Paloma Picasso
Mam wielką słabość do perfum z nutą szyprową. Być może słabość ta wykrystalizowała się u mnie pod wpływem klimatu Sycylii, za którym tęsknię ostatnio coraz częściej, a może dlatego, że na tle europejskich, nijakich, unisexowych zapachów, Paloma Picasso (jak i zdecydowana większość… o ile nie wszystkie perfumy arabskie!) pachnie jak Monica Bellucci z ciastem opartym o biust i z lekko zsuniętym, koronkowym ramiączkiem.
Po serii wykończonych próbek,
wreszcie stałam się szczęśliwą posiadaczką pełnego flakonu,
wraz z balsamem do ciała do pary. Balsam zresztą zaskoczył mnie
dość pozytywnie, bo spodziewając się parafinowego koszmarku,
który pachnie ledwie odległym echem tego, co we flakonie, dostałam
fantastycznie, mocno, intensywnie „palomowy” kosmetyk nawilżający
do ciała. Uwielbiam smarować się nim po wieczornym prysznicu i
kłaść się taka pachnąca do łóżka. Skóra pachnie nim jeszcze
rano!
Cóż, parafinowy jest i jego skład,
ogólnie rzecz biorąc, nie powala jakością – ale konia z rzędem
temu, kto nigdy nie był zadowolony z balsamu do ciała z takim sobie
składem. Balsam ten bardziej przypomina gęste mleczko, wspaniale
nawilża skórę i nie przeciąża jej.
Paloma Picasso to jeden z tych
zapachów, który będzie w sam raz zarówno teraz jak i za lat
piętnaście. Niesie konkretną informację i raczej nie nadaje się
dla wrażliwych romantyczek szukających przyjaciela.
Zapach ten powstał w 1984 roku –
kolejny dowód na to, że można stworzyć piękny, ponadczasowy
zapach, który po wielu, wielu latach nadal będzie mówił to samo:
jesteś silna, jesteś piękna, jesteś kobietą w 200%, rozpuść
włosy, uśmiechnij się i działaj.
Początkowo może odrzucać lekko
wyczuwalna, mydlana woń. Ja – przyznaję – poczułam ją dopiero
po długich miesiącach testowania i wzbudziła we mnie skojarzenie z
kobietą kreowaną przez nieśmiertelne Chanel No 5. A przecież to
dwa kompletnie różne światy. Cóż, mydełko jest tylko jednym
motylkiem, który ulatuje błyskawicznie, zastąpiony przez świeże,
kwitnące w upale kwiaty.
Zapach ten bardzo mnie relaksuje,
przywołuje wspomnienie ciemnobordowych piwonii kwitnących na
działce babci, jak również mocnego, sycylijskiego słońca, w
którym wszystkie kolory wydawały się bardziej soczyste. Przypomina
mi również, jak niesamowite wrażenie na mnie zrobił kwitnący sad
pomarańczowy, te setki kwitnących drzewek, których intensywny
zapach czuć było w całej okolicy.
Noszę go ostatnio codziennie, wszelkie
inne zapachy zostały chwilowo odsunięte na dalszy plan – sycę
się neroli, jaśminem, bergamotką i kolendrą.
Zestaw balsam 200 ml + woda perfumowana
50 ml dostać można w Perfumy Perfumeria.pl: TUTAJ!
Ściskam i pozdrawiam
Arsenic
Ściskam i pozdrawiam
Arsenic
Nie powiem, brzmi całkiem nieźle :)
OdpowiedzUsuńNeroli kocham, ostatnio oszalałam na punkcie jaśminu- nie wiem jak inne składowe by do mnie przemówiły, ale połowa tego zapachu już mi się podoba :P
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam neroli, a ten zapach ma dokładnie taki charakterek :)
OdpowiedzUsuńślepym trafem udało mi się dziś powąchać - piękne, ale na mnie tego gorąca świeżych kwiatów w ogóle nie czuć, to już te w wazonie - chłodne, dostojne, "podziwiaj mnie".
OdpowiedzUsuńHa, widzisz - na każdym inaczej. U mnie ten zapach odczarował wiosnę, spryskałam nimi kwiecistą apaszkę i tak mnie niosą...
OdpowiedzUsuń