Sleek i-Divine Caribbean collection: Curaçao
W kontrze do całego świata ostentacyjnie olewam najnowszy (znowu "limitowany") hicior Sleeka, mianowicie kolekcję olimpijską, w której skład weszła także paleta cieni.
Postanowiłam wreszcie trzeźwym okiem spojrzeć na MOJĄ kolekcję palet Sleek i zdecydować, czy rzeczywiście potrzebuję kolejnego zestawu cieni.
Nie potrzebuję. Ponadto "olimpijka" nie kusi kolorami jak niektóre z jej poprzedniczek, choć zestawienie bardzo jest ciekawe i oddaję mu cześć. I cześć, tyle o tej kolekcji.

Zainspirowany dynamicznymi kolorami przywodzącymi na myśl Karaiby, Sleek MakeUp wypuściło limitowaną edycję Caribbean Collection, która łączy dwa najważniejsze trendy wiosny/lata 2011: piękno lat 70 i śmiałe, wibrujące kolory by katapultować cię w atmosferę wakacji.
Próbowałam się jakoś merytorycznie przygotować do tego artykułu, aby nie powielać Wam informacji, które już od dawna krążą po internecie: że napigmentowane, że brytyjski producent, że superkolorowe i na lato. Nigdzie niestety nie znalazłam rzetelnego opisu, na którym mi zależało - kiedy paleta została wydana, z jakiej okazji (bo zwykle palety Sleeka wychodzą z jakiejś okazji)...
No to sobie po prostu obejrzyjcie dobrej jakości swatche tych cieni i wyróbcie własną opinię popartą własnymi skojarzeniami i inspiracjami, o!
Cienie noszą nazwy popularnych drinków, jak np. Martini czy Bloody Mary, ale jak smakuje Screwdriver? ;P I z pomocą przyszły jak zwykle Google:
ScrewdriverTen niezwykle prosty drink - popularna wódka z sokiem pomarańczowym, ma bardzo ciekawą historię. Jego nazwa oznacza śrubokręt, co może wydawać się bardzo dziwne mając na uwadze smak i wygląd napoju. Historia związana z tą nazwą jest następująca: podawano go amerykańskim robotnikom pracującym w latach 40. na platformach wiertniczych w Iranie. Pewnego dnia zabrakło łyżeczek do mieszania tego drinka, bez dłuższego zastanowienia zaczęto mieszać wódkę i sok pomarańczowy tym, co znaleziono w skrzynce z narzędziami, a idealnie nadawał się do tego właśnie śrubokręt.
Źródło:

Dostajemy 12 cieni, po 1,1 grama każdy, co w średniej cenie ok. 28 zł daje całkiem rozsądną wydajność.
Rozsądną?
Rozsądną?
Szczerze mówiąc nie znam osoby, która była w stanie zużyć całą paletę Sleeka ;)
Owszem, zdarzyło mi się wykończyć pojedyncze cienie, zwykle biele i ogólnie te jaśniejsze, ale nie mam aż takiej mocy przerobowej, aby obejrzeć dno wszystkich 12 cieni. Szczególnie tych piekielnych róży.
W tej palecie dostajemy 6 cieni matowych oraz 6 perłowych, choć niektóre z nich nazwałabym wręcz metalicznymi.
Ale to jest ta właśnie "sleekowa perła", o której mówiłam w artykule o Ultra Mattes.
Cienie są bezzapachowe, choć ja wyraźnie wyczuwam charakterystyczny zapach, jednoznacznie już przeze mnie kojarzony z cieniami Sleeka. Nie jest to zapach intensywny, ani drażniący, zdecydowanie wolę taki niż nachalną mieszankę zapachową.
O jakości nie ma co deliberować. Ilu ludzi na świecie, tyle opinii o tych cieniach. Ja przymykam oko na ich skład, bo lubię się bawić makijażem, a są też tacy, którzy czują ekstazę przy zakupie pierwszej palety Sleeka - bo oto zakupili cienie mineralne. Są tak samo mineralne jak każde inne ;)
Robienie jednak z tego chwytu marketingowego, to gruba przesada ze strony producenta.
Niektórzy narzekają na to, że cienie są bardzo "miękkie" i pudrowe, przez co się osypują i ciężko się z nimi pracuje. Dla mnie praca z nimi to bajka.
Przez to że są silnie napigmentowane nie potrzebuję nabierać ogromnych ilości na pędzel, wspaniale się rozprowadzają a ewentualne paprochy na policzkach można łatwo i bez konsekwencji strzepnąć pędzlem do pudru.
Świetnie trzymają się na bazie z kredki NYX Jumbo, jak i na kremowych cieniach z Sephory. Niestety, z jakiejś przyczyny kompletnie nie współpracują ze sobą cienie pudrowe Sleeka z cieniami kremowymi, tzw. primerami, też ze Sleeka. Jest to jednak wina primerów, o czym pewnie napiszę wkrótce.
No i najważniejszą dla mnie zaletą palet cieni ze Sleeka jest dobór kolorów. Przyglądam się uważnie każdej kolejnej ich palecie i dostrzegam w nich jakąś myśl przewodnią. Nie są to przypadkowo dobrane kolory, które z grubsza do siebie pasują. Niektóre pozornie kompletnie się gryzą, ale po namyśle, lub w trakcie robienia makijażu często się okazuje, że tego koloru, który odstawał, właśnie by brakowało.

Jet off into paradise with the Curacao I-Divine 12 pc. Eyeshadow palette, a mix of bold corals, ocean blue hues, and tangerine brights. Sleek MakeUp's high colour pigmentation helps recreate the stand-out orange eyes rocked by Hollywood hottie Scarlett Johanssen and Pop Queen Fergie this Spring. Bright eyes are back; wear vivid sweep of coral or lucid yellow as seen at the Derek Lam and Peter Som fashion shows in 2011.
Źródło:
Sleek MakeUP
Kolory cieni w kolejności (kliknij na zdjęcie, aby powiększyć):
![]() |
MARTINI |
![]() |
BLUE HAWAIIAN |
![]() |
BLOODY MARY |
![]() |
SCREWDRIVER |
![]() |
GREEN IGUANA |
![]() |
APRES MIDORI |
![]() |
BLUE LAGOON |
![]() |
PURPLE HAZE |
![]() |
GREEN MARTINI |
![]() |
SINGAPORE SLING |
![]() |
ESPRESSO MARTINI |
Mój wzrok uparcie wraca do trio w górnym rzędzie: BLOODY MARY, SCREWDRIVER i GREEN IGUANA, które stworzyły tam taki rastafariański kącik. Coś z tego wkrótce wykiełkuje ;)
Mam nadzieję, że macie już tę paletę i nie narobiłam Wam ochoty na jej kupno... Wiecie, ja wciąż się zastanawiam nad fenomenem tych paletek i nie mogę rozpracować tej sprawy, która chyba jest bardziej kompleksowa, niż mogłoby się wydawać. Bo przecież taki np. Inglot ma piękniejsze cienie a palety można sobie dobrać tak, aby czerń i róż się nie powtarzały.
Albo moje pigmenty mineralne - są rewelacyjne, czemu więc, do diabła, tych palet Sleeka mi przybywa?
Czas najwyższy uodpornić się nieco na uroki rzucane sprytnie przez speców od marketingu. Kolejną paletę cieni Sleek kupię tylko wtedy, gdy rzeczywiście mnie czymś nowym zaskoczy.
Życzę Wam bardzo udanego dnia!
Arsenic