Ja tam PEG-i lubię! Krótki tekst o ich potencjalnej toksyczności + wywiad z dwoma chemikami

Źródło: https://store.thinksai.com
Internety bywają miejscem niezwykle zdradliwym dla osób szukających odpowiedzi na swoje pytania. Często zamiast konkretnych faktów, wiedzy, dostać można tutaj wprost w twarz żrącymi, rakotwórczymi, mutagennymi substancjami czyhającymi na nas w oliwce hydrofilnej. Dzwonić po straż pożarną, gdy przegniemy z zakupami w Mazidla.com? Czy nie dzwonić?
Chcę odnieść się wreszcie do krążących po internetach, mrożących krew w żyłach opowieści o PEG i PPG. Szukając o nich informacji, znajdujemy głównie powielony tekst ze Snobki (KLIK!), często uzupełniony o subiektywne odczucia kolejnej osoby z głuchego telefonu. Często są to osoby bez podstawowej wiedzy chemicznej i dowiadujemy się dzięki nim np., że PEG-i trują zawsze i wszędzie. 
Zdaje się, że po prostu przeżywamy - dzięki blogom kosmetycznym - coś w rodzaju średniowiecza chemicznego. Liczę na szybki renesans, bo naprawdę... ciężko jest.
Nagle ludziska odkrywają, że życie dookoła to w istocie sama chemia, więc demonizują ją ile wlezie, idą w stronę Natury, a tam... też chemia! :P 
O glikolu propylenowym przeczytacie tutaj: KLIK! Dziewczyna ujęła temat bardzo sensownie i rzetelnie, mogę śmiało się podpisać pod jej opinią.


Chcąc więc napisać rzetelny tekst o kontrowersyjnych substancjach, które są mi znane z wykładów na uczelni a także z życia mazidłomaniaczki - bo przecież glyceryl cocoate, używany przeze mnie do tworzenia kosmetyków, to nic innego jak PEG-7 - zasięgnęłam opinii dwóch osób o wykształceniu chemicznym, posiadających znacznie większe doświadczenie i wiedzę z zakresu chemii technicznej, praktycznej, a nie tylko teoretycznej, ode mnie. 

Mowa tutaj o mojej ciotce, Elżbiecie, która przez wiele lat była głównym technologiem Polmosu, zna się na wielu procesach technologicznych, ma ogromne doświadczenie, chemię uwielbia od dziecka i chyba po niej mam ten gen odpowiedzialny za sympatię do tej dziedziny nauki.
Drugą osobą jest dr Mirosław Dworniczak, autor Bloga Starego Chemika (i przy okazji też autor kilku książek na temat e-papierosów), który z racji swojego zawodu i zainteresowań ma całkiem sporo do powiedzenia na temat PEG i PPG.

I ja ich oboje zapytałam o te nieszczęsne PEG-i, o te zanieczyszczenia eterem, o sens naszych obaw. To tak, żebyście nie czuli, że ja sobie coś wymyślę i ustanawiam na tej podstawie jakieś nowe prawo w przyrodzie czy chemii. Że próbuję obalać cokolwiek, bo zjadłam wszystkie rozumy albo bardzo chcę, żeby było tak, jak ja sobie wymyślę. Nie. Na tym blogu nie fantazjuję, przedstawiam rzeczywistość bio- i chemiczną taką, jaka jest.

We wspomnianym artykule PEG-i zostały przedstawione jako substancje mogące potencjalnie zaszkodzić naszemu zdrowiu, nawet prowadząc do raka. Dodatkowo, autorka artykułu sugeruje ich chemiczne, laboratoryjne pochodzenie. Zalecenie jest takie, aby w miarę możliwości tych substancji unikać. 
Artykuł został skopiowany już dobrych paręset razy i jego treść straszy dosłownie wszędzie w internecie, gdzie jest choćby najmniejsza wzmianka o PEG, bez słowa dodatkowego komentarza. 
Stoi to w sprzeczności z asortymentem wszelkiej maści sklepów z półproduktami kosmetycznymi, oferującymi same naturalne i zdrowe składniki. Średnio rozgarnięty człowiek zorientuje się, czytając opisy choćby emulgatorów, że znienawidzone PEG-i atakują również tam. O co więc chodzi? Jak to połączyć? Owszem, PEG-i zostały oficjalnie wyklęte z kręgu kosmetyków naturalnych, ale czy naprawdę oznacza to od razu, że są złe?
Tutaj straszą rakiem, tam z kolei przeczytać można, że spoko, że nawilżają, że świetne emulgatory i emolienty... No więc? Kto kłamie?

Zapraszam na krótki wywiad z chemikami:

Arsenic: Czy w ogóle prawdą jest, że PEG-i są produkowane przy udziale tych toksycznych związków?

Stary ChemikTak, są z nich produkowane.

ElżbietaTo, że są produkowane przy udziale szkodliwych związków o niczym jeszcze nie świadczy. Najważniejsza jest końcowa czystość. Na pewno wiesz, że różne preparaty mogą mieć różną czystość chemiczną: T - techniczny , CZ – czysty , Czda – czysty do analizy i chyba jest jeszcze czysty do chromatografii i spektroskopii. Oczywiście, najmniej, śladowe ilości mają te Czda i do chromatografii.


Arsenic: Czy faktycznie PEG-8 - przykładowo - powinien być przez nas unikany ze względu na możliwość zanieczyszczenia go etylenoksydem i dioksanem, co może być przyczyną powstawania raka?

Stary ChemikPani Aleksandro - życie samo w sobie MOŻE być przyczyną powstawania raka."Etylenoksyd" czyli po polsku tlenek etylenu jest gazem i tak naprawdę w PEG są tylko śladowe ilości. Dioksan nie jest z kolei aż tak szkodliwy, jak się usiłuje tu czy ówdzie pisać. Co śmieszniejsze (dla mnie) często mylony jest z dioksynami, a to tak jakby pomylić fotel bujany z elektrycznym.


Arsenic: Czy faktycznie należy się bać tych zanieczyszczeń?

Stary ChemikNa pewno nie takich.

ArsenicZgodnie ze standardami UE, kupując PEG-8 na stronie: http://naturalissa.pl/pl/p/PEG-400-glikol-polietylenowy/168 powinnam mieć pewność, że kupuję produkt czysty, prawda?

Stary ChemikTak, oczywiście. Jeśli spełnia wymogi farmakopei, jest OK. Jeśli jakość związku jest oznaczona jako Ph.Eur. (czy tez USP), to znaczy, ze musi spełniać ustalone normy jakości.

Arsenic: I wreszcie - jeśli faktycznie PEG-i mogą być zanieczyszczone, to w jakim stopniu faktycznie grozi to naszemu zdrowiu?

Stary ChemikSzczerze? W żadnym. Co zaś do zanieczyszczeń - idę o zakład, że znajdę tlenek etylenu, dioksan czy dowolny inny związek organiczny nawet w wodzie mineralnej. Analiza chemiczna poczyniła wielkie postępy. :)

ElżbietaJeśli kupujesz PEGi na stronie internetowej, to informacja o czystości jest tylko deklaracją.W ślad za tym, razem z zakupionym produktem, powinnaś dostać dokument od producenta. Normę Zakładową lub dokument pn. Warunki techniczne. Nie robią łaski. W tym dokumencie będziesz miała wypisane zanieczyszczenia i w jakiej ilości występują. Wtedy byłoby w porządku i miałabyś pewność, że ten produkt jest bezpieczny. Napisz do nich niech Ci wyślą, albo zmień dostawcę. To nic strasznego, to formalność. Do Polmosu też zgłaszali się odbiorcy i przesyłałam im takie dokumenty. Dostawca ma obowiązek mieć dokumenty od producenta, bo bez tego nie ma prawa sprzedawać.

Arsenic: Czy powinnam natychmiast zadzwonić po straż pożarną aby wynieśli moje zapasy emulgatorów w bezpieczne miejsce, w którym je zutylizują bez szkody dla przyrody i bez narażenia własnego życia? ;)

Stary Chemik:) Jestem ciekawy ich reakcji.

Na koniec Stary Chemik dodaje to, co powtarzam jak mantrę: zwracać uwagę na jakość surowców (a to oznacza przeczytanie choćby opisu danego surowca na stronie sklepu, w którym go kupujemy! Albo, jak słusznie radzi moja ciotka - no napiszże do sklepu jednego czy drugiego, poproś o Normę Zakładową danej substancji), nie kupować z niewiadomego źródła, byle taniej. 

Nawiasem mówiąc, napisałam w tej sprawie do dwóch sklepów - do Naturalissy właśnie i do Mazideł. Na odpowiedź tego pierwszego sklepu nadal czekam - napisałam w czwartek.
Mazidła odpowiedziały następnego dnia rano - dostałam od nich wszystkie informacje na temat PEG-7, bo o ten związek konkretnie pytałam. A więc dokument zwany Fact Sheet, w którym dostajemy podstawowe informacje - czym jest ten związek, jakie są jego właściwości, jak stosować. 
Drugim dokumentem jest MSDS (Material Safety Data Sheet), w którym mamy już wszystko: od sposobu postępowania gdy dostanie się do oczu, poprzez sposoby ochrony osobistej, takie jak rękawiczki czy okulary, maseczki, poprzez dane fizykochemiczne danej substancji (temp. wrzenia, gęstość, zapach, itp), aż po toksyczność - i tutaj mamy wylistowane również zanieczyszczenia. 

Nie konsultowałam tego ze Starym Chemikiem, ale moja ciotka twierdzi, że zanieczyszczenia 1,4 dioksanem <100 ppm; a tlenkiem etylenu <10 ppm (kolejno: 0,01 % i 0,001 %, "ppm" czyli parts per milion) to jednak nie są śladowe ilości. Trudno jednak gdybać, jeśli się nie zna polskiej normy, czyli maksymalnych stężeń tych zanieczyszczeń, dozwolonych w Polsce. Jeśli ktoś z Was posiada takie informacje - proszę o sygnał, pomożecie :) Uprzejmie proszę nie wpadać w panikę, nie siać jej w internetach, dopóki informacja nie znajdzie sensownego wyjaśnienia. Nie życzę sobie aby mój blog był źródłem jakiegokolwiek zamieszania związanego ze sklepem Mazidla czy sprzedawanymi przez nim PEG-ami.
Cóż, jeśli faktycznie jest to dużo, można po prostu zmienić dostawcę i do każdego kolejnego pisać z prośbą o dostarczenie MSDS - i porównywać otrzymane dane z pozostałymi. Większość tych półproduktów jest sprowadzana zza granicy i prawdopodobnie spełniają one normy tamtych krajów - chciałabym wierzyć jednak, że skoro przechodzą przez naszą granicę, spełniają również nasze normy. A może się mylę?

Dodatkowo, dioksan nie ma działania genotoksycznego. Nie kumuluje się w organizmie i jest szybko metabolizowany. Śladowe ilości dioksanu, jakie mogą się znajdować w kosmetykach nie stanowią ryzyka dla zdrowia. Potwierdziła to m.in. amerykańska Food and Drug Administration. Ponadto, badania absorpcji przeznaskórkowej wykazały, że dioksan bardzo szybko odparowuje z powierzchni skóry, więc możliwość przedostania się dioksanu do organizmu po aplikacji kosmetyku jest znikoma.
Poza tym - gdybyśmy byli tacy delikatni, pierwszy nasz kontakt z papierosem, który zapalił mieszkaniec Berlina, wydmuchując dym w kierunku wschodnim - zabiłby nas na miejscu.

Trudno jest mi pisać do absolutnie wszystkich sklepów oferujących PEG-i, ale jeśli Wy to zrobicie, wklejcie mi odpowiedź od innych sklepów w komentarzach pod tym postem.

Skoro robimy kosmetyki dla siebie sami, oznacza to iż dobra jakość i dobry skład są dla nas ważne, prawda? W przeciwnym razie po co się wysilać, skoro w Rossmannie są kremy po parę złotych, a w nich nie tylko PEG-i ale i cała garść związków niekoniecznie może toksycznych i mutagennych, ale też niekoniecznie luksusowych. Ot, trójglicerydy zamiast zimnotłoczonego oleju sacha inchi czy ozokeryt zamiast wosku pszczelego. Nie szkodzą, ale nie o to chodzi w samoróbkach, żeby odtworzyć kremy Garnier jak najmniejszym kosztem, tylko żeby stworzyć sobie coś luksusowego za relatywnie niską cenę, w porównaniu z takim, dajmy na to, La Mer.


Źródło: http://naturalnaja.blogspot.com/2012_11_01_archive.html
Dlaczego w takim razie kampanie reklamowe znanych firm kosmetycznych, produkujących kosmetyki eko i naturalne, kręcą się wokół hasła "0% parabenów, 0% PEG..." itp? Ponieważ same tego, moje kochane, chcemy. Chcecie. Od tego firmy mają marketingowców,czyli speców od sprzedaży, aby sprzedaż rosła. Jeśli wyżej wymieniony artykuł zrobił taką karierę w internetach, to uwierzcie - spece od sprzedaży to wychwycili i wiedzą już, że chętniej kupimy kosmetyki, na których jest napisane, iż znienawidzonych PEG-ów w nich nie ma, i w związku z tym te kosmetyki nie trują. 
Zwróćcie jednak uwagę, że PEG-i (tak jak i parabeny czy SLS!) trzeba czymś zastąpić. Zwykle zmiana dotyczy wyłącznie nazwy związku - tak jak to było w słynnym przypadku pewnego szmaponu ziołowego, którego skład - rzekomo pod wpływem opinii blogerów - został uszczuplony o SLS... a w istocie detergent ten zastąpiono SMS o identycznym numerze CAS, a więc w istocie nie zmieniono niczego. Nie zmieniono ni-cze-go, powtarzam, poza sprzedażą, która zapewne po tym zabiegu czysto marketingowym, wzrosła.


Źródło: http://kosmetykitomagia.blogspot.com/2014/08/oliwka-topa-mamusie-z-brzusiem.html
A parabeny? Czy nie jest trochę tak, że wyrzekając się ich, dostajemy w zamian inne konserwanty, które z definicji nie są związkami ani łagodnymi ani przyjaznymi dla skóry? Pisałam o konserwantach tutaj, polecam: KLIK!
Parabeny są jednymi z bodaj najlepiej przebadanych konserwantów na świecie - właśnie z powodu tej paniki, jaką sami siejemy. A tak poza tym - jemy je codziennie. To, że ich nie ma na etykiecie produktu spożywczego oznacza tylko i wyłącznie, że producent nie musi ich tam umieszczać. A nie, że ich tam nie ma.

PEG-i są pochodzenia chemicznego. Oczywiście, że są. Jak wszystko na tym świecie - wiecie, matematycy będą cisnęli Wam gadkę, że wszystko jest matematyką i da się policzyć, historycy - że historia zatacza koło i wszystko jest historią, a ja uparcie twierdzę, że wszystko jest chemią. :)
A tak poważnie - yay, żyjemy w XXI wieku i posiadamy laboratoria, w których produkujemy substancje niemożliwe do wyprodukowania dwieście lat temu, dzięki czemu mamy lepsze i tańsze kosmetyki! :) To nie jest, wiecie, coś a la Mordor z tysiącami brudnych orków mordującymi elfy i wróżki dla kropli, nie wiem, czegoś zajefajnego do wciągania. 




Źródło: http://lego.wikia.com/wiki/Mordor_Orc
Decydowanie o tym, co w istocie jest lub nie jest pochodzenia naturalnego już dawno przestało być prostym procesem. Taki glyceryl cocoate (PEG-7) jest otrzymywany z oleju kokosowego i gliceryny. Czy to wystarcza aby nazwać go naturalnym? Odnoszę wrażenie, że to sprawa wielce subiektywna, ale tak, jest on określany jako związek pochodzenia naturalnego. Mimo, że ten olej kokosowy i gliceryna nie są mieszane świętym palcem szamana w mithrylowym kotle pod rozgwieżdżonym niebem, w efekcie czego powstaje PEG-7. Związek ten powstaje w laboratorium, w wyniku reakcji zwanej oksyetylenowaniem (co oznacza ni mniej, ni więcej jak przyłączenie tlenu [oxygen] oraz grupy etylowej do alkoholi czy fenoli), podobnie jak i na wskroś naturalne olejki eteryczne otrzymujemy w laboratorium metodą chemiczną, zwaną destylacją. 

Coraz częściej myślę, że zamiast przedstawiać swój blog jako ten poświęcony pielęgnacji naturalnej, powinnam pisać iż chodzi tu bardziej o pielęgnację świadomą. I tego się trzymajmy. Ja tam PEG-i lubię. PEG-7 to najlepszy emulgator do oliwek hydrofilnych, a PEG-8 jest świetny do tworzenia peelingu z kwasem salicylowym. 

(A w ogóle, od kiedy Snobka czy inny Onet są źródłami wiarygodnych informacji, wartych uwagi czy paniki?)

*EDIT 18.09.2014: Czytelnik o nicku Zaciekawiony napisał pod tym postem ciekawy komentarz, który - jak myślę - wniesie sporo do tekstu. Przewidując, że spora część z Was nie dociera z lekturą aż do komentarzy (wątpię, czy faktycznie choć połowa nie zasypia już w połowie tekstu :P), poprosiłam go o możliwość wklejenia jego wypowiedzi tutaj:


"O proszę. Rzadko blogi kosmetyczne przeprowadzają głębszy research, więc jestem mile zaskoczony. Zabrakło mi tylko pewnego biochemicznego aspektu - ja na przykład napisałbym, że źródłem paniki może być mylenie glikolu propylenowego z etylenowym, który będąc składnikiem płynów przeciw zamarzaniu jest też bardzo toksyczny. Wytłumaczyłbym że glikol etylenowy od propylenowego różni się dość istotnie, tak jak metanol od etanolu a więc jednym węglem, a także tym do czego jest metabolizowany - etylenowy do kwasu szczawiowego, który wypłukuje wapń i uszkadza nerki, natomiast propylenowy do kwasu pirogronowego, będącego elementem cyklu Krebsa, a zatem substancją nie tylko występującą w organizmie ale też mu potrzebną. Co do poliglikolu propylenowego, wyjaśniłbym, że składa się z na tyle długich łańcuchów o własnościach lipofobowych, że nie przenika przez skórę, oraz że gdyby dostał się do organizmu, byłby rozbity na pojedyncze cząsteczki glikolu a te utlenione do nieszkodliwego pirogronianu. To by chyba uspokoiło wszystkich wątpiących."

Pozdrawiam
Arsenic

21 komentarzy:

  1. Tak, tak, tak, tak. Nie dajmy się zwariować. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tam jakoś nie zwracam szczególnej uwagi na te całe PEG-i. Zwracam uwagę raczej na to, co wiem, że w widoczny sposób szkodzi mojej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo, ale to bardzo rozsądny post:P
    Wiesz, przyznam szczerze, że sama wpadłam właśnie w pętlę takiego eco (a może pseudo eco) myślenia, jednak też niedawno zaczęłam dochodzić do pewnych wniosków... o których tutaj piszesz... tak naprawdę naturalne to może być wyłącznie to, co sami zasadzimy i wyhodujemy, wiedząc na jakiej ziemi i czym karmimy i z tego wymieszamy swój tonik np...;)
    mam kilka produktów i z PEG-ami, i z parabenami i nigdy się ich specjalnie nie bałam, choć nie specjalnie lubię...
    Wychodzę z założenia, że im mniej, tym lepiej... to trochę na zasadzie, jak w diecie... wolę jeść więcej owoców i warzyw, które no nie oszukujmy się też są nafaszerowane chemią prawdopodobnie, bo nie uprawiam takowych sama, niż zajadać się chipsami czy jakimiś batonami z niewiadomą ilością E... i innych dziwactw...
    Albo wolę z tych "chemicznych" (niestety nie mam także dostępu do gospodarzy wiejskich etc.) sama wycisnąć sok, niż kupować słynne Kubusie...
    I podobnie z kosmetykami, wolę sięgać po te nieco "zdrowsze", bo w długofalowym użyciu powinnam wyjść na tym lepiej, co nie znaczy, że czasem nie sięgnę po tego sztucznego batona, choć też częściej (choćby z rozsądku) sięgam po jakiegoś typu granola;)
    Dlatego ani się nigdy nigdy nie bałam PEG-ów, choć faktycznie nie do końca ciągle wiemy, jak to z nimi jest (jestem bardzo ciekawa, jak się temat rozwinie), ani jakoś nie demonizowałam... ale staram się mimo wszystko unikać - na zasadzie jak opisałam wyżej:)
    Jednak to jakby mój wybór, a zdecydowanie ważniejsza jest ŚWIADOMOŚĆ, jak piszesz - o której ja wspominam w Mojej misji:)...

    "Poza tym -
    gdybyśmy byli tacy delikatni, pierwszy nasz kontakt z papierosem, który
    zapalił mieszkaniec Berlina, wydmuchując dym w kierunku wschodnim -
    zabiłby nas na miejscu." - hahaha dokładnie...

    pozdrawiam serdecznie
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię takie posty :)
    Hehe, a o snobce pierszy raz slyszę :D może to i dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem bardzo ciekawa, jak to dalej będzie z tym poziomem zanieczyszczenia tych produktów. Czekam, aż ktoś lepiej poinformowany się odezwie, tym bardziej, że ciocia sama przyznała, że śladowe ilości to nie są. Jednak fajnie, że podchodzisz do tego tematu w ten sposób. Trochę to przypomina nagonkę na gluten, który zdrowemu człowiekowi zupełnie krzywdy nie robi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę monitorowała temat i jeśli dowiem się czegoś pewnego - uaktualnię ten post i powiadomię o tym na moim FB. Póki co - po prostu nie ma co panikować i jak to Patrycja Pieguska poniżej napisała: umiar i równowaga a będzie dobrze :)
    Gluten! Mój Boże, ten temat robi się naprawdę popularny. Na wszelkie pytania, dlaczego nie jestem na diecie bezglutenowej odpowiadam niewzruszenie, że heroina również nie zawiera glutenu a mimo wszystko jej nie wciągam tylko dlatego, że jest modna. Co innego chorzy na celiakię - im życzę wielu lat w zdrowiu i z dala od glutenu, ale bez przesady... zdrowym ludziom krzywdy on nie wyrządza aż takiej, jaką mu się przypisuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze :) Zerkam tam coraz rzadziej, mało jest tam naprawdę wartościowych artykułów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę w takim razie bacznie obserwować FB, bo naprawdę temat interesujący, fajnie by było rozwiać w końcu wszelkie wątpliwości.
    Genialne porównanie z tą heroiną :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam osobę, która - chyba mogę powiedzieć, że postrzega sprawy podobnie do nas - właśnie z tego powodu nie jada w ogóle warzyw ani owoców. Zero. Wszystkie są przesiąknięte ołowiem i pestycydami, więc nie warto sobie dodatkowo szkodzić... Myślę, że chcąc uniknąć zanieczyszczeń, trzeba by wycofać się kompletnie z życia w cywilizacji, ale tak jak mówisz - w każdej sytuacji można znaleźć sposób na to, aby żyć tak jak się chce, jeść to, co nam nie szkodzi i używać takich kosmetyków (co wydaje mi się w tym wszystkim jeszcze najłatwiejsze), które będą czyste. Wszystko jest kwestią tylko i wyłącznie świadomości - chęć zmiany przychodzi wraz z nią :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki temu jesteś zdrowsza... psychicznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ola, genialny wpis! Jestem za tym, byś wprowadziła notki o chemii dla opornych ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny wpis! Dziękuję za głos rozsądku :) Jak nie SLS (który jest w składzie może kilku szamponów sprzedawanych w Pl, reszta ma SLES) to silikony, jak nie silikony to parabeny... Ostatnio czytałam kolejne narzekania: jak to możliwe, że eko-kosmetyki mają w składzie alkohol! To skandal! Powinny być bez alkoholu, bez parabenów, bez konserwantów! I pewnie jeszcze mieć termin przydatności do użycia dłuższy niż rok ;)

    Mieszkam w Krakowie, codziennie wdycham chyba całą tablicę Mendelejewa, więc panika przed odrobiną koniecznej i bezpiecznej dla człowieka chemii wydaje mi się absurdalna. Gdy tylko mogę, stosuję oleje, hydrolaty i inne cudownie uniwersalne preparaty pochodzenia naturalnego, ale błogosławię konserwanty, dzięki którym mam pewność, że w kremie nie zalęgnie się nowa cywilizacja nawet jeśli nie będzie przechowywany w lodówce i kosmetyki bez grama naturalnych ekstraktów, ratujące mnie gdy wszystko inne podrażnia. Zresztą bez tej okropnej chemii w lekach na astmę w ogóle bym nie funkcjonowała.

    OdpowiedzUsuń
  13. hah to co ta osoba jada?
    chętnie też bym uniknęła tego dziadostwa... no ale to co można jeść? Na węglowodanach samych nie ujadę, np. domowe chlebki tylko i makarony:P - raz, że lubię owoce i warzywa, dwa - na takiej diecie to bym chyba była kwadratowa...;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Generalnie, ta osoba żywi się całkiem standardowo - myślę, że teoria o trujących warzywach służy maskowaniu faktu, iż warzyw po prostu nie lubi ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. ahahaha rozumiem:)
    no to spokojnie pozostanę przy tych niestety nie do końca "czystych" owocach i warzywach.. z grzeszkami oczywiście, a jakże;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hahaha ile razy ja już na blogu pisałam, że wszystko co nas otacza to chemia - sami jesteśmy jedną, wielką potężną chemiczną materią. Nagle tylko to co pochodzenia roślinnego wchodzi w grę, a to co wytworzone w laboratorium to zło wcielone, a przecież czasami tą "naturą" można sobie niezłą krzywdę zrobić. Nota bene - ropa to przecież produkt pochodzenia naturalnego, a tak niektórzy krzyczą na parafinę :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny post, takie najbardziej lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja też chętnie poczytam o tym glutenie, bo nie mialam pojęcia ze jest na niego nagonka :D chyba w jakiejś norze żyję :D

    OdpowiedzUsuń
  19. A to może napiszę pokrótce na ten temat bo wydaje mi się, że w przypadku glutenu również zaczynają narastać legendy.... a wszystko po to, by producenci mieli kolejny sposób na wyciągnięcie kasy z nas.

    OdpowiedzUsuń
  20. Chciałabym Cię widzieć częściej w komentarzach u mnie :)
    Czy mogę tekst uzupełnić o Twój wpis? Nie każdy dociera z lekturą aż do komentarzy a może kogoś to zaciekawi ;)
    Nawiasem mówiąc, kwas pirogronowy jest też stosowany w kosmetyce, choć w mojej opinii powinien być dostępny jedynie dla profesjonalistów - bardzo łatwo nim o frost, jeśli się nie ma wprawy.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger