Mleczna mgiełka od Pat&Rub


Ohoho... to się nazywa duża ilość czasu na wyrobienie sobie opinii o produkcie. Mleczną mgiełkę Pat&Rub dostałam bowiem w sierpniu na Częstochowskim Spotkaniu Blogerek i od tamtego czasu, niespiesznie, nieregularnie jej używam. I gdy tylko Pani Marta z Pat&Rub wyciągnęła mgiełki i zaczęła nam o nich opowiadać, skojarzyły mi się one z mgiełkami z Avon, których używałam dwieście lat temu. W sumie - zastosowanie to samo, tylko skład nieco inny. Od kosmetyków Avon nie można się spodziewać dobrych składników, mają jedynie pachnieć. 

W mgiełce z Pat&Rub poza miłym zapachem dostajemy porządną porcję nawilżenia dla skóry.
Mgiełki to temat bardzo lekki i letni, dlatego zdaję sobie sprawę, że opowiadam o niej trochę nie w porę. Ale natchnęło mnie dziś aby o niej napisać, bo zauważyłam, że siedząc w mocno ogrzewanym pomieszczeniu ostatnio chętnie do niej wracam i dość często się za jej pomocą odświeżam.

W butelce o pojemności 125 ml z atomizerem dostajemy zapach cytryny i żurawiny zaklęte w mlecznej mgle. Brzmi bajkowo? No i jest. Zapach jest bardzo intensywny, ale niestety nie tworzy wokół mnie aury delikatnej woni. Zaaplikowana na nagą skórę utrzymuje się na niej długo, ale trzeba przytknąć nos do tej skóry aby zapach wyczuć.
Zapach nie jest zresztą skomplikowany - ot, cytryna lekko zabarwiona żurawiną. Miły, prosty, może się szybko znudzić po pierwszym silnym zachwycie.

Co ciekawe, mgiełka rzeczywiście nawilża, w przeciwieństwie do mgiełek - no niech już będzie to porównanie, skoro sama tak zaczęłam - z Avon, które potrafiły nieźle skórę wysuszyć. To naprawdę dobra wiadomość dla umęczonej upałem czy nadmiernym ogrzewaniem skóry. Latem, zaryzykowałabym stwierdzenie, może się sprawdzić nawet zamiast balsamu po prysznicu. Szczególnie, jeśli mamy skórę z natury dość tłustą i nie lubimy się smarować. 


Ale jest jeden mały problem, Houston. Otóż z relacji koleżanek ze spotkania wiem, że mgiełka ta może powodować pieczenie i zaczerwienienie skóry. Do tego stopnia, że wyglądało to jak oparzenie, na szczęście objaw był krótkotrwały. Jednak wyobrażam sobie, że osoby z takimi objawami mniej chętnie będą stosowały tę mgiełkę na całe ciało.


Pani Marta na spotkaniu wspomniała, że te mleczne mgielki - w przeciwieństwie do hydrolatowych, czyli "wodnych" - lepiej jest stosować albo na zakryte części ciała (w sensie - nie wystawiać na działanie promieni słonecznych, czyli dekolt odpada) albo wprost na ubranie, rezygnując z właściwości nawilżających.


U mnie do wspomnianej reakcji zapalnej nie dochodzi, nawet do końca nie wiem czy czuję ciepło po zaaplikowaniu mgiełki. W większym stężeniu - mmmmoże tak. Ale rzadko. Taki ze mnie mało wrażliwy typ. Dlatego śmiało stosuję mgiełkę gdzie i kiedy chcę, choć pamiętam, że i tak latem unikałam psikania się nią tuż przed wyjściem na słońce. Promieniowanie UV i chemikalia - nawet najnaturalniejsze - to słabe połączenie. Nigdy nie wiadomo co z czym się nie polubi.


Skład INCI mlecznej mgiełki:
Skład spisałam z opakowania, gdyż różni się od tego znajdującego się na stronie producenta



  • Aqua - woda 
  • Aloe Barbadensis Leaf Juice  - sok z aloesu
  • Betaine  - betaina, nawilża
  • Sunflower Fatty Acids Polyglyceryl-3 Esters Citrate (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil  - mieszanina kwasów tłuszczowych, estrów gliceryny i oleju słonecznikowego. Mówiąc krócej - emulgator, całkiem zresztą naturalny
  • Glycerin - gliceryna
  • Isoamyl Laurate  - laurynian izoamylu, poprawia rozsmarowywalność, pozostawia jedwabiste uczucie na skórze
  • Argania Spinosa Kernel Oil  - olej arganowy
  • Bentonite  - bentonit, minerał. Wygładza, odtłuszcza, oczyszcza i zwęża pory, wchłania nadmiar tłuszczu i obumarłe komórki naskórka
  • Benzyl alcohol  - alkohol benzylowy, konserwant
  • Dehydroacetic Acid  - Kwas Dehydrooctowy, identyczny z naturalnym konserwant
  • Xanthan Gum  - guma ksantanowa, zagęstnik
  • Sodium Phytate  - sól sodowa kwasu fitowego, związek chelatujący
  • Parfum - związki zapachowe
  • Citral  - Cytral. Alifatyczny aldehyd terpenowy. Imituje zapach cytryny. Znajduje się na liście potencjalnych alergenów
  • Geraniol - Geraniol. Nienasycony alkohol alifatyczny z grupy terpenów. Imituje zapach pelargonii. Znajduje się na liście potencjalnych alergenów.
  • Linalool - Linalol. Nienasycony alkohol alifatyczny z grupy terpenów. Imituje zapach konwalii. Znajduje się na liście potencjalnych alergenów.
  • Citronellol - Cytronellol. Alifatyczny alkohol terpenowy. Imituje zapach róży i geranium. Znajduje się na liście potencjalnych alergenów.
  • D-Limonene - Limonen. Jednopierścieniowy weglowodór terpenowy. Imituje zapach skórki cytrynowej. Znajduje się na liście potencjalnych alergenów.

Tym razem nie doczepię się do limonenowego ogonka w składzie, bo mgiełka ma pachnieć. Szkoda, że nie pachnie olejkami eterycznymi, ale trudno. Mamy wyciąg z olejków w zamian. Niektórych mogą te związki podrażniać, innym może nie podejść zapach - życie.

Co mi się podoba to naturalny emulgator, olej arganowy, betaina i sok z aloesu w składzie. I gliceryna. Ta mgiełka naprawdę może pięknie pielęgnować skórę, jeśli ta tylko zareaguje dobrze na dużą ilość aloesu - to on bowiem może być przyczyną zaczerwienionej skóry. W dużych stężeniach aloesu to normalny objaw, który powinen minąć po paru chwilach.

Mleczna mgiełka rewitalizująca kosztuje 45 zł. Używana w sposób euforyczny i histeryczny wystarcza na jedno użycie - odkręcić, wylać na siebie, utopić się w zapachu. Ale jeśli psiukacie się raz na jakiś czas chcąc się odświeżyć, ewentualnie poratować suchą skórę na przedramionach czy łydkach - jest bardzo wydajna. U mnie po 4-5 miesiącach nadal zostaje resztka mgiełki na dnie.


Mleczne mgiełki to zupełnie co innego niż mgiełki wodne tej samej marki. Te drugie to po prostu hydrolaty z odrobiną glukonolaktonu i konserwantu. Dają fajny, naturalny zapach lecz nie mają aż tak bogatych właściwości nawilżających. I można je bezpiecznie stosować na skórę również latem, w słońcu.... choć nadal zastanawiam się, czy krople wilgoci na skórze + słońce to dobra droga ;)

No, w każdym razie te wodne mgiełki bardziej nadają się do rozpylania na twarz, zaś mleczne - na ciało.

Macie? Znacie?

Ściskam,
Arsenic

8 komentarzy:

  1. muszę w tym roku przetestować coś z tej firmy ;) strasznie mnie kusi!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. NIe umiem obyć się bez mgiełki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. sorry, ale co to znaczy "psiukać"? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. nigdy nie stosowałam mgiełek, najwyższa pora zacząć
    jeszcze taj z innej beczki czarne mydło powaliło moją skórę na kolana... o ile skóra ma kolana :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mgiełka czeka na swoją kolej:) Zimą stawiam na treściwe masła, ponieważ borykam się z problemem suchej skóry. Trochę przeraża mnie woń tego produktu. Swego czasu używałam balsamu do rąk z trawą cytrynową. Jego zapach okropnie mnie drażnił. Nie przepadam za tak intensywnymi kompozycjami.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja się nie polubiłam z nią, ale zauważyłam, że kosmetyki P&R są chyba za dobre do mojej skóry ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam ją, uwielbiam za piękny zapach. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger