Jak ubarwić dzień za piątaka? Numerek z kastanietami o charakternym lakierze


Tego dnia wysiadłam przystanek wcześniej, aby wstąpić po drodze do Kauflandu po czosnek i ocet.

Wchodzę i automatycznie skręcam w lewo, do Rossmanna znajdującego się w środku.
Jak lunatyczka przyciągana przez szafę Wibo, której obecność wyczuwam jakimś siódmym czy też dziewiątym zmysłem.

I tak oto, do tego wielkiego, czerwonego koszyka, wyprodukowanego z myślą o salcesonach, puszkach z fasolą i sześciopakach piwa, wkładam z pietyzmem jedną, jedyną buteleczkę lakieru do paznokci, o pojemności 8,5 ml -  Wibo, Express Growth nr 420.  


Wszystko jest winą Anny Marty, która wielkie mi spustoszenie uczyniła recenzją swą w mej biednej głowie. 

Jak ja serdecznie kocham i nienawidzę jednocześnie tych zachęt, tych kurde wielkich zdjęć z cierpliwie łapanymi odblaskami brokatu, tego tekstu, po którym widać iż ktoś usiadł i pomyślał, ruszył głową aby i w naszych biednych poruszyć, zakręcić...

Resztę winy zwalam na cenę (4,99) i na te błękitno-fioletowe drobinki zatopione w soczystej, pomarańczowej barwie lakieru, przywodzące na myśl szron na pomarańczach o 4 nad ranem na Sycylii.

O occie i czosnku już dawno przestałam myśleć i wracałam, biegłam do domu z pomarańczową pochodnią w garści, jak zbiegła pensjonariuszka z Abramowic.
Ciesząc się jak dziecko z trzydziestego ósmego lakieru do paznokci w kolekcji.

No i siedzimy teraz naprzeciwko siebie, Wibo, Express Growth nr 420 mi błyska błękitem, ja zezuję na jego numerek...
Parampam... pam.

Malujemy?

Chyba się bardzo polubimy z tym lakierem.
Nawet mój mężczyzna zwrócił uwagę na ładny, letni kolorek na pazurach. 

Konsystencja jest może nieco zbyt gęsta jak na mój gust, ale współpracuje nam się profesjonalnie.
Produkt nie zostawia awangardowych smug ani bąbelków na płytce paznokciowej i już po 15 minutach po pomalowaniu mogę pisać na klawiaturze bez obaw trafienia nagłym amokiem, bo nic się nie rozmazuje.
Po godzinie zapomniałabym już kompletnie o świeżym, nowym lakierze na paznokciach, gdyby jego kolor nie hipnotyzował i nie przyciągał wzroku nakazując spoglądać na niego co pięć minut.

Niestety, w buteleczce nie ma kulek, więc nie można udawać że to są kastaniety w razie gdyby jakiś hot Latino się przyplątał z zamiarem zatańczenia dla nas...

Trudno, jest jednak szansa, że zużyję ten lakier zanim ten zaschnie z braku kulek.

Krycie ma przyzwoite, na zdjęciu poniżej możecie podziwiać lekko transparentną warstwę lakieru.
Już widać jego charakterek i myślę, że fajnie by się sprawdził jako warstwa wierzchnia na jakiś inny kolor.


Natomiast tu moje zapłonione ze szczęścia pazury w pełnej krasie dwuwarstwowej lakieru. I myślę, że trzeciej już nie ma potrzeby nakładać, jest ok jak dla mnie.



Macie ten kolor? A może inne z tej kolekcji?
Powiecie mi też może dlaczego u Anny Marty ten sam kolor zwie się Candy Pastel TREND nr 412, a mój tylko New Trend nr 420? To jakieś inne serie, czy po prostu tak dla hecy zrobili? Żebyśmy się miały nad czym zastanawiać czekając aż lakier wyschnie? 

Życzę Wam wypasionego weekendu i do następnego!
Arsenic





7 komentarzy:

  1. właśnie brutalnie i boleśnie złamałam paznokcia kolorek piękny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu polecam gorącą czekoladę na pociechę ;P

      Usuń
  2. Ja niestety nie mam tego lakieru, ale jest śliczny! taki ceglasto-marchewkowy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie by wyglądał na opalonych dłoniach, bardzo przyjemny, letni kolor.

      Usuń
  3. hehe Marta najpierw wyczaiła u mnie 412 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha u Ciebie też go widziałam, więc Ty też jesteś winna temu wszystkiemu! :)

      Usuń
  4. Moja ulubiona seria lakierów. Szybko schną, świetne kolory, bardzo sympatyczne krycie. No i ta niewygórowana cena, która sprawia, że gdy tylko widzę jakiś nowy kolor to od razu kupuję (moze to jedna wada :P).

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger