Jak było w Yasmeen?
Wczoraj w perfumerii Yasmeen na ul. Karmelickiej 3 była cudowna, domowa atmosfera - były ciasteczka, wszyscy uśmiechnięci, pięknie pachniało i kto chciał, ten wyszedł z makijażem mojego autorstwa. Pokazywałam bowiem jak się używa kajalu aby trochę się z nim oswoić i przestać bać. Kajal, jak tłumaczę zawsze i wszystkim, to nic innego jak miękka kredka do oczu, która może być wykorzystywana również jako cień w kremie. Nic, czego nie znamy obecnie. Od współczesnych kredek kajal różni się tylko składem. Nasze kredki to głównie wosk i barwniki, często mineralne, natomiast kajal był wytwarzany z roślin.
Makijaż z jego użyciem nie powinien być dla nas niczym nieznanym ani nowym. Boimy się go prawdopodobnie tylko dlatego, że nazwa brzmi obco i ma on właściwości, których nie mają nasze kredki.
Historia
Kohl/Kajal
to starożytny kosmetyk stosowany do malowania oczu. Jego nazwa
wywodzi się od arabskiego słowa kahala, oznaczającego „namaszczać,
smarować oczy”. Używane nazewnictwo to m.in. w Turcji: sürme, w
Południowej Azji surma, sirma, kājal, gājal, kajal; w Zachodniej
Afryce tozali, kwalli.
Malowały
się nim królowe i zamożne kobiety od 3100 wieku p.n.e. głównie w
celach zdrowotnych. Wierzono, że będzie on chronić przed
promieniowaniem silnych promieni słonecznych.Co ciekawe, tak się
dzieje rzeczywiście, bowiem w składzie kajal zawiera tlenek cynku,
współcześnie powszechnie stosowany jako filtr mineralny.
Z
czego jest zrobiony?
Tradycyjnie
wyrabiany z mieszanki ziół, które oprócz intensywnej czarnej
pigmentacji, działają pielęgnacyjnie i nawilżająco, przynosząc
ulgę zmęczonym, podrażnionym i zaczerwienionym oczom, a także
ochronnie, zabezpieczając przed działaniem słońca, pyłu i
piasku.
Czernidło
to zwęża naczynka krwionośne w oku, wybielając je i sprawiając,
że tęczówka staje się bardziej wyrazista.
Metod
wytwarzania kajala jest wiele, najbardziej popularna to maczanie
czystej ściereczki muślinowej w roztworze proszku sandałowego,
oczekiwanie aż zupełnie wyschnie, następnie skręcanie jej i
umieszczanie w lampce oliwnej w charakterze knota. Do lampki
zwyczajowo nalewa się oleju rycynowego, następnie podpala muślinowy
knot i przystawia gliniany bądź metalowy talerz tak, by płomień
lekko go dotykał. Tak powstałą sadzę na talerzu zdrapuje się,
dodaje oleju ze słodkich migdałów lub ghee, niekiedy ziół oraz
kamfory. Następnie formuje się pastę, płyn bądź twardy sztyft,
zamyka w odpowiednim naczyniu i używa. W zależności od tego, co
jest spalane oraz co dodane do sadzy, można uzyskać inne kolory
kajala, zwyczajowo jednak jest to smolista czerń.
Dawniej
tradycyjnie wyrabiano kajal ze związków ołowiu, mających
szkodliwy wpływ na zdrowie. Produkcja na szeroką skalę jednak
wyklucza ołów. Kosmetyki trafiające na rynek europejski są ołowiu
pozbawione.
- Kohl Powder - kohl w proszku
- Zinc Oxide – tlenek cynku
- Amorphous Black - węgiel
- Fennel Extract – wyciąg z kopru włoskiego
- Neem - Azadirachta indica, drzewo z rodziny mahoniowych. Pochodzi z Indii, Pakistanu i Bangladeszu rośnie w regionach tropikalnych i pół-tropikalnych.
- Cassia Absus - gatunek drzewa z rodziny bobowatych. Pochodzi z Półwyspu Indyjskiego.
Jak
aplikować?
Makijaż
arabski cechuje się intensywnie podkreślonymi oczami. Kohl
występuje w różnych postaciach. Najbardziej popularny to ten w
proszku, który aplikuje się przy użyciu odpowiedniego
patyczka/aplikatora, załączonego do opakowania. Drugim znanym, a
tym samym łatwiejszym w użytkowaniu, jest kohl w sztyfcie (w
postaci czarnego stożka), który nakłada się poprzez bezpośrednie
wyrysowanie linii wspomnianym stożkiem.
Kształt
stożka często deprymuje kobiety i każe się zastanawiać jak taki
sztyft temperować, gdy nieco się już zużyje. Tymczasem kształt
ten jest pomyślany tak, aby nie wymagał temperowania przy
odpowiednim użyciu. Aby stożek pozostał stożkiem aż do
wykończenia produktu, należy porzucić europejski zwyczaj malowania
nim kresek tak jak kredką. Kształt ten został stworzony do
malowania kresek na liniach wodnych oka – jednocześnie na dolnej i
górnej, jednym pociągnięciem kajala przy zamkniętych oczach. Nie
jest to trudne, wymaga tylko odrobinę wprawy.
Dzięki takiemu użyciu, kształt stożka jest zachowany aż do całkowitego zużycia kosmetyku. Przeciwnie niż w przypadku, gdy stosujemy go jako kredkę do malowania kresek na górnej czy dolnej powiece - wówczas stożek błyskawicznie traci spiczasty kształt i jest problem.
Dzięki takiemu użyciu, kształt stożka jest zachowany aż do całkowitego zużycia kosmetyku. Przeciwnie niż w przypadku, gdy stosujemy go jako kredkę do malowania kresek na górnej czy dolnej powiece - wówczas stożek błyskawicznie traci spiczasty kształt i jest problem.
Na szczęście kajal jest na tyle miękki, że można go również z powodzeniem stosować jak cień w kremie czy miękką kredkę i nakładać za pomocą pędzelka. Dobrym sposobem jest użycie skośno ściętego, niezbyt miękkiego pędzelka do nabrania produktu wprost ze sztyftu i następnie pomalowania nim oczu wedle własnego gustu.
Kajal
świetnie nadaje się również do użycia jako czarna baza pod
cienie, szczególnie pięknie uwydatnia blask pigmentów mineralnych.
Dokładnie roztarty, może stanowić prosty makijaż smokey eyes,
znacznie trwalszy od tego wykonanego cieniami. Nie bójmy się kajalu
– to nic innego jak miękka kredka do oczu, które znamy doskonale
z tą różnicą, że jest znacznie bardziej napigmentowana i przy
okazji chroniąca oczy przed promieniowaniem UV.
W Yasmeen pomalowałam kilka kobiet za pomocą kajalu i użyłam także pigmentów mineralnych ze sklepu Kolorowka.com, które są fenomenalnym uzupełnieniem dla makijażu inspirowanego Orientem. W obroty wzięłam m.in. Satin Gold, Satin Blue, Angel Wings, Ballad Blue czy Blackstar Green.
Były to propozycje sylwestrowe, inspirowane Orientem, choć niekoniecznie dosłownie arabskie. W Polsce rzadko kiedy takie dosłowne przeniesienie inspiracji zdaje egzamin, gdyż Polki charakteryzują się znacznie delikatniejszą urodą niż Arabki. Dlatego moje makijaże, choć niosły jednoznaczne skojarzenie z Orientem, współgrały z urodą klientek i nie przytłaczały jej.
Jeśli uda mi się zdobyć zdjęcia makijaży, na pewno je wrzucę. Fotografów było wielu, ja zdjęć nie robiłam, skupiając się na malowaniu.
Tego dnia w perfumerii miały miejsce również dermokonsultacje z marką Sylveco, które prowadziła przemiła Pani Joanna Darwińska. Każdy mógł skorzystać ze świetnej, fachowej porady i wziąć do domu kosmetyk Sylveco, dobrany do typu i problemów swojej cery.
Pani Joanna mierzyła również poziom nawilżenia skóry swoich klientek, mojej także.
Cóż, nie mam się czym chwalić ale ten słaby wynik zmotywował mnie do lepszego dbania o skórę i przyłożenia się do jej pielęgnacji. Wstyd przyznać, ale czasami rano odpuszczam nawilżanie na rzecz nałożenia od razu tłuściocha z filtrem :C Nie mówcie nikomu, a już na pewno nie róbcie tak jak ja ;)
Tego dnia w perfumerii była promocja 20% na cały asortyment sklepu dla uczestników wydarzenia.
Czy wiecie, że można tam kupić nie tylko perfumy w kremie czy olejku, ale również kosmetyki orientalne? Marki takie jak Khadi czy Orientana są w stałej sprzedaży.
Dowiedziałam się od Pani Justyny, właścicielki perfumerii, że można u nich dostać również pastę cukrową do depilacji. Pomna doświadczeń z uczelnią i szkoleniami, na których wciska się nam pastę cukrową po 200 zł, zapytałam o cenę pasty w Yasmeen. Ceny past cukrowych zaczynają się tam już od 7,50 zł. Są różne gramatury i rodzaje. Ja po Świętach napiszę o depilacji pastą cukrową, bo jest to ciekawy temat i warto kilka rzeczy w związku z nim naprostować.
Jeśli jeszcze nie byliście w perfumerii Yasmeen osobiście - czym prędzej tam idźcie, jeśli możecie. Wszystkie zapachy można sobie powąchać, pomiziać się nimi i obejrzeć te niesamowite flakony.
Szczęka mi opadła przy niektórych - są nieziemsko urocze.
Są nawet moje ulubione Ghroob we flakonie, który kojarzy mi się z jakimś gadżetem rodem z Harrego Pottera :)
Atmosfera w perfumerii była wczoraj cudowna, na luzie, bez spinania się. Wszyscy byli zadowoleni, zresztą nic dziwnego przy tak wielkiej porcji ciasteczek domowej roboty :) Zabrzmi to teraz jak słaby slogan reklamowy, ale nim nie jest - dopiero wczoraj poczułam, że idą Święta i ta atmosfera spotkania w Yasmeen mnie nastroiła bardzo pozytywnie.
Przez ostatnie tygodnie nie miałam czasu się zastanowić nad tym, że jakieś Święta, jakiś Nowy Rok - ja mentalnie żyję jeszcze w kwietniu i nie docierało do mnie, że październik a po nim listopad już się skończyły, ba, nawet grudzień już ma się ku końcowi. W wiecznym pośpiechu nie zastanawiałam się nad tym, wczoraj dopiero mogłam przyhamować, skupić się na chwili tutaj i teraz, i przez to poczuć, że dookoła jest szalenie przyjemnie.
Mam zresztą wrażenie, że w Yasmeen jest tak przez cały rok, miejsce jest prawdziwie magiczne.
Do zobaczenia
Arsenic
Fot. Piotr |
Były to propozycje sylwestrowe, inspirowane Orientem, choć niekoniecznie dosłownie arabskie. W Polsce rzadko kiedy takie dosłowne przeniesienie inspiracji zdaje egzamin, gdyż Polki charakteryzują się znacznie delikatniejszą urodą niż Arabki. Dlatego moje makijaże, choć niosły jednoznaczne skojarzenie z Orientem, współgrały z urodą klientek i nie przytłaczały jej.
Jeśli uda mi się zdobyć zdjęcia makijaży, na pewno je wrzucę. Fotografów było wielu, ja zdjęć nie robiłam, skupiając się na malowaniu.
Fot. Piotr |
Tego dnia w perfumerii miały miejsce również dermokonsultacje z marką Sylveco, które prowadziła przemiła Pani Joanna Darwińska. Każdy mógł skorzystać ze świetnej, fachowej porady i wziąć do domu kosmetyk Sylveco, dobrany do typu i problemów swojej cery.
Pani Joanna mierzyła również poziom nawilżenia skóry swoich klientek, mojej także.
Fot. Piotr |
Cóż, nie mam się czym chwalić ale ten słaby wynik zmotywował mnie do lepszego dbania o skórę i przyłożenia się do jej pielęgnacji. Wstyd przyznać, ale czasami rano odpuszczam nawilżanie na rzecz nałożenia od razu tłuściocha z filtrem :C Nie mówcie nikomu, a już na pewno nie róbcie tak jak ja ;)
Tego dnia w perfumerii była promocja 20% na cały asortyment sklepu dla uczestników wydarzenia.
Czy wiecie, że można tam kupić nie tylko perfumy w kremie czy olejku, ale również kosmetyki orientalne? Marki takie jak Khadi czy Orientana są w stałej sprzedaży.
Dowiedziałam się od Pani Justyny, właścicielki perfumerii, że można u nich dostać również pastę cukrową do depilacji. Pomna doświadczeń z uczelnią i szkoleniami, na których wciska się nam pastę cukrową po 200 zł, zapytałam o cenę pasty w Yasmeen. Ceny past cukrowych zaczynają się tam już od 7,50 zł. Są różne gramatury i rodzaje. Ja po Świętach napiszę o depilacji pastą cukrową, bo jest to ciekawy temat i warto kilka rzeczy w związku z nim naprostować.
Jeśli jeszcze nie byliście w perfumerii Yasmeen osobiście - czym prędzej tam idźcie, jeśli możecie. Wszystkie zapachy można sobie powąchać, pomiziać się nimi i obejrzeć te niesamowite flakony.
Szczęka mi opadła przy niektórych - są nieziemsko urocze.
Są nawet moje ulubione Ghroob we flakonie, który kojarzy mi się z jakimś gadżetem rodem z Harrego Pottera :)
Fot. Piotr |
Atmosfera w perfumerii była wczoraj cudowna, na luzie, bez spinania się. Wszyscy byli zadowoleni, zresztą nic dziwnego przy tak wielkiej porcji ciasteczek domowej roboty :) Zabrzmi to teraz jak słaby slogan reklamowy, ale nim nie jest - dopiero wczoraj poczułam, że idą Święta i ta atmosfera spotkania w Yasmeen mnie nastroiła bardzo pozytywnie.
Przez ostatnie tygodnie nie miałam czasu się zastanowić nad tym, że jakieś Święta, jakiś Nowy Rok - ja mentalnie żyję jeszcze w kwietniu i nie docierało do mnie, że październik a po nim listopad już się skończyły, ba, nawet grudzień już ma się ku końcowi. W wiecznym pośpiechu nie zastanawiałam się nad tym, wczoraj dopiero mogłam przyhamować, skupić się na chwili tutaj i teraz, i przez to poczuć, że dookoła jest szalenie przyjemnie.
Mam zresztą wrażenie, że w Yasmeen jest tak przez cały rok, miejsce jest prawdziwie magiczne.
Do zobaczenia
Arsenic
Zazdroszczę Krakowowi tej perfumerii... Chciałabym sobie pójść i powąchać zanim coś kupię, a z Wrocławia trochę mi daleko :D
OdpowiedzUsuńA co do kajalu... Kupiłam kiedyś sztyft Hashmi, ale prawie nie używałam, bo znalazłam w internecie aferę ze Stanów Zjednoczonych - tam produkt został wycofany ze względu na zawartość ołowiu... Wolałam nie ryzykować, ponieważ na opakowaniu nie ma informacji o składzie :/ No i nie wiem teraz czy używać, czy nie :D
Pani Justyna z Yasmeen ma do wglądu wszystkie potrzebne certyfikaty :)
UsuńNo tak, ale ja kupowałam w jakiejś innej, internetowej drogerii i nie wiadomo, czy to nie inna partia :/ Cóż, nie kosztuje majątku, zawsze mogę się zaopatrzyć ponownie, tym razem z dobrego źródła (:
UsuńRównież zazdroszczę... Z Łodzi mam kawałek Ale kto wie, może kiedyś odwiedzę Kraków specjalnie dla perfumerii i może przy okazji dla następnej takiej sympatycznej akcji:) Do Rumii po kaktusy specjalnie już jechałam,więc...;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zdążyłam przyjść na to spotkanie. Konsultacje z Sylveco na plus. Próbków jak mrówków! Takie obdarowanie firmie się opłaci, bo po najbliższej wypłacie kupię u nich cały zestaw produktów :D a obdarowana próbkami rodzina też na pewno się na coś skusi. Zwłaszcza, że w produktach Sylveco można się zakochać od pierwszego użycia (i pierwszego przeczytania składu). Super, że takie dermokonsultacje się odbyły, bo o Sylveco dużo dobrego słyszałam, ale wiecie jak to jest - przed zakupem najlepiej przekonać się na własnej skórze co i jak działa.
OdpowiedzUsuńW przerwach podglądania Arsenic robiącej makijaż, wywąchałam większość perfum w olejku od Yasmeen. Nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się na jeden z tych nieziemskich zapachów. Do tego w promocyjnej cenie ;) Dziś wypróbowałam, pachnę pięknie od rana. Myślałam, że te olejki to coś jak roletki z Avonu (blee) ale na szczęście nie. Olejek pachnie intensywnie zadziwiająco długo. Gorąco polecam.
Dziękuję wszystkim osobom, które zaangażowały się w przygotowanie spotkania :) A kto nie był, ten trąba:P
Dokładnie - ten trąba! :)
UsuńNieeee, roletki z Avon.. w ogóle te kosmetyki z Avon i Oriflame, stylizowane na orientalne to jest jakaś straszna masakra. One robią krzywdę prawdziwym kosmetykom orientalnym, bo zniechęcają kobiety zanim te w ogóle sięgną po oryginały. Widziałaś czarne mydło z Avon? I jego skład? Makabra jakaś.
No i właśnie dlatego uwielbiam arabskie perfumy - bo jest to coś prawdziwego, bez ściemy marketingowej, bez rozcieńczania i wypełniaczy. A jaki zapach sobie kupiłaś?
Sylveco uwielbiam. Już kiedyś to gdzieś napisałam - są to takie kosmetyki, które robiłabym sobie sama... gdyby już ktoś ich nie wyprodukował od razu w poręcznych opakowaniach, tanio i z ładnymi etykietami :) Właśnie mam romans z tymiankowym żelem do mycia twarzy :)
Moja przygoda z Avonem zakończyła się jakoś z końcem gimnazjum, a więc wiele lat temu... kiedyś trzeba było zmądrzeć :P Także nawet nie zdążyłam się zainteresować składami. Wystarczyło mi odczuć na własnej skórze, jaki to szajs.
UsuńW Yasmeen zaopatrzyłam się w zapach Karina Rose. Nigdy nie lubiłam róży... ale w europejskim wydaniu. Zapach olejku jest niezwykły. Roża jest kobieca, a piżmo (uwielbiam piżmo!) dodaje charakterku ;) ostatecznie zapach jest bardzo uwodzicielski. Najchętniej bym się smarowała tym olejkiem pod nosem, bo tak to ciągle przykładam do niego rękę. Gdybym nosiła przy sobie hantelki, to od tego podnoszenia miałabym pięknie umięśnione ręce :D A tak poza tym to na pewno zaopatrzę się kiedyś w olejek Khaliji, o którym kiedyś pisałaś. Maźnęłam się nim wczoraj i też bardzo przypadł mi do gustu (i to opakowanie! :))
Perfumy w olejkach to super rozwiązanie. Często wychodząc z domu rano zapominam się psiknąć perfumami, a później jest mi z tego powodu bardzo smutno. A flakonów nie noszę, bo zawsze mam małe torebki i szkoda mi miejsca :) A tak to mam takie maleństwo olejkowe w torebce i zawsze mogę po nie sięgnąć :)
Tymiankowy żel od Sylveco też mnie urzekł. Zastanawiałam się wczoraj długo, co ten zapach mi przypomina i... wiem! Dentosept :D
Wąchałam Karinę Rosę - niesamowicie kobiecy zapach. Jak tak dalej pójdzie, przeniosę do siebie do domu półki z perfumerii, tak jak wiszą, razem ze wszystkimi zapachami ;) Póki co, Bloom zawsze mi towarzyszy w torebce, chociaż tak właściwie już cała przesiąknęłam tym zapachem, tak samo jak mój płaszcz, nawet buty ;)
UsuńA mnie się ten żel skojarzył z jakimś syropkiem tymiankowym, który jako dziecko miałam zapodawany :D
Wszystko tak magicznie wygląda, aż ze zdjęć prawie pachnie ;) Trąba ze mnie, ale za daleko! Fajnie, że mają dostępne stacjonarnie Orientanę czy Khadi. Z Orientany miałam cudowny balsam do ust, różany z zatopionym płatkiem róży. Pachniał nawet przez kopertę, w której do mnie kiedyś dotarł, ah. Twoje wpisy trafiają w moje potrzeby i czekam również na wpis o paście cukrowej. Przedstawia się obiecująco, ale mam z nią same negatywne doświadczenia. Domowe próby jej robienia mi nie wyszły - raz spaliłam garnek, raz wyszła teoretycznie dobra, ale nie dało się jej użyć. Testowałam dwie kupne i żadną nie umiem się obsłużyć o.O Ciągnie się jak karmel, albo nie mogę jej rozgrzać. Nie da się użyć w sposób bezpaskowy, a i z paskami mi się nie udało. Dwie lewe ręce normalnie do pasty. Wosk używam z lepszym efektem, póki co.
OdpowiedzUsuńChyba widziałam tam ten różany balsam do ust, wyglądał bardzo smakowicie. Orientanę zaczynam naprawdę bardzo lubić, mają porządne kosmetyki z dobrymi składami, które w dodatku bardzo trafiły w mój gust jeśli chodzi o zapachy. Miałam dwa olejki od nich a teraz używam szamponu i odżywki z trawą cytrynową i imbirem. Naprawdę dobre kosmetyki.
UsuńO paście cukrowej pewnie napiszę dopiero po nowym roku, planuję w ogóle nakręcić o tym film, bo cóż Wam przyjdzie po opisie techniki depilacji czy suchy przepis na pastę, lepiej to zobaczyć. A to już plan na dłuższą posiadówkę przed kompem.
Ja za woskiem nie przepadam, boli przecholernie, włoski po nim wrastają i często skóra jest pozdzierana.
Ich olejków jeszcze nie używałam, ale do balsamu różanego na pewno wrócę. Zapach imbiru też uwielbiam i wiem, że też mają taki balsam do ust - ciekawe, czy równie mocno pachnie. Film to dobry pomysł! Ja do wosku jestem przyzwyczajona i nie boli mnie już tak mocno, ale niestety samej sobie trudno wydepilować odpowiednio chociażby łydki dokładnie. Zdarta skóra mi się nie zdarzyła, ale do wrastających włosków mam skłonność przy każdej metodzie - a najgorzej jest chyba po zwykłym goleniu. Nawet peelingowanie Kessą nie usuwa tego problemu.
UsuńOj, ale cudowne miejsce.
OdpowiedzUsuńSprawdzałam na analizie instrumentalnej - 3 khole i jeden kajal, które mam, są ołowiu pozbawione. Ale niektóre przywożone z Egiptu czy Tunezji ciągle je mają, niestety.
OdpowiedzUsuńCzekam w takim razie na filmik "jak uzywac kohl'a". Mam taki w proszu i nie radze sobie z nim :-(
OdpowiedzUsuńSuper to wszystko wygląda :) ile zapachów ... :) Dziękuję za opis jak stosować kredkę :)
OdpowiedzUsuńTak przyjemnie opisałaś to miejsce, że aż mam ochotę od razu się teleportować do Yasmeen:)
OdpowiedzUsuń