Różowe niewiniątko o piekielnej mocy - maść końska
Pozwoliłam sobie opublikować ten post jeszcze raz, gdyż zaszły dość istotne zmiany w składzie maści od ostatniej publikacji. Informację (popartą zdjęciem) przekazuję Wam dzięki uprzejmości i czujności jednej z czytelniczek, która napisała do mnie niedawno. Lolu - dziękuję.
Na końcu recenzji znajduje się dopisek ze szczegółami.
Cóż, w Biedronce poza zmywaczem do paznokci nie kupuję zwykle żadnych kosmetyków ani pożal się Boże "leków" z sekcji przy kasie, które w istocie są painkillerami w cukierkowym outficie.
Ja nawet chciałam, zachęcona opiniami innych blogerek, sobie coś z kosmetyków w Biedrze kupić, bo fajnie jest mieć coś za 5 zł i się cieszyć, ale czytając składy tych "cosiów" jednak mi się odechciewało.
No więc gdy mi Mężczyzna mówi, że był w Biedronce po swojego pączka dokawusiowego i zobaczył tam specyfik o nazwie "maść końska" i że 25 ziół, i 20 zł, to pomyślałam, że oto się stało. Biedronkowe pączki mu się wreszcie wżarły w móżdżk i koniec, po chłopie, już bredzi.
No ale tłumaczę mu cierpliwie, że ja w te 25 ziół nie uwierzę - zwłaszcza w tej cenie - dopóki ich nie zobaczę w składzie. A że chłop się na składach nie zna, łaciny nie tyka a jedyną chemiczną nazwę, jakiej kazałam mu się nauczyć to penicylina, na którą jestem uczulona, więc kupił, upolował, przywlókł dumny do domu.
Maść to niewinnie wyglądający, różowy kisielek o łagodnym zapachu przywodzącym na myśl maści rozgrzewające z dzieciństwa - tygryski w metalowych małych słoiczkach. Pamiętacie? Miałyście takie?
Wygląda to tak niewinnie i urzekająco, że prawie się wzruszyłam. Do tego ładne kwiatki na opakowaniu i coś, co niezmiennie wzbudza w Polakach poczucie, że oto trzymają w łapie konkret - flaga Szwajcarii i litery jak wół układające się w "Swiss quality".
Dobra, mówię zalewając się jadem, zobaczmy te słiskłality.
Skład INCI:
- Aqua - woda
- Glycerin - gliceryna
- Symphytum Officinale extract - Wyciąg z żywokostu lekarskiego
- Aesculus Hippocastanum extract - Wyciąg z kasztanowca zwyczajnego
- Camphor (Cinnamonum Camphora) - kamfora (cynamonowiec kamforowy)
- Carbomer - Karbomer, zagęstnik
- Abies Alba oil - Olejek eteryczny jodłowy
- Sodium Hydroxide - Wodorotlenek sodu, regulator pH
- Mentha Piperita oil - Olejek eteryczny mięty pieprzowej
- Juniperus Communis oil - Olejek eteryczny jałowcowy
- Thymus Vulgaris oil - Olejek eteryczny tymiankowy
- Arnica Montana extract - Wyciąg z arniki górskiej
- Ginkgo Biloba extract - Wyciąg z miłorzębu japońskiego
- Scutellaria Baicalensis extract - Wyciąg z tarczycy bajkalskiej
- Imidazolidin Urea - Imidazolidyno mocznik, konserwant, stężenie max 0,6%
- Benzyl Alkohol and Methylchloroizothialinone and Methylisothiazolinone - układ konserwantów
- Echinacea Purpurea extract - Wyciąg z jeżówki purpurowej
- Agrimonia Eupatoria extract - Wyciąg z liści rzepiku
- Calendula Officinalis extract - Wyciąg z nagietka
- Pinus Sylvestris oil - Olejek eteryczny sosnowy
- Polygonium Bistorta extract - Wyciąg z rdestu wężownika
- Citrus Limon oil - Olejek eteryczny cytrynowy
- Citrus Grandis oil - Olejek eteryczny ze skórki grapefruita
- Pinus Mugo oil - Olejek eteryczny z sosny górskiej
- Rosmarinus Officinalis oil - Olejek eteryczny rozmarynowy
- Lavandula Angustifolia oil - Olejek eteryczny lawendowy
- Calluna Vulgaris extract - Wyciąg z wrzosu
- Ribes Nigrum extract - Ekstrakt z czarnej porzeczki
- Chamomilla Recutita extract - Wyciąg z rumianku lekarskiego
- CI16185 - Amarant kwasowy, E 123, czerwony barwnik
- Capsicum Frutescens extract - Wyciąg z papryki chili
- Cinnamomum Zeylanicum oil - Olejek eteryczny cynamonowy
- Peg-12 Dimethicone - dimetikon, emolient
Testowane dermatologicznie. Preparat nie testowany na zwierzętach. Dystrybutorem tego preparatu jest firma Herbamedicus.
Szczęka mi opadła a potem opadła niżej.
Ale żeby nie było tak różowo - kilka słów uwag, bowiem dostrzegam na przeróżnych forach i blogach próby czytania składów przez osoby mające wywalone na to, czy przykładowo dimetikon jest na pierwszym miejscu w składzie, oraz mające wywalone równie mocno na to, jaką on ma pełnić funkcję w produkcie oraz w jakim jest towarzystwie. To nie tylko pochodzenie (chemiczne/roślinne) decyduje o wartości składu, ale też rola jaką pełni składnik w całym układzie, a także jakość poszczególnych składników. Dlaczego w składzie mamy prawdziwe olejki eteryczne, a nie np. limonen? Nikt by nie poznał różnicy :) No, prawie nikt.
Co bardziej spostrzegawcze z Was dostrzegły już, że na 15 i 16 miejscu w składzie mamy konserwanty, których maksymalne stężenie w gotowym produkcie nie może przekroczyć 0,6%. Co to oznacza? Ano to, że wyciągu z jeżówki purpurowej czy z wrzosu mamy tam mniej niż 0,6%. Nie oznacza to wcale, że gdy wyciągu jest mało, to nie zadziała.
Wystarczy spojrzeć na miejsce 31 - wyciągu z papryczki chili jest tam tyle, co mały, wychudzony kotek napłakał, ale kapsaicyna i w takiej ilości działa bardzo silnie, o czym możecie się przekonać patrząc na poniższe zdjęcie:
Trzeba po prostu wiedzieć ile danego składnika powinno być w składzie, aby miał szansę zadziałać. Jeśli się tego nie wie, to i Facelle może kusić wyciągiem z rumianku i avokado za 6 zł, jasne?
Ponadto, akurat ten konkretny skład pomyślany jest bardzo sprytnie, bowiem pod układem konserwantów mamy praktycznie same olejki eteryczne, w tym silnie działające olejki cytrusowe, których musi być bardzo mała ilość, aby nie doszło do podrażnień.
Założę się, że osoby próbujące czytać składy po dokopaniu się do informacji, że konserwantu ma być max 0,6% a pod nim mamy jakieś szczątkowe resztki olejków eterycznych, zacznie żądać 100% stężenia olejku cytrynowego! Natychmiast! I wiecie co? Ja bym takim zaaplikowała go bezzwłocznie. Wraz z kapsaicyną na wszystkie błony śluzowe.
Maść bardzo silnie rozgrzewa, co uwielbiają obolałe stawy wojownika kyokushin oraz obolałe mięśnie jego kobiety, która przesadza z ćwiczeniami i miewa zakwasy.
I to jest w tej maści cudowne - rozgrzewa, ale nie piecze. Działa łagodnie, choć wygląd jest dość masakryczny i gdy zobaczyłam swoje ciało w czerwonych plamach pomyślałam, że to uczulenie na któryś z wyciągów lub olejków.
To jest też genialna maść na obolałe nogi - dziewczyny mające stojącą pracę lub często i dużo chodzące wiedzą o czym mówię :) Wyciąg z kasztanowca pomaga zmniejszyć opuchliznę a rozgrzewająca moc maści zniesie ból stawów (kostki, kolana).
Wiem, że nie tylko starsi ludzie cierpią na ból pleców - ja też niestety tego doświadczyłam, choć raczej nie był to wypadający dysk ani nic z tych rzeczy, po prostu przesilenie, zła pozycja przy komputerze i o efekt nietrudno. Jeśli więc plecki bolą, można się tą maścią także "podreperować" - rozgrzeje, zniesie ból, uruchomi.
Różowiutkie niewiniątko o piekielnych mocach jest dostępne w Biedronce za 20 zł - a jeśli już nie ma, to na stronie dystrybutora KLIK! można sobie zamówić i maść, i inne tego typu specyfiki, np. antycellulitowe, również oparte na ziołach.
Acha, jest tego 300 gramów, przy czym zdjęcie z czerwoną łapą pokazuje efekt po zastosowaniu tej ilości, która widnieje na jednym ze zdjęć powyżej - tyle, co na palcach.
Ja tam jestem w szoku, a Wyyyy? :)
***EDIT 10.04.2014
Napisała do mnie niedawno Lola z informacją, iż skład maści dość istotnie się zmienił, na dowód przysyłając zdjęcie. Uznałam, że zmiana jest na tyle znacząca iż zechcecie o tym wiedzieć. Poprosiłam Lolę o możliwość udostępnienia jej zdjęcia, abyście mogli porównać sobie składy. Voila:
Tak obecnie prezentuje się skład omawianej maści. Nadal jest dobrze i wierzę, że maść robi to, co ma robić, ale jednak niesmak jest. Nie lubię takich zmian i mój entuzjazm wobec produktu nieco osłabł.
Co się zmieniło?
Max stężenie fenoksyetanolu w składzie to 1% - w związku z tym ekstraktów jest takie samo stężenie lub mniejsze. Łącznie wszystkich ekstraktów może, i pewnie jest, więcej niż ten 1%, ale wygląda to źle w porównaniu ze starym składem, w którym było ich po prostu więcej.
Miłego dnia
Arsenic