Wściekle różowa zupa - krem z buraczków i mleka kokosowego
Naprawdę powinnam zwiększyć swój skill w nazywaniu potraw, bo idzie mi średnio.
Tak, znów zupa-krem, znowu buraki i znowu mleko kokosowe ;) Pod ostatnim postem z cyklu "Arsenic w kuchni" aDuch podsunęła mi przepis na krem buraczano-kokosowy i narobiła mi tym takiego smaka, że musiałam. Tym bardziej, że potrawa jest banalnie prosta do zrobienia.
Uznałam, że nie będę zbytnio kombinować i komplikować czegoś, co powinno zostać proste, dlatego wśród dodatków znalazł się jedynie imbir. Uwielbiam połączenie imbiru z burakami i imbiru z mlekiem kokosowym - osobno, dlatego razem też powinno zagrać. I zagrało.
Ponadto kompletnie zrezygnowałam z innych przypraw, poza odrobiną soli i szczyptą chili. Dzięki temu dostajemy czysty smak buraków - słodkawy, intensywny wraz ze zniewalającym, kremowym mlekiem kokosowym.
Składniki na wściekle różową zupę:
*Ja dodałam tyle imbiru, ile widzicie na zdjęciu. Daje to mocny, orientalny akcent, ale nie sprawia, że zupa jest zbyt pikantna. Jeśli nie macie świeżego imbiru... nie, nie dodawajcie w proszku, bo to zupełnie inne światy. Lećcie do sklepu po świeży, jest już dostępny nawet w moim przydomowym Kefirku, więc nie jest to towar niedostępny.
Jak robimy?
Buraki myjemy dokładnie i nieobrane pieczemy pod folią aluminiową do miękkości. U mnie zajęło to godzinę w 220 stopniach, potem jeszcze sobie odpoczywały w nagrzanym ale wyłączonym piekarniku.
Gdy wystygną, obieram je ze skórki i trę na tarce o grubych oczkach - dzięki temu łatwiej je będzie zmiksować. Na tej samej tarce trę również imbir.
Do buraków wyciskam czosnek, dodaję wszystkie przyprawy (część wiórków kokosowych zostawiam do przybrania), wlewam mleko kokosowe i blenduję na gładki krem. Po podgrzaniu zupa jest gotowa do podania.
Jeśli chcecie, można buraczki wraz z czosnkiem i imbirem przed zmiksowaniem jeszcze podsmażyć - ja z tej opcji zrezygnowałam, bo zupa jest i bez tego wystarczająco tłusta za sprawą mleka kokosowego.
Kwestia wiórków kokosowych chodziła za mną od dawna, wciąż zapominałam ich dodać do potraw, w których wykorzystuję mleko kokosowe. Często smak mleka kokosowego ginie w potrawie i miałam nadzieję, że wiórki nieco go podbiją - i tak jest.
Krem buraczano-kokosowy nie potrzebuje dużo wiórków, bo samo mleko czuć doskonale. Zupa ma bardzo konkretny i czysty smak, zdecydowanie nie dla każdego. Czuć wyraźnie buraki i kokosa, imbir dodaje jej nieco orientalnego charakteru.
Myślę, że następnym razem dodam na koniec, do już podanej porcji zupy kilka kropli soku z cytryny lub limonki - zupa nabierze lekkości i smak będzie ciekawszy.
No i jest to też fajna, kolorowa opcja na Wielkanoc lub jeden z dni świątecznych, kiedy już czujemy przesyt kiełbasami, jajami, mazurkami i mamy ochotę na coś swojskiego, ale troszkę innego, świeżego. I pysznego!
Wesołych Świąt i mokrego dyngusa! Na czas Świąt odcinam się kompletnie od komputera i internetu, nie jestem dostępna ani mailowo, ani facebookowo, ani nawet telefonicznie :) I Wam również życzę Świąt z dala od komputerów i telewizorów - porozmawiajcie ze sobą, z rodziną, idźcie na świeże powietrze, naładujcie baterie. "Internety" nie uciekną :) Do zobaczenia za kilka dni.
Smacznego
Arsenic
Tak, znów zupa-krem, znowu buraki i znowu mleko kokosowe ;) Pod ostatnim postem z cyklu "Arsenic w kuchni" aDuch podsunęła mi przepis na krem buraczano-kokosowy i narobiła mi tym takiego smaka, że musiałam. Tym bardziej, że potrawa jest banalnie prosta do zrobienia.
Uznałam, że nie będę zbytnio kombinować i komplikować czegoś, co powinno zostać proste, dlatego wśród dodatków znalazł się jedynie imbir. Uwielbiam połączenie imbiru z burakami i imbiru z mlekiem kokosowym - osobno, dlatego razem też powinno zagrać. I zagrało.
- 6-8 małych buraków
- 1 puszka mleka kokosowego
- kawałek świeżego imbiru*
- 2-3 łyżki wiórków kokosowych
- szklanka wody
- szczypta chili
- szczypta soli
- świeża natka pietruszki
- ząbek czosnku
Ten jeden ząbek czosnku jest tam tylko dla picu, zorientowałam się, że skończył mi się czosnek, więc dodałam ostatni ząbek, ale wcale go nie czuć w zupie. Jeśli lubicie czosnkowo, dodajcie więcej, choć jestem zdania, że szkoda psuć doskonale wyważony smak ;) Czosnek uwielbiam, ale ta zupa go nie potrzebuje.
*Ja dodałam tyle imbiru, ile widzicie na zdjęciu. Daje to mocny, orientalny akcent, ale nie sprawia, że zupa jest zbyt pikantna. Jeśli nie macie świeżego imbiru... nie, nie dodawajcie w proszku, bo to zupełnie inne światy. Lećcie do sklepu po świeży, jest już dostępny nawet w moim przydomowym Kefirku, więc nie jest to towar niedostępny.
Jak robimy?
Buraki myjemy dokładnie i nieobrane pieczemy pod folią aluminiową do miękkości. U mnie zajęło to godzinę w 220 stopniach, potem jeszcze sobie odpoczywały w nagrzanym ale wyłączonym piekarniku.
Gdy wystygną, obieram je ze skórki i trę na tarce o grubych oczkach - dzięki temu łatwiej je będzie zmiksować. Na tej samej tarce trę również imbir.
Do buraków wyciskam czosnek, dodaję wszystkie przyprawy (część wiórków kokosowych zostawiam do przybrania), wlewam mleko kokosowe i blenduję na gładki krem. Po podgrzaniu zupa jest gotowa do podania.
Jeśli chcecie, można buraczki wraz z czosnkiem i imbirem przed zmiksowaniem jeszcze podsmażyć - ja z tej opcji zrezygnowałam, bo zupa jest i bez tego wystarczająco tłusta za sprawą mleka kokosowego.
Kwestia wiórków kokosowych chodziła za mną od dawna, wciąż zapominałam ich dodać do potraw, w których wykorzystuję mleko kokosowe. Często smak mleka kokosowego ginie w potrawie i miałam nadzieję, że wiórki nieco go podbiją - i tak jest.
Krem buraczano-kokosowy nie potrzebuje dużo wiórków, bo samo mleko czuć doskonale. Zupa ma bardzo konkretny i czysty smak, zdecydowanie nie dla każdego. Czuć wyraźnie buraki i kokosa, imbir dodaje jej nieco orientalnego charakteru.
Myślę, że następnym razem dodam na koniec, do już podanej porcji zupy kilka kropli soku z cytryny lub limonki - zupa nabierze lekkości i smak będzie ciekawszy.
No i jest to też fajna, kolorowa opcja na Wielkanoc lub jeden z dni świątecznych, kiedy już czujemy przesyt kiełbasami, jajami, mazurkami i mamy ochotę na coś swojskiego, ale troszkę innego, świeżego. I pysznego!
Wesołych Świąt i mokrego dyngusa! Na czas Świąt odcinam się kompletnie od komputera i internetu, nie jestem dostępna ani mailowo, ani facebookowo, ani nawet telefonicznie :) I Wam również życzę Świąt z dala od komputerów i telewizorów - porozmawiajcie ze sobą, z rodziną, idźcie na świeże powietrze, naładujcie baterie. "Internety" nie uciekną :) Do zobaczenia za kilka dni.
Smacznego
Arsenic