Ochrona przeciwsłoneczna 2013
Dziś jak na złość słońce się schowało i od rana leje deszcz - akurat gdy pomyślałam o temacie dzisiejszego wpisu na blogu.
Temat nie jest byle jaki i myślę, że warto przyjrzeć się mu dokładniej - tak też zrobię w przypadku filtrów, które lubię bardzo i używam ich od dłuższego czasu. Przyjdzie na nich pora i napiszę osobne posty.
Dziś chciałam spojrzeć ogólniej nieco na wszystkie mazidła z filtrami, jakich używam obecnie. Jest ich bowiem znacznie więcej niż zazwyczaj - jestem na etapie eksplorowania rynku pod tym kątem.
Tak, wciąż, po tylu latach używania filtrów.
Nie będę się dziś rozwodziła nad szkodliwością promieniowania UV, ani nad sensem czy bezsensen stosowania filtrów. Nie mam też dziś zamiaru straszyć konsekwencjami - zarówno używania jak i kompletnego olewania ochrony - jest to temat zbyt obszerny, aby mógł się pomieścić w małym, szybkim przeglądzie aktualnej pielęgnacji przeciwsłonecznej. Ugryzę ten temat kiedy indziej, bo wiem że uwielbiacie czytać moje notatki z wykładów... ;)
Czego więc używam, aby rozpad moich włókien kolagenowych w skórze nie postępował zbyt szybko?
Po pierwsze: UV Protection Base ze sklepu Kolorowka.com
Pisałam o niej obszerniej tutaj: KLIK! W tamtym poście podałam również kilka sposobów na jej wykorzystanie - zerknijcie, to bardzo, że tak powiem, życiowe porady.
Ostatnio dodałam ją również do swojego kremu do rąk - bo niby czemu nie? Jakoś na rynku nie zauważyłam zbyt wielu... właściwie to chyba ani jednego, kremu do rąk z jakimkolwiek filtrem.
A tak się składa, że skóra na dłoniach jest dość cienka i wrażliwa, łatwo też na niej o przebarwienia - więc się chronię.
I właśnie za to tę bazę uwielbiam - za łatwość stosowania, ot, wsypuję, mieszam i mam krem z filtrem. A także za to, ze mogę jej dodać do każdego kremu/masła/balsamu, do jakiego chcę.
Dokładne proporcje są podane na stronie sklepu - zerknijcie i poczytajcie, jeśli nie wiecie ile bazy należy dodać aby osiągnąć konkretny faktor.
Po drugie: Anthelios XL lekki fluid z La Roche Posay SPF 50
Jest to moje n-te opakowanie, będę do niego wracała z prostej przyczyny: działa i nie szkodzi. Jest drogi jak cholera, ale warto polować na okazje. Ja swój kupiłam w promocji z wodą termalną, która fantastycznie nadaje się do stapiania minerałów ze skórą. Podkład mineralny potraktowany taką mgiełką przechodzi całkowicie w tryb stealth.
Anthelios bieli, ale nie tłuści - są to wady, z którymi da się żyć. Ja już dawno zrezygnowałam z noszenia pełnego makijażu podczas upałów - zwykle ogranicza się on do nałożenia filtra, który następnie "okraszam" Primerem z Kolorówki (jednym z dwóch ulubionych: Satin lub Glow), do tego maluję rzęsy i jestem gotowa. Nie bawię się w korektory, ciężkie podkłady, róż czy pomadki - jest to mój moment, kiedy jeszcze nie straszę w miarę naturalnym wyglądem, więc z tego korzystam. Korzysta także moja cera.
Anthelios bieli dość konkretnie, uwidacznia się to także na mojej dość jasnej cerze, ale z tego co się orientuję jest dostępna wersja lekko zabarwiona na cielisty odcień beżu, co może się sprawdzić i ukryć bielenie spowodowane zawartością TiO2. Nie próbowałam go jeszcze, bo z dwojga złego wolę bielenie niż przyciemnianie twarzy - a jest to wysoce prawdopodobne biorąc pod uwagę orientację producentów w kwestii kolorystyki cer mieszkanek Europy.
Anthelios też nie tłuści, jest dość suchy i lekki - a to, niestety, wcale nie jest tak wspaniałą zaletą gdy się używa podkładu mineralnego. Od razu mówię - minerały się z tym filtrem nie polubiły jakoś szczególnie, dlatego w ogóle odpuściłam próby ich zeswatania.
Po trzecie: Nuxe, Écran Prodigieux SPF 30
Kosmetyk mam od kochanej Aliny znanej szerzej jako The Curly Gal, która wie dobrze, że filtrów u mnie nigdy za wiele i podsunęła mi coś, co sama uwielbia i chętnie stosuje.
Filtr ten urzekł mnie przede wszystkim sposobem, w jaki wydobywa z minerałów jeszcze więcej "tocosia". Nie bieli, zostawia dość tłustą powłokę, przez co minerały "siedzą" grzecznie na miejscu i wyglądają fenomenalnie na skórze. Mimo tej tłustawej powłoki jednak nie mam uczucia zapacykowania skóry - jest lekki i nie obciąża jej.
W przeciwieństwie do Antheliosa, który nie pachnie niczym, ma też charakterystyczny i mocny, ale dość przyjemny zapach. Nie jest on absolutnie powodem łzawienia czy nagłej lawiny kataru, jak to było w przypadku stosowania filtrów z Organicum Sun na twarz - jest łagodny.
Konsystencję ma niezwykle lekką, lejącą. Trzeba wprawy, aby wylać na dłoń odpowiednią dawkę i następnie ją szybko i energicznie wklepać w skórę.
Polecam osobom z trzema tagami: lubiących się lub nie mających niczego przeciwko silikonom na twarzy; nie potrzebujących ekstremalnie wysokiej ochrony; preferujących kolorówkę mineralną, gdyż podkłady mineralne na tym filtrze trzymają się i wyglądają wspaniale.
Po czwarte: Eco Cosmetics, krem na słońce SPF 50
Krem ten jest absolutną nowością w mojej kosmetyczce. Uwzględniłam go na tej liście głównie po to, aby zasygnalizować Wam, że zaczynam go używać i możecie spodziewać się obszerniejszej opinii o nim za jakiś czas. Prawdopodobnie po "urlopie", który - mam nadzieję - niebawem mnie zaskoczy.
Filtr ten dostałam od sklepu Organeo i jest pierwszym tego typu produktem u mnie, który:
- jest kremem tonującym, a więc w odcieniach beżu
- ma w składzie 100% substancji pochodzenia naturalnego i certyfikat Ecocert
Do tej pory nie zwracałam na to uwagi kupując filtry - zwykłe lenistwo połączone z ekonomiczną stroną mocy, tak mi się przynajmniej wydawało. A tu się okazuje, że można. Filtr ten kosztuje 90 zł/ 75 ml - pojemność o połowę większa niż w przypadku Antheliosa, cenowo wychodzi na to samo.
Trochę obawiałam się tego opisu na stronie sklepu mówiącego, iż krem jest w odcieniach brązu. Otóż nie ma tragedii, krem ma delikatny, bardzo jasny odcień chłodnego beżu. Da radę nawet na bardzo jasnych cerach.
Tłuści w podobnym stopniu co Nuxe, spodziewam się więc że minerały bardzo się z nim polubią. Ale więcej o tym kremie napiszę, gdy go wrzucę na głęboką wodę i zobaczę czy daje radę - staram się nie obiecywać sobie zbyt wiele, choć przyznaję, że byłoby mi miło móc wrócić do filtra z naturalnymi składnikami.
Po piąte: Stary, dobry Rossman i jego Sun Ozon do ciała SPF 30
Śmiejcie się, pewnie - Arsenic, ekomaniaczka i w ogóle a tu rossmanowy kosmetyk do ciała. No i właśnie, że tak! Kupiłam go pierwszy raz, ale wcześniej do ochrony ciała też nie używałam bardziej porywających składów. Ma być tanio, dużo i dość dobrze, ciekawa więc jestem jak się sprawdzi ten typ. Miałyście te mleczka?
Na razie nie planuję wakacji na Teneryfie, więc do biegania po mieście 30-tka mi w zupełności wystarczy, tym bardziej że smaruję się dość często. Nie zależy mi na tym, aby całe ciało chronić w ultrawysokim stopniu, zależy mi wyłacznie na tym, aby ograniczyć "przypalanie" miejsc strategicznych, a więc w moim przypadku: ramion, barków, dekoltu i stóp. I te miejsca smaruję w ciągu dnia najczęściej. Reszta ciała i tak się nie opali, smaruję więc tylko po to, aby te resztki melaniny miały jakąkolwiek pomoc w odbijaniu promieniowania.
Dam znać czy mleczko daje radę. A już w żadne hydrokompleksy 24 h na pewno nie uwierzę.
Po szóste: zaskoczenie roku: Avon SUN, Anti Aging face cream SPF 50, PA +++
Krem dostałam od mamy, która się para Avonem i co pewien czas podsyła mi różne takie. Początkowo kręciłam nosem, bo Avon i filtry - jassssne. No ale jak widzicie na zdjęciu, tubka jest już zmaltretowana, kremu zostało niewiele - czyli Ola go zmęczyła. A nawet w pewnym stopniu polubiła.
Krem jest bardzo tłusty i gęsty - i takie lubię, bo minerały, tak, znów minerały! A poza tym - ja nie wiem, czy to tylko moje odchylenie, czy Wy też tak macie - jeśli filtr jest zbyt lekki lub się nie uwidacznia na skórze, ja mam wrażenie, że moja skóra jest chroniona słabiej. Powiedzcie, że też tak macie, bo mi głupio teraz.
Nie bieli i ma wyjątkowo łagodny, delikatny zapach. Konsystencja pozwala na dokładne rozprowadzenie go po skórze i wklepanie odpowiedniej ilości. Niestety, fakt że jest tak gęsty skutkuje niską wydajnością. Dla porównania - Antheliosa mam od kwietnia i zostało mi pół opakowania. Ten krem mam od miesiąca i jest na wyczerpaniu. No, oczywiście, że różnią się ceną, ale jednak...
Stosuję go najczęściej w te dni, gdy potrzebuję konkretnej ochrony ale jednocześnie mam chęć na pełny makijaż. Trzyma się świetnie z minerałami, nic nie spływa, nic się nie roluje.
Nie polubią go na bank osoby twardo używające podkładów płynnych latem - albo trzeba będzie iść na kompromis w kwestii ilości, albo liczyć się ze spłynięciem tapety po 30 minutach.
Gdy go skończę, zastąpię go kremem z Eco Cosmetics - mam nadzieję, że udanie. Choć wcale nie twierdzę, że do niego nie wrócę. Na pewno skład ma straszliwy i w ogóle - Avon, ale nic nie poradzę. Zdarza mi się też czasami zjeść całą tabliczkę czekolady i nie czuć wyrzutów sumienia. :)
Tak się prezentuje mój sztab bodyguardów ultrafioletowych obecnie. Zmienia się to dość prędko, jednak stałymi punktami zawsze są Anthelios i UV Protection Base z Kolorówki z uwagi na jakość i wygodę stosowania.
A tak z zupełnie innej beczki - zwróćcie uwagę na nowy znak wodny na moich zdjęciach, będę wdzięczna za opinię. Dla porównania wrzuciłam stare zdjęcie bazy z Kolorówki, ze starym znakiem wodnym. Jak się podoba? Zostawić/zmienić?
Mam nadzieję, że te słoneczne zdjęcia i tematyka wpisu Wam dziś nieco rozjaśniły dzień, w Krakowie dziś mamy nieciekawie...
Trzymajcie się ciepło
Arsenic
14:04
Avon
,
filtr przeciwsłoneczny
,
Kolorowka.com
,
La Roche Posay
,
Nuxe
,
organeo
,
pielęgnacja
,
Rossmann
