DIY: "Serum - pierwsza pomoc" gdy trzeba skórę silnie zregenerować, nawilżyć i ukoić NATYCHMIAST
Nawet nie wiem, jak zacząć opowiadać Wam o tym, że zapchałam toaletę suszem z kompotu, który wreszcie doczekał się mojej mobilizacji w sprzątaniu. Ci z Was, którzy podejrzewali, że w istocie te czarne włosy wcale nie są moimi naturalnymi, mieli rację - tak naprawdę jestem na wskroś blondynką. A tak się przynajmniej czułam patrząc, jak kibel pełen dżemu z suszu i Kreta nijak nie reaguje na moje gusła i nadal niewzruszenie stoi zapchany. Leniwie bulgocząc od czasu do czasu.
Przykro mi, że ten wspaniały przepis ma tak niesmaczny wstęp. Być może powinnam coś nazmyślać, np. że na pracowni kosmetycznej leżałam za długo z glikolem na twarzy, byłoby może bardziej, wiecie, spójnie wizerunkowo.
Nie, historia zaczęła się od zapchanej toalety, którą mój rycerski Mężczyzna postanowił sam odepchać.
Skracając opowieść - mało interesującą zresztą - tak, udało mu się to i jestem dla niego pełna podziwu. Niestety, w ferworze walki jego dłonie miały - pomimo ochrony - styczność ze żrącym, silnie zasadowym Kretem, którego, oględnie rzecz ujmując, nie żałowałam wierząc w jego skuteczność.
Pewnie wiecie, jak działają peelingi chemiczne, bo sporo można o tym znaleźć informacji w sieci. Są to jednak środki kwasowe, a więc o bardzo niskim pH, Kret natomiast ma pH bardzo wysokie, przez co działa żrąco - również na skórę. Do tego stopnia, że nawet stosunkowo krótki kontakt z tym środkiem może spowodować oparzenie chemiczne.
Dobra, pośmialiśmy się. Gdy jednak następnego dnia Mężczyzna mi zakomunikował, że czuje nieprzyjemną suchość i ściągnięcie skóry - do tego stopnia, że trudno jest mu wyprostować palce, błyskawicznie przeleciałam w myślach wszystkie składniki aktywne jakie mam w magazynku kosmetycznym i w dziesięć minut stworzyłam Serum - Pierwszą Pomoc.
Co można zrobić, gdy silna zasada wysuszyła naskórek ale nie poparzyła skóry? Nawilżać, natłuszczać, regenerować, koić. I tak w kółko przez co najmniej 7-14 dni aż cały martwy naskórek się złuszczy.
Reguła ta dotyczy również regeneracji skóry po peelingach kwasowych czy podczas kuracji retinoidami, czyli w każdym przypadku gdy naskórek został zniszczony. Jeśli doszło do poparzenia, bezwzględnie odstawiamy na bok zapędy Młodego Chemika i maszerujemy do dermatologa, a najlepiej od razu na SOR.
Składniki:
- czysty sok z aloesu - 60 g
- olej z czarnuszki - 15 g
- pantenol - 5 g
- emulgator SLP - 10 g
- żel hialuronowy - 5 g
- gliceryna - 5 g
- alantoina - 0,5 g
- guma ksantanowa - 0,5 g
Podstawą tego przepisu jest czysty sok z aloesu, wzmocniony działaniem oleju z czarnuszki. Do pełni szczęścia dodałam tam również działające łagodząco i silnie regenerująco alantoinę i pantenol.
Olej z czarnuszki stosowany zewnętrznie chroni skórę przed poparzeniem słonecznym i łagodzi powstałe już podrażnienia. Ponadto przyśpiesza gojenie się ran, wspomaga leczenie schorzeń skórnych, takich jak trądzik, łupież czy liszaj i AZS.
Olej czarnuszkowy poprawia także kondycję skóry suchej, nawilżając ją, a także dojrzałej, gdyż dzięki zawartości antyoksydantów opóźniania starzenia się skóry, oraz tłustej, gdyż zapobiega błyszczeniu się skóry.
Mój olej czarnuszkowy pochodzi ze sklepu Ecorocco: KLIK!
W zasadzie od kiedy mam tę butlę soku aloesowego, kombinuję jaką by tu sobie z niego mgiełkę czy maseczkę stworzyć - nie przypuszczałam, że będzie bardziej przydatny niż tylko do zaspokajania mojego urodowego widzimisię.
Ale - tak, jeśli macie czysty sok z aloesu, pamiętajcie, że "w razie czego" można z niego korzystać w takich przypadkach.
Ponadto, dla wzmocnienia efektu regeneracji i ukojenia, dodałam do serum alantoinę i pantenol. Nawiasem mówiąc, możecie nie mieć oleju z czarnuszki, możecie nie mieć wagi do odważania składników, możecie nawet nic nie wiedzieć o chemii kosmetycznej i mieć dwie lewe ręce - ale alantoinę i pantenol macie zawsze mieć w apteczce. Rzekłam.
Skład uzupełniają substancje silnie nawilżające i pomocnicze - tych ostatnich jest totalne minimum, ot, żeby związać emulsję i zakonserwować ją.
Wykonanie:
Wykonanie:
Serum robiłam na szybko, nie chciałam więc czekać na stopienie się wosków, bawić się w ochładzanie składników... remedium było potrzebne JUŻ, więc emulsję związałam bezproblemowymi: gumą ksantanową i emulgatorem SLP.
Odmierzyłam sok z aloesu, po czym w mniejszym słoiczku zmiksowałam pantenol z gumą ksantanową. Potem pantenol przelałam do soku aloesowego i zmiksowałam tworząc lekki żel. Dodałam glicerynę, alantoinę i żel hialuronowy. Całość zakonserwowałam (zapomniałam ująć na zdjęciu konserwant, ale wierzcie - on tam jest. Musi być.)
W osobnej zlewce olej z czarnuszki zmieszałam z emulgatorem SLP (może być jakikolwiek inny, ciekły emulgator), po czym wlałam tę mieszaninę do żelu aloesowego i miksowałam cierpliwie aż powstała jednolita emulsja barwy kremowej, o zapachu charakterystycznym dla oleju z czarnuszki.
Serum ma konsystencję lekkiego mleczka-pianki, które fantastycznie się wchłania i w sposób widoczny nawilża skórę, daje natychmiastowe ukojenie jeśli jest ona ściągnięta i sucha tak, że aż swędzi.
Fantastycznie sprawdzi się również w sezonie letnim, na oparzenia słoneczne. Jasne, że można go też używać po prostu jako lekkie serum do twarzy, szyi i dekoltu, ale uwierzcie - skóra zmaltretowana bardziej go potrzebuje.
Po wykonaniu serum nałożyłam je i wmasowałam w dłonie Mężczyzny, po czym zapakowałam go do łóżka "na Myszkę Miki", czyli w bawełnianych rękawiczkach na dłoniach :)
Następnego dnia sam zdał relację - skóra się łuszczy, ale w ogóle nie ma porównania do tego, co było przedtem. Skóra jest miękka, ukojona i nawilżona. Nie swędzi, nie piecze, nie jest ściągnięta. Nawet zapach oleju z czarnuszki mu się spodobał. Co z człowiekiem robi ulga... ja za tym zapachem nie przepadam, choć trudno jest mi przecenić działanie tego oleju i stosuję go bardzo chętnie w swoich recepturach.
Polecam to serum w takich przypadkach stosować często - nawet kilka razy dziennie, a już po umyciu rąk bezwzględnie.
Bawcie się bezpiecznie - i nieważne, czy chodzi o kuracje kwasami, retinoidami, o opalanie, jakąś chorobę skóry czy o zabawy ze środkami do udrażniania rur. Jeśli naskórek jest zmaltretowany, pamiętajcie o tych czterech superskładnikach: aloes, czarnuszka, pantenol, alantoina. Niczego więcej nie trzeba - już z tego zestawu można stworzyć dwufazową mgiełkę ratującą skórę od przesuszenia i pomagającą jej się zregenerować.
Dodam jeszcze, że serum to warto trzymać w lodówce - nie trzeba, bo nie zepsuje się, jeśli je zakonserwowaliście, ale dla skóry bliskiej poparzeniu, wielką ulgą jest posmarowanie jej czymś chłodnym.
Pozdrawiam
Arsenic
mam wszystkie składniki a jak :) przepsi zapisuje i penie kiedys zrobie - ale mazidła mają fajną buteleczkę na kwas hialuronowy:)
OdpowiedzUsuńNo i teraz żałuję, że nie kupiłam aloesu w SP!!!!! Ręce traktowane setki razy płynem dezynfekcyjnym wołają o pomoc :-(
OdpowiedzUsuńPisałaś kiedyś może konkretnie o wchłanialności kwasu hialuronowego przez skórę? Jeśli tak to jakbyś mogła, podlinkuj proszę :-). A jeśli nie, to chętnie poczytam, bo opinie są różne.
OdpowiedzUsuńRobię screena do kolekcji interesujących przepisów. Przyda się latem jako sos po plażowaniu. Pytanie z innej beczki - co sadzisz o serii Tołpa green? Głównie mam na myśli szampony pod względem składu. Wciąż szukam idealnego z łagodnymi detergentami i zastanawiam się na kupnem tego właśnie. Mam mieszane uczucia co do Behentrimonium Chloride. W niektórych artykułach jest opisywany jako drażniący. W innych jako łagodny.
OdpowiedzUsuńPiszę na szybko, z telefonu, stąd ciężko mi linkować - tak, wydaje mi się, że kiedyś o tym pisałam, a na pewno napisałam tekst na zlecenie jednego ze sklepów z półproduktami i kosmetykami. Generalnie swoją wiedzę opieram na tym, co o HA mówi dr Marcin Molski. W numerze 5/2014 czasopisma LNE jest wyczerpujące dossier tego składnika, zarówno do zastosowań w medycynie estetycznej jak i w pielęgnacji. Bardzo polecam tekst Molskiego. Jeśli chcesz, mam ten numer, mogę Ci go podarować.
OdpowiedzUsuńTo jak znajdziesz chwilę, poproszę o linka :-).
OdpowiedzUsuńzanim Arsenik odpisze mogę użyczyć swojej wiedzy - wiem, że jest algicydem (zabija florę wodną) i jest silnie drazniący dla oczu (w stężeniu 1% trwale uszkadza tkanki), dlatego używany w stężeniu minimalnym (chyba 0,1%), jest chyba w większości odżywek, często w czołówce składu, składniki opisane po nim muszą być w "oszałamiających" ilościach....
OdpowiedzUsuńProszę bardzo: http://arsenicmakeup.blogspot.com/2014/10/kwas-hialuronowy-w-kosmetykach-troche.html
OdpowiedzUsuńWiem, że zdjęcia się nie wyświetlają - przepraszam za to, po sesji postaram się to ponaprawiać.
Dziękuję :-).
OdpowiedzUsuńBehentrimonium Chloride nigdy nie będzie łagodnym związkiem, ponieważ jest to konserwant :) Niestety, czy też stety - jest chętnie wykorzystywany w produktach do włosów właśnie, ponieważ poza funkcją konserwującą, wygładza włosy i nadaje pożądany poślizg. Jeśli jednak nie masz na niego uczulenia, nie sądzę aby jego stosowanie faktycznie mogło Ci zrobić jakąkolwiek różnicę. Żaden konserwant nie jest środkiem łagodnym i każdy, kto twierdzi inaczej - kłamie. Wybór pomiędzy nimi polega tylko na sięgnięciu po mniejsze zło.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, że jego max dopuszczalne stężenie w gotowym kosmetyku to 0,1% - ale obecnie rzadko zdarza się znaleźć jeszcze tak przedpotopowe kosmetyki, które substancje aktywne mają na liście po konserwantach ;)
Zapodaj im olej z czarnuszki - czysty też zrobi im dobrze :) (promo jest w Ecorocco!)
OdpowiedzUsuńJest bardzo wygodna! Trzymam w nich moje odżywki - samoróbki do włosów gdy już zużyję żel :)
OdpowiedzUsuńz tym początkiem pomyliłam z cetrimonium chloride, ale też 0,1% i miałam to na początku mojej przedpotopowej maski mlecznej ;) którą zresztą lubiłam w czasach gdy opętana przez złe moce tleniłam włosy na "puch".
OdpowiedzUsuńA czy widziałaś może jak prezentuje się reszta składu w świetle tego konserwantu, który z reszta jest na 4 miejscu w składzie :-( BTW. jaka jest Twoja aktualna pielęgnacja włosó, czy znalazłaś jakis nowy super szampon, maskę, odżywkę?
OdpowiedzUsuńhttp://tolpa.pl/green-odbudowa-szampon-odnawiajacy-200-ml,p1105#!opis-produktu
OdpowiedzUsuńTu jest cały skład i rzeczywiście jest w składzie na samym początku, zatem chyba ten szampon to jednak lipa :-(
:) ja bardzo lubie mazidłowe airleesy :) teraz mi sie lipodermina skonczyła i mam jak znalazł na kremik diy
OdpowiedzUsuńNo nie zachwycił mnie ten skład ale jeszcze większą lipą jest większość drogeryjnych szamponów. Sama lubię delikatne produkty na glukozydzie laurowym - nie każdemu przypadną do gustu, plączą włosy trochę, bo są "tępe" w użyciu ale na moich dosyć krótkich i niskoporowatych włosach nie odczuwam tego, za to skóra głowy uspokojona. Niestety nie mogę Ci polecić żadnego (można ukręcić samemu) bo mój ukochany żel-szampon sensitiv z alterry na glukozydzie zmienili w SLSowy koszmarek :(((
OdpowiedzUsuńBiedny kibelek i biedny Twój mężczyzna :P Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mamy dzięki temu nowy przepis a Ty nauczkę, żeby pewnych rzeczy nie spłukiwać w toalecie :D
OdpowiedzUsuńpamiętam jak kiedyś używając domestosa zrobiłam sobie kuku. Wtedy ratowałam się zwykłym kremem glicerynowym. Teraz będę gotowa :D
OdpowiedzUsuńnie posiadam tylko oleju z czarnuszki :) ale na pewno można zastąpić go czymś innym, np. ze słodkich migdałów który moja skóra lubi :) fajne na serum na twarz :)
OdpowiedzUsuńJa włosy myje baby dream' em, hipp'em lub właśnie robie sama z glukozydu laurylowego i kaprylowo kaprynowego. Platanie niweluje antystatyk z mazidel, jednak to już nie jest organiczny środek. W najbliższym czasie zamierzam kupić Sylveco szampon lub balsam mający . Choć ta nowa Tołpa i tak wydaje mi się lepszym wyjściem niż wszystkie razem wzięte szampony z drogeryjnej półki.
OdpowiedzUsuńświetny przepis. każdy ze składników mam i bardzo lubię. kiedyś zrobiłam coś podobnego. mój mężczyzna wykonywał jakąś brudną robotę u swojej mamy. miał brudne ręce - od smaru i nie tylko. jego mama powiedziała mu że pod zlewem stoi tzw BrudPur, czyli środek myjący do podłóg. Bardzo skuteczny, ale bez kwasów. Umył sobie ręce, ale coś go dziwnie szczypało. Okazało się, że jego mamusia do butelki po Brudpurze wlała roztwór kwasu (chyba solnego?), a zapomniała go uprzedzić. Kazała mu tylko umyć ręce i dała krem do rąk. On mi się przyznał do całej sytuacji dopiero następnego dnia, gdy czuł ból pod paznokciem. Przestraszyłam się, że pazur będzie mu złaził (bo widocznie wyżarło mu skórę pod nim).
OdpowiedzUsuńdo butelki wlałam olej ze słodkich migdałów i makadamia (bo tylko takie miałam), sok aloesowy, kwas hialuronowy, hydromanil, alantoinę, panthenol i mleczko pszczele. po prostu potrząsnęłam butelką żeby się zmieszało, bez emulgatora, podgrzewania. Później się rozwarstwiło, ale potrząsnąć można zawsze. Całe szczęście, że w jego rodzinnym domu są mydła w kostce - zasada pewnie troche zneutralizowała ten kwasior.
Gwoli wyjaśnienia - jego mama jest sprzątaczką na basenie więc po prostu buchnęła z pracy środki chemiczne i wlała do nieoryginalnego opakowania.
Jak kiedyś będę miała dziecko, to raczej go z babcią nie zostawię :/
Ech, te babcie... ja do dziś pamiętam i raczej nigdy nie zapomnę jak moja własna, rodzona babcia wypastowała schody na klatce schodowej (mieszkaliśmy w bloku)... nawozem zamiast pastą. "Bo te butelki są wszystkie takie podobne" :) A nawóz na działkę, do roślinek był.
OdpowiedzUsuńszkoda nawozu, ale przynajmniej nikomu nie stała się krzywda. przy tego typu pomyłkach naprawdę może dojść do tragedii.
OdpowiedzUsuń