DIY: błyszczyk do ust w kolorze French Fuchsia - nie tylko dla czystych zim!



Widząc pigment French Fuchsia po raz pierwszy od razu wiedziałam, że będę z niego robiła coś do ust. French Fuchsia to kolor przede wszystkim bardzo intensywny, jaskrawy, mocny, z zimnym połyskiem. Doskonale sprawdzi się w makijażu czystych zim. Ale... jak to zwykle bywa z pigmentami, można go dostosować do wielu różnych typów kolorystycznych i zastosowań, wystarczy zmienić sposób aplikacji, dać go mniej, i tak dalej... Zobaczcie, jak się zmienia!


Na górze zaprezentowałam go na suchej, nieprzygotowanej wcześniej skórze. Na dolnym swatchu jest nałożony... na krem do rąk. Nawet nie na bazę do cieni!


Te swatche mówią nam już bardzo dużo, nie tylko o samym kolorze pigmentu French Fuchsia, ale również o tym, jak będzie się on zachowywał w formule "mokrej" oraz w makijażu. Spójrzcie: w większej koncentracji (po prawej) i nałożony na bazę (kiepską, bo krem do rąk to żadna baza przecież!) ujawnia niebieskawe tony, jest mocno kryjący, soczysty i jaskrawy. A przy tym nie jest mocno lśniący, nie ujawnia wielu migoczących drobin. Tymczasem nałożony na sucho i roztarty, ujawnia swoją delikatniejszą naturę, jest lekko transparentny. Cóż, porównując go ze stonowanymi odcieniami różu to wciąż jest mocna plama koloru, ale za chwilę zobaczycie, jak ten charakter pigmentu przekłada się na efekty w błyszczyku.

Kupując French Fuchsia w Kolorówce warto więc od razu dodać do koszyka zestaw do wykonania błyszczyka do ust. Niech was nie zmyli nazwa, z tego "błyszczyka" stosunkowo łatwo jest też zrobić pomadkę o szalonym kryciu, wystarczy dodać trochę matowej bazy z serii Color Blends lub innego, matowego, mocno kryjącego pigmentu.

Uzbroiwszy się w to wyposażenie mamy wszystko, czego trzeba, aby zacząć. Wystarczy teraz wymyślić sobie kolor i stopień krycia. Dzisiaj zaprezentuję metodę najłatwiejszą, tzn. dodam stosunkowo dużo tego jednego pigmentu i nie będę kombinowała z innymi mieszankami. Pamiętajcie, że w zestawie otrzymujecie dwukrotną porcję surowców i dwa opakowania na błyszczyk. Tak, Kolorówka wie, że na jednym się nie skończy! Warto tę drugą porcję wykonać sobie w nieco inny sposób, aby móc cieszyć się innym kolorem.

Od czego zaczynamy? Jak zawsze: od wyciągnięcia instrukcji obsługi kupionego zestawu. To z niej dowiemy się, że oto trzymamy w rękach wszystko, co potrzebne aby za chwilę stworzyć swój idealnie dopasowany kolor błyszczyka. Jest tam pełny skład kosmetyku, opis surowców i krok po kroku prowadzenie za rączkę przez cały proces. Nie wyrzucajcie więc tej kartki, jej przeczytanie jest łatwiejsze niż pisanie do Kolorówki z prośbą o pomoc - choć w tym przypadku akurat ta pomoc na pewno przyszłaby szybko, sklep słynie ze swojej wyśmienitej obsługi klienta.


Od razu podpowiem też, że ani zlewka, ani bagietka nie są niezbędne i jeśli ich nie macie, można sobie poradzić inaczej. Ja swój błyszczyk robiłam w starym, acz czystym pudełku po masce enzymatycznej. Polecam również pojemniczki na mocz z apteki (te zakręcane) - są świetne do takich działań! Ostatecznie przepis ten można przygotować w absolutnie każdym innym pojemniczku (nie za dużym), który można zanurzyć bezpiecznie we wrzątku. A mieszać można plastikowym widelcem, słomką do napojów, czymkolwiek, co macie pod ręką. Brak "profesjonalnych" utensyliów do DIY nie jest żadną przeszkodą, choć warto je kupić dla własnej wygody, jeśli kręcicie dużo i często.


Sama procedura tworzenia błyszczyka jest banalnie prosta i sprowadza się do roztopienia wosków w olejach. Do zlewki (w moim przypadku - do plastikowego pudełka) wkładamy więc kolejno: olej jojoba, olej rycynowy, skwalan i wosk Candelilla i roztapiamy wszystko w kąpieli wodnej. Nigdy tego nie próbowałam, ale podobno można też to zrobić w mikrofalówce. To by było szalenie wygodne! Uprzedzam jednak - brak mi danych w tym eksperymencie.

Gdy wosk się roztopi (można mu pomóc, mieszając), dodajemy White Sapphire. Jest on śnieżnobiałym wypełniaczem funkcjonalnym składającym się tylko z jednego składnika: tlenku glinu, w naturze występującego jako szafir (korund).
Dzięki swej budowie White Sapphire zapewnia kosmetykom doskonałe właściwości optyczne i sensoryczne. Stają się jedwabiste i komfortowe w aplikacji a skóra w dotyku niezwykle gładka i miękka. White Sapphire jest luksusowym dodatkiem stosowanym w zaawansowanych kosmetykach m.in. pudrach i podkładach, cieniach, szminkach i różach. Nie wpływa na barwę dodanych pigmentów, nie rozjaśnia kosmetyku. Może być stosowany również do modyfikacji gotowych kosmetyków.

W tym momencie można bazę podzielić na dwie części, połowę odlewając do innego opakowania. Ona stężeje nieco, więc sugeruję opakowania takie, które łatwo jest ogrzać w kąpieli wodnej lub takie, które mają szerokie wieczko, przez które łatwo jest wydłubać bazę. Te małe słoiczki z zakrętką są do tego idealne: KLIK!

Dzięki temu zabiegowi możecie wykonać sobie dwa różne kolory błyszczyków lub wykonać ten sam, ale później, zamiast mieszać wszystko naraz, jak ja to teraz właśnie robię...

No i lecimy z koksem. Dodając pigment do swojego błyszczyka po raz pierwszy, najważniejszą zasadą, o której powinniście pamiętać na początku jest: NIE WSYPUJ CAŁEGO OPAKOWANIA PIGMENTU do bazy błyszczykowej. To zdecydowanie za dużo! 

Na powyższym zdjęciu widać grzeczne, przepisowe 0,5 g (pół grama) pigmentu French Fuchsia w podwójnej bazie błyszczyka. Oznacza to, że na jedną porcję błyszczyka przypada 0,25 g pigmentu. To stosunkowo niewiele i widać to w jego kolorze po wymieszaniu:


Ależ różany delikates, nieprawdaż? Gdzie ta fuksja, gdzie Jego Oczopląsowość? Toż to idealny kolor dla jasnych lat, kolorystyk równie delikatnych i rozbielonych jak to cacuszko. Transparentny, tak jak obiecywał na swatchu, niemal bezdrobinkowy, różany, jasny i przeuroczy. Proszę bardzo, nie dziękujcie za przepis.

Mnie jednak ten kolor nie zadowolił, więc metodą jaskiniową - dodając coraz więcej pigmentu - uzyskałam to, o co mi chodziło: fuksję dość dobrze kryjącą, o intensywnej barwie. Ostatecznie dla uzyskania tego koloru (górny kleks) użyłam ok. 2 g pigmentu French Fuchsia w podwójnej bazie błyszczykowej. Oznacza to, szybko licząc na palcach, że do wykonania jednego błyszczyka w ultranasyconym kolorze potrzebujemy równo 1 g tego konkretnego pigmentu.


Podkreślam: to, że teraz osiągnęłam taki efekt przy użyciu 1 g French Fuchsia, nie oznacza, że przy każdym innym pigmencie można oczekiwać podobnego krycia i nasycenia. Pigmenty bardzo różnią się między sobą i do każdego trzeba podchodzić indywidualnie.

To co, pakujemy!


W paczce z surowcami do wykonania błyszczyków dostajemy aż dwa puste opakowania na gotowy kosmetyk. Ludzie w Kolorówce dobrze wiedzą, że jeśli ktoś bawi się w robienie własnych kosmetyków, to nie poprzestanie na jednym... Za chwilę wpadnie do głowy inny koncept, smak na inny kolor, lub chęć wzbogacenia błyszczyka o jakiś składnik funkcyjny, którego nie ma w zestawie. I to wszystko można zrobić! A drugie opakowanie można wypełnić dowolnie.

Złota rada: przed zapakowaniem błyszczyka do opakowania polecam lekko podgrzać tę masę. Ona lubi szybko tężeć, szczególnie jeśli dodamy dużo pigmentów. Nie trzeba doprowadzać do wrzenia, wystarczy jeśli masa będzie dość płynna. Jeśli macie mały lejek - to idealnie, ale i bez niego da się precyzyjnie wycelować w otwór opakowania. Gdy w trakcie przelewania masa znów zacznie tężeć, nie frustrować się, podgrzać. To normalne. 

Nie wlewajcie błyszczyka aż "pod korek". Trzeba zostawić trochę miejsca na aplikator! Jeśli nalejecie za dużo, wszystko się wyleje z opakowania. Lepiej nalać za mało, ponieważ - w razie czego - zawsze można opakowanie uzupełnić. 


Kolor jest świetny! O taki mi chodziło i od czasu wykonania błyszczyka noszę go bardzo często. Ma komfortową konsystencję i wielogodzinną trwałość. To jeden z tych produktów, które szczerze lubię. Gdybym trafiła na taki gotowy produkt w drogerii, pewnie kupowałabym go wiernie po zdenkowaniu poprzednika. Cóż za wygoda, że mogę do sobie wykonać sama.

Uściski

Aleksandra


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger