Analiza kolorystyczna: skąd mam wiedzę na temat kolorów? Jak to się zaczęło?


Czasami nadziwić się nie możecie, że potrafię godzinami opowiadać o tych wszystkich przytłumionych, szarawych kolorach Zgaszonego Lata. Albo, że znajduję dla nich bardzo wiele różnych nazw i opisów, które pobudzają wyobraźnię. Albo skąd mam w ogóle wiedzę na temat kolorów? 
A przecież kolorów można się nauczyć! Dokładnie tak jak matematyki. 
Miałam szczęście dorastać w rodzinie pełnej świadomych swojej urody kobiet. W dodatku w tamtych czasach nie czekało się na nowe kolekcje w sieciówkach jak na wyrok - będzie właściwa kolorystyka, czy znowu w nic się nie ubiorę? Dziewczyny szyły wtedy same, a tkaniny zdobywało się różnie, czasem farbowało. Jakoś jednak zawsze efekt był jak trzeba i babeczki z mojej rodziny uważane były za indywidualności, które potrafią się ubrać. Dżinsy i bluza? To mógł nosić pan robotnik fizyczny - i to tylko do pracy. Wiele się zmieniło, prawda?

Nawet w obszarze samej świadomości koloru - skąd te 30 lat temu moje ciotki wiedziały, że cztery typy kolorystyczne i jakie kolory dla kogo? I że każda Zima jest nieco inna? 

Myślę, że trochę z tzw. wiedzy ogólnej, ale głównie - z obserwacji. Dawniej nie polegało się na wiedzy z internetu, ale do wszystkiego trzeba było dobrnąć samemu, własnymi szarymi komórkami, pręcikami i czopkami.


Moja babcia, Zgaszone Lato, miała z dziadkiem, Ciemnym Zimem, cztery córki. Każda z inną kolorystyką i wszystkie mocno świadome wpływu kolorów na urodę noszącej je osoby.
Najmłodszą, Czystą Zimę, do dzisiaj mam przed oczami w czarnej koszuli i białych spodniach. Uwielbiała geometryczne wzory, a próba rozjaśniania jej granatowo-czarnych włosów skończyła się... zielenią na czuprynie. Obie równie alabastrowo-białe, ze spacerów w mroźnej pogodzie wracałyśmy z jaskraworóżowymi rumieńcami. U niej z wiekiem rozwinął się trądzik różowaty...
To u niej, jako dziecko, bawiłam się wśród farb, sztalug i pędzli, uczyłam się łączyć kolory i "poprawiałam" jej obrazy własnymi, dziecięcymi wizjami. Zdaje się, że na jej autoportrecie są jeszcze ślady mojej radosnej i zupełnie bezrozumnej twórczości. 
Wątpię czy miałaby kaprys aplikować na sobie trend pin-up, jak to teraz się w internetach  namolnie poleca absolutnie wszystkim osobom o jej typie kolorystycznym. Ale jako Czysta Zima doskonale odnajdowała się w połączeniu czerni z bielą i chyba nie pamiętam jej w innych kolorach. Czasami dodawała do tego grynszpan czy fuksję, albo siarkowy żółty. Dostałam zresztą od niej w dzieciństwie wspaniały sweter, oczywiście własnoręcznie przez nią wydziergany, cały w geometryczne, czarno-białe wzory. Uwielbiałam go i nosiłam aż się powycierał. Kolorystycznie jesteśmy do siebie bardzo podobne. 



Moja mama z kolei jest Głęboką Zimą - czarne oczy, czarne włosy, łatwa i szybka opalenizna bez poparzeń. Obecnie jej włosy są idealnie śnieżnobiałe. Widzicie ją w czerwieni, czerni, fiolecie, indygo, prawda? To przychodzi tak naturalnie. Żadnych pasteli, żadnych brązów, ale i nie za wiele jaskrawych połączeń. Gdy była młodsza, często nosiła spódnice i sukienki, a jej ulubionym kolorem był malachitowy. 
To ona wyjaśniła mi sens testu srebro-złoto. Czy też raczej - jego bezsens w przypadku niektórych osób. Łatwo jest wskazać, który metaliczny kolor pasuje danej osobie lepiej, gdy jej kolorystyka jest jawnie ciepła lub bez wątpienia chłodna. Wówczas od razu odrzucamy ten drugi kolor, jako burzący harmonię pejzażu - i po problemie. A co, jeśli to nie temperatura barw jest najważniejszą cechą kolorystyki danej osoby?
To były godziny, lata szkoleń pod okiem mamy. Na spacerach często analizowałyśmy w locie mijane osoby... i nie tylko osoby. "Oleńko, jaką kolorystykę ma ta kamienica?", "do jakiego typu pasuje ta wzorzysta bluzka?", "A nasz Misiek (kot) to chyba zima, prawda? Tylko która?"...  
Mama nauczyła mnie wrażliwości na najdrobniejsze różnice pomiędzy odcieniami jednego koloru. 



Jej starsza siostra jest z kolei Głęboką Jesienią. Co ciekawe, kolorystycznie są z moją mamą dość podobne do siebie - ciemne włosy, ciemne oczy, smagła cera. A jednak ta ciotka różniła się od nas wszystkich i bardzo umiejętnie te różnice podkreślała dobierając sobie ubrania w odcieniach cieplejszych niż "nasze". Uwielbiała brązy i jako jedyna w rodzinie pięknie  w nich wyglądała. Obserwowałam jak te wszystkie czekoladowe, kasztanowe odcienie łączone umiejętnie z ceglastymi czerwieniami, beżem i oliwkową zielenią na niej wyglądały. My wszystkie bladłyśmy i szarzałyśmy gwałtownie w takich kolorach. A ta jedna, skubana ciotka, dosłownie lśniła. 
To dzięki tym obserwacjom, jej ogromnej świadomości koloru i konsekwencji w podkreślaniu niuansów w swojej kolorystyce bardzo szybko zrozumiałam, że nie wszystkie brunetki są zimami. I nie tylko walor koloru ma znaczenie. A stąd było już bardzo blisko do sięgnięcia po literaturę z zakresu teorii barw.



Najstarsza z nich, jako jedyna, wdała się w urodę i kolorystykę babci. Pamiętam jej spojrzenie, TO spojrzenie, gdy mówiła, że możemy pomarzyć o noszeniu lawendowych fioletów, grafitu, marsali i gołębich błękitów. My - czyli cała reszta ferajny o mocnej, ciemnej kolorystyce, skazani na czerń, srebro, karmin i indygo. 

Nosiła zresztą te swoje niejednoznaczne, rozmywające się i przenikające wzajemnie kolory z podniesioną głową i wypiętym cycem. Wyglądała świetnie!
Nigdy nie pofarbowała swoich szarawo-zielonkawych włosów, bo była dumna z ich unikatowego koloru: "Żaden fryzjer nie ma takiej farby!" Stopniowo, z wiekiem, robiły się coraz jaśniejsze, z efektem "salt'n'pepper".
Pamiętam, jak w dzieciństwie stawałyśmy razem przed lustrem - ona cała w swoich szarawych fioletach - i przykładała mi do twarzy tkaninę w mocniejszym odcieniu. Nigdy nie lubiłam na sobie tych wszystkich "mdłych" i "nijakich", stonowanych odcieni, w których było jej tak bardzo do twarzy. Dzięki niej dostrzegłam sens pracy z nasyceniem koloru.
Ten mój ukochany, fuksjowy płaszcz był zresztą jej nietrafionym zakupem online. Kolor na stronie sklepu prezentował się nieco inaczej, a potem gdy już przyszedł... Wiecie, jak to jest. Ciotka się nie przekonała do tego koloru, był zbyt ostry dla niej, więc ostatecznie trafił do mnie. Jest świetny!

Gdy się ma takie kobiety w rodzinie, od dziecka jasne jest, że nie ma brzydkich kolorów - są tylko niewłaściwie dobrane odcienie.


Albo brak świadomości własnych atutów. Bardzo bym sobie życzyła, żeby pewność siebie wróciła na salony! 


Zapraszam na indywidualne konsultacje kolorystyczne. Spotykamy się głównie w Krakowie, ale bywam również w Warszawie, Katowicach, Kielcach i Lublinie. Jest to luźne spotkanie przy kawie/herbacie, na którym przede wszystkim mamy szansę porozmawiać. Odpowiadam na wszystkie Twoje pytania, często zachowując się jak szalony naukowiec rozrysowujący schematy kolorystyk na kartkach. Jest to Twój czas i staram się wypełnić go maksymalnie konkretem i wiedzą. 
Mam też bezcenną możliwość zobaczenia Cię na żywo i - co dla mnie najważniejsze - wykonania Ci zdjęć w dobrym oświetleniu i kadrze, z których będę najbardziej zadowolona, i na których praca będzie łatwa. Ty się więc już nie przejmujesz wykonywaniem zdjęć według moich wskazówek - tylko stoisz we wskazanym miejscu i ładnie wyglądasz, a ja dbam o resztę.
Jeśli chcesz, możemy przejść się po pobliskich sklepach (spotkania zwykle umawiam w centrum, w pobliżu lub bezpośrednio w którejś z galerii handlowych), gdzie wskażę Ci ubrania we właściwych kolorach. To świetny moment aby skorzystać z mojej wiedzy i doświadczenia, gdy potrzebujesz rady w konkretnej kwestii, np. doboru bieli ślubnej czy biżuterii. 
Do analizy dodaję sporo przykładowych stylizacji, ale szczerze mówiąc, nic nie zastąpi ujrzenia konkretnego koloru na żywo, na konkretnym materiale i na sobie. Omawiam sposoby łączenia barw, rodzaje tkanin i dodatki - dokładnie wszystko to, co znajduje się analizie, ale często jest to wiedza pogłębiona, bo cały czas jest możliwość pytania mnie o wszystko, a ja (co chyba widać po długości wpisów na blogu) lubię odpowiadać szczegółowo.
W tej opcji koszt wydruku książki jest już w cenie. Jest to więc połączenie praktycznych zajęć, z których wychodzisz z głową pełną wiedzy, z konkretnym materiałem zapakowanym w książce, do której zawsze można wrócić.



Zapraszam serdecznie!

kontakt@arsenic.pl
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger