Kosmetyki z Maroka: wonne masła do ciała
Przed napisaniem tego postu posmarowałam sobie dłonie masłem o zapachu zielonej herbaty. Bardzo przypadł mi ten zapach do gustu i teraz z każdym ruchem palców unosi się on znad klawiatury, sprawiając że pisze mi się przyjemniej.
Nie, żeby to był autentyczny zapach zielonej herbaty - pachnie to raczej jak perfumy z nutą zieloną. Ale i tak jest to całkiem przyjemny aromat, którym z przyjemnością się otulam.
Niestety, nie mogę tego powiedzieć o drugim maśle - jego piżmowy zapach jest dla mnie zbyt słodki i mdły. Znów - tak jakby zapach był jedynie perfumeryjną inspiracją na temat.
Co nie zmienia faktu, że mam zamiar to masło zużyć gdy tylko wykończę to z zieloną herbatą i zaraz Wam powiem, jak zmienię jego zapach na bardziej mi odpowiadający.
Ale o czym mowa w ogóle? Na kilku blogach już się te produkty pojawiły, widziałam kilka recenzji. Oba masła pochodzą z nowego sklepu z kosmetykami naturalnymi - Kosmetyki z Maroka.
Wszystkie kosmetyki z tego sklepu (tak, będzie ich więcej) przyszły tak pięknie opakowane, że nie miałam serca ich z tego wyłuskiwać. Przyjemnie jest dostać od sklepu tak pięknie zapakowane kosmetyki, ktoś w to włożył sporo czasu i już sam pomysł zasługuje na uznanie. Miło, naprawdę miło. Jak paczka skarbów z krainy baśni :)
Masła te mają niezwykle proste składy, czym natychmiast mnie ujęły. W obu przypadkach mamy tu masło shea, witaminę E i związek zapachowy.
Masło z zieloną herbatą zawiera dodatkowo olej arganowy, natomiast masło piżmowe ma w składzie olej z awokado. I to wszystko.
Prosto i skutecznie. Sama bym robiła takie masła, a i inne moje znajome blogerki nieraz parały się wytwórstwem podobnych mazideł - jak choćby Patrycja: KLIK!
Ja jednak nie jestem fanką masła shea rafinowanego, choć rozumiem jego zalety - jest gładsze od surowego, nie ma tych charakterystycznych grudek, nie ma też zapachu przez co można mu nadać swój dowolny zapach, który będzie się utrzymywał długo. Niestety, rafinacja pozbawia oleje większości cennych związków, dlatego wolę cierpliwie poczekać aż się grudki roztopią na mojej skórze, a i do naturalnego zapachu masła shea przywykłam i go lubię.
Gdybym to ja robiła takie masła, pewnie też użyłabym olejków eterycznych zamiast związków chemicznych do nadania im zapachu. Olejki eteryczne mają dodatkowe walory zdrowotne i kosmetyczne, czym zapachy kosmetyczne pochwalić się nie mogą. Trudno jest mi też ocenić po krótkim i lakonicznym słowie "parfum" cóż to za parfum? Ile związków kryje się pod tą nazwą i jakiego są pochodzenia?
Nie narzekam jednak, te masła są świetne i pokocha je każda sucha czy wiotka skóra. Trzeba jedynie nauczyć się jak je stosować, aby nie skończyć opakowania już po pierwszym razie próbując wetrzeć kosmetyk w suchą skórę.
W opakowaniu dostajemy 100 gramów produktu i mogłoby się wydawać, że to wcale nie jest tak dużo. Masło jest bardzo gęste i zapomnijcie o wszystkich masłach, jakie znacie z drogerii, nawet o tak gęstym maśle jak to: KLIK! Tutaj mamy do czynienia z czystymi olejami, w czym jedno ma konsystencję bardzo zwartą w temperaturze pokojowej.
Z pewnością nie zda egzaminu próba rozsmarowania tego masła na suchej skórze. Można w ten sposób zużyć całe opakowanie na jedną aplikację i mieć komfort jak po kąpieli w smalcu.
Zastanawiałam się nad tym, czy jeszcze tych masełek nie przetopić dodając nieco więcej oleju arganowego lub żelu hialuronowego i niewykluczone, że tak zrobię z drugim masłem, tym piżmowym. Jednak dzięki spektakularnej akcji pewnej firmy promującej balsam pod prysznic wpadłam na pomysł wypróbowania możliwości tych maseł właśnie pod prysznicem. Po umyciu biorę moją Kessę: KLIK! i z jej pomocą rozprowadzam cieniutką warstewkę masła na skórze, wcierając je w nią tak, że skóra chętnie je przyjmuje i nie ma mowy o żadnej tłustej, smalcowej powłoczce.
Pod wpływem gorąca masło lekko się topi ułatwiając cały proces, a skóra jest w ten sposób i nawilżona, gdyż zamykamy pod płaszczykiem tłuszczu wilgoć, i chroniona przed utratą tej wilgoci z pomocą masła. Bardzo Wam polecam ten sposób, po wyjściu spod prysznica nie wycieram się już ręcznikiem, bo nie ma potrzeby. A skóra jest niewiarygodnie miękka, jędrna, pobudzona i gładka. Cudo. I ten stan utrzymuje się przez cały czas do kolejnego prysznica :)
To jest genialny sposób na pojędrnienie skóry i ochronę przed wysuszeniem. Dziękuję specom ze znanej firmy za przypomnienie jak bardzo kocham oleje i masła stosowane pod prysznicem :)

Szczerze mówiąc, już się tego nie mogę doczekać. Nie wiem, czy robić DIY z tego procesu? Będzie to banalnie proste, ale sama jestem ciekawa efektów. Czy nie chcecie, bo wolicie coś ambitniejszego? :)
Masła te są zaskakująco dobre w swej prostocie. Widzę na stronie sklepu, że kuszą przeróżnymi zapachami - wanilia z pomarańczą, poziomka, wiśnia, róża i jogurt... 100 gramów takiego masła kosztuje 17 zł, bardzo tanio. Chcąc wyprodukować sobie takie masło samemu nie ma co liczyć na mniejszy wydatek.
I coś dla koneserów zielonej herbaty - w japońskiej restauracji Kaze na ul. Batorego 1a w Krakowie można zjeść przepyszne lody z zielonej herbaty. Polecam, wymiatają! :)
Miłego dnia
Arsenic