Żyjemy wśród rodników. Czym one są, skąd się biorą, po co istnieją i czy są tak bardzo złe? Jak sobie z nimi radzić?
Źródło: http://facet.interia.pl/ciekawostki/news-200-letnia-mumia-czy-zywy-czlowiek-sekret-mongolskiego-mnich,nId,1673744 |
Co to jest wolny rodnik?
Najprościej rzecz ujmując, jest to atom lub cząsteczka, która na powłoce walencyjnej (tej najbardziej zewnętrznej, oddalonej od jądra) ma mniej elektronów niż powinna, co prowadzi do niestabilności energetycznej.
Do najbardziej znanych rodników należą np. H2O2- (nadtlenek wodoru), O2- (rodnik ponadtlenkowy), OH- (rodnik hydroksylowy).
Natura tak rzeczy zaprojektowała, że zwykle wszystko dąży do stabilizacji, więc i takie indywiduum z niedoborami zaczyna dość agresywnie szukać frajera, który mu te braki uzupełni. Zwykle znajdują go w pobliżu, ponieważ atakują wszystko dookoła, czyli inne cząsteczki i atomy, aby tylko wyrwać im ten brakujący elektron. Gdy się udaje, jest szczęście i spokój, a ten "obrabowany" staje się wolnym rodnikiem i zaczyna atakować wszystko dookoła...
Jak się przed nimi broni nasz organizm?
Jest to sytuacja bardzo schematyczna, zwykle takie reakcje przebiegają bardzo szybko, a zniszczenia są ogromne, bo zazwyczaj to nie jest kwestią tylko jednego atomu z brakującym jednym elektronem. Z takim jednym delikwentem poradzi sobie bezproblemowo nasz układ odpornościowy, po pierwsze nie dopuszczając do powstania wolnego rodnika - odpowiadają za to enzymy antyoksydacyjne oraz białka wiążące jony pierwiastków przejściowych.
Po drugie, gdy już rodnik jest i szkodzi - dostarczając "na miejsce" antyoksydanty, czyli takie cząsteczki, które oddają elektron bez szkody dla siebie samych, a więc nie zamieniając się w wolny rodnik. Należą do nich m.in.: witamina C, kwas moczowy oraz glutation w środowisku wodnym, zaś w lipofilowym: witamina E, karotenoidy oraz nierodnikowe reakcje utlenienia.
Wolne rodniki niszczą DNA komórek i o "posprzątaniu" tego bałaganu Natura też pomyślała. Aby nie doszło do kopiowania uszkodzonych komórek, do akcji wkraczają enzymy naprawiające uszkodzony przez reaktywne formy tlenu DNA.
Skąd się biorą wolne rodniki?
To jest mitochondrium:
Źródło: http://biologia.opracowania.pl/podstawowe_typy_kom%C3%B3rek_charakterystyka_struktur_kom%C3%B3rkowych/mitochondria/ |
A tam, gdzie zachodzą przemiany tlenowe, tam wióry lecą... yyy, powstają wolne rodniki. My sami je wytwarzamy i nie jest to bynajmniej żaden bug w grze. Mówi się wiele o reaktywnych formach tlenu (RFT) atakujących nas w spalinach, dymie papierosowym itd., ale trzeba odróżnić patologię od fizjologii. Zdrowy organizm może zamienić nawet do 5% pobranego tlenu w rodniki. Rzeczywiście, w przypadku intensywnego wysiłku ilość ta może wzrastać dość znacznie. Nie mówimy tutaj jednak o porannej rozgrzewce czy dziesięciu przysiadach, bo idąc tym tropem, bardziej namiętny seks by nas zabił na miejscu zanim zdołalibyśmy wydać na świat potomstwo. A skoro o potomstwie mowa, czyż małe dzieci nie są zabójczymi generatorami reaktywnych form tlenu? Biegają jak nakręcone przez cały dzień, krzyczą, nie chcą spać, stresują ludzi - jedna wielka kupa wolnych rodników, jak najdalej od nich. Nic dziwnego, że ludzie siwieją gdy stają się rodzicami.
Dopóki jednak układ odpornościowy działa bez zarzutu, wszystko jest ok. Gorzej, gdy nastąpi koncentracja rodników a antyoksydantów zabraknie, ale o tym dalej.
A po co nam one?
Biorąc pod uwagę to, co napisałam na początku o potencjale gangsterskim delikwenta zwanego RFT, możecie sami domyślić się, w jaki sposób nasze organizmy je wykorzystują. Natura nie znosi próżni - skoro mitochondria produkują takie typy spod ciemnej gwiazdy, można je wykorzystać do unieszkodliwiania czegoś, co może potencjalnie organizmowi zaszkodzić jeszcze bardziej.
I tak się dzieje - rodniki mogą pomagać zwalczać infekcje niszcząc białka drobnoustrojów chorobotwórczych. Dopóki stan zapalny nie trwa zbyt długo i rodniki nie mnożą się w nieskończoność zaczynając w niekontrolowany sposób atakować zdrowe tkanki, można ich działanie uznać za korzystne.
Rodniki biorą również udział w szeregu innych ważnych dla organizmu procesów, m.in. peroksydaza i nadtlenek wodoru biorą udział we "wbudowywaniu" atomu jodu w cząsteczkę tyrozyny, dzięki czemu powstaje tyroksyna - podstawowy hormon tarczycy, którego znaczenia, jak sądzę, nie muszę moim czytelniczkom tłumaczyć.
Reaktywne formy tlenu stanowią również ważny element wielu szlaków sygnałowych, które ulegają aktywacji w stanach patologicznych i prowadzą do śmierci uszkodzonych bądź zainfekowanych komórek. Cały czas jednak mówimy o sytuacji, gdy rodników jest akurat tyle, ile ich potrzebujemy - a więc równowaga pomiędzy ich ilością, a ilością antyoksydantów jest zachowana.
W filmie na początku postu lektor ładnie zobrazował działanie wolnych rodników, które, jak sądzę, wydaje nam się dość abstrakcyjne. Czy da się zobaczyć ich działanie? Jasne - wystarczy przekroić jabłko na pół i postawić na chwilę na stole aby zaobserwować jak zaczyna ciemnieć. To nic innego jak właśnie reakcje utleniania, działanie wolnych rodników. Co mądrzejsi wiedzą, bo babcia im powiedziała, że pokrojone jabłka należy skropić sokiem z cytryny, wówczas nie ciemnieją... tak szybko. Sok z cytryny zawiera witaminę C, będącą całkiem niezłym antyutleniaczem, który neutralizuje powstające w wyniku reakcji utleniania rodniki.
Co się dzieje jednak, gdy mitochondria swoje, a spaliny, dym papierosowy, promieniowanie i wysiłek swoje?
Pojęcie stresu oksydacyjnego.
Każdy to słyszał chociaż z dwieście razy w życiu - stres oksydacyjny, inaczej obciążenie tlenowe, czyli co? Czyli właśnie taka sytuacja, w której rodników w organizmie jest więcej niż ustawa przewiduje i sieją zniszczenie prędzej niż układ odpornościowy jest w stanie je neutralizować i eliminować. Wyobraźmy to sobie: nasze mitochondria stale - o ile dostarczamy organizmowi jakikolwiek tlen - produkują jakieś tam ilości RFT. Dołóżmy do tego jogging (wysiłek! Zaburzona gospodarka tlenowa!) po zaczadzonym Krakowie w pełnym słońcu (wszelkie formy promieniowania są źródłem wolnych rodników), a potem szybkiego kebaba w drodze powrotnej (smażone = produkty spalania = rodniki), a na koniec papieroska w ukryciu i w ramach wyrzutów sumienia jabłko z pestycydami. Nie daj Boże, aby jeszcze nam jakieś dziecko przebiegło przez drogę rozsiewając wokół wolne rodniki niczym topola pyłki. Kaplica. Wieczorna kąpiel w parabenach w tej sytuacji wydaje się już mało znaczącym incydentem, nie mającym żadnego wpływu na zmianę biegu wydarzeń, które nieuchronnie prowadzą nas do śmierci w mękach z DNA pofragmentowanym jak dysk C po sześciu latach bez formatowania.
Rodników pojawia się tyle (albo antyoksydantów jest tak mało!), że zaczynają atakować one zdrowe tkanki, uszkadzać DNA komórek i generalnie siać zniszczenie. Najbardziej cierpią błony komórkowe, a także białka - a białka to, proszę państwa, szalenie pojemny termin, pod który podpiąć można chociażby wszystkie enzymy, od których zależy przebieg wszystkich procesów biochemicznych w organizmie. Skutek? Pełen wachlarz: od jaskry i zaćmy, poprzez choroby Alzheimera i Parkinsona, aż po różnego rodzaju nowotwory, a co najgorsze: starzenie się skóry! ;)
Nie moją rolą ani celem jest straszenie ludzi, przeciwnie: wszyscy wiemy, że uszkodzenia DNA nie niosą ze sobą niczego dobrego. Warto jednak wiedzieć, że te straszne rzeczy mają miejsce gdy zachodzi sytuacja niezwykła. No, dobra, coraz częściej spotykana we współczesnym świecie, ale wciąż na ogół jednak nasze organizmy dość dobrze sobie z neutralizacją rodników radzą, jeśli dostarczamy im wszystkiego, czego potrzebują. Choć, rzecz jasna, z wiekiem coraz gorzej. Takie życie.
Nawiasem mówiąc, wiedzieliście, że dawniej tlen po polsku zwany był kwasorodem? Było to dosłowne tłumaczenie z nazwy łacińskiej (oksy = kwaśny; gennao = rodzić), a nazwa "tlen" (od słowa "tlić") przyjęła się dopiero w połowie XIX wieku. Nazwa kwasoród dość dobrze opisuje właściwości tlenu. "Oddychanie czystym tlenem jest dość niebezpieczne, ponieważ podnosi on ciśnienie krwi i wywołuje kwasicę."
"Zabawne" w tym świetle wydaje się więc korzystanie z barów tlenowych, prawda? Podczas oddychania normalnym powietrzem hemoglobina jest już w 97% wysycona tlenem. Jeśli zatem sztucznie zwiększymy jego stężenie, ilość przenoszona do tkanek wzrośnie zaledwie nieznacznie. Możemy co najwyżej zwiększyć ilość O2 rozpuszczonego w osoczu, a to w normalnych warunkach nie wnosi dużego wkładu w natlenianie komórek. Lepszym zatem sposobem na poprawę kondycji nie jest wdychanie tlenu, a przyspieszenie jego wymiany w tkankach, czyli przyspieszenie krążenia krwi. To zaś o wiele lepiej niż siedzenie na tyłku w barze tlenowym zapewni ruch na świeżym powietrzu, które ten tlen zawiera w wystarczających dla nas ilościach.
Jak zachować równowagę oksydacyjną?
Wracając do tematu: szkód spowodowanych przez rodniki można uniknąć zachowując równowagę oksydacyjną. Co to znaczy? Najprościej: unikając nadmiaru rodników i dostarczając organizmowi antyoksydanty. Nie wpadać w niepotrzebną histerię na myśl o rodnikach, pamiętając słowa naszej dziekan (nomen omen o nazwisku Kwaśniak), że życie to nieustanny rozpad i budowanie. Wpadanie w panikę też generuje rodniki. Filozofia Zenku*** sprawdza się w tej sytuacji najlepiej.
Do antyoksydantów endogennych należy: melatonina, glutation, estrogen, albumina, kwas moczowy i liponowy, zaś do egzogennych witaminy: C, A, E, likopen, alfa karoten, beta karoten, polifenole i luteina. Koenzym Q10, cynk, selen, kobalt, miedź i mangan należą zarówno do antyoksydantów endogennych jak i egzogennych. Gdzie szukać przeciwutleniaczy? Wszystko, co niesmaczne, zawiera antyoksydanty, a najlepsze żarcie szkodzi najmocniej. Mówi Wam to coś? ;) W istocie, jedzenie wysoce przetworzone często pozbawione jest witamin i mikroelementów pomagających naszemu organizmowi poradzić sobie ze stresem oksydacyjnym. Pocieszę Was jednak, że jeśli nie jesteście studentami-trollami, którym wyhodowana w lodówce cywilizacja pisze magisterkę i zwracacie jakąś tam uwagę na to, co jecie, to prawdopodobnie dostarczacie sobie z jedzeniem wystarczającą ilość antyoksydantów. Natura tak to ułożyła, że trzeba się bardzo postarać aby sobie zaszkodzić, i to starać się latami.
Taką witaminę C znajdziemy w większości owoców i w niektórych warzywach. Jako witamina egzogenna, a więc taka, której sami nie syntetyzujemy, lecz pobieramy z pożywienia, musi być dobrze dostępna. I tak jest - znajdziemy ją w jedzonych codziennie ziemniakach i kapuście, bardzo bogatym jej źródłem są również czarne porzeczki czy natka pietruszki, jak również: czerwona i zielona słodka papryka, brukselka, kalafior, szpinak, pomidory, truskawki, poziomki, owoce cytrusowe.
Z kolei witaminę E znajdziemy głównie w olejach roślinnych, migdałach i orzechach włoskich.
W przeciwieństwie do wyżej wymienionych, witamina A występuje wyłącznie w produktach pochodzenia zwierzęcego. Zawierają ją: masło, mleko i produkty mleczarskie, jaja, niektóre tłuste ryby, szczególnie bogata w nią jest wątroba. Natomiast prowitaminą A nazywamy całą grupę związków, które noszą nazwę karotenoidów i występują tylko w świecie roślinnym - każdy jest w stanie wymienić beta-karoten występujący w marchewce, z którego najłatwiej organizm tworzy retinol. Nie jest to jednak równoznaczne z dostarczaniem organizmowi takich samych ilości witaminy A po zjedzeniu tej samej (gramowo) porcji marchewki i jaj czy ryb - wykorzystywanie retinolu i beta-karotenu jako witaminy A w organizmie człowieka nie jest jednakowe. Na przykład w produktach roślinnych zawartość beta-karotenu trzeba podzielić przez 6, aby otrzymać odpowiednią ilość retinolu, którą wykorzysta organizm.
Pozostałe antyoksydanty:
Jednocześnie wylewam wiadro zimnej wody na głowy tych, którzy wydają krocie na wszelkiej maści suple czy egzotyczne jagody - nie mnie zaglądać Wam w portfele, ale weźcie się stuknijcie mocno w głowy, może jakiś mózg tam jeszcze grzechocze. Żaden suplement za stówę czy trzy ani odkryta na szczycie jednej, jedynej góry na Kamczatce roślina kwitnąca tylko raz w roku, nie będzie lepsza od tego, co rośnie wokół Was. Ziemniaki i kapusta, zapamiętajcie moje słowa.
Wpływ wolnych rodników na starzenie się skóry - jak się bronić?
Podejrzewam, że czytelników tego bloga najbardziej interesuje kwestia działania wolnych rodników w kontekście pielęgnacji. Tak, są i działają. Robią źle, a podstawowym szkodnikiem jest promieniowanie słoneczne, na które jesteśmy wystawieni codziennie. Nie pomaga również dym papierosowy ani zanieczyszczone środowisko, jak również kiepska dieta i życie w stresie - a więc wszystko to, o czym już była mowa, bo hej! Skóra to nasz największy organ, zbroja chroniąca przed środowiskiem zewnętrznym. Jeśli dzieje się źle, to na niej widać wszystkie rysy.
Mechanizm obronny jest zawsze taki sam - dostarczanie antyoksydantów. Jestem fanką dostarczania ich z dietą, ale jeśli można sobie zrobić (no, dobra, kupić też!) krem lub tonik i również tą drogą zapodać sobie trochę przeciwutleniaczy, nie widzę przeciwwskazań. Zawsze i wszędzie reklamuję mój tonik z glukonolaktonem, który jest silniejszym przeciwutleniaczem niż witamina C (więcej o kwasach PHA: TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ).
Wszelkiej maści sera z witaminą C, na które przepisy znajdziecie w internetach - bardzo tak! Od siebie serdecznie polecam mój przepis na serum totalne z tetraizopalmitynianem askorbylu, najstabilniejszą obecnie znaną formą witaminy C: KLIK!
Witamina C wchodzi w reakcję z anionami nadtlenkowymi, rodnikami hydroksylowymi i tlenem singletowym lub je neutralizuje. Sądzi się, że witamina C łagodzi stany zapalne i zmniejsza immunosupresję po ekspozycji na promieniowanie UV.
Przeciwutleniaczem jest również witamina E, działająca synergistycznie z witaminą C, ponieważ rozpuszcza się w środowisku lipidowym, zaś wit. C (w przypadku kwasu askorbinowego) w środowisku wodnym.
Witamina A (retinol) jest wykorzystywaną w kosmetologii zredukowaną postacią kwasu retinowego. Często stosuje się jej formę zestryfikowaną - palmitynian retinylu - ze względu na lepszą absorbcję. Niektóre preparaty oprócz retinolu i kwasu retinowego (tretynoina) zawierają również prekursor witaminy A, beta-karoten, substancję o właściwościach przeciwutleniających. Beta-karoten rozpuszcza się w tłuszczach i zabezpiecza błonę komórkową przed procesem peroksydacji lipidów.
Rzecz jasna, znajdziecie również wiele gotowych kosmetyków wypełnionych po brzegi przeciwutleniaczami, pamiętajcie jednak, że same antyoksydanty nie ochronią skóry przed promieniowaniem słonecznym. Najlepszym kombo są więc stabilne filtry połączone z antyoksydantami. Do pozostałych znanych w kosmetyce antyoksydantów należą:
Ściskam,
Arsenic
---------
LITERATURA:
Pojęcie stresu oksydacyjnego.
Każdy to słyszał chociaż z dwieście razy w życiu - stres oksydacyjny, inaczej obciążenie tlenowe, czyli co? Czyli właśnie taka sytuacja, w której rodników w organizmie jest więcej niż ustawa przewiduje i sieją zniszczenie prędzej niż układ odpornościowy jest w stanie je neutralizować i eliminować. Wyobraźmy to sobie: nasze mitochondria stale - o ile dostarczamy organizmowi jakikolwiek tlen - produkują jakieś tam ilości RFT. Dołóżmy do tego jogging (wysiłek! Zaburzona gospodarka tlenowa!) po zaczadzonym Krakowie w pełnym słońcu (wszelkie formy promieniowania są źródłem wolnych rodników), a potem szybkiego kebaba w drodze powrotnej (smażone = produkty spalania = rodniki), a na koniec papieroska w ukryciu i w ramach wyrzutów sumienia jabłko z pestycydami. Nie daj Boże, aby jeszcze nam jakieś dziecko przebiegło przez drogę rozsiewając wokół wolne rodniki niczym topola pyłki. Kaplica. Wieczorna kąpiel w parabenach w tej sytuacji wydaje się już mało znaczącym incydentem, nie mającym żadnego wpływu na zmianę biegu wydarzeń, które nieuchronnie prowadzą nas do śmierci w mękach z DNA pofragmentowanym jak dysk C po sześciu latach bez formatowania.
Rodników pojawia się tyle (albo antyoksydantów jest tak mało!), że zaczynają atakować one zdrowe tkanki, uszkadzać DNA komórek i generalnie siać zniszczenie. Najbardziej cierpią błony komórkowe, a także białka - a białka to, proszę państwa, szalenie pojemny termin, pod który podpiąć można chociażby wszystkie enzymy, od których zależy przebieg wszystkich procesów biochemicznych w organizmie. Skutek? Pełen wachlarz: od jaskry i zaćmy, poprzez choroby Alzheimera i Parkinsona, aż po różnego rodzaju nowotwory, a co najgorsze: starzenie się skóry! ;)
Nie moją rolą ani celem jest straszenie ludzi, przeciwnie: wszyscy wiemy, że uszkodzenia DNA nie niosą ze sobą niczego dobrego. Warto jednak wiedzieć, że te straszne rzeczy mają miejsce gdy zachodzi sytuacja niezwykła. No, dobra, coraz częściej spotykana we współczesnym świecie, ale wciąż na ogół jednak nasze organizmy dość dobrze sobie z neutralizacją rodników radzą, jeśli dostarczamy im wszystkiego, czego potrzebują. Choć, rzecz jasna, z wiekiem coraz gorzej. Takie życie.
Źródło: https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:PL_Tripplin-Hygiena_polska_Tom_1.pdf/60 |
Nawiasem mówiąc, wiedzieliście, że dawniej tlen po polsku zwany był kwasorodem? Było to dosłowne tłumaczenie z nazwy łacińskiej (oksy = kwaśny; gennao = rodzić), a nazwa "tlen" (od słowa "tlić") przyjęła się dopiero w połowie XIX wieku. Nazwa kwasoród dość dobrze opisuje właściwości tlenu. "Oddychanie czystym tlenem jest dość niebezpieczne, ponieważ podnosi on ciśnienie krwi i wywołuje kwasicę."
"Zabawne" w tym świetle wydaje się więc korzystanie z barów tlenowych, prawda? Podczas oddychania normalnym powietrzem hemoglobina jest już w 97% wysycona tlenem. Jeśli zatem sztucznie zwiększymy jego stężenie, ilość przenoszona do tkanek wzrośnie zaledwie nieznacznie. Możemy co najwyżej zwiększyć ilość O2 rozpuszczonego w osoczu, a to w normalnych warunkach nie wnosi dużego wkładu w natlenianie komórek. Lepszym zatem sposobem na poprawę kondycji nie jest wdychanie tlenu, a przyspieszenie jego wymiany w tkankach, czyli przyspieszenie krążenia krwi. To zaś o wiele lepiej niż siedzenie na tyłku w barze tlenowym zapewni ruch na świeżym powietrzu, które ten tlen zawiera w wystarczających dla nas ilościach.
Jak zachować równowagę oksydacyjną?
Wracając do tematu: szkód spowodowanych przez rodniki można uniknąć zachowując równowagę oksydacyjną. Co to znaczy? Najprościej: unikając nadmiaru rodników i dostarczając organizmowi antyoksydanty. Nie wpadać w niepotrzebną histerię na myśl o rodnikach, pamiętając słowa naszej dziekan (nomen omen o nazwisku Kwaśniak), że życie to nieustanny rozpad i budowanie. Wpadanie w panikę też generuje rodniki. Filozofia Zenku*** sprawdza się w tej sytuacji najlepiej.
Do antyoksydantów endogennych należy: melatonina, glutation, estrogen, albumina, kwas moczowy i liponowy, zaś do egzogennych witaminy: C, A, E, likopen, alfa karoten, beta karoten, polifenole i luteina. Koenzym Q10, cynk, selen, kobalt, miedź i mangan należą zarówno do antyoksydantów endogennych jak i egzogennych. Gdzie szukać przeciwutleniaczy? Wszystko, co niesmaczne, zawiera antyoksydanty, a najlepsze żarcie szkodzi najmocniej. Mówi Wam to coś? ;) W istocie, jedzenie wysoce przetworzone często pozbawione jest witamin i mikroelementów pomagających naszemu organizmowi poradzić sobie ze stresem oksydacyjnym. Pocieszę Was jednak, że jeśli nie jesteście studentami-trollami, którym wyhodowana w lodówce cywilizacja pisze magisterkę i zwracacie jakąś tam uwagę na to, co jecie, to prawdopodobnie dostarczacie sobie z jedzeniem wystarczającą ilość antyoksydantów. Natura tak to ułożyła, że trzeba się bardzo postarać aby sobie zaszkodzić, i to starać się latami.
Taką witaminę C znajdziemy w większości owoców i w niektórych warzywach. Jako witamina egzogenna, a więc taka, której sami nie syntetyzujemy, lecz pobieramy z pożywienia, musi być dobrze dostępna. I tak jest - znajdziemy ją w jedzonych codziennie ziemniakach i kapuście, bardzo bogatym jej źródłem są również czarne porzeczki czy natka pietruszki, jak również: czerwona i zielona słodka papryka, brukselka, kalafior, szpinak, pomidory, truskawki, poziomki, owoce cytrusowe.
Z kolei witaminę E znajdziemy głównie w olejach roślinnych, migdałach i orzechach włoskich.
W przeciwieństwie do wyżej wymienionych, witamina A występuje wyłącznie w produktach pochodzenia zwierzęcego. Zawierają ją: masło, mleko i produkty mleczarskie, jaja, niektóre tłuste ryby, szczególnie bogata w nią jest wątroba. Natomiast prowitaminą A nazywamy całą grupę związków, które noszą nazwę karotenoidów i występują tylko w świecie roślinnym - każdy jest w stanie wymienić beta-karoten występujący w marchewce, z którego najłatwiej organizm tworzy retinol. Nie jest to jednak równoznaczne z dostarczaniem organizmowi takich samych ilości witaminy A po zjedzeniu tej samej (gramowo) porcji marchewki i jaj czy ryb - wykorzystywanie retinolu i beta-karotenu jako witaminy A w organizmie człowieka nie jest jednakowe. Na przykład w produktach roślinnych zawartość beta-karotenu trzeba podzielić przez 6, aby otrzymać odpowiednią ilość retinolu, którą wykorzysta organizm.
Pozostałe antyoksydanty:
- selen: orzech brazylijski, cebula, czosnek, grzyby, łuskane ziarna pszenicy, ryż
- cynk: ostrygi, produkty zbożowe z pełnego przemiału, podroby, mięso, ryby, nasiona roślin strączkowych, warzywa i owoce
- polifenole: czerwone wino, herbaty zielona, czerwona i biała
Jednocześnie wylewam wiadro zimnej wody na głowy tych, którzy wydają krocie na wszelkiej maści suple czy egzotyczne jagody - nie mnie zaglądać Wam w portfele, ale weźcie się stuknijcie mocno w głowy, może jakiś mózg tam jeszcze grzechocze. Żaden suplement za stówę czy trzy ani odkryta na szczycie jednej, jedynej góry na Kamczatce roślina kwitnąca tylko raz w roku, nie będzie lepsza od tego, co rośnie wokół Was. Ziemniaki i kapusta, zapamiętajcie moje słowa.
Wpływ wolnych rodników na starzenie się skóry - jak się bronić?
Podejrzewam, że czytelników tego bloga najbardziej interesuje kwestia działania wolnych rodników w kontekście pielęgnacji. Tak, są i działają. Robią źle, a podstawowym szkodnikiem jest promieniowanie słoneczne, na które jesteśmy wystawieni codziennie. Nie pomaga również dym papierosowy ani zanieczyszczone środowisko, jak również kiepska dieta i życie w stresie - a więc wszystko to, o czym już była mowa, bo hej! Skóra to nasz największy organ, zbroja chroniąca przed środowiskiem zewnętrznym. Jeśli dzieje się źle, to na niej widać wszystkie rysy.
Mechanizm obronny jest zawsze taki sam - dostarczanie antyoksydantów. Jestem fanką dostarczania ich z dietą, ale jeśli można sobie zrobić (no, dobra, kupić też!) krem lub tonik i również tą drogą zapodać sobie trochę przeciwutleniaczy, nie widzę przeciwwskazań. Zawsze i wszędzie reklamuję mój tonik z glukonolaktonem, który jest silniejszym przeciwutleniaczem niż witamina C (więcej o kwasach PHA: TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ).
Wszelkiej maści sera z witaminą C, na które przepisy znajdziecie w internetach - bardzo tak! Od siebie serdecznie polecam mój przepis na serum totalne z tetraizopalmitynianem askorbylu, najstabilniejszą obecnie znaną formą witaminy C: KLIK!
Witamina C wchodzi w reakcję z anionami nadtlenkowymi, rodnikami hydroksylowymi i tlenem singletowym lub je neutralizuje. Sądzi się, że witamina C łagodzi stany zapalne i zmniejsza immunosupresję po ekspozycji na promieniowanie UV.
Przeciwutleniaczem jest również witamina E, działająca synergistycznie z witaminą C, ponieważ rozpuszcza się w środowisku lipidowym, zaś wit. C (w przypadku kwasu askorbinowego) w środowisku wodnym.
Witamina A (retinol) jest wykorzystywaną w kosmetologii zredukowaną postacią kwasu retinowego. Często stosuje się jej formę zestryfikowaną - palmitynian retinylu - ze względu na lepszą absorbcję. Niektóre preparaty oprócz retinolu i kwasu retinowego (tretynoina) zawierają również prekursor witaminy A, beta-karoten, substancję o właściwościach przeciwutleniających. Beta-karoten rozpuszcza się w tłuszczach i zabezpiecza błonę komórkową przed procesem peroksydacji lipidów.
Rzecz jasna, znajdziecie również wiele gotowych kosmetyków wypełnionych po brzegi przeciwutleniaczami, pamiętajcie jednak, że same antyoksydanty nie ochronią skóry przed promieniowaniem słonecznym. Najlepszym kombo są więc stabilne filtry połączone z antyoksydantami. Do pozostałych znanych w kosmetyce antyoksydantów należą:
- zielona herbata (Camellia sinensis) - bogata w polifenole będące substancjami przeciwutleniającymi, mogącymi usuwać wolne rodniki lipidowe, rodniki nadtlenkowe, rodniki hydroksylowe, nadtlenek wodoru i tlen singletowy. Hamują ich produkcję nie tylko w naskórku ale również w skórze właściwej.
- Wyciąg z owocu granatu (Punica granatum) - jest bogatym źródłem dwóch rodzajów związków polifenolowych: antocyjanów i hydrolizowalnych tanin. Wykazuje silne działanie antyoksydacyjne i przeciwzapalne.
- Sylimaryna jest kompleksem flawonoligandów pochodzenia roślinnego pozyskiwanychz łupin ostropestu plamistego (Silybum marianum). Zapobiega zmniejszeniu zapasów glutationu, produkcji RFT i peroksydacji lipidów w komórkach eksponowanych na promieniowanie słoneczne.
- Genisteina - ziarna soi stanowią bogate źródło izoflawonoidów, z których najsilniej działają genisteina i daidzenina. Ta pierwsza występuje również w ekstrakcie z miłorzębu japońskiego, w szałwii i lebiodce pospolitej. Flawonoid ten zmniejsza zakres uszkodzeń spowodowanych promieniowaniem UV i zwiększa aktywność enzymów przeciwutleniających w skórze.
- Resweratrol to polifenolowa fitoaleksyna, której duża ilość występuje w skórce i pestkach winogron, orzechach i w czerwonym winie. Ma silne działanie antyoksydacyjne, właściwości przeciwzapalne i antyproliferacyjne.
I na koniec może nie łyżka dziegciu, ale ziarnko gorczycy do przełknięcia: czas leci i nie da się go zatrzymać. Można nieco spowolnić jego wpływ na wygląd naszej "zbroi" odpowiednio dobraną pielęgnacją i dietą, ale ci, którzy nie umarli młodo, będą mieli zmarszczki na swoim pogrzebie. Na starzenie się wewnątrzpochodne (chronologiczne, genetyczne, naturalny proces starzenia się układu) nie mamy większego wpływu, choć pojawia się ono później od starzenia zewnątrzpochodnego (fotostarzenie, starzenie posłoneczne, proces starzenia wywołany czynnikami zewnętrznymi, w głównej mierze działaniem promieniowania UV), które pojawia się wcześniej zwłaszcza u osób pracujących na świeżym powietrzu. A w ostatecznym rozrachunku stosowanie filtrów i antyoksydantów w pielęgnacji ma większe znaczenie i wartość jako ochrona przed czerniakiem i innymi "przyjemnostkami" niż przed starzeniem się. Nawiasem mówiąc, bardzo fajnie o tym procesie pisał Łukasz na swoim blogu TUTAJ, polecam.
Ściskam,
Arsenic
---------
LITERATURA:
- Murray R. K., Granner D. K., Rodwell V. W., Biochemia Harpera Ilustrowana, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2012
- Sawicki W., Malejczyk J., Histologia, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2012
- Burgdorf W. H. C., Plewig G., Wolff H. H., Landthaler M., Dermatologia Braun-Falco, Tom I, Wydawnictwo Czelej sp. z o. o., Lublin 2010
- Adamski Z., Kaszuba A., Dermatologia dla kosmetologów, Wydawnictwo Elsevier Urban & Partner, Poznań 2010
- Sarbak Z., Jachymska-Sarbak B., Sarbak A., Chemia w kosmetyce i kosmetologii, Wydawnictwo MedPharm Polska, Wrocław 2013
- Rhein D. L., Fluhr J. W., Starzenie skóry, aktualne strategie terapeutyczne, Wydawnictwo MedPharm Polska, Wrocław 2013
- http://www.e-biotechnologia.pl/Artykuly/Stres-oksydacyjny
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Mitochondrium
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Oddychanie_kom%C3%B3rkowe
- http://biotechnologia.pl/biotechnologia/artykuly/reaktywne-formy-tlenu-i-ich-wplyw-na-metabolizm-czlowieka,12572
- http://www.biokom.com.pl/stres-oksydacyjny-i-nitrozacyjny
- http://biotechnologia.pl/biotechnologia/artykuly/bary-tlenowe-czy-warto-korzystac,12808
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Tlen
- http://zdrowie.med.pl/
- http://www.biochemiaurody.com/vademekum/antiox.html
- http://mazidla.com/kategorie-poproduktow/antyoksydanty.html
- http://biotechnologia.pl/kosmetologia/artykuly/przeglad-przeciwutleniaczy-stosowanych-na-rynku-kosmetycznym,26
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz