Ulubieńcy w marcu 2014 - w świecie zapachów, muzyki i nieskomplikowanych rozrywek
Źródło: http://pl.leagueoflegends.wikia.com/wiki/Plik:Akali_BloodMoonSkin.jpg |
Ostatni moi ulubieńcy pochodzą z października 2013... i niewiele się zmieniło. Chcę dziś Wam jednak pokazać kilka rzeczy, bez których ostatnio czuję się nieswojo. I będzie nietypowo, jak na blog kosmetyczny, bo rozmyślając o tym, co mi ostatnio towarzyszy bez przerwy i niezmiennie, niewiele wśród nich jest kosmetyków w tym typowo pojmowanym sensie.
Wróciłam ostatnio do starych nawyków i wszędzie zabieram ze sobą muzykę. Wracam do starych rzeczy i utknęłam w roku 1998, kiedy to My Dying Bride wydało płytę 34.788%... Complete. Ja wtedy słuchałam dużo cięższych rzeczy i z tą płytą (którą zresztą jeszcze gdzieś mam... na kasecie) się nie polubiłam. Jest liryczno-cyniczna, zimna i spokojna jak Hitman, emocje w niej są ciężkie, ale podane z pozornie obojętną miną - to się docenia po latach, gdy proste przyjemności już nie wystarczają.
Płyta mnie wciągnęła kompletnie, słucham tego w kółko i nie potrafię się uwolnić.
Paradoksalnie, pobudza mnie to bardziej niż całe System of a Down czy Sepultura razem wzięte. Teksty mnie wzruszają :)
Kolejną rzeczą, którą mam stale przy sobie są zapachy. Uwielbiam arabskie perfumy w olejku nadal i noszę je często. Wciąż panuje Ghroob, o którym pisałam tutaj: KLIK! Choć szukam też już lżejszych nut i rozglądam się.
Czytam też sporo o sensoryce i podstawach perfumerii, a to bardzo wzmaga apetyt. Na tyle, że skusiłam się na garść próbek interesujących mnie zapachów... ale mnie zawiodły bardzo.
Najmocniej tutaj liczyłam na Omnię Bulgari, która miała być mocnym, wyrazistym, wielokulturowym i charakternym zapachem a dostałam babcine, mydlane pachnidło.
Bardzo za to przypadła mi do gustu Paloma Picasso, ale pewnie po prostu dlatego, że najbardziej przypomina perfumy arabskie ;)
Bottega Veneta to mój cel od paru miesięcy. Skradam się do tego zapachu, porzucam ideę kupienia, a potem wracam i "podwąchuję". Noszę go chwilę a potem zdradzam z jakimś Arabem. Ale czuję, że będzie mój. Jest na ten swój denerwujący, europejski sposób pudrowy i grzeczny, ale jednocześnie ma coś w sobie, co nie daje mi spokoju.
Nie obrażę się na taki prezent urodzinowy (urodziny mam 9 kwietnia, w razie czego....), oj nie ;)
Ale, ale... ulubieńcem tutaj jest po prostu zapach. O ile dawniej bywały tygodnie, ba!, miesiące nawet, kiedy doskonale obchodziłam się bez kropli perfum, tak teraz wciąż u mnie gra jakiś zapach lub ich mieszanka. Intensywnie chłonę też wiedzę o składnikach i historii perfumiarstwa, uczę się nowych zapachów.
Perfumy arabskie są stale w rotacji, ale wciąż też palę jakieś woski lub olejki w kominku zapachowym. Olejki eteryczne przeżywają swój wielki renesans u mnie i nie żałuję ich, zużywam w dużych ilościach, także w kosmetykach. Planuję zresztą zrobić sobie też proste perfumy w kremie o zapachu neroli. Po prostu. Kręci mnie ten zapach na tyle, że nosiłabym solo.
Do odżywki do włosów dodałam trochę olejku bergamotowego, który również uwielbiam - w ten sposób z każdym ruchem włosów otaczam się mgłą zapachu herbaty earl grey.
Olejków eterycznych dodaję również do wypalonych wosków w kominku zapachowym. A woski - wiadomo - mam z Craft'n'Beauty, o których więcej tutaj: KLIK!
Obawiam się, że ten temat to będzie wieczne poszukiwanie zapachu idealnego, nigdy niespełnione, co zresztą napawa mnie w takim samym stopniu smutkiem co i niecierpliwą radością.
Mam przy sobie też prawie zawsze którąś z kredek Catrice do ust. Pisałam o nich tutaj: KLIK i jakoś tak po cichu, niespodziewanie, stały się moimi ulubieńcami do ust, detronizując wszystkie pomadki i błyszczyki, jakie mam pokitrane w szufladach i torebkach...
I zdecydowanie najczęściej noszę Cherry-ty, jako wyrazisty ale nie oczopląsowy kolor, idealny na wiosnę.
Jest to ulubieniec z rodzaju tych, które łatwo zastąpić i pewnie gdy trafię na coś równie wygodnego, ładnie nawilżającego i w pięknych kolorach - nie będę się długo opierała ;)
Niemniej, teraz te kredki są u mnie stale w użyciu i nie sięgam po inne produkty do ust.
Ulubieńcem filmowym jest serial "Boardwalk Empire". Męczymy już drugi sezon wraz z Mężczyzną i od dłuższego czasu jest to nasz rytuał wieczorny.
Prawdopodobnie jesteśmy ostatnimi ludźmi na tej planecie, którzy za oglądanie tego serialu się wzięli, no ale nie od dziś wiadomo, że ani ja, ani mój Mężczyzna za nowinkami nie ganiamy. Coś nas musi kopnąć w dupę albo włączyć się samo, żebyśmy łaskawie zwrócili na to uwagę.
Prohibicja, Atlantic City i Steve Buscemi. Do tego szkocka i toffifee.
Wiedzieliście, że ta pipa, utrzymanka i dewotka grała nieletnią Diane w Trainspotting? Noo.
Po cichu i niespodziewanie ulubieńcem w kategorii "filtry przeciwsłoneczne" stały się te marki Ziaja. Mają wysoki faktor ochronny przed UVA i UVB, a do tego spełniają - jak dla mnie - wszystkie warunki idealnego filtru. Mają lekką konsystencję, która szybko i łatwo się wchłania nie zostawiając tłustego filmu, nie rolują się ani nie warzą na twarzy, doskonale nadają się jako baza pod makijaż i spokojnie można ich wklepać większą ilość. Nie bielą! Zachawują się po prostu jak zwykły krem nawilżający.
Dodatkowo, mają skład tak skomponowany, że ja ich używam właśnie jako codzienny krem nawilżający na dzień, na serum i tonik z glukonolaktonem. Ideał!
Wersja przeciwzmarszczkowa już jest zużyta do cna, tonująca też, teraz przerabiam wersję matującą i zachwyt trwa. Po co mi Vichy czy LRP? Ziaja kosztuje 17 zł i robi dokładnie to samo.
O tych filtrach pisałam tutaj: KLIK! I dodam, że wersję matującą wzbogaciłam nowym, mikronizowanym dwutlenkiem tytanu RS z Kolorowka.com - dzięki temu wyłapuje on wolne rodniki wytwarzane przez działanie filtrów chemicznych i wspomaga ochronę przeciwsłoneczną. Cud, miód i orzeszki.
Nawiasem mówiąc, nowy dwutlenek tytanu również jest moim ulubieńcem - polecam go Wam tutaj i w mailach, bo rozumiem jak nowoczesną i genialną jest substancją. Dodanie go do kremu z filtrami chemicznymi radykalnie zwiększa ich skuteczność, trwałość a zmniejsza ryzyko związane z powstawaniem wolnych rodników. A przy tym ma świetną konsystencję, zupełnie inną od tej, jaką ma zwykły dwutlenek tytanu - wymagający cierpliwości i... jeszcze więcej cierpliwości.
Gracie w LOLa? Żeby nie było tak kulturalnie, dojrzale i ąę na koniec dowalę ulubieńca wprost z bardzo nieskomplikowanej rozrywki, która mi pozwala zresetować się i skupić myśli. Nie od dziś wiadomo, że gram w gry różne, a LOL ostatnio u nas dominuje jako opcja najmniej skomplikowana - tzw. szybki dostarczyciel satysfakcji ;)
Ale nie gra jest moim ulubieńcem, bo gdybym ją miała oceniać to znalazłaby się na szarym końcu za Baldur's Gate, za Plemionami nawet czy Diablo 2, w którego też się łupało. Poza klasyfikacją pewnie. Pewnie nawet bym jej nie wymieniła. Ta gra nie wymaga myślenia, ot ring z pięcioma przeciwnikami do pokonania + ładna grafika.
Ulubieńcem moim w tej grze jest Akali. Uwielbiam w niej wszystko, od skórki Bloodmoon, którą widzicie na pierwszym zdjęciu w tym poście, poprzez sposób, w jaki ona walczy aż po wyniki jakie mi daje :) Graliście nią? Jeśli nie, to nie próbujcie, chcę być jedyną osobą grającą Akali EVER! :D
Kompletnie zdetronizowała moją ulubioną do niedawna Morganę.
Wyżej tutorial - jak grać Akali ;) Tylko dla zainteresowanych grą, resztę to znudzi i nie będą wiedzieli o co chodzi tak czy siak.
Tak sobie myślę, że tego typu ulubieńcy, wybrani szczerze a nie pod przymusem zaprezentowania produktów ze współprac, są niezłym sposobem na poznanie drugiej osoby ;)
Wyzywam Was do zaprezentowania podobnych ulubieńców! :) Rozejrzyjcie się wokół siebie i pokażcie, bez czego w ostatnich tygodniach czy miesiącach żyć nie możecie. Nowa herbata, którą pijecie w kółko, jakaś gra lub postać z książki, a może tradycyjnie - jakiś kosmetyk, ale może niekoniecznie nowość na rynku? Jeśli napiszecie taki post u siebie lub nakręcicie film, wklejcie mi tutaj link, chętnie się z Wami lepiej poznam :)
Taka jest idea ulubieńców i zobaczycie, że prezentując ich szczerze, nie da się ich publikować regularnie co cztery tygodnie, bo aż tak szybko się nie zmieniają...
Ściskam
Arsenic
Niemniej, teraz te kredki są u mnie stale w użyciu i nie sięgam po inne produkty do ust.
Ulubieńcem filmowym jest serial "Boardwalk Empire". Męczymy już drugi sezon wraz z Mężczyzną i od dłuższego czasu jest to nasz rytuał wieczorny.
Źródło: http://tailgate365.com/2011/09/the-cocktails-of-boardwalk-empire/ |
Prohibicja, Atlantic City i Steve Buscemi. Do tego szkocka i toffifee.
Wiedzieliście, że ta pipa, utrzymanka i dewotka grała nieletnią Diane w Trainspotting? Noo.
Po cichu i niespodziewanie ulubieńcem w kategorii "filtry przeciwsłoneczne" stały się te marki Ziaja. Mają wysoki faktor ochronny przed UVA i UVB, a do tego spełniają - jak dla mnie - wszystkie warunki idealnego filtru. Mają lekką konsystencję, która szybko i łatwo się wchłania nie zostawiając tłustego filmu, nie rolują się ani nie warzą na twarzy, doskonale nadają się jako baza pod makijaż i spokojnie można ich wklepać większą ilość. Nie bielą! Zachawują się po prostu jak zwykły krem nawilżający.
Dodatkowo, mają skład tak skomponowany, że ja ich używam właśnie jako codzienny krem nawilżający na dzień, na serum i tonik z glukonolaktonem. Ideał!
Wersja przeciwzmarszczkowa już jest zużyta do cna, tonująca też, teraz przerabiam wersję matującą i zachwyt trwa. Po co mi Vichy czy LRP? Ziaja kosztuje 17 zł i robi dokładnie to samo.
O tych filtrach pisałam tutaj: KLIK! I dodam, że wersję matującą wzbogaciłam nowym, mikronizowanym dwutlenkiem tytanu RS z Kolorowka.com - dzięki temu wyłapuje on wolne rodniki wytwarzane przez działanie filtrów chemicznych i wspomaga ochronę przeciwsłoneczną. Cud, miód i orzeszki.
Nawiasem mówiąc, nowy dwutlenek tytanu również jest moim ulubieńcem - polecam go Wam tutaj i w mailach, bo rozumiem jak nowoczesną i genialną jest substancją. Dodanie go do kremu z filtrami chemicznymi radykalnie zwiększa ich skuteczność, trwałość a zmniejsza ryzyko związane z powstawaniem wolnych rodników. A przy tym ma świetną konsystencję, zupełnie inną od tej, jaką ma zwykły dwutlenek tytanu - wymagający cierpliwości i... jeszcze więcej cierpliwości.
Gracie w LOLa? Żeby nie było tak kulturalnie, dojrzale i ąę na koniec dowalę ulubieńca wprost z bardzo nieskomplikowanej rozrywki, która mi pozwala zresetować się i skupić myśli. Nie od dziś wiadomo, że gram w gry różne, a LOL ostatnio u nas dominuje jako opcja najmniej skomplikowana - tzw. szybki dostarczyciel satysfakcji ;)
Ale nie gra jest moim ulubieńcem, bo gdybym ją miała oceniać to znalazłaby się na szarym końcu za Baldur's Gate, za Plemionami nawet czy Diablo 2, w którego też się łupało. Poza klasyfikacją pewnie. Pewnie nawet bym jej nie wymieniła. Ta gra nie wymaga myślenia, ot ring z pięcioma przeciwnikami do pokonania + ładna grafika.
Ulubieńcem moim w tej grze jest Akali. Uwielbiam w niej wszystko, od skórki Bloodmoon, którą widzicie na pierwszym zdjęciu w tym poście, poprzez sposób, w jaki ona walczy aż po wyniki jakie mi daje :) Graliście nią? Jeśli nie, to nie próbujcie, chcę być jedyną osobą grającą Akali EVER! :D
Kompletnie zdetronizowała moją ulubioną do niedawna Morganę.
Wyżej tutorial - jak grać Akali ;) Tylko dla zainteresowanych grą, resztę to znudzi i nie będą wiedzieli o co chodzi tak czy siak.
Tak sobie myślę, że tego typu ulubieńcy, wybrani szczerze a nie pod przymusem zaprezentowania produktów ze współprac, są niezłym sposobem na poznanie drugiej osoby ;)
Wyzywam Was do zaprezentowania podobnych ulubieńców! :) Rozejrzyjcie się wokół siebie i pokażcie, bez czego w ostatnich tygodniach czy miesiącach żyć nie możecie. Nowa herbata, którą pijecie w kółko, jakaś gra lub postać z książki, a może tradycyjnie - jakiś kosmetyk, ale może niekoniecznie nowość na rynku? Jeśli napiszecie taki post u siebie lub nakręcicie film, wklejcie mi tutaj link, chętnie się z Wami lepiej poznam :)
Taka jest idea ulubieńców i zobaczycie, że prezentując ich szczerze, nie da się ich publikować regularnie co cztery tygodnie, bo aż tak szybko się nie zmieniają...
Ściskam
Arsenic
Ja kupiłam ostatnio filtr Ziai przeciwzmarszczkowy - matującego nie mogłam znaleźć (tzn. były ale w innym miejscu i droższe), a na nim najbardziej mi zależało. Pamiętałam jednak Twój zachwyt nad przeciwzmarszczkowym i stwierdziłam że zaryzykuję. Jeszcze nie otwierałam, bo kończę Vichy, ale mam nadzieję że będę zadowolona tak samo jak Ty.
OdpowiedzUsuńA co sądzisz o Alienie?
Jest zbyt zimny i nieprzystępny dla mnie a przy tym mało subtelny czy dynamiczny. Nie jestem w stanie go nosić.
UsuńZaraziłaś mnie olejkami arabskimi, podreptałam do Yasmeen i kupiłam Africana ;) tak słodko mnie otula <3 a i na filtry Ziaji mam chrapkę, zwłaszcza jak Słonko wyszło ;)
OdpowiedzUsuńJa już mam chrapkę na jakieś nowe zapachy z Yasmeen :)
UsuńZainteresuję się Ziają, jak mi się skończy LRP, bo po co przepłacać:)
OdpowiedzUsuńTeż tłuczesz w LOLa? Ja się oparłam ale moich chłopcy są zachwyceni.
Daaawno temu grałam w Tekkena i Soul Blade, moja ulubiona postać to Taki.
Potem była jeszcze strategiczna Ogame i jakoś dałam sobie spokój z grami... teraz tylko czasem w kulki na FB:) Choć chłopaki namawiają mnie na LOL lub LOA (z aniołami) albo na ich nową miłość- WoT.
Dzięki za tego posta:)
Ogame pamiętam, ja w tym czasie tłukłam się w Plemiona :) Jeżu, ta gra to zło wcielone, nie dało się spać ani żyć, bo ataki trzeba wysłać albo idą na Ciebie ;)
UsuńDokładnie...akurat synek był wtedy mały i wstawałam w nocy do niego - przy okazji sprawdzałam flotę, byłam nie do pobicia:) W owym czasie byłam najlepsza w kraju z dziewczyn - na 12 pozycji:) Do dziś zostało mi z tego okresu wiele znajomości i kilka przyjaźni:)
UsuńNiedługo muszę kopsnąć się po filtr, wybiorę Ziaję, pomimo, że moim ulubieńcem poprzedniego roku był Pharmaceris, warto spróbować - czemu nie? Mi ostatnio przyplątał się cień Inglota 428 i ciągle pojawia się w makijażu - postanowiłam nieco pokolorować sobie życie, pojawia się jako akcent, lub całościowo i bardzo go lubię. A 2 ulubieńcem jest podkład rozświetlający Annabell Minerals, albo solo, albo żeby utrwalić podkład płynny - super!
OdpowiedzUsuńOch, ten cień z Inglota...! Przypomina mi nieco ten samoróbkowy: http://arsenicmakeup.blogspot.com/2012/10/cien-mineralny-barwy-gebokiego-indygo.html
UsuńJa grywam w Dotę2, jako alternatywę dla LOLa. Wciągnęli mnie kumple...
OdpowiedzUsuńMnie też taki jeden wciągnął, choć opierałam się dzielnie ;)
Usuńa czy ten filtr ziaji nadaje się pod oczy ?
OdpowiedzUsuńWklepywałam odrobinę pod oczy i u mnie nic się nie działo, ale nie jest powiedziane, że u każdego tak się dobrze będzie sprawował. Producent wskazuje jedynie aby unikać kontaktu z oczami, nic nie wspomina o skórze pod nimi ;)
UsuńPrzyznam, że dzięki Tobie przekonałam się do filtru Ziai - matującego, i chyba jest perełka w dodatku za grosze.
UsuńPrawdopodobnie jesteśmy ostatnimi ludźmi na tej planecie... ja jestem ostatnia :) nie słyszałam nawet o tym serialu :)
OdpowiedzUsuńJa też nie....:-)
UsuńJa też nie....:-)
Usuńoj ta płyta MDB jest genialna:) ale bardziej bliskie liryczne nuty mego serca z gatunku to ostatnia Katatonia. Bogactwo kompozycji-mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńco do sztyftów-u mnie również zdetronizowały szminki i błyszczyki-ale u mnie wybór padł na clinique. na all można czasem zakupić okazyjnie:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPróbowałam grać w LoLa, ale zraziłam się przez innych graczy. Nadal mam jednak sentyment do Diany i Ahri, choć Ahri grałam tylko w czasie darmowych rotacji - na Dianę nie zdążyłam nawet uzbierać. Mimo wszystko mam do niej małą słabość. :)
OdpowiedzUsuńNa ten album MDB zwróciłam uwagę zaraz po poznaniu tego zespołu i pomyślałam dokładnie to samo, co Ty - to zimna, cyniczna płyta, nie na każdy dzień. Długo nie mogłam się oderwać od "The Dreadful Hours", którą to dostałam na urodziny, a później od "Turn Loose The Swans". Zwykle wolę jednak coś z mocniejszym uderzeniem. :)