Tym razem niczego nie trzeba robić, bo są gotowe: rozświetlające pigmenty z Kolorowka.com


Pigmenty mineralne, które Wam tutaj często pokazuję w przepisach na różne mazidełka, są tak naprawdę kosmetykami gotowymi do użycia. Jako cień, róż, rozświetlacz. Jako akcent w makijażu i puder do obsypania ramion, dekoltu...
Dziś pokażę Wam kilka takich pigmentów ze sklepu 
Kolorowka.com,  które można po prostu wsypać do słoiczka, słoiczek wrzucić do kosmetyczki i używać ich praktycznie do wszystkiego. 
Ostatnio, przeglądając kolorówkę w drogerii Pigment, złapałam się na myśli, że owszem, te wszystkie palety w dzikich kolorach, te pigmenty duochrome dające, dosłownie, podwójny chrom na skórze, są przepiękne i serce wraz z portfelem się rwą do nich.
A potem, rano, robiąc makijaż, sięgam po stare, dobre, sprawdzone, ukochane, delikatne, subtelnie rozświetlające pigmenty mineralne ze sklepu Kolorowka.com. I jednym palcem załatwiam kwestię cienia do powiek, rozświetlacza i pudru z drobinkami do ciała, gdy akurat nie mam ochoty stosować moich olejków rozświetlających.



Sięgamy więc po pigmenty:


...i sprawdzamy, jak można je wykorzystać do upiększenia się. Tak zupełnie bez kombinowania.


Silver Sparks



Nazwa tego pigmentu doskonale oddaje jego charakter, mamy tutaj dokładnie to: srebrzyste iskry. Silver Sparks jest bardziej transparentny niż pozostałe prezentowane tutaj pigmenty. Innymi słowy - nie bieli skóry, lecz pokrywa ją miliardem iskrzących, srebrnych i diamentowych drobin.
Z tego powodu też jest to pigment, który jest w zasadzie gotowym pudrem rozświetlającym do dekoltu i ramion. Oraz do twarzy, jeśli ktoś lubi taki efekt. Nie oceniam.

Jak to zrobić? Wysypać odrobinę Silver Sparks na dłoń, wziąć duży, szeroki pędzel do pudru i umoczyć go w pigmencie, po czym omieść nim obojczyki i ramiona.
Tak, będzie się trochę sypał; tak, cała sukienka będzie w drobinkach, ale NIE BĘDZIE bielił np. czarnych ubrań. Aby nieco wzmocnić efekt i zatrzymać pigment na dłużej na skórze, polecam przed aplikacją zastosować starą, dobrą i chyba już zapomnianą metodę: balsam do ciała. Na dekolt i ramiona.

Można też po prostu dosypać sobie saszetkę tego pigmentu do butelki balsamu, uzyskując podobny efekt, ale już, już, cichnę, miało nie być żadnego DIY dzisiaj. :)

Silver Sparks jest poza tym też bardzo wdzięcznym pigmentem do zupełnie klasycznego zastosowania, tj. w makijażu oczu. Fantastycznie się sprawdza jako wykończenie starego, dobrego i może już nudnawego smokey eye w każdym kolorze. Nadaje mu w ten sposób nieco frywolnego, imprezowego charakteru. 


24 Karat Gold



24 Karat Gold to właściwie to samo, co Silver Sparks... tylko w tonacji złotej. :)
Z tego powodu więc polecam go osobom o ciepłym typie kolorystycznym, no i, rzecz jasna, każdemu innemu, kto lubi złoto w makijażu. 
Mamy tutaj miliardy lśniących żywym złotem drobin w półtransparentnej bazie. Oznacza to, że po aplikacji na skórę, pigment ten rozświetli ją bez efektu odcięcia na brzegach. Można więc zupełnie nie przejmować się techniką ani miejscem nakładania. 
Czy to będą szczyty kości policzkowych, wystające obojczyki, czy szyja i jeden cycek bardziej, to i tak w efekcie dostajemy miliardy lśniących żywym złotem drobin, a nie taflę, która na przedramieniu nie zrobi takiego wrażenia, jak tafla na obojczyku. 

Najładniej będzie się prezentował na opalonej skórze, którą te złote gwiazdki upiększą jeszcze bardziej. Technika nakładania tego pigmentu jest taka sama jak poprzedniego - to jest gotowy puder rozświetlający, wystarczy umoczyć w nim duży, puszysty pędzel do pudru i działać. 

Proponuję też - zwłaszcza blondynkom i rudzielcom - nadmiar tego pigmentu z pędzla strzepnąć na rozpuszczone włosy i lekko wetrzeć. Pigment doda włosom blasku i jest bezproblemowy, ponieważ zmywa się przy pierwszym myciu.


Ivory






Ten pigment to nowość w sklepie i prezentuję go Wam tutaj z prawdziwą przyjemnością. A przede wszystkim, Ivory pojawia się tutaj z dedykacją dla wszystkich fanek delikatesów, subtelności i lekkości w makijażu.
Jest to gotowy cień do powiek w kolorze cielistego, dość jasnego, różanego beżu. Pod odpowiednim kątem, ujawnia te różane, nieco ciemniejsze tony, ale wciąż pozostając bardzo łagodnym i bez odjazdów w kontrowersyjne odcienie.



Bardzo dobrze przylega do skóry, choć - oczywiście - chcąc utrzymać makijaż w ryzach na dłuższy czas, polecam aplikować go na ulubioną bazę do cieni. No, trzeba czymś ten cień skleić - czy to pigment mineralny, czy cień z paletki.
Można go nałożyć na całą powiekę, albo tylko w wewnętrzne kąciki, aby je rozświetlić. Dobrze też sprawdza się nałożony cienką warstwą na wcześniej wykonany, kolorowy makijaż - rozświetla go i ożywia.




Tak! To jest idealny, gotowy rozświetlacz dający taflę blasku bez dużej ilości wyróżniających się drobin. Bez zbędnego kombinowania, wystarczy nabrać go pędzlem (lub paluchem, jak to niektórzy lubią :P) i nałożyć tak, jak zwykle nakładamy rozświetlacz.
Przyznam, że brakowało mi takiego właśnie pigmentu w naturalnym, stonowanym odcieniu jasnego beżu i bez dużych, lśniących drobin. Takiego, który można od razu włączyć do codziennego makijażu. Ivory to właśnie ten pigment, który zastępuje mi teraz nieodżałowany Moon Light, i po który sięgam z jeszcze zaklejonymi snem powiekami. Nie zastanawiam się rano nad tym, czy to będzie dobry wybór - bo będzie! A po południu, po kawie okazuje się, że owszem, wygląda świetnie. Bez niespodzianek i bez potrzeby zaciągania kredytu.
Bardzo polecam, to jest ten właśnie skromniaczek detronizujący wszystkie najdziksze pigmenty duochrome mieniące się fuksją i ultramaryną, których w zasadzie nigdy nie nosimy na powiekach.

Apricot




I dla kontrastu, prezentuję Wam nieco zwariowany Apricot. Ponownie - nazwa mówi bardzo dużo o naturze tego pigmentu. Otóż jest to dokładnie taka morela,  która dojrzewała w pełnym słońcu, z jedną fałdką skrytą pod liściem. W efekcie otrzymujemy miks barw: czerwieni, pomarańczu, żółci, złota, a może nawet aksamitnego różu i zadziornej miedzi. Wszystko mocno lśniące, przylegające do skóry i bez dużych, "brokatowych" drobin.

Wbrew pozorom, jest to pigment, który również polecam do codziennego makijażu - ale osobom o zdecydowanie ciepłej kolorystyce. Apricot fantastycznie podkreśla opaloną na brąz skórę, orzechowe lub zielone oczy i złote piegi. 

Dodatkowo, ma jeszcze jedną, bardzo przyjemną cechę: otóż nałożony w większej ilości na klejącą, porządną bazę (np. jako cień do powiek), będzie miał bardzo intensywny kolor i blask. Natomiast nałożony cieńszą warstwą, np. puchatym pędzlem, sprawdzi się fenomenalnie jako gotowy puder rozświetlający. Nada skórze efekt blasku, dobrego nawilżenia, "boskiej poświaty", jak to lubi prychać jedna z moich umiłowanych znajomych, ale bez dużych, osypujących się drobin. Będzie na tej skórze wówczas niewidoczny, dając obserwatorom powód do zastanawiania się nad tym "jak ona to robi".



Obejrzyjcie te pigmenty na innych zdjęciach. Niezwykle ciężko jest (o ile w ogóle jest to możliwe!) uchwycić wszystkie niuanse pigmentów na jednej, statycznej fotografii. Dlatego robię im wiele zdjęć w różnych ujęciach, wprowadzając może trochę zamieszania. 
Nieraz mnie pytacie, czy to jest ten sam pigment, bo przecież na dwóch zdjęciach swatche nieraz różnią się między sobą tak bardzo. 
Ale taki jest właśnie charakter pigmentów mineralnych - one nie są płaskie i martwe, ale igrają ze światłem, opalizują kolorami. Są jak dobre wino lub dobre perfumy (i dobry black metal :P) - trudno te doznania opisać jednym zdaniem, jednym zdjęciem, nie obrażając jednocześnie ich całej złożonej natury. 
Polecam gorąco zerknąć czasem na mój Instagram, gdzie czasem przychodzą takie dni, gdy z uporem maniaka wrzucam kolejne swatche moich ulubionych pigmentów. Macie w ten sposób bezcenne porównanie ich wyglądu w różnych ujęciach i oświetleniu. A w stories czasem pojawiają się nawet szybkie rozdania, ale ciiii...! ;)

Dla tych, którzy jednak bez DIY nie zdzierżą...


Ta, post bez DIY na moim blogu, jasne. ;)
Ale dzisiaj będzie szybko, łatwo i przyjemnie, ponieważ stworzymy sobie luksusowy, rozświetlający puder do ciała, a do tego perfumowany tym, co tygryski lubią najbardziej. Działamy!

Co będzie potrzebne?


Jako bazę dla mojego pudru wybrałam jedwab Superfine, bo chcę, żeby to było coś ekstra. Puder jedwabny zawiera białka: serycynę i fibroinę, dzięki którym skóra jest odżywiona i traci mniej wody w procesie TEWL. 
A poza tym, z przyczyn czysto praktycznych: puder jedwabny nadaje (ha!) skórze jedwabiste wykończenie, wygładza ją i jednocześnie jest zupełnie na niej niewidoczny, tj. nie bieli. A poza tym pochłania też pewną ilość promieniowania UV, więc jest to naturalny wybór przy tego typu produkcie - zwłaszcza, że będzie stosowany głównie latem, na odkrytą skórę. 

Jeśli chodzi o pigmenty - wybrałam te dwa, ponieważ najbardziej mi odpowiadają kolorystycznie. Ivory daje piękną, różano-cielistą, rozświetlającą bazę, a dzięki Silver Sparks skóra w słońcu mieni się diamentami.
Efekt jest bardzo podobny jak to miało miejsce w przypadku moich olejków rozświetlających... Tyle, że puder się nie klei, co w upale jest cechą bezcenną.




 Możecie jednak użyć dowolnych pigmentów - zarówno pojedynczych kolorów, jak i ich kombinacji. Naprawdę wiele pigmentów, po dodaniu do pudru bazowego, wydelikaca się i zmienia w subtelny rozświetlacz. Wszystko też zależy od koloru Waszej skóry. W przypadku osób opalonych, o ciemnej karnacji, lub czarnoskórych, nawet pigmenty Shimmer Tan, Tropic Bronze, czy Caramel mogą dać na skórze zaskakująco piękne efekty.
Wszystko jest więc kwestią dobrego doboru kolorów. 
A jeśli nie umiecie w kolory, lub Wam się nie chce - wybierzcie po prostu taki pigment, który Wam się najbardziej podoba! To ma być przyjemność, a nie żmudne doktoryzowanie się.

Jak wykonać luksusowy, perfumowany puder rozświetlający do ciała?

Pudru jedwabnego zasadniczo nie powinno się miksować, ponieważ może stracić swoje właściwości gdy zostanie przegrzany - a o to w młynku do kawy czy moździerzu jest łatwo. Nie ma jednak innego, równie skutecznego sposobu, aby wprowadzić do pudru... perfumy.
Albo więc rezygnujemy z perfum, albo wkładamy do młynka porcję pudru jedwabnego, na to kroplę ulubionych perfum i miksujemy krótko - po 1, 2 sekundy. Dajemy chwilę składnikom "odpocząć", po czym znów wciskamy przycisk na 1, 2 sekundy, nie dłużej. 
Powtarzamy czynność dwu- lub trzykrotnie, więcej nie ma potrzeby. Przed otwarciem młynka odczekujemy chwilę, aby pył opadł. 

Oto mamy naszą pachnącą bazę, którą teraz przesypujemy ostrożnie do czystego woreczka strunowego. Dodajemy tam również wybrane pigmenty, zamykamy woreczek szczelnie i delikatnie przesypujemy i rozcieramy zawartość. 
Dlaczego nie miksujemy pigmentów w młynku? Ponieważ stracą swój blask, a o ten blask nam przecież głównie chodzi w tym produkcie! 

Po dokładnym wymieszaniu wszystkich składników, nasz puder jest gotowy. Przesypujemy go do pudełka z sitkiem, zabezpieczamy puszkiem i cieszymy się, że już niebawem będziemy oślepiać wszystkich mijanych ludzi blaskiem naszej skóry.


Perfumy wybieramy wedle własnego gustu, jednak z własnego doświadczenia wiem, że w tego typu produktach najlepiej sprawdzają się perfumy w olejku. Ja wybrałam Bent Al Ezz Hana od Rasasi, bo to ciepły, fajny zapach, sprawdzony już w letnich bojach. Wiem, że mnie nie uczula w kontakcie ze słońcem.
W przypadku klasycznych wód perfumowanych może się okazać, że po pewnym czasie zapach się ulotni z pudru. Olejki są zdecydowanie trwalsze w tego typu kosmetykach.

Uff! Pochwalcie się efektami, gdy ukręcicie swój puder rozświetlający!

Pozdrawiam serdecznie,
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger