Bogactwo z odmętów morskich: maseczka z morszczynem




Dziś z serii SPA ze spożywczaka... no niemalże, bo jednak po morszczyn należy się udać do apteki.
Pomysł na maseczkę zrodził się we mnie po rozmowie z Angel na temat pewnego produktu mającego w składzie "bogactwo z dna morskiego" lub coś w ten deseń. Mowa rzecz jasna o masce peel-off (brrr!) Acne Killer, z którą walczyła jedna z blogerek. I to walczyła do tego stopnia, że gdy wreszcie maskę udało jej się zerwać z twarzy, twarz ta do najszczęśliwszych nie należała. Bolało, piekło, była czerwona i tak przez godzinę. Depilacja twarzy gratis.


http://lux-style.pl/

Pomyślałam sobie, że to skrajny idiotyzm - tak brutalne obchodzenie się z cerą nie zostanie zrównoważone choćby przez maskę z czystym złotem nałożoną wcześniej.
A wodą by tak zmyć nie można było?

Cóż, postanowiłam wykorzystać cudowne właściwości morszczynu (fucus vesiculosus) do stworzenia maski, która przyniesie jednak więcej pożytku niż szkód...

Fucus vesiculosus - brunatnica występująca w Atlantyku, Bałtyku, Morzu Białym i Barentsa, i zachdnich reginach Morza Œródziemnego. Zawiera organicznie związany jod, mannitol, fukoksantynę, brom, kwas alginowy, luminarynę, fukoidynę, całą gamę witamin(B1, B2, C, D, E, H, K, kwas foliowy), mikroelementy (żelazo, mangan, kobalt). Morszczyn jest składnikiem kremów odchudzających. Wykorzystywany jako surowiec do otrzymywania laminaryny i fukoidyny. Działa remineralizująco, przywraca równowagę skórze i odpowiednie nawilżenie. Wykorzystywany w preparatach do usuwania blizn i rozstępów.



SKŁADNIKI NA MASECZKĘ "BOGACTWO Z ODMĘTÓW MORSKICH" 
  • siemię lniane
  • morszczyn
  • rozmaryn
  • woda mineralna
  • żel z aloesu


Podgrzewamy 1-2 łyżeczki siemienia lnianego z połową szklanki wody w garnuszku, aż do uzyskania papki. Siemię lniane w kontakcie z ciepłą wodą szybko tworzy dość gęstą maź, która następnie zastyga w żel, jest to idealna baza dla wszelkiego rodzaju maseczek, a dodatkowo samo siemię lniane ma korzystne działanie na skórę.
Nasiona lnu zawierają związki śluzowe, substancje oleiste, kwasy organiczne, nienasycone kwasy tłuszczowe, sole mineralne (cynk, żelazo, magnez), witaminę E, fitosterole, fitoestrogeny, lecytynę i flawonoidy. Znamy to z reklam, prawda? 



Okłady z siemienia wspomagają leczenie oparzeń, odmrożeń, odleżyn i trudno gojących się ran. Łagodzą podrażnienia i zmniejszają łuszczenie się skóry. 
Siemię lniane jest do kupienia w każdym sklepie spożywczym za ok. 2-3 zł.
Na otwarciu Yasumi pani Ewa Wachowicz zachwalała siemię lniane stosowane wewnętrznie, podpowiadała nam abyśmy codziennie rano, na czczo wypiły koktajl z wody mineralnej, soku żurawinowego bez cukru i dwóch łyżeczek zmielonego siemienia lnianego - wspaniale reguluje trawienie, dodaje energii i witamin. 

Do wciąż bardzo ciepłej papki z siemienia dosypujemy teraz 2-4 łyżeczki sproszkowanego morszczynu i dokładnie mieszamy. Morszczyn suszony można kupić w każdej aptece za ok. 2-3 zł (50 g) - wystarczy zapytać panią aptekarkę o możliwość sprowadzenia go z hurtowni, jeśli aktualnie go nie mają w aptece. 

Polecam kupować morszczyn w postaci suszonej, ale nie mielonej - zmielić sobie możemy w domu i mamy wówczas pewność, że do naszego proszku nie dostanie się coś, czego nie chcemy. 



Ja swój aloes pozyskuję bezpośrednio od "producenta", czyli od rośliny rosnącej mi w doniczce na parapecie. Zwykle dwa mięsiste liście wystarczają na moje potrzeby kosmetyczne.

Liście myjemy i filetujemy plastikowym nożykiem bądź łyżką. Generalnie do tego typu zabaw w wiedźmę nie używamy metalowych narzędzi - w przypadku glinek, delikatnych surowców takich jak miąższ aloesu czy algi mogłyby one zniszczyć wartościowe składniki.
Liście aloesu dość łatwo poddają się plastikowi, więc wydobycie z nich żelu nie jest trudne. 

Do mieszanki dodajemy miąższ wraz z tym obrzydliwym (dla niektórych) śluzem - jest on zbawienny dla naszej skóry! Działa osłonowo, genialnie nawilża i wygładza. 

Wynosząc resztki liści aloesu do kosza na śmieci po drodze wysmarowałam sobie nimi dłonie i wiecie co? Aloes wygładza lepiej niż silikony, mówię to ja - wielka fanka krzemionek!
A dodatkowo do wygładzenia mamy nawilżenie gratis.

Opcja z rozmarynem jest opcją dobrowolną, ja akurat w domu nie miałam rozmarynu, więc dziś z niego zrezygnowałam. 
Niemniej, rozmaryn jest genialnym składnikiem wielu preparatów kosmetycznych i warto z niego korzystać.

  • do pielęgnacji skóry tłustej, trądzikowej i podrażnionej – ze względu na działanie bakteriobójcze i odkażające;
  • do pielęgnacji skóry dojrzałej – ze względu na właściwości ujędrniające, antyoksydacyjne i przeciwzmarszczkowe;
  • do pielęgnacji skóry wokół oczu – ze względu na działanie przeciwobrzękowe;
  • w kosmetykach antycellulitowych – ze względu na działanie stymulujące krążenie;
  • do pielęgnacji włosów – ze względu na działanie łagodzące, przeciwłupieżowe i wzmacniające cebulki włosów.


Jeżeli maseczka jest zbyt gęsta na koniec można dodać odrobinę wody mineralnej lub dolać sobie więcej naparu z rozmarynu.
Ja dziś dodałam sobie nieco gliceryny - nie mam z nią problemów, moja skóra czuje się po niej fantastycznie, więc korzystam z jej dobrodziejstw chętnie.

Tak przygotowaną papkę nakładamy na twarz gdy wciąż jest jeszcze ciepła i trzymamy przez ok. 20 minut. 

Cóż, maska pachnie rybą za sprawą morszczynu - tak pachną algi i nie ma co się krzywić. Działanie ich zdecydowanie jest warte narażenia swojego nosa na ten zapach, który nawiasem mówiąc dla mnie do nieprzyjemnych nie należał. Zaliczyłabym go do kategorii "ciekawych" ;)
Zapach nie utrzymuje się na skórze po zmyciu maski.
Maskę zdejmujemy papierowym ręcznikiem - nie ma sensu zatykać sobie sitek ani rur - a następnie twarz zmywamy letnią wodą. 
Moją radą jest zmyć twarz tylko "z grubsza" i pozostawić na niej ten śluz pochodzący z siemienia lnianego. Działa on fantastycznie osłonowo i nawilżająco - jak naturalny krem. Ja więc robię tak, że zmywam twarz aby pozbyć się resztek maski a następnie delikatnie osuszam papierowym ręcznikiem - i zostawiam. Nie smaruję już niczym.

Cera po takim zabiegu jest mięciutka, napięta i niesamowicie nawilżona. Pochowały się wszystkie "kwiatki" i zauważyłam, że ma wyraźnie ładniejszy koloryt. 

Maska ta jest kompleksowym rozwiązaniem dla cery tłustej, trądzikowej, łojotokowej a także szarej, zmęczonej i wysuszonej. I nie boli! 



Koszt? Grosze, dosłownie grosze. Resztę morszczynu zapakowałam sobie do słoiczka po kremie z Kolorówki - mam w planach serię kąpieli a la morska bogini ;)

Sprawdźcie też mój poprzedni wpis o morszczynie - zdradziłam w nim przepis na okłady antycellulitowe, który podał nam wykładowca z ziołolecznictwa: KLIK!


Trzymajcie się cieplutko
Arsenic

9 komentarzy:

  1. wygląda okropnie, więc wierzę na słowo, że działanie ma zbawienne :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No jakaś telepatia :) Ja dziś też działałam z morszczynem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha a co robisz? Ja na wieczór jeszcze planuję kąpiel z morszczynem, solą i olejkiem z drzewa herbacianego - poczułam przypływ energii jak tylko słoneczko wyjrzało i aż mnie nosi, żeby sobie robić mazidła i kuracje :)

      Usuń
    2. PIŁAM :D a wieczorem też kąpiel :) niech te toksyny idą precz ode mnie :D przygotowania do soboty pełną parą :D

      Usuń
  3. :) uwielbiam zdjecia w maseczkach. :) Ja co jakis czas paplam sie w algach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pomysł, bardzo podoba mi się skład Twojej maseczki. Ja bym sobie to wszystko jeszcze zmiksowała, aby uzyskać gładką konsystencję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że można jak ktoś nie lubi się potem przez cały dzień obierać z nasionek ;)

      Usuń
    2. Ja właśnie uwielbiam ;)

      Usuń
  5. A to Ci dopiero pomysł! :D Świetny! Muszę wypróbować! :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger