(Wcale nie takie) Mini Secrets of Beauty w epitafium Serocka :D Relacja.


Tu się już listopad pomału kończy a ja wciąż żyję tym, co działo się na początku października w podwarszawskim Serocku. Powyższe dzieło jest autorstwa Niewyparzonej Pudernicy i mówi ono bardzo wiele nie tylko o poziomie naszego grupowego dowcipu, ale też i o tym, jak się ta ekipa już niesamowicie zgrała. I to pomimo ciągłych dostaw "świeżej krwi" - świeżynki są od razu wciągane do stada i faszerowane haribo. A to wszystko dzięki Michałowi z bloga Twoje Źródło Urody, który już po raz ósmy (!!!!!!!!!!!11111oneone) przyszykował dla nas moc atrakcji na spotkaniu z wiedzą.
Myślę, że pominę milczeniem to, co działo się podczas naszych dojazdów na miejsce. Serio. Odkrycie, że po dwukilometrowym spacerze pod górę z ciężkimi tobołami naprzeciwko hotelu jest przystanek, na którym nie wysiadłyśmy, bo wysiadłyśmy dwa kilometry wcześniej, jest zaledwie jednym okruszkiem z brokatowej posypki na czubku tego absurdalnego tortu. Powiem tylko, że już po dotarciu na miejsce byłam tak spocona - z wysiłku i... powiedzmy, emocji mną targających, że od razu po wejściu do pokoju pieprznęłam plecak na łóżko i poszłam pod prysznic. Demolując go i swoją głowę nieco przy okazji, ale co ja poradzę, że ja i *** skosy nie jesteśmy kompatybilni w żadnym wymiarze. 
Tak, uczestnicy powiedzieli już wszystko na ten temat, poczytajcie u nich:

#RELACJA: SOB W SEROCKU LEKARSTWEM NA JESIENNĄ CHANDRĘ

Październikowe rozmowy o urodzie, czyli Secrets of Beauty
SECRETS OF BEAUTY - W SERCU SEROCKA
VIII Secrets of Beauty- porozmawiajmy o urodzie, a ja Wam opowiem
Często łatwiej poznać sekrety słuchając pytań niż odpowiedzi 
Obejrzycie też relacje u Czarszki i Hey it's AlexK:




Tak więc już w trakcie podróży na miejsce całego zamieszania powstało wiele nowych hasztagów, co jest już tradycją naszych SoB-owych spotkań. #BiałaTrwała i #epitafiumSerocka to osobne historie. Pewnie do nich wrócimy na kolejnym Secrets of Beauty, płacząc ze śmiechu do wspomnień przy winie. W końcu to już ósme nasze spotkanie i choć ekipa wcale nie jest stała i niezmienna, zżyliśmy się już z sobą.

Po zameldowaniu się w Hotelu Złoty Lin w samym epitafium Serocka, mieliśmy czas na marudzenie, gadanie, jedzenie, rozpakowywanie i robienie zdjęć obiektowi. Nie powiem, bardzo przyjemnie tam jest!
A czemu epitafium? Pytajcie Niewyparzoną Pudernicę, której mózg uznał najwyraźniej, że stosując słowa fonetycznie podobne ale o zupełnie z dupy znaczeniu w kontekście pewnych spraw, będzie fajniej. Stąd epitafium Serocka, a nie epicentrum, co zresztą samo w sobie jest doskonałym podsumowaniem zarówno mieściny jak i naszej w niej doli.
Nie myślcie zresztą, że ja Wioli nie lubię, czy coś - przecież przyznałam właśnie, że ma mózg ;) Jest to osoba o niesamowitym wdzięku osobistym, ujmującym każdego, nawet najbardziej sceptycznie nastawioną do niej osobę. Okazało się, że laska od razu, z miejsca wpasowała się w nasze klimaty, a jej superumiejętnością jest sadzenie takich dowcipasów, po których - gdybym to ja je wypowiedziała na głos - połowa moich znajomych z Fejsa by się usunęła sama. A ta trzepocze rzęsami, chichra głosem Rozenkowej i człowiek czy chce, czy nie, lubi cholerę i już. Nawet, gdy jeszcze trochę się burmuszę, że Wiola wskoczyła na miejsce Dobrusi, bo tamta nie mogła przyjechać.

Opowiadać o tym, co po kolei robiliśmy nie ma większego sensu - w większości było to dość chaotyczne realizowanie nagle rozbłyskujących pomysłów dotyczących jedzenia, gadania, zwiedzania i cieszenia się swoim towarzystwem. Najistotniejszą częścią tego dnia - poza obfitującym w absurdalne sceny dojazdem do samego Serocka - było oczekiwanie na to, co nieuchronne: czyli na wieczorek u kogoś w pokoju (ten, kto dostał największy - przegrał :P). 



To absolutnie niesamowite, jak mało trzeba, żeby dobrze spędzić wieczór. Czarszka wysypała haribo na łóżko, wszyscy siedli dookoła i przegadaliśmy tak chyba z dwie godziny. Okazało się zresztą, że poza spodziewanymi trunkami i rozrywkami, Michał wraz z Margaretą przygotowali również pyszną niespodziankę z okazji swoich urodzin: wspaniały tort. Śliniąc się, odśpiewaliśmy "Sto lat" i jakieś 15 sekund później po torcie pozostały jedynie resztki czekolady na dywanie... ;) 



Piątek zakończył się w wiadomy sposób. Nie, Czarszka nie strollowała tym razem towarzystwa zasypiając w samym centrum zamieszania, dając wszystkim dookoła sygnał, że w sumie jej nasze towarzystwo w jej pokoju w niczym absolutnie nie przeszkadza :D Tym razem integracja odbywała się u kogoś innego w pokoju, więc w którymś momencie po prostu ludzie zaczęli znikać. 
Następnego dnia byliśmy już bardziej zorganizowani. O 10 była zbiórka w salce, gdzie dobrze wszystkim znana wizażystka Anna Mucha (nie, nie ta aktorka!) wraz z markami Gosh i Eyelure zaprezentowała nam techniki i triki używane w makijażu fotograficznym. 


Musicie wiedzieć, że pani Anna jest wspaniałą profesjonalistką, ale też niezwykle ciepłą i serdeczną osobą. Widać, że kocha swoją pracę i rzeczywiście potrafi się dzielić wiedzą - a to wcale nie jest tak oczywiste wśród profesjonalistów. Modelką na pokazie była Margareta, na której pani Anna pokazała w jaki sposób podkreślić swoją urodę tak, aby świetnie wyglądać na zdjęciach, ale jednocześnie nie straszyć przerysowanym efektem. Lubię warsztaty z panią Anną i marką Gosh, bo zawsze jest na luzie i sympatycznie, a przy tym ciekawie. 



Nawiasem mówiąc, znalazłam dla siebie podkład - chyba - idealny. Tzn o idealnym odcieniu, bo nie za wiele mogę jeszcze powiedzieć o jego konsystencji czy trwałości. Niemniej, mam go na oku i gdy skończy mi się mój podkład mineralny, być może pomyślę o nim!
A potem się zaczęło klejenie rzęs. Ja - jak zwykle - odpuściłam temat, bo zbyt wiele rzeczy mnie rozpraszało, a w tym przypadku muszę pozostać skupiona aby się nie uszkodzić. Z jednej strony Marysia z Krysią proszące się o głaskanie, z drugiej co chwilę niekontrolowane wybuchy śmiechu, a do tego kawa i muffiny Michała... nie, to nie są warunki do majstrowania przy oczach ;)

Po warsztatach z Gosh mieliśmy już - zupełnie na luzie - w zasadzie część nieoficjalną. Tzn pidżama party połączone z pogadanką, zorganizowaną przez Michała, na temat współpracy pomiędzy influencerami. Takie tam, nasze sprawy :) Dodatkowo, Michał zwrócił też naszą uwagę na to, jak ważne są detale w fotografii - jak "spalcowane" opakowanie produktu potrafi zniweczyć cały wysiłek włożony w dopracowanie zdjęcia. Bardzo dobry pomysł na urozmaicenie i ukierunkowanie naszych wieczornych rozmów integracyjnych!



Niestety, czas w takim towarzystwie zapierdziela jakby szybciej. Znacie to zjawisko? To jest aż niemożliwe, że ten weekend minął tak błyskawicznie. Celowo Michał organizuje nam dwu- i trzydniówki, żeby móc się wygadać i wyśmiać do woli, a tymczasem okazuje się, że sobotni (bardzo późny!) wieczór przyszedł za szybko. Niedziela miała być dla mnie bardzo intensywnym dniem, dlatego musiałam zachować się jak człowiek dorosły, a nie jak dzieciak na koloniach (buu!), i iść spać. A przed snem machnęłam sobie na twarz jeszcze maseczkę, a co.



Oczywiście, że z niedzieli też próbowaliśmy wycisnąć ile się da i skończyło się na tym, że już po wzruszającym pożegnaniu w Serocku, uściskach, buziaczkach i machaniu białą chusteczką... spotkaliśmy się (niemalże) wszyscy ponownie w Złotych Tarasach w Warszawie :D No to co? No to kawka!



A potem dołączyły jeszcze kolejne osoby z ekipy i w ten sposób SoB został przedłużony o jeszcze kilka godzin. Było mi przecholernie przykro, że musiałam dziewczyny opuścić, ale w porę się zorientowałam, że mój tramwaj odjeżdża za 4 minuty, w trakcie których zdążyłam zapłacić za obiad, zlecieć na doł i jeszcze zorientować się, gdzie właściwie jest przystanek tego tramwaju. Udało się! 



Do dzisiaj nie wiem jak mi się to udało, ale widocznie czuwał już nade mną Wielki Duch Moderatora Grupy Polska Pachnąca, ponieważ wprost z SoB gnałam na złamanie karku do Krakowa na zlot naszej Grupy, który... sama organizowałam. I się "troszkę" spóźniłam. Wstyd mi, ale co poradzę, nie rozerwę się, a teleporter w naprawie. Ale wiecie co? Warto było być i na jednym, i na drugim spotkaniu! :) Jakoś tak wspaniale się sprawy ułożyły, że w obu przypadkach byłam - choć często zmęczona - otoczona ludźmi, którzy rozumieją rzeczy, łapią te same fale. Nie ma nic lepszego. 


Cenne milimetry skóry wolnej od zapachu kończą się bardzo szybko na spotkaniach perfumowych grupy #PolskaPachnąca Na zdjęciu widzą państwo dwie samice usiłujące porozmawiać rzeczowo o zapachu Oud Santi Burgas. W tym celu jedna z nich aplikuje sobie ww zapach w ostatnim miejscu na kończynie górnej, w którym nie ma żadnych innych perfum - pod pachą. Dzięki temu druga samica, również już pokryta od stóp po głowę kropkami różnych perfum, ma szansę poznać zapach nie tylko "z korka". Wspaniała współpraca! A potem obie idą na browara 😂❤ #perfumes #perfumy #perfumeaddict #spotkanie #wydarzenie #girls #beautifulscent #oud #SantiBurgas #nicheperfume #nichefragrance #nisza #perfumyniszowe #fragrance #dołokciowo #dopachowo #dobiustowo #BrowarLubicz #działosię #porozmawiajmyoperfumach
Post udostępniony przez Arsenic Aleksandra (@arsenic.pl)


Autorami większości zdjęć w tym wpisie nie jestem ja :D Nie pamiętam, które zdjęcie przez kogo zostało wykonane, jednak można z całą pewnością stwierdzić, że te, na których na pierwszym planie jest mordka Pudernicy, zostały wykonane przez nią. Reszta jest autorstwa któregoś z uczestników spotkania: 


Buziaki
Arsenic


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger