DIY: Mleczko do ciała z solą magnezową
Wiedzieliście, że prędzej czy później to zrobię ;) Od kiedy poruszyłam temat magnezu wchłanianego przez skórę w recenzji balsamu magnezowego Ancient Minerals: KLIK! chodzi mi po głowie tworzenie własnych receptur na kosmetyki z magnezem. No i na pierwszy rzut, oczywiście, zrobiłam najprostszą rzecz, czyli mleczko do ciała.
Jest to przepis prosty, ale zdecydowanie nie byle jaki. W składzie mamy same najlepsze rzeczy - hydrolat głogowy zamiast wody, magnez wchłaniany przez skórę i cudowny olej z kiełków pszenicy, który genialnie ujędrnia skórę i działa przeciwstarzeniowo.
Skład na ok. 50 g mleczka:
- 20 g hydrolatu głogowego
- 20 g soli magnezowej
- 5 g oleju z kiełków pszenicy
- 5 g emulgatora SLP
- 10 kropli konserwantu FEOG
- szczypta gumy ksantanowej
Wszystkie składniki są podlinkowane bezpośrednio do sklepu, z którego pochodzą.
Sól magnezową kupiłam na Allegro, ale gdy do mnie przyszła, zorientowałam się, że jest to, nieznany mi do tej pory, sklep z półproduktami kosmetycznymi - Natura Dla Piękna.
Kilogram soli kosztował ok. 20 zł, w gratisie dostałam butelkę z atomizerem - idealną właśnie na zrobioną z soli oliwę magnezową.
Hydrolat z głogu wybrałam z uwagi na jego właściwości lekko ściągające i tonizujące. Wzmacnia on też ściany naczyń krwionośnych, więc będzie dobrym wyborem dla osób borykających się z pajączkami np. na udach. Ponadto, hydrolat głogowy znany jest ze swoich właściwości przeciwzapalnych i przeciwobrzękowych.
Pomału chciałabym też odchodzić od receptur opartych na wodzie. To proste - skoro robię kosmetyki sama, mogę napakować je substancjami aktywnymi i nie wypełniać wodą. Fazą wodną mogą być hydrolaty, napary zrobione samodzielnie w domu z suszonych ziół, a nawet żel borowinowy czy siarczkowy.
Olej z kiełków pszenicy rośnie u mnie na małego-wielkiego faworyta, o pięknym, pomarańczowym kolorze. Zawiera dużo witamin i jest dość tłusty, dlatego świetnie nadaje się do stosowania w kosmetykach do ciała. Może się okazać wybawieniem w przypadku skóry atopowej.
Wykonanie
Śmieję się zawsze, że opis wykonania moich kosmetyków trwa dłużej niż samo ich zrobienie. Na wadze stawiam zdezynfekowaną zlewkę, taruję wagę i odmierzam hydrolat, a następnie wsypuję do niego sól magnezową. Mieszam bagietką i czekam aż sól się dokładnie rozpuści.
Ten pierwszy krok to przy okazji gotowy przepis na oliwę magnezową, którą można przelać do butelki z atomizerem i stosować na ciało właśnie jak oliwkę nawilżającą. Nie zostawia ona tłustej warstwy na skórze, a jedynie to charakterystyczne wrażenie wygładzenia. Jest to też genialny sposób na uzupełnienie magnezu w organizmie.
Do oliwy magnezowej dodaję po kolei olej wraz z emulgatorem i miksuję spieniaczem do mleka. Powstanie żółciutka, dość wodnista emulsja, którą następnie zagęszczam odrobiną gumy ksantanowej. Mam na myśli dosłownie ilość na samym czubku noża, ewentualnie jedną łyżeczkę 0,05 ml.
Przepis nie zawiera wosków, dlatego nasz balsam będzie dość lekki, bardziej przypominający mleczko. Dlatego jeśli chcecie, możecie dodać więcej gumy ksantanowej, aby całość bardziej przypominała konsystencją żel - pamiętajcie jednak, że nadmiar gumy ksantanowej spowoduje iż balsam będzie klejący. Ja jednak bardzo lubię mleczka do ciała o takiej luźnej konsystencji - szybko się wchłaniające, lekkie.
UWAGA! Aby sobie sprawy ułatwić, rozpuśćcie gumę ksantanową najpierw w odrobinie pantenolu, łatwiej się rozprowadzi w balsamie.
Po zmiksowaniu wszystkiego, powstanie żółciutkie mleczko - u mnie na zdjęciu jest ono jeszcze spienione od miksowania, ale po pewnym czasie konsystencja ustala się.
Jest leciutkie, cudownie nawilżające i nastraja pozytywnie swoim kolorem... no i magnezem w składzie :) Polecam jednak uważać na skórę podrażnioną, np. po goleniu - będzie szczypać, choć po chwili wrażenie znika.
Pozdrawiam
Arsenic