Dlaczego nie było bombowo? Krótki post o musowaniu



Niektóre z Was pewnie przeczuwają już, czytając mnie od pewnego czasu, że ja gadżeciarą nie jestem. Nie jaram się uroczymi pierdółkami do makijażu, limitowanymi seriami ani bibelotami na toaletce. Te wszystkie gadżety określamy wspólnie z moim Mężczyzną mianem: FAJANS! I regularnie zmiatamy do kosza.


Podobnie ma się sprawa z gadżetami do kąpieli typu bomby czy inne pączki. Żeby było jasne - podobają mi się, uważam, że są słodkie i urocze. Ale dla mnie mają one bardziej wartość prezentową niż użytkową, a już na pewno nie chciałoby mi się babrać z robieniem kuli do kąpieli przez pół dnia, żeby pomoczyć się w pomarańczowej wodzie przez 15 minut. 

Obawiam się, że mam przynajmniej jednego Niemca (Albo przynajmniej Ślązaka...) wśród przodków, bo zdecydowanie mam  ten silny gen pragmatyzmu, mocną potrzebę przerostu treści nad formą ;) Jak to kiedyś podsumowała zgrabnie Italiana (wracaj już z tego Teksasu!): kosmetyki dla mnie mogą być nawet w słoiku po ogórkach.




Dlatego bardzo fajnie, bardzo się cieszę, że sklep Aromatella.pl obdarował nas na Wakacyjnym Spotkaniu Blogerek bombami do kąpieli i granulkami zapachowymi do kominka (fajna rzecz, nie brudzi a pachnie :D) - bo mogłam wreszcie, malkontent, przekonać się osobiście skąd ten szał na bomby. 




No i tak jak przypuszczałam, szału w moim przypadku nie było. Bomba była tak śliczna, że żal mi ją było wrzucać do wody. 
Po wrzuceniu musowała przez pięć minut, zrobiła mi pomarańczową wodę, która ładnie pachniała i tyle. Pomoczywszy swe ciało przez 15 minut, wyszłam i spuściłam aromaty, i paproszki do Wisły.

Gadżeciary! Apel do Was, wyjaśnijcie mi proszę o co chodzi? Skąd szał na bomby i inne cuda-wianki na kiju? To takie fajne jest? Ja tam widzę więcej sensu w dosypaniu sobie do wanny soli z Iwonicza czy innej Rabki. 

Niestety, nie powiem Wam, jak się konkretnie nazywała moja bomba, bo zerwałam opakowanie zanim się nim zainteresowałam. Pachniało tak, jak wyglądało :)
Z tego co widzę, w sklepie Aromatella jest mnóstwo przeróżnych bajerów do kąpieli, w tym także pączki wyglądające tak, że się je chce zjeść, czy przeuroczy granat do kąpieli dla mężczyzn. Pomysłowe. 




Podstawową wadą takich bomb dla mnie jest ich cena, a robiąc je samodzielnie - ilość czasu i pracy włożona w ich produkcję, niewspółmiernie większa od przyjemności używania. 
Chcąc sobie robić taką kąpiel regularnie, musiałabym wydać okrągłą sumkę, która nijak nie jest usprawiedliwiona nawet składem tego kosmetyku. A skład jest bardzo przyjemny - naturalne olejki eteryczne, masła kakaowe i shea, czy proteiny mleka... Naprawdę spoko, jak na produkt, który z powodzeniem można zrobić wyłącznie ze sztucznych i tańszych składników: ot, soda, barwniki i aromaty.

Ale tak jak pisałam wcześniej - miło jest dać komuś tak piękny prezent, ale używać codziennie by mi się nie chciało i jednak sięgnęłabym po cudnie pachnącą sól z Rabki lub jakiś cudowny olejek do kąpieli. 

Dla zainteresowanych wyrobem tego typu cudeniek, na blogu Smyka jest przepis na musujący, marcepanowy proszek do kąpieli: KLIK!
Natomiast kule i babeczki do kąpieli Smyk zrobiła w ten sposób: KLIK!

Miłego dnia!
Arsenic
Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger