Al Haramain Batoul - mroczny kolega Marjana. Tak, jest to wpis o perfumach.


Któregoś dnia w grupie perfumowej admin rzucił pytanie pod dyskusję: "Czego NIE szukasz w perfumach?", na które ja, durna, odpowiedziałam: "Zbieractwa i uzależnienia".
Po czym siadłam i zaczęłam przeglądać nuty zapachowe kolejnych perfum w olejku w jednej z perfumerii internetowych. A potem zobaczyłam, że jest wśród nich olejek o nazwie Marjan, a moja ręka go klika dodając do koszyka...



Ale dziś nie o Marjanie, kupionym wyłącznie dla nazwy. Otóż Marjan nie przybył przecież sam, zwłaszcza że udało mi się wydusić z towarzystwa perfumowego kod zniżkowy w tej perfumerii. Mając więc już Marjana utulonego w płaczu, ukołysanego w koszyku, zaczęłam się rozglądać i trafiłam na obiecujący spis nut w olejku Batoul:


Głowa:
jaśmin, kwiat pomarańczy, szafran, tytoń


Serce:
agar, drzewo gwajakowe, drzewo sandałowe, paczuli


Podstawa:
bursztyn, drzewo cedrowe, kadzidło, piżmo



Pomna pozytywnych doświadczeń z tytoniem w kultowym już zapachu Nashwah od Rasasi, postanowiłam zignorować (ta, ta, jasne, sama sobie to perwersyjnie robię!) obecność jaśminu i liczyć mocno na kadzidło, kwiat pomarańczy, paczulę i agar. 
Tymczasem spis nut na fragrze prezentuje się nieco inaczej i od razu po wciągnięciu pierwszego zefiru do nosa, przypomniał mi się skórzano-szafranowy zapach Azza ze Swiss Arabian. Nic innego jak poskrzypująca coraz mocniej skóra, rozgrzana prawie do granicy zdarcia naskórka, do tego lekki szafran i wszystko wygasające na chłodnej, kamiennej, zakurzonej posadzce. 

W Batoul dodatkowo mamy jakiś niemożliwie nieprzyzwoity brudek i trochę kwiatów, które szybko ustępują chłodnemu kurzowi z posadzki. I ten kadzidlany kurz wymieszany z wonią starego drewna i tym złośliwie brudnym jaśminem dogasającym na poskrzypującej cicho skórze... No, fajnie, Marjan, że wpadłeś. I ty, ten trzeci z kompanii, też, nawet nie pamiętam Twojej nazwy. Ale my tu z Batoul jesteśmy już zajęci. 


Siedziałam z nosem wciśniętym w zgięcie w łokciu do wieczora, wdychając ten zapach. Zmienia się, oczywiście. Kwiaty gdzieś tam zostają, zdeptane, przy samym wejściu. Wanilia jest tylko echem, Batoul jest smolisty, gęsty, ciemny i tylko spójrzcie, jak na nas spogląda.


Jak na perfumy w olejku przystało, również i tutaj dostajemy moc porażającą a trwałość... I tak nikt mi nie wierzy, gdy mówię, że zapach się wżera w skórę nawet na kilka dni. "To Ty się nie myjesz?!" - pytają, a ja nie mam już mądrej odpowiedzi na to. 

Opakowanie. Tak, wiem. Mam z nimi relację podobną do tej, którą dzielę od lat z jaśminem. Zawsze jest to jakaś bazarowa atrakcja na naszych spotkaniach perfumowych, gdy rozkładam się z moim "kącikiem arabskim", kapiącym od złotej farbki i plastiku. A potem się okazuje, że ze szklanej pipety spływa na skórę zapach tak dobry...! 


Fanom: 

  • przykurzonej, "piwnicznej" paczuli,
  • nut drzewnych i dymnych,
  • kadzidłowców wyrywających z butów,
  • nut skórzanych, gasnących długo, godzinami aż do zamszu,
  • wyważonej słodyczy...
  • ...oraz macek, mroku i black metalu...

...polecam.
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger