygnować. Chętnie bym wróciła do ćwiczeń ale 'mniej gadanych' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Centrum jogi też jest trochę "gadania", ale to jest raczej uspokajające niż śmieszne czy nawiedzone. Bardzo często podczas końcowego relaksu zdarza się niektórym w grupie zdrzemnąć ;)

      Usuń
  8. Arsenic, uprawiam jogę wg Sivanandy od ciut więcej niźli roku. bez szału, bez wyścigu i w sumie nie staję jeszcze na głowie, ani nie zrobię skorpiona ale uważam, że nie ma dla mnie nic lepszego. Pies z głową w dół, koło, pług, żółw - moje ulubione asany. joga power!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na pierwszych czy drugich zajęciach już nam pokazywali jak stawać na głowie oO Bałam się połamania kręgosłupa, więc spasowałam, ale niektórzy stawali i też byli zaledwie po kilku zajęciach.

      Usuń
  9. Od kilku miesięcy ćwiczę wieczorami ok. 40 minut i też sprawia mi to wielką przyjemność. Łączę różne ćwiczenia, w tym kilka asan z jogi i część szóstki weidera. Chciałabym to robić rano ale śpioch ze mnie straszny, wolę darować sobie pindrzenie przed lustrem i pospać 15 minut dłużej. Nie wyobrażam sobie wstawać ponad pół godziny wcześniej. I kiedyś spróbowałam biegania, po jednym razie wiedziałam, że to nie dla mnie.
    Mogłabyś pogadać z tym Panem może zacznie Cię wyciągać każdego ranka z domu i nauczy sztuki Rambo ;D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę, jak nie lubisz rano to nie ma się co zmuszać. Tylko nie ćwicz zbyt późno, bo to pobudza i można mieć problemy z zaśnięciem.
      Ja rano nie cisnę zbyt intensywnie, bo potem przez cały dzień jestem zmęczona, a na trawnik pod blokiem nawet Rambo mnie nie namówi ;)

      Usuń
  10. ćwiczę codziennie, ale nie, że chcę... ale muszę :/
    mam w domu hantle, gumy, dużą piłkę, rowerek
    więc aż tak nudno nie jest, bo urozmaicam sobie
    ale ogólnie nie lubię ;( choć jak człowiek się porządnie zmęczy to i nastrój lepszy jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że jest. Może spróbuj zamienić te ćwiczenia, na coś, co lubisz? Taniec, basen, ścianka, rower, rolki... Opcji jest mnóstwo, wcale nie trzeba się katować a efekty będą konkretne.
      Pamiętam, jak byłam zdziwiona po powrocie z ubiegłorocznych wakacji, gdy się okazało, że większość ubrań na mnie wisi... a po prostu dużo spacerowaliśmy brzegiem morza :) I nawet to, że się potem obżeraliśmy ciastem z pobliskiej Biedry nie zahamowało spadku wagi ;)

      Usuń
  11. haha dzięki :)
    Wzięło się to chyba po prostu z doświadczenia połączonego z takim, a nie innym charakterem - gdy ćwiczyłam naprawdę ostro, chodziłam wiecznie zmęczona, wiecznie głodna i błyskawicznie traciłam motywację. Ćwicząc lekko, ale codziennie, "na rozruszanie" efekty będę miała może po 100 latach, ale chyba po prostu mi z tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger