Można i da się! Styl i spójna garderoba jest kwestią wyboru. #filozofOla



Skąd biorę te wszystkie kolorowe cacka? Czy wydaję fortunę na tzw. „stylizacje”? Czy poświęcam dużo czasu na zakupy odzieżowe? Jak ja to robię, że wyglądam zawsze świetnie?
Można ulec złudzeniu, że żyję tylko po to, aby dopieszczać swój wizerunek. Otóż nie, nie zawsze wyglądam świetnie. W przeciwieństwie do modowych guru nie przykładam wielkiej wagi do dopracowywania każdego szczegółu, bo są to tylko ubrania, które ja wypełniam i definiuję, a nie one mnie. To ubrania, w których jestem na maksa sobą, a nie przebranym, pstrokatym coachem. 
Ale – wiadomo - mnie również cieszą trafione zakupy. Esencją jest jednak umiar, rozsądek i przemyślane zostawianie pieniędzy tam, gdzie rzeczywiście warto. I na takie rzeczy, z których później będę się cieszyła latami, aż do ich zużycia. A to najłatwiej jest osiągnąć zdobywając wiedzę o swoim stylu i kolorystyce, oraz nakładając na to prozaiczne doświadczenie. Dzięki temu, że zawodowo wyszukuję ubrania dla was, znam trochę ciekawych miejsc oferujących rzeczy wyróżniające się i dobrej jakości. 

Nie wydaję fortuny na swoje ubrania i dodatki, ponieważ kupuję mało i z namysłem. To żaden wyczyn zamienić swoją garderobę w graciarnię, w której tkwią rzeczy nigdy nie noszone. Ja lubię cieszyć się tym, co już mam, lubię zużywać ukochane rzeczy i mieć satysfakcję z tego, jakim trafionym wyborem przed laty był dany zakup. Tego nie zastąpi uczucie zapełniania szafy kolejnymi ubraniami. Nie kolekcjonuję rzeczy, lecz ich używam.
Taki cel przyświeca też mojej pracy. Dążę do tego, aby moje klientki nauczyły się czerpania satysfakcji z posiadanych rzeczy. Często w moich książkach z analizami kolorystycznymi w dedykacjach tego im właśnie życzę: zadowolenia ze zbudowania swojej ulubionej garderoby. 



Na zdjęciach widzicie przegląd części moich zakupów z ostatnich kilku miesięcy. Ewidentnie wzięło mnie na fiolet i róż, prawda? Żadna z tych rzeczy nie była kupiona w sieciówce. Buty są robione na wymiar i na zamówienie, wg mojego pomysłu. Dużo taniej, niż myślicie. Buty są skórzane, świetnej jakości i trwałości - mam z tej manufaktury już kilka par, niektóre z nich noszę od lat. Najstarsze są z 2014 roku i noszę je do dzisiaj, a wydałam na nie wówczas niecałe dwieście złotych. Od kiedy je mam, minęło siedem lat okazji i powodów do kupienia kolejnej pary czarnych, skórzanych, uniwersalnych i wygodnych mokasynów. 
Nawiasem mówiąc, do sklepu duzebuty.info trafiłam dzięki mojej ciotce, która wynalazła mi go wiedząc o moich kłopotach ze znalezieniem dużych rozmiarów kobiecych butów, które nie byłyby tylko japonkami albo bezkształtnymi trampkami. To polska manufaktura specjalizująca się w produkcji pięknych butów ze skóry w dużych rozmiarach. Można na bazie ich propozycji zaprojektować sobie but całkowicie po swojemu: wybrać rodzaj i kolor skóry, a także miejsce, w którym ma się znaleźć na butach. Można mieszać różne rodzaje i kolory skór, a także wybrać podeszwę, obcas, zapięcie, dodatki. 



Te "fioletowe krokodyle" kosztowały mnie ostatnio ok. 250 zł. Chyba nieźle, jak na spersonalizowane buty ze skóry wykonane dokładnie na wymiar moich stóp - nie tylko na długość wkładki, ale też z uwzględnieniem wysokości podbicia, szerokości stopy i obwodu kostki. Nie mam szans znaleźć równie ładnych i dobrych jakościowo butów w swoim rozmiarze w popularnych sklepach obuwniczych w tej cenie.



Z kolei ten fioletowy sweter z "piórami" jest dziełem Kamili z Botanica Crafts. I jest to nie byle co, bo w całości został wykonany z wełny merino sprowadzanej tajnymi ścieżkami z Niemiec, a w dodatku w całości został wymyślony przeze mnie: od kolorów, poprzez kształt, wzór i aż po te fikuśne pióra na prawym ramieniu. I, rzecz jasna, na moje wymiary, więc rękawy nie kończą mi się w dziwnym miejscu, lecz tam, gdzie powinny. I Kamila to zrobiła, urzeczywistniła moje wyobrażenie, wyjęła ten sweter wprost z moich myśli. Nie, tutaj tanio nie było ale nie żałuję żadnej wydanej złotówki, bo kupiłam świetnej jakości, ręcznej roboty unikat, w który Kamila włożyła serce. Skrojony na mnie i w moim stylu, w moich kolorach. Nie ma (i nie będzie!) drugiej takiej rzeczy na całym świecie. Poza tym - wiem, że pieniądze te trafiły do świetnej osoby, która wkłada serce w swoją pracę, a nie do masówki sprowadzającej gotowce nie wiadomo skąd. A zresztą, jak tak patrzę na ceny swetrów z kaszmiru czy wełny merynosów w Poszetce czy innym Gobi Cashmere, to... w sumie wychodzi mi rozsądna cena. 

Z podobnych powodów wybieram również pigmenty oraz podkłady mineralne ze sklepu Kolorowka.com. Pracowałam przez jakiś czas jako technolog kosmetyków w kilku firmach - na ludzki przekładając: tworzyłam receptury kosmetyków, niektóre z nich z powodzeniem udało się wdrożyć i były dostępne na rynku. W jednej z firm skupiałam się głównie na cieniach i podkładach mineralnych, a moja rola do wdzięcznych nie należała: miałam tworzyć udane duplikaty popularnych kolorów cieni oraz wyczarować podkłady mineralne o jak najniższym koszcie produkcji i najlepszych parametrach użytkowych. Znam wszystkie surowce używane w tego typu produktach, wiem też od których producentów kupuje się te wszystkie piękne pigmenty mineralne. I powiem wam jedno: w Kolorówce jest świetna jakość, lepszej nie dostaniecie, a ceny są bardzo uczciwe. Tych surowców nie da się sprzedawać taniej.



Wiem lepiej niż dobrze, bo z pierwszej ręki, jak odbywa się proces "wytwórczy" pigmentów w jednej z topowych marek kojarzących się z kosmetykami mineralnymi, gdzie pojedynczy pigment rozświetlający do ciała kosztuje siedmiokrotnie więcej, niż najdroższy wariant tego samego pigmentu w Kolorówce. Ten sam pigment, żadnych domieszek, żadna opatentowana receptura. Jeden surowiec.



Podobnie jest z podkładami mineralnymi. Sęk w tym, że minerały są generalnie szalenie wdzięcznym materiałem makijażowym i naprawdę nie potrzeba wiele w składzie, żeby to działało. Producenci chętnie wykorzystują ten fakt, zalewając rynek podkładami składającymi się z miki podkolorowanej trochę tlenkami żelaza, ewentualnie z dodatkiem dwutlenku tytanu dla zwiększenia krycia. Wszystko jak najtańsze, jak najszybciej. Koniec "receptury". 



Tymczasem w podkładach z Kolorówki mamy jeszcze kilka przyjemnych dodatków pielęgnujących skórę: 
  • pudry jedwabne i perłowe
  • alantoinę - składnik trudny do przecenienia przez posiadaczki wrażliwej, podrażnionej czy potrzebującej regeneracji cery, 
  • czarodziejskie krzemionki sferyczne
  • cudownie wygładzające mikrosfery silikonowe
  • specjalne odmiany miki ukrywające zaczerwienienia czy same w sobie zachowujące się i jak mika, i jak krzemionka, 
  • dodatki funkcyjne dające efekt soft-focus czy odbijania światła w załamaniach skóry aby je ukryć,
  • kaolin ultrafine o właściwościach pielęgnacyjnych i odżywczych białej glinki, ale o teksturze tak jedwabiście gładkiej i miękkiej, że trudno ją odróżnić od krzemionek (!!!), 
  • czy taka odmiana dwutlenku tytanu, który nie tylko daje to znajome krycie, ale przychodzi w parze z nieziemsko jedwabistą konsystencją sunącą po skórze jak mikrosfery,
  • nie mówiąc już o kosmicznej technologii Blue Light Shield - czyli składniku chroniącym naszą skórę przed wpływem niebieskiego światła,
  • znając możliwości Kolorówki nikt też już poważnie nie bierze pod uwagę starego, topornego tlenku cynku jako dodatku zwiększającego ochronę UV w swoim podkładzie mineralnym, ponieważ są od tego lepsze, bardziej zaawansowane składniki: UV Protection Base czyli tlenek cynku z mikrosferami silikonowymi, dzięki którym składnik jest lekki, cudownie sunący po skórze i bezproblemowy w aplikacji, czy Sunlight Veil - w którym mikronizowany tlenek tynku występuje w formie otoczki na płytce talku, przez co mamy nie tylko lepszą konsystencję, ale i zwiększoną ochronę bez męczącego bielenia i poczucia obciążenia skóry. 


To nie magia, to przemyślany dobór składników, wyszukiwanie najlepszych surowców zamiast kombinowania, gdzie kupić tańszy talk. Lubię dobrą jakość i bardzo lubię też uczciwe podejście do klientów, i z tego powodu właśnie jestem wierna kosmetykom mineralnym z Kolorówki już od dziesięciu lat. 



Biżuteria z Lukato to niszowy hit wszech czasów – prawdziwe rośliny zatopione w srebrze, unikatowe wzory i styl tak bardzo mi bliski! Odkryciu tego sklepu towarzyszyła magia algorytmów znanych serwisów. Boty połączyły kropki i którejś bezsennej nocy wyświetliły mi reklamę biżuterii jak ze snu: przedziwnej, zamaszystej, szamańskiej wręcz i pięknej. Mam ich piękne, roślinne kolczyki, naszyjniki i pierścionki, i noszę je codziennie, nawet do najzwyklejszych ubrań i zadań, bez okazji. Możecie nazwać to kryzysem wieku średniego, można wróżyć mi starość a la Iris Apfel, ale z drugiej strony - ileż bali zaliczę w tym wcieleniu? Kiedy mam się cieszyć z tych pięknych ubrań i drobiazgów, jeśli nie... codziennie, właśnie tu i teraz? Naprawdę muszę czekać na specjalną okazję, żeby dać sobie pozwolenie na założenie naszyjnika z gałązką nasturcji? Nawiasem mówiąc, jest to świetny dodatek do zwykłej, czarnej, bawełnianej sukienki t-shirtowej. W duecie z moimi różowo-fioletowo-srebrnymi butami cała "stylizacja" nabiera wyjątkowego charakteru, choć, nadal, jest to tylko tania kiecka do biegania po mieście, w której nie jest mi żal usiąść na trawie + jeden kawałek biżuterii + jakieś buty. To wszystko mogło być przypadkową zbieraniną. 



Jeśli chodzi o cenę tej biżuterii - nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Lubię srebro i świadomie wiele lat temu zrezygnowałam z innych "ozdób", wykonanych z mniej szlachetnych materiałów. Stawiam na jakość, a jeszcze bardziej: na konkretny styl przy wyborze swoich ozdób. Z tego powodu cały mój skarbczyk można pomieścić w jednej dłoni. Nie mam wiele biżuterii, ale są to same wyselekcjonowane, piękne rzeczy, które noszę codziennie, a niektóre od lat. Nic nie leży zakurzone i niekochane.



Dobrym przykładem są też srebrne zegarki ze Srebropol. I znowu - polska firma, dobrej jakości, unikatowe rzeczy ze srebra. Mam jeden srebrny zegarek z ozdobną, ażurową bransoletą i liśćmi dębu przy kopercie od tego producenta i noszę go bardzo często, traktując jako... cóż, ozdobną, srebrną bransoletę właśnie. ^^ Tyle, że z funkcją czasomierza. Piękna rzecz, pasuje mi do wszystkiego, a jej koszt jest podobny do przeciętnej klasy i brzydkich - w mojej opinii - "klasyków galeriowych". 
Oczywiście, że podoba mi się większość ich zegarków, bransolet, piersiówek, szkatułek i całej reszty tych uroczych pierdółek... tylko co z tego? Ponownie: nie znoszę zbieractwa, nie rozumiem i nie chcę gromadzić rzeczy tylko dlatego, że mi się podobają i mnie na nie stać. Siedząc na kupce tych wszystkich świecidełek - jak często mogłabym się nimi naprawdę cieszyć? Ilu z nich poświęciłabym w ciągu dnia chwilę refleksji nad formą i dopasowaniem do stroju, nastroju czy (braku) okazji? I czy każda taka rzecz faktycznie pasowałaby mi tak świetnie, gdybym zagarniała pod siebie wszystko, co się świeci? Czy starczyłoby mi życia na odkurzanie tego wszystkiego? 
A w jaki sposób wreszcie te przedmioty by mnie opuściły? Zapomniane, zgubione, sprzedane za bezcen czy oddane? A może dopiero wyrzucone w pocie czoła przez kolejne pokolenia, odgruzowujące moje przestrzenie gdy odejdę? Straszna wizja. To tylko rzeczy, należy ich używać, zużywać i się nimi cieszyć, a nie gromadzić i hołubić. 



Różową bluzkę z wiskozy od Fit Matki Wariatki też już widzieliście i tak sobie myślę: może to jest ten wrodzony szyk? Prosta bluzka zamiast t-shirtu z logo MZ.412? ^^ Srebrny zegarek w cenie zwyklaka z galerii noszonego przez wszystkich, spersonalizowane i superwygodne buty na wymiar w szalonych kolorach zamiast nijakich trampek kosztujących więcej niż te skórzane buty na zamówienie, świetnej jakości dodatki z drugiego obiegu w dowolnym wybranym przez siebie kolorze, zamiast zgody na pierwsze, lepsze z sieciówki – to zawsze jest wybór. A tego jest dokonać zdecydowanie łatwiej, gdy się sobie da czas na przemyślane zakupy, oraz gdy wiadomo, w którym mniej-więcej kierunku iść, przynajmniej w kwestii wyboru kolorów i jakości. 
Z tymi pierwszymi pomogę, w miarę możliwości, wiedzy i doświadczenia oferując wyczerpującą temat analizę kolorystyczną. Ale o resztę trzeba już zawalczyć samodzielnie. 

Jak tam wasze ostatnie zakupy? Udało się trafić coś ekstra? Jeśli macie sprawdzone łupy, podzielcie się zdjęciem i linkiem lub nazwą producenta, ja zawsze chętnie wrzucam takie polecajki aby również inne panie o podobnej kolorystyce mogły skorzystać! 

Pięknego dnia!
Aleksandra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger